Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2013, 21:20   #17
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Riviel i Hourun - rozmowa w alkierzu.

Riviel, chociaż ciężko było jej przyznać to przed samą sobą, potrzebowała Houruna. Mogła spróbować zawsze porozmawiać z Maeve czy Tuą, ale wolała z kimś, z kim zamieniła wcześniej więcej słów. Znazła go siedzącego przy stole w karczmie. Podeszła i odezwała się.
- Witaj. - Usiadła naprzeciw człowieka. - Możemy porozmawiać chwilę?
Zaklinacz podniósł spojrzenie na elfkę. Wcześniej dużo gadał, a gadanie z gębą pełną jedzenia nie było sposobem na poważną rozmowę z najemnikami. Toteż teraz nadrabiał. Wraz z Beau. Pająk zdecydowanie przynależał do drapieżników i mocnymi szczękoczułkami odrywał kawałki mięsa.
Hourun z żalem odsunął talerz i wytarł dłonie w serwetę. Szepnął coś w kierunku chowańca, który po chwili zeskoczył na jego udo i skrył się przed wzrokiem elfki.
- O co chodzi, panno Riviel? - Zaklinacz zapytał spokojnie, spoglądając w jej złote oczy. Znajomy widok elfich rysów twarzy obudził zimny dreszcz na jego plecach, ale czarownik zdusił go, tak samo jak wspomnienia.
Riviel spojrzała na pająka, lecz w jej spojrzeniu nie było widać strachu czy odrazy, lecz lekkie zaciekawienie. Kiedy Hourun się odezwał przeniosła wzrok na niego.
- Chodzi o tę całą sprawę z teleportem - odparła. - Nie uśmiecha mi się wykładać pieniędzy z własnej sakwy tylko wolałabym... Trochę inaczej do tego podejść - dodała ostrożnie. - Jako członek gildii powinien pan wiedzieć czy nie mają tam takich zabezpieczeń jak... rozpraszanie magii czy... magowie nie są ubezpieczeni na wypadek gdyby ktoś chciałby... przejść mniej oficjalnie. - Patrzyła uważnie na Houruna analizując jego reakcję.
Czarownik z ciekawością przyjrzał się Riviel. Będąc zaklinaczem nie byłby sobą gdyby nie dopuszczał do siebie myśli o “alternatywnych sposobach wykorzystania magii” z jaką miał do czynienia - swoją własną i otaczającą go wokół. Oczywiście, elfki nie powinien kusić do złego…

- Chce pani z nami jechać? - zapytał by zyskać trochę na czasie. - Evermeet nie odkryję, gdy powiem, że będzie niebezpiecznie. Sama pani wie. Mówiąc to nie chcę pani osoby umniejszać, doskonale… - Przygryzł na chwilę wargę. - … doskonale wiem, jak bardzo dobry bard jest w stanie pomóc towarzyszom.
- Naprawdę potrafi pani leczyć rany? - dodał.
Riviel uśmiechnęła się z zadowoleniem słysząc słowa Houruna.
- Tak jak mówiłam - pojadę. - Najwyraźniej nie dawała tu miejsca na żadne “ale” i obstawała przy swojej decyzji. - Wiem, że to nie będzie radosna wycieczka, ale nie widzę powodu, dla którego miałoby to mnie zniechęcać - odparła. - Ale cieszę się, że najwyraźniej widzi pan wartość bardów… a przynajmniej widzi ją wystarczająco. Tylu takich, co inny pogląd mają, szczególnie wśród ludzi... - Machnęła ręką. - Potrafię leczyć rany, ale raczej te mniejsze, nie spodziewać się od razu cudów, choć i przy większych, jeżeli nie ma alternatyw, to i taka pomoc jest na wagę złota. A do tych cudów w końcu dotrzemy... - dodała dumnie.
- Staram się mieć otwarty umysł - westchnął zaklinacz. Zamierzał coś jeszcze dodać o chęciach młodej Tel’quessir, ale ugryzł się w język; nie wiedział co jeszcze powiedzieć, by ją zniechęcić do takiej wyprawy i nie wiedział też czy ma prawo by to robić. Zapewne była już dorosła licząc wedle jej rasy.
Popatrzył na swe dłonie, zastanawiając się co powiedzieć. Widok pogryzionych przez Beau, pokrwawionych palców sprawił że wyciągnął dłoń do dziewczyny.
- Helfdan sprawdził czy najęci przez nas ludzie potrafią walczyć. Przekonaj mnie że faktycznie potrafisz leczyć i nie mydlisz mi oczu - powiedział.
