Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2013, 21:41   #5
Mizuki
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Ciepłe wiatry coraz rzadziej nawiedzały te strony, uciekają niczym spłoszona zwierzyna pomiędzy kręte, górskie doliny. Na karku czuć się już dało dech wschodu, który bezwzględnie liście zielenią tętniące obracał w szczere złoto. Ino patrzeć jak płatki mieniące się nieraz i czerwienią zasnują runo wkoło drewnianej, samotnej chaty. Mieszkańcy jej wiedzieli, że niewiele czasu upłynie nim biały puch spływający ze szczytów górskich niczym jucha ze wzniesionego miecza i tutaj drogę znajdzie zamykając im szlak na wschód- ku najbliższym wioskom. Czas pracy był to wzmożonej, a zazwyczaj spokojna matka coraz bardziej gderliwie pocznie poganiać swe dzieci do pracy. Nie wystarczyło już, jak to zazwyczaj kiedy Freya łaskami swymi obdarzała, czerpać z lasów i sąsiadów ile potrzeba. Córkę swoją posyłała w głuszę tłumacząc, by bez zajęczych trucheł co najmniej sześciu nie wracała. A i to mało, bo i nie raz córce, chociaż w swej łowieckiej sztuce za wprawioną można było ją uznać, nagabywała nerwowo by mądrze swymi siłami dysponowała. Dzik, najlepiej rosły tudzież łoś obrośnięty tłuszczem uradowałby ją najbardziej. Dla ich wspólnego dobra- oczywista to sprawa. Syna najroślejszego z rodzeństwa chętniej o tej porze roku do wioski posyłała, coby maści, wywary, suszone zioła i skóry zwierzęce wymieniał na miód, orzechy, węgiel co dłużej ciepło daje i sól. Synkowi zaś drugiemu pozostawiała kuchenne sprawy. Patroszenie siostry swej zdobyczy i w naniesionej nieraz z trudem wielkim przez Ragnara soli ich obsypaniu. Tak... Matulka wśród ich skromnych progów i szamanem, tanem a nawet samym jarlem była, co w sposób niezwykle mądry czasem wszystkich dysponował. Gdyby nie nogi pokrzywione niczym sosny, co pośród halnych wiatrów rosnąc musiały, zapewne i sama każdemu z nich dopomóc by się starała. Dziatki widziały jednak dobrze, że z każdą kolejną zimą matka mizernieje w oczach, żadne z nich ze wszystkich sił uciekało jednak przed myślą, iż kiedyś zabraknąć jej może. Chociaż kobietą ciężko doświadczoną przez życie była dzieciom swoim zawsze opoką. Ragnara z kłopotów swoim charakterem porywczym spowodowanych nie raz od rozjuszonych wieśniaków ratowała, kiedy już cepami, pochodniami szli mu gnaty łamać. Ayse, kiedy jeszcze lasu tak dobrze nie znała, nie raz z cierpliwością wody co to skałę drąży wyjaśniała rządzące głuszą prawa, od bluszczu jadowite znamiona koiła i co najważniejsze powtarzała by na braci swych zawsze baczenie miała kiedy już Bogowie powołają ją w szeregi niebiańskiej armii. Njored zaś chyba najbliżej matki z całej trójki się trzymał. Nie tylko z powodu chorób, które toczyły ciężko jego ciało i opieki przez to wymagał. To on, jak rodzicielka, na szepty większości niesłyszalne wrażliwy był. Powoli zatem, tak by i sobie krzywdy nie zrobił, uczyła go sztuk tajemnych wśród Asgvardów z pokolenia na pokolenie przekazywanych. Nie raz sama pozostawała z nim w chacie, kiedy siostra na kilkudniowe łowy w głuszy znikała, a Ragnar w wielodniową podróż ku wiosce się udawał... Na handel, bądź guza szukać.
Tak więc chociaż plemieniem ich już trudno było nazwać, stawiali czoło trudom żywota, nawet tak niesprawiedliwego i zwycięsko jak do tej pory wychodzili z boju tego.


Powiadają czasem tęgie tego świata głowy, że w dni niezwykłe, takie co czyny zwiastują wielkie, powietrze i bardziej rześką woń niesie. Że liście tańcem swym głośnym zmiany przepowiadają a z ptasich gardzieli i jaka inna pieśń się niesie. Czy takich znaków które z młodych się dopatrywać mogło? Niepewna to sprawa. Tym, co od dziecka matka zapowiadała: "Czas nadejdzie taki, kiedy ręce wasze karki łamać będą, krwią plamic kamienie i czaszkami ich swe domy ozdabiać." każdy dzień zdawał się nieść przełom. Upragniony jak spieczony nad paleniskiem knur, jak łyk z górskiego potoku po długim biegu.
Jak każdego poprzedniego, tak samo i tego dnia wydawało się, że Wielcy nie ugaszą gorejącego w ich sercach pragnienia. Bogowie przesłonili niebo czarnym płaszczem ozdobionym srebrzystym blaskiem. Mgła spłynęła ze szczytów nieopodal, wypełniając dolinę szczelnie niczym woda koryto rzeki. Duchy nocy gotowe były wziąć ponownie we władanie świat śmiertelnych...


