Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2013, 18:01   #4
Glyswen
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
Biegł ścigany głosem bębnów. Ściana zieleni osaczała go z każdej strony, nieprzerwanie majacząc przed jego oczyma. Świat wirował i pulsował w rytm szaleńczego dudnienia. Wiatr przemykał między drzewami, wykrzykując litanię bluźnierstw boleśnie kaleczących uszy. Obłęd spowijał umysł. Królował chaos...

***

A ON lubił chaos. Uosabiał go. Był jego częścią jak i ono było częścią niego. Stanowili jedność.
Groźnie wyszczerzył zęby, ukazując język dziko podrygujący za ścianą bieli. Oczy płonęły żywym ogniem, a na umazanej krwią twarzy malowała się przerażająca radość.
Skoczyli ku sobie niczym dzikie zwierzęta. Jednak ON nie czuł bólu. To ON był bólem. Młócił pięściami na prawo i lewo, upuszczając całą odwagę i pewność siebie z przeciwnika. Strach. ON lubił strach.

***

Ragnar uciekał. Uciekał najszybciej jak potrafił. Uciekał przed strumieniem posoki, który bezlitośnie i niestrudzenie podążał jego śladem. Wśród połaci zielonego mchu raz co raz wyrastały pąki czerwieni znacząc przebyty dystans.
Zdawało się, że ucieczki nie było końca. Każda kolejna sekunda okupiona krwią, napawała coraz większą trwogą. Umysł spowijał mrok, a niewidzialne kleszcze zaciskały się na szyi młodzieńca. Zaczynało brakować mu tchu. Żołądek chciał wyskoczyć przez drżące usta. Jeszcze chwila, jeszcze moment i...
Skarpa pojawiła się nagle, by w chwilę później równie szybko zniknąć gdzieś nad głową Ragnara.
Spadał.
Krople krwi odrywały się od jego twarzy, szybując ku górze, nie mogąc nadążyć za lecącym człowiekiem.
Gładka tafla lodowatej wody zbliżała się z każdą chwilą, aż głośny huk nie rozdarł zasłony ciszy.
Ragnar tonął, a czerwień ustępowała miejsca wszechobecnemu mroku. Nastała ciemność...

***

... dopóki ON nie uderzył po raz wtóry. Wychylił się do tyłu przygniatając przeciwnika ciężarem własnego ciała, po czym z niespodziewanym impetem zaatakował własną głową.
Puk. Puk. Puk!
Był niczym drwal rąbiący drwo.
Puk. Puk. Puk!
Jak dzięcioł wybijał coraz większą dziurę w głowie przeciwnika.
Puk. Puk. Puk!
"Kto tam?"
- Śmierć kurwa!
Zmasakrowane ciało zwiotczało, a ON powstał z wyrazem triumfu na twarzy. Oblizał dokładnie martwe usta szkarłatne od krwi i uśmiechnął się złowrogo.
ON lubił to. Zabijanie sprawiało mu przyjemność. ON... zaczął słabnąć. Mroczki wyrosły przed jego oczyma. Ciemne kształty opuszczały nieprzeniknioną zasłonę na jego spuchnięte powieki. Słabł... Powoli odchodził. Ustępował miejsca Ragnarowi. Odchodził...

center

Ciężkie szpony zacisnęły się na ramieniu Ragnara. Mocne szarpnięcie i młodzieniec znowu był na powierzchni. Minęła chwila nim szpony, którymi okazały się włochate łapska wyciągnęły ciało młodzika z lodowatej wody.
Przemoczony do suchej nitki, pokiereszowany i nadal umazany krwią Ragnar legł na kamienistym brzegu głębokiej rzeki.
Zmarkał i pluł wodą. Chciał wymiotować, lecz w porę powstrzymał odruch.
Wielki cień spoczął na jego twarzy.
-Czyś ty rozum postradał chłopcze!? - Donośny, gardłowy głos zabrzmiał w uszach Ragnara. Z ledwością otworzył usta, po czym jęknął piskliwie: możliwe.
-Możliwe!? Nawet więcej niż możliwe! - Rozpoznał głos. Magnus - tutejszy. Mieszkał samotnie na krańcu lasu, tuż pod przysadzistą skarpą. We wsi uważany był za dzikusa i odludka, ale Ragnar go lubił. W końcu to ten mężczyzna nauczył go wszystkiego. - Masz mi coś do powiedzenia, ha?
Ragnar miał. I to, aż za dużo. Wpadł w szał. Prawdopodobnie zabił człowieka... chyba. Nie był do końca pewien co zaszło. Ale ilość krwi na nim nie zwiastowała niczego dobrego. No i poza tym nie upolował nic do jedzenia, stracił łuk i strzały, onyksowy nóż i wszystko go bolało. Zwłaszcza głowa. Chciało mu się rzygać.
Mimo to pomyślał o swej matce - schorowanej i skulonej gdzieś w kącie domu. Mała i skurczona w sobie. Głodna i bezbronna, zdana na łaskę swych dzieci. A on nie miał nic na najbliższy tydzień do jedzenia. Chciało mu się rzygać.
Przeklinał siebie i swój los. Przeklinał dzisiejszą pogodę, wyjątkowy ziąb i wszystkich tych skurwysynów, którzy skrzywdzili całą jego rodzinę. A zwłaszcza matkę. Ją szczególnie.
Zacisnął pięści. Gniew jednak uleciał błyskawicznie, gdy ból przeszył całą jego lewą rękę.
Był zły i obolały, a do tego wbrew woli chciało mu się płakać. Nie mógł jednak liczyć na żadne pocieszenie. Matka zawsze kazała mu być twardym. Niewzruszonym jak skała.
Ile jednak dałby teraz za odrobinę ciepła...
-Młody? Nic ci nie jest? - Głos Magnusa zdradzał zdenerwowanie i pewną troskę. W błękitnych oczach rosłego mężczyzny malowało się zmartwienie. Nawet głębokie, surowe blizny przecinające jego twarz upstrzoną gęstą, jasną brodą zdawały się mięknąć na widok przemoczonego i ufajdanego posoką Ragnara...
-Jestem cały. Tylko... zimno mi...
 
Glyswen jest offline