Usta elfki wygięły się w niechętnym grymasie.
- Przekonać? - mruknęła. - Nie powiedziałam tego, aby zaimponować. - Chciała coś dodać, ale się powstrzymała. Nie było sensu uświadamiać człowieka, że jego podziw, jako człowieka, nie jest tyle wart. - Ale skoro jest to dla pana tak bardzo ważne to proszę. Zmarnujmy trochę mojej magii. - Riviel wyciągnęła ręce i zaczęła nucić spokojną melodię, zupełnie jakby się nie śpieszyło jej z zaleczeniem ranek na dłoniach Houruna… a może się tylko droczyła? Po chwili położyła dłonie na dłoniach mężczyzny pozwalając, aby obmyła je magia lecznicza, po czym szybko je zabrała.
Zaklinacz przyglądał się i przysłuchiwał z uwagą jak Riviel splata zaklęcie, sprawdzając czy dziewczyna nie korzysta z jakiegoś magicznego przedmiotu. Skinął głową, gdy drobne ranki zniknęły bez śladu.
- Dziękuję - mruknął. Ciekawiło go jak to się dzieje, że bardowie są praktycznie jedynymi korzystającymi ze Sztuki, potrafiącymi używać zaklęć przynależącym do kapłanów i innych użytkowników Mocy.

- Teleport nie reaguje na ilość materii nieożywionej, płaci się za osobę rozumną - podkreślił nieznacznie ostatnie słowo. - Nie wiem, co się stanie jeśli więcej osób spróbuje przejść niż te dla których możliwość skorzystania z kręgu została wykupiona. Jeśli zaś chodzi o rozpraszanie czarów to nie sądzę by to miało miejsce - takie zaklęcia mogłyby zakłócić działanie kręgu. Przykro mi, niewiele więcej mogę powiedzieć. - Spoglądał jej w oczy. - Choć, przyznaję, bawię się myślą jak krąg zachowałby się w przypadku gdyby taka NADMIAROWA osoba była nieprzytomna. Czy sprowadzona do umysłowego poziomu zwierzęcia.
Riviel zamyśliła się.
- Rozważałam za pomocą magii przedostanie się niewidoczna… Tylko fakt, nie wiadomo jak zareagowałby krąg. - Postukała palcami w stół z irytacją.
- Dokładnie - przytaknął Hourun i pociągnął się za związane w kucyk włosy, jak to często robił w trakcie namyślania się. - Szkoda, że nie powiedziała pani o tym wcześniej, można by to sprawdzić. A tak to pozostaje panią … ogłuszyć, do pojemnej torby zapakować i wypakować w Darrow - powiedział z krzywym uśmiechem i sięgnął po butelkę wina, by podsunąć elfce napełniony pucharek.
Riviel zamrugała i spojrzała z niedowierzaniem na Houruna.
- Co? - Przysunęła do siebie pucharek. - Ogłuszyć i do torby?
- Względnie uśpić, ziołami na ten przykład. - Zaklinacz odpowiedział uprzejmie, kątem oka obserwując twarz dziewczyny; nieczęsto zdarzało mu się widzieć wyraz szoku na twarzy Tel’quessir. - Przez pojemną torbę rozumiem magiczny pojemnik do przenoszenia dużych gabarytowo ładunków. Oczywiście, to tylko żart, nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłaby pani rozważać taki sposób - dodał, przyglądając się jej już otwarcie z rozbawieniem w niebieskich oczach.
Elfka otrząsnęła się z pierwszego szoku.
- Ale jednak są rozmyślania o tym - mruknęła. - I doprowadziły one do jakiś wniosków związanych z tym sposobem? - Na twarzy Riviel malowało się wciąż zaskoczenie z powodu wcześniejszych słów, jak i trochę dezorientacji.
Hourun pociągnął się za kucyk, po czym milczał przez dłuższą chwilę, zatopiony w myślach.
- Nie wiem czy to by zadziałało - przyznał wreszcie niechętnie. - Wydaje mi się że tak. Mogę jeszcze jutro spróbować się zorientować, popytać o zasadę działania kręgów. Naturalnie, jeśli jest pani nadal zainteresowana zaoszczędzeniem tych pieniędzy - dodał, przyglądając się Riviel z przyjemnością, mimo tego że twarz jej się mieniła od zmiennych emocji.
- Jestem… - odparła ostrożnie. - Wypytanie się byłoby… dobre. Nie wiem czy po prostu na niewidzialności dałoby się to załatwić co byłoby… najmniej nieprzyjemną opcją.