Płomienie trzaskały kojąco w palenisku, nucąc pieśń, która zwykła układać mieszkańców tego domostwa do snu. Wszystko tak jak być powinno... Wszystko z wyjątkiem matki, która to niespokojnie wyglądała przed chatę ilekroć z oddali dobiegał wilczy skowyt. Czyżby naglę strach przed tymi zwierzętami, którym życie swych dzieci zawdzięczała, zagościł w jej sercu. Kilkukrotnie rodzeństwo wymieniało między sobą podejrzliwe spojrzenia, za każdym razem kiedy kobieta chatę opuszczała. Znali swą rodzicielkę zbyt dobrze, aby zadawac w chwilach nawet takie jak ta pytania. Matka zazwyczaj je uprzedzała, nie stroniąc od wyjaśnień, kiedy jednak milczała równie dobrze mogli kajać się przed ogromnym głazem by ten zatańczył. Wyczekiwali, jednak nie przemówiła.
Wreszcie poleciła jedynie Ragnarowi by ten doniósł narąbanego już wcześniej drewna, coby nocą nie obawiali się o podtrzymanie płomieni. Wkrótce później zmogło ich zmęczenie, co biorąc pod uwagę żywot tutaj ich nielekki, pełen pracy ciężkiej niczym nader dziwnym nie było...
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=IbmsnQXCchg[/MEDIA]
Sen głęboki w jaki szybko zapadli nie miał okazać się jednak rzeczą kojącą ni to ciało, ni to umysł. Nie ujrzeli obrazów zwykle przyjemnych, błogości jaka pośród bezpiecznych, czterech ścian wpływa z łatwością w umęczony organizm. Miast tego coś pięścią lodowatą jak wicher północnych szczytów ścisnęło ich trzewia, obudziło ból, który normalnie i sen natychmiast by przerwał. Ciemność jednak wzięła ich w swe objęcia i światu ludzkiemu oddać nie była skora. W końcu z jej toni głębokiej wyłonił się obraz... A może raczej to sam ten mrok nie z tego świata przerodził się w obraz bardziej znany? Opadła on jak kurtyna, posypał się jak śnieg z nieba. Czarne pióra jakby ptaków tysiące obrać, kiedy zaś porwał je wiatr, potężni okrutnie, ujrzeli samych siebie. Wszystkich troje. Ramię w ramię, pośród śniegu bezkresu, w kręgu krwią naznaczoną, z twarzami całymi w niej skąpanymi. Spojrzenie ich ku ogołoconemu do kości truchłu zwrócone było, tak samo obojętne jak gdyby tańczące na wietrze źdźbło trawy się wpatrywali. Człecza czaszka, pomazana zaledwie posoką dokładnie ich ustami wychłeptaną, bez mięsa, które teraz ich trzewia wypełniało.
Nagle popatrzyli jednocześnie w jedną stronę, niepośpiesznie i ramieniem wskazując. Gdzieś w dali tam biło jaskrawe jak gwiazdy światło i zaraz wyrosła spod niego góra jakby na samych Bogów zawołanie.
- Tylko jedno...- przemówiły wnet ich postacie, głosem trwogę i posłuch budzącym.
Wtem i kolejna postać wśród śniegu się ukazała. W oddali, za ich własnymi, krwią umazanymi odbiciami. Kości u stóp natychmiast ogarnęły płomienie, to jednak wielkiej uwagi śniących już nie zwróciło. Teraz wpatrywali się jedynie w postać, która w ich kierunku dłoń wyciągała. Czy zjawa to? A może człowiek... Rany na twarzy jego nawet tym jakie na ciele swej matki na co dzień widzieli porównać się nie dało. Oblicze to mroziło jeszcze bardziej niżeli najgorsza zima jakiej doświadczyli. Czy taki był postaci tej zamiar? Czy może wzywał ich ku sobie?



Sen umknął z ich ciał, niczym siłą wydobyta z rany strzała co każdy flak człeka poraziła. Ciałem ich wstrząsało zimno, falami. Lecz mimo to czuli krople potu gorącego niczym węgle z paleniska spływające po ich ciałach. Jak na komendę zerwali się z posłań swych, ponownie - wszyscy troje. I nie ujrzeli nawet żaru pośród nadgryzionego ogniem drwa w palenisku. Wygasło, tak samo jak ich sen. Chwilę krótką zajęło nim zmysły ich pojęły również złowrogą ciszę co zdusiła świat wokoło. Wilki przegnała, tak samo jak i sowy. A i drzewa zamilkły mimo wiatru, co do izby wpadał przez rozwarte na oścież drzwi domostwa. Po ich matce nie było śladu, jakby z kąta tego ich jedynego ciemność dworu wyrwała swym potwornym ramieniem.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 05-09-2013 o 21:51.
Mizuki jest offline