Po całym tym zamieszaniu związanym z ciągłym uciekaniem i wzajemnym zapoznawaniem, denerwowaniem się na siebie wzajemnie i byciu kartą przetargową i kolejnymi zakładnikami... pieprzona wyspa.
Póki co trzeba było grać kartami jakie rozdawali inni. I choć pozostawanie pod ziemią z kłapouchem na plecach był najgorszą możliwą opcją - w opinii Paulusa - to nie było innych możliwości jak skorzystać z gościny gnolli i ich magicznej Ostoi. Niech to wszyscy...
Paulus zwinął się w kłębek i zasnął - spać też kiedyś było trzeba - a, w zasadzie, będąc znów zakładnikiem, mógł się przynajmniej wyspać do czasu zmiany sytuacji... Kolejny sen praktycznie zignorował - co za dużo to niezdrowo. Niektórzy traktowali sny jak swoistego rodzaju wieszczenie, ale widząc każdej nocy coś, co na dobrą sprawę nie niosło żadnego bezpośredniego przesłania, a tylko jakieś oderwane od wszystkiego sceny...
Pobudka nie należała do przyjemnych, ale... spodziewanych.
"Kolejny problem uległ samorozwiązaniu" - pomyślał z lekką satysfakcją. Pomysł lokatego, aby zwiewać był taki... odkrywczy. Potrzebowali tylko przewodnika i jedynego, którego mieli trzeba było uspokoić.
- Przywalenie trupowi kilofem byłoby już bezczeszczeniem zwłok. Teraz jest to tylko szabrownictwo... Może niespecjalnie moralne, ale na moralności to daleko nie zajdziemy. - powiedział spokojnie - Chodźmy... |