- Mogłoby się zdarzyć że przeniosłaby się pani, a kto inny - nie. - Hourun odpowiedział z uśmiechem. - Więc nie wiem czy to najlepszy pomysł - dodał z nutką ostrzeżenia. - Spróbujmy z wywiedzeniem się “jak to jest” z samego rana, dobrze?
- Dobrze… - zgodziła się Riviel. - Wtedy pomyślimy co dalej…

Hourun uśmiechnął się w duchu. Nie sądził że słoneczna elfka na serio będzie kombinowała w tak przyziemnych sprawach jak pieniądze… ale z drugiej strony nie było czemu się dziwić. Koszt skorzystania z kręgu teleportacyjnego niemal równy był cenie magicznej broni.
- Dlaczego chce pani wrócić do dworu de Crowfieldów? - zapytał ciekawsko i sięgnął długim ramieniem po butelkę wina, by dolać Riviel do pucharka. - Z tego jak pani mówi o Lususie, zgaduję, że nie jest pani jego wielbicielką - zażartował, uzupełniając i swój kubek.
Riviel pozwoliła sobie nalać tylko do połowy po czym odpowiedziała:
- Muszę zwrócić coś Lidii. - Postukała palcem w noszony pierścień. - A Lusus? Ten palant nie zasługiwałby na wielbicieli, chociaż on pewnie sądzi inaczej.
- I tylko o zwrot pierścienia chodzi? - Zaklinacz przechylił głowę. Sączył trunek powoli, widząc wstrzemięźliwość elfki.
- Chcę też pomóc ze względu na ciężarną Lidię. - Uśmiechnęła się do siebie, ale nie dodała nic więcej.
Hourun skinął głową i rozparł się na krześle, które jęknęło z udręczeniem pod jego ciężarem.
- Wiesz, już po lekturze listu ją polubiłem - powiedział pogodnie, nie dając po sobie poznać że wzmianka o Lidii przypomniała mu o jej ojcu, nieszczęsnym Elidorze. Spojrzał na dziewczynę.
- Opowiesz mi o tym jak udało ci się dotrzeć do Darrow? - zapytał z uśmiechem. - Droga musiała być koszmarem. Proszę - dodał po chwili z lekkim ukłonem.
- Było ciężko - przyznała, ale z pewnym zadowoleniem. - Zostawienie dworu Crowfieldów było tylko początkiem wędrówki. Opuściłam go poprzez tyły, mając za sobą tylko wiarę Lidii w moje powodzenie i całą niezdrową atmosferę w tych zabudowaniach. Pani domu nawet by się nie przejęła jedną bardką, jeżeli wpadłaby na grupę orków, o nie! Jej synowa natomiast mając na względzie zdrowie i życie bardki podarowała jej pierścień, który miał pomóc w dotarciu do celu, a sam paladyn Lusus nieświadom był także całej wyprawy.
Bardka znalazła się więc na nieprzyjaznym terenie wiedząc, że za każdym wzniesieniem może czaić się wróg. Starała się poruszać najciszej jak mogła i trzymać cieni. - Riviel kontynuowała. - Podróż była ciężka, ale słonecznego elfa nie tak łatwo jak człowieka odwieść od podjętego celu, to nie w ich naturze. Poruszała się w dzień, czy w nocy, dając sobie czas na odpoczynek na tyle, żeby być w stanie dalej iść przed siebie. Czasami zdawało się, że brakuje sił, czasami wydało się, że orki zwietrzyły trop, jednak za każdym razem te obawy okazywały się bezzasadne i nie mogły przesłonić misji. Pod koniec drogi już nie orki były zagrożeniem, a i droga stała się ubita, jednak dotarcie do Darrow nie było końcem drogi… - zakończyła sama zatopiona w swej opowieści.
Hourun siedział rozparty na krześle i teraz już otwarcie przypatrywał się bardce. Wsłuchiwał się w jej głos, który przybrał manierę opowiadaczy - nie monotonny, przełamany wzniesieniem czy obniżeniem tonu, by nie znudzić słuchacza. Powoli przeczesywał włosy, błądząc spojrzeniem po twarzy Riviel.

- A czy bardka kiedyś walczyła? - zapytał łagodnie. - Z orkami, ludźmi? Jakimiś monstrami? - dodał cicho.
