Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2013, 00:56   #124
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Słowa Almosa Thomas przyjął z uśmiechem na twarzy. Zresztą, uśmiech zniknął tak szybko jak się pojawił bo ból w okolicach żeber dał o sobie znać w nienajmilszy sposób.

- Usłyszeć takie słowa, z ust wytrawnego jeźdźca takiego jak ty Almosie, to więcej niż komplement. Jakoś w tamtej chwili wydało mi się rozsądne to co zrobiłem... ale masz rację. Jeśli następny raz dojdzie do potyczki odpuszczę sobie rycerskie szarże. - Thomas wysilił się na kolejny uśmiech. Almos był zacnym i prawym człowiekiem, a jego słowa słuszne. Thomas poczuł ukłucie w sercu na myśl o Miklosie i losie jaki spotkał tego młodzieńca i członka rodziny Almosa. Żaden z nich nie zasłużył sobie na taki los, jeden na śmierć a drugi na żałobę.

Gdy rozmowa zeszła na temat czynu Almosa, Thomas skwitował to krótko.

- Zrobiłeś co musiałeś Almosie. W oczach świątyni jesteś niewinny, w oczach Vereny pewnie rozgrzeszony. Sam pieczęć i podpis swój złożę gdzie trzeba by o braku twej winy świadczyć. - Thomas nie wiedział czy mógł tak mówić, ale miał nadzieję że takie słowa pomogą w jakiś sposób wojownikowi o sokolim oku i dobrej ręce do łuku. Słowa wtedy nie mogły zaszkodzić nikomu. Chyba.

***

Gdy kompania oglądała wóz i to co na nim było, Thomas leżał sobie spokojnie pod drzewem. Odpoczywał. Myśli kłębiły się w jego głowie. W sumie mutanci napadający na wóz nie są czymś nadzwyczaj niecodziennym, a jednak, w tym wszystkim było coś dziwnego. Thomas żałował że nie uczestniczył przy przesłuchaniu kobiety. Wiedział że Klaus spisał się jak zawsze, ale akolita miał kilka pytań które z miłą chęcią zadałby osobie która paktowała ze zniekształconymi. Nawet mogło nie chodzić o sprawy związane z ładunkiem lub napadem samymi w sobie, ale bardziej o naturę dotnikętych zwyrodnieniem istot. Z drugiej strony, Thomas zdawał sobie sprawę że może nie był to najlepszy czas na naukowe badania i tezy... ale czy w ogóle był dobry czas na takie sprawy. Obolałe żebra podpowiadały że nawet jeśli tak to nie był to ten czas. Oby Irmina była bezpieczna w swej podróży. Hans wyglądał na osobę która potrafiła zadbać nie tylko o siebie, wszak do tego był szkolony i zadania swe wykonywał pewnie od wielu lat... ale Goethe przestawał ufać powoli każdemu. Cała sprawa zdawała się zataczać co raz to szersze kręgi, a skromne osoby śledczych co krok napotykały możniejszych obywateli którzy posiadali złoto i władzę. Thomas poczuł ukłucie w mostku, czy było to za sprawą poczucia że nie dadzą rady rozwikłać zagadki czy może po prostu ból napływał do podskórnych ran i zakażał je na swój dziwny sposób? Thomas zamknął oczy i pogrążył się w błogim spokoju.

Gdy przybył wóz, Thomas wgramolił się nań z pomocą towarzyszy. Kiedy rozmowa zeszła na temat podziału łupów - jakież to było dziwne słowo, przecierz Thomas złupił najwyżej tylko kilka siniaków i nic poza tym - akolita powiedział że broni żadnej nie potrzebuje, a z jej sprzedaży i znalezionych monet weźmie tylko tyle ile inni z grupy osądzą że mu się należy. Uczucia tłukły się w duchu akolity. Potrzebował broni, niebezpieczeństwa napotykali poważne i sztylet mógł nie wystarczyć by być przydatnym w walce. Pomimo sędziwego wieku, Thomas nie pogardziłby mieczem, a może nawet i czym co mogłoby ochronić jego skórę, stalowa zbroja to może byłoby za dużo, ale nadchodził czas by pomyśleć o jakiejś osłonie delikatnego ciała straca. Słowom Hanny też nie można było zaprzeczyć. Piękna młódka miała rację. Goethe wygladał jak dziad proszalny w swej znoszonej i porwanej szacie oraz zniszczonych sandałach. Jedyne co mówiło że jest kimś więcej niż podróżującym żebrakiem był wisior z symbolem Vereny, wiszący na szyi na grubym łańcuchu. Prawdą mogło być że przynosi hańbę towarzyszom poprzez swój wygląd. Dlatego postanowił przyjąć pieniądze, jeśli jakieś dostanie. Broni zniekształconych wziąć nie chciał, nawet opłakany stan uzbrojenia akolity go do tego nie zmusił. Monety wędrowały z rąk do rąk i nie raz i nie dwa używał pewnie już monet trzymanych przez zmienionych, na myśl tę Thomasem aż zatrzęsło, ale broń wydawała się być czymś zbyt osobistym by przejąć ją po mutancie. Lepiej było kupić coś od rzemieślnika. Mając dużo czasu, Goethe zaplanował że jeśli tylko jakaś gotówka wpadnie w jego dłonie, poprosi Ekharta by ten kupił mu jakieś zacne ostrze u zbrojmistrza. Thomas nie znał się na broni ni w ząb, zatem dobrze by było by ktoś w tej materii doświadczony zajął się wyborem uzbrojenia. Na takich rozmyślaniach, spokojnie, mijała droga do zajazdu, do Pożądanego Odpoczynku.

***

Za maść którą dostał na swe stłuczenia, Thomas podziękował niskim ukłonem i błogosławieństwem dla karczmarza, jego rodziny i domu. W zaciszu pokoju który został mu przydzielony, akolita nałożył wonną pastę i umył się dokładnie od stóp do głów. Wciąż w swej tułaczej wręcz szacie, dołączył do kompanów w głównej sali karczmy i raczył się rozmową i jadłem. Każde słowo swoich towarzyszy, Thomas pochałaniał z chciwością niczym chleb z masłem który znalazł się na stole. Wszyscy mieli niby rację, z tego wynikało, ale kto miał słuszność? Kto był dobry a kto zły, tego jednego akolita nie mógł wydedukować. Ładunek prochu, naznaczeni zmianami, morderstwa w garbarniach Averheim, Czerwona Strzała, Czerowna Korona, jak to wszystko się łączyło i czy miało jakiś sens?

Ból, głód i chłód spowodowały że Thomas nie miał ochoty na czynny udział w rozmowie. Skupił się na słuchaniu i rozważaniach, ale i te ostatnie czynności przychodziły z trudem. Po posiłku Thomas zagaił do Ekharta.

- Jak mniemam, po powrocie do miasta zamierzacie sprzedać znalezioną broń. Jeśli tak, to czy ty Ekharcie byłbyś łaskaw za mą część, oczywiście jeśli takowa będzie mi przydzielona, zakupić broń najodpowiedniejszą dla mej osoby? Na orężu się nie znam tak dobrze jak na modlitwach czy księgozbiorach, a jeśli będę mógł ci się jakoś odwdzięczyć to z radością to zrobię.

Te kilka monet które akolita otrzymał od towarzyszy miało zamienić się w niedługim czasie w solidny strój, dobry do długich podróży i gotowy na każdą pogodę. Oby starczyło na te niewielkie zachcianki starego człeka.

***

Kolejny dzień nie był wcale lepszy jeśli idzie o samopoczucie akolity. Przynajmniej się wyspał, a nie jak dnia poprzedniego, jechał cały dzień w siodle i to po całonocnych modłach za dusze zamordowanych averheimczyków. Kości, stawy i mięśnie wciąż bolały. Thomas nałożył kolejną porcję maści zdrowotnej otrzymanej od karczmarza i ruszył z kompanami w drogę powrotną do Averheim. Pogoda psuła się z każdą chwilą, to jednak nie odstraszało podróżnych którymi trasa była usłana niczym wiosenna łąka kwieciem. W czasie podróży Thomas starał się opowiadać legendy dotyczące wielkich sławą ludzi którzy służyli Siostrze Verenie... opowieści były to długie i nudne, ale dla staruszka każda chwila gdy głosił wiarę była niczym woda na młyńskie koło. Z Almosem można było ciekawie porozmawiać na tematy wiary gdyż jak się okazało i on był wiernym wyznawcą Wagi. Klaus był studnią wiedzy na temat tego jak Thomas powinien zadbać o swoje bezpieczeństwo kiedy jest poza murami świątyni, a wciąż w murach niebezpiecznego miasta. Ekhart choć cichy, to zmuszony był wysłuchać starego akolity na temat tego jaką bronią najlepiej by było mu się posługiwać, ale co tam Goethe mógł o tym wiedzieć, gadał tylko i gadał. Thomas podpytywał pannę Hannę o samo Averheim i rodziny szlacheckie, żadna historyjka nie była bez sesnu i każdą świątynny sługa odnotował w myślach. Na koniec, Thomas chciał wdać się w poważniejszą rozmowę z panną Irminą, do tej pory nie mieli zbyt wielu okazji na dywagacje. Jednak natura problemu nad którym wszyscy pracowali zataczała szerokie magiczne kręgi, a o tych Irmina wiedzieć mogła najwięcej z całej drużyny. Chaos, spaczeń, rytualne morderstwa, dziwne - sekretne znaki na ścianach... to wszystko miało posmak magicznych mocy. Thomas jako stary zakonnik posiadł niewielką wiedzę na te tematy, pogłębić ją mógł rozmową z uczennicą kolegium niebios. Zresztą, droga się dłużyła, wypadało wykorzystać ten czas na naukę, rozrywkę rozmową i wzmocnienie więzi z kompanami.

***

W Averheim, w siedzibie Czerownej Strzały, Thomas uważnie obserwował zachowanie herr Curda Weiss'a. Był on w kręgu podejrzeń grupy śledczych i każde jego spojrzenie mogło zdradzić to że wiedział o zasadzce. Dobrą wieścią nie było też to że nie powiedział on grupie w której był Thomas, o faktycznym ładunku, o prochu strzelniczym. To oznaczało że człowiek ten zataił w sumie niezbyt ważny fakt, a tym stracił przychylność akolity. W sprawach ważniejszych mógł ich okpić niczym stary zbir małego dzieciaka. Dziwić się nie było czemu po cześci, wszak był to kupiec jakiegoś wymiaru, a ci z prawdomówności nie byli znani, jednak człowiekowi pokroju Gothego to nie pasowało... sługa Sprawiedliwej Pani na usługach kłamcy i kombinatora. Weiss nie był też ochoczy by podzielić się innymi informacjami dotyczącymi ładunku prochu, a to było jak gwóźdź do trumny dla Thomasa. Gdyby nie fakt że herr Weiss mógł być częścią zła które działo się w Averheim lub drogowskazem do Zakapturzonego, to Thomas zrezygnował by już tego dnia z dalszej pracy dla tego człowieka. Choć z drugiej strony... srebro jakim zapłacił Curd mogło poprawić znacznie sytuację w jakiej znalazł się Goethe. Jak zwykle, decyzje były tylko te złe i te gorsze.

Po odbytej rozmowie w towarzystwie przewozowym, Thomas wybrał się z towarzyszami którzy szli by porozmawiać z Adele Ketzenblum. Później akolita planował szybkie zakupy na pobliskim ryneku... o twarzystwo poprosił Klausa.
 
VIX jest offline