- Wykształcenie otrzymała doskonałe. Rodzina nie szczędziła pieniędzy na wykształcenie bojowe - odparła. - Nie dawała swym nauczycielom, nigdy, wytchnienia i dopytywała się o dalsze nauki. Kto nie mógł sprostać temu tego odprawiano, aby pozostali tylko ci najlepsi. Udowodniła, że nie potrzebuje siły mięśni, której zawierza wielu, aby pokonać przeciwnika.
- Gotowy materiał na herosa. - Hourun wymruczał z uśmiechem. - Dlaczego wyruszyła w ludzki świat? Z tego właśnie powodu - misji? By zbawiać świat? A może go zakosztować po prostu? Czy by mierzyć się z niebezpieczeństwami, jak w drodze do Darrow?
- Na pewno nie po to, aby się spowiadać przed ludźmi ze swoich powodów - odparła, przykładając palec do ust.
Mężczyzna zaśmiał się i rozłożył ręce.
- A kto o spowiedzi mówi? Bardka jest … bardką. Złotoustą, o giętkim i szybkim języku - zawsze może wymyślić z marszu opowieść, nawet i nieprawdziwą, choćby po to by udowodnić że jest w stanie to zrobić. Choć podejrzewam że najbardziej zajmująca, lecz zmyślona opowieść, niczym nie dorówna prawdziwej historii.
Sięgnął po wino i nachylił się do pucharka Riviel, potem uzupełnił swój.
- Odwagi potrzeba, by samemu wybrać się w taką podróż, w jaką nasza bardka się wybrała - powiedział wpatrując się w wino. - A czy była kiedyś poza granicami Królestwa? - zapytał zerkając na nią z boku.
- Trzeba odwagi, ale jej nie brakuje bardce i wątpliwe jest, aby kiedyś zabrakło - odparła z dumą. - Jak i trzeba odwagi, aby robić coś wbrew rodzinie, nieprawdaż? - Uśmiechnęła się. - I nie trzeba opuszczać Królestwa, aby tego udowodnić.
- Wbrew rodzinie coś robić, kiedy ta rodzina - jak sama bardka mówi - tyle wysiłku i starań zainwestowała… - Hourun spoważniał po słowach Riviel i znowu odwrócił się ku złotookiej.
- Czy warto było się odwracać, byle tylko… nie wiem, udowodnić coś? Szukać własnej drogi? To był świadomy wybór czy ucieczka? Czy to było roztropne?
Riviel zaśmiała się.
- Wygląda to trochę inaczej - stwierdziła. - Nie żałuję. Bynajmniej nie żałuję i niezależnie od słów nie zmieniłyby one moich decyzji - dodała trochę niechętnie.
- Więc tu raczej miał miejsce nowy start w życiu - skomentował Hourun. - Mężczyzna - chciany lub właśnie niechciany; może w Lesie stało się dla bardki za ciasno, może… - Potrząsnął głową.
- Dość o tym. Co prawda, ja obstawiam mężczyznę - powiedział z uśmiechem.
- Tak, dość o tym. - Uśmiechnęła się nieprzyjemnie. - Niektóre rzeczy może będą później. A może nigdy. - Przymrużyła delikatnie oczy wciąż się uśmiechając. - Co prawda, ja obstawiam nigdy.
Zaklinacz skinął głową w uprzejmym ukłonie.
- Widzę i słyszę że dotknąłem drażliwego tematu - powiedział beztrosko. - Trudno, nie zawsze się trafi z wyborem właściwego.
Umilkł na chwilę.

- I to pocieszające, że Tel’quessir nie tak znowu bardzo różnią się od ludzi, przynajmniej w niektórych sprawach. W pani rodzinie były związki pomiędzy elfami i ludźmi? - zagadnął z ciekawością.
- Nie różnią… - mruknęła. - Śmiem wątpić, bo różnice są aż nadto widoczne. - Chyba chciała coś dodać, ale odpuściła… na razie. - Związki pomiędzy elfami i ludźmi? W mojej rodzinie? - Zaśmiała się z tego. - To byłoby niedopuszczalne.
- Jakże to! Różnice? - Hourun uśmiechnął się. - Dwie rączki mamy, dwie nogi, głowę, no, tylko uszy się trochę różnią… No i niewiasty elfie są szczuplejsze, a powiadają że i o mniejszym temperamencie niźli ludzkie - westchnął z udaną goryczą. - No, ale to szczegół, szczegół. Idźmy dalej - elfowie swoją rodzinę są w stanie opuścić, zupełnie tak samo jak i ludzie. A to że dłużej żyją, że liczek nie muszą brzytwą drapać, że obie płcie dupki mają chude, czy że każde z nich z brzucha matki nieledwie z łukiem i mieczem w ręku wyskakuje - drobiazg to - dodał kryjąc uśmiech w kubku.
Riviel parsknęła,
- Ludzkie talenty są mniejsze niźli nasze, wystarczy spojrzeć po ludzkich grajków, którzy chcą się nazywać bardami. Ludziom brak cierpliwości i dużej części ogłady. Widzą siebie jako zdolnych dorównać elfiej sztuce, także sztuce broni. - Zamilkła nagle i zatopiła usta w winie.
Ot i wyszło szydło z worka. Hourun przyjrzał się elfce nadal z uśmiechem, bowiem nie raz słyszał podobne wywody.
- Zapominasz, panno bardko, że jednak i inne różnice istnieją. Ile sobie liczysz wiosen? Setkę? Dwie? Ja dopiero dwadzieścia dziewięć lat temu przyszedłem na świat, i sądzę że z niejednym twoim rówieśnikiem mógłbym stawać w zawody - mówił lekkim tonem. - Kiedy ty jeszcze pieluszki miałaś zmieniane, ja już broń miałem w dłoniach i ćwiczyłem się w jej władaniu. Brak nam cierpliwości? Możliwe, my nie mamy czasu do stracenia. Doskonałość jest rzeczą dobrą, przyznaję, sam lubię elfich muzykantów czy śpiewaków słuchać. Jednak różne rozdano nam karty i każda nasza rasa gra swoimi. Czy przez to jedna jest skazana na to by być niższą od drugiej? Jeśli wy w jednym jesteście od nas lepsi - my od was w czym innym.
Riviel chciała coś odpowiedzieć, ale w porę ugryzła się w język i jedynie machnęła ręką.

- Niezależnie od tego musimy się przenieść do Darrow. Jutro się wypytasz więc, panie, o ten teleport? Pro-szę? - dodała, co przyszło jej z trudnością. - Niemniej nigdy nie wlezę do jakiejś torby, ogłuszona i niesiona przez czło-wie-ka, wolę zapłacić sumę - mruknęła.
Hourun przyglądał się jej przez długą chwilę z uśmiechem. Mimo wszystko z uśmiechem.
- Oczywiście, panno Riviel, wypytam - powiedział naraz już bez uśmiechu. - Zamiast ogłuszania proponowałbym uśpienie, ale wolna wola, zrobisz jak zechcesz. Tak samo jak z tym co ci leży na języku. Dziękuję za miłe towarzystwo przy stole. Ach! Byłbym zapomniał - z twoimi pobratymcami zaprzyjaźniłem się w drodze do Pyłów, które wy Levelionem zwaliście. Za zaszczyt poczytywałem, że i oni mnie darzą przyjaźnią, mimo że należeli do Tel’quessir. Mimo wszystkich różnic pomiędzy naszymi rasami. Mimo waszej doskonałości a naszej niedoskonałości. Mam nadzieję, że da ci to kiedyś do myślenia.
- Wszystko przed nami, panie Hourunie - mruknęła. - Zobaczymy jak w ogóle przebiegnie nasza współpraca, bo nie zgadzamy się na razie w pewnych kwestiach i raczej nie sądzę, abyśmy się w nich zgodzili. - Zerknęła na talerz zaklinacza. - A posiłek pewnie i tak już dawno wystygł.
- Jeśli w ważnych sprawach będziemy się zgadzali to mi to w zupełności wystarczy. - Hourun wzruszył lekko ramionami i wrócił do uprzejmego tonu. - Długo rozmawialiśmy już wcześniej, więc wielkiej straty nie ma - dodał widząc na co spogląda bardka. - Żadna różnica, skoro da się zjeść.
- Dobrze słyszeć. - Wstała od stołu. - Proszę się tylko nie dawać tak gryźć, bo jeszcze mojej magii nie wystarczy.
- Cóż począć - westchnął Hourun. - Mój pupil nie uznaje półśrodków. Tym niemniej, jeśli zbytnio od niego ucierpię, u pani będę szukał pomocy. - Podniósł uzdrowioną dłoń.
Riviel pokręciła oczami i odwróciła się chcąc już wyjść, Hourun usłyszał tylko ciche:
- Skaranie z ludźmi...
- Dobranoc, panno Riviel! - rzucił za nią nader uprzejmym tonem w mowie Tel’quessir i odwrócił się do talerza. - Diabli ją nadali - mruknął, mając ochotę rzucić za nią ogryzionym gnatem. Powstrzymał się jakoś.
- Dobranoc. - odpowiedziała w swojej mowie i odeszła od Houruna.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline