Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2013, 04:05   #424
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Widząc jak drow gestykuluje mieczem Dirith prychnął lekko.
- Chyba nie uważasz, że pracuję dla tych ibilithów z powierzchni? - skinął w generalnym kierunku gdzie znajdowały się ciała górników.
- Hym-hym! – zachichotał rozbawiony. – Nie, dlatego jeszcze nie wyglądasz tak jak oni.
- A jeśli ich więcej nie chcesz, to mam dobrą nowinę. Ich szef tak mocno kombinował jak mnie wykiwać, że stracił głowę. W przenośni i dosłownie. - uśmiechnął się nieco.
- Hm! – uśmiechnął się z satysfakcją. – Dobrze wiedzieć że nie wszystko się zmienia. Dobrze wiedzieć, że nadal mogę być dumny nosząc w sobie drowią krew.
- Nie mam pojęcia kto to jest ten cały Timewalker i szczerze mówiąc nie obchodzi mnie to. Dla niego nie pracuję tym bardziej. - stwierdził zaczynając przechodzić do interesu, jednocześnie stając przodem do cienia.
Cień zachichotał znów.
- Nie udawaj, że nie wiesz po co tu przyszedłeś! Nie mam czasu na prawienei lekcji historii.
- Tak jak powiedział ten ibilith, - tutaj skinął na Kiti - jesteśmy tu tylko po to, żeby skorzystać ze źródła. Tak naprawdę nie obchodzi mnie czyje są te ruiny i ten cały interes między tobą Ranaantą, Timewalkerem, Moonbringerem, czy chaos wie kim jeszcze, i nie zamierzam się w niego mieszać. - powiedział spokojnie, jednak dokładnie obserwował drowa czekając na jego reakcję jednocześnie przewidując, że do końca może to do niego nie dotrzeć. Wolał jednak spróbować na wypadek jakby tylko Irrlyn mógł otworzyć wrota, a jego śmierć miała by w tym tylko przeszkodzić.
- Hm, Ranaanta… jak dawno nikt nie wymówił tego imienia! Mój interes z nim? Przyszedł tu i go zabiłem. Widzisz… - zaczął rozweselony drow, ciesząc się wyraźnie z tego spotkania i atrakcji. – Kiedy wchodzisz na czyjś teren, nie możesz tak po prostu korzystać z tego, co jest jego. To, co chodzi po moich ziemiach, jest moje.

Błyskawicznie zaatakował, wyprowadzając cięcie długiem mieczem. Byłeś na tyle czujny i skupiony, że uchyliłeś się w błyskawicznym uniku. Cień, znalazłszy się za twoimi plecami, zniknął i pojawił się znów tam gdzie był wcześniej. Zdecydowanie, była to próba.
- Hm! – uśmiechnął się. - Dobrze wiedzieć że nie wszystko się zmienia. Chociaż to… - skinął mieczem na Kiti. – To jest dość rażące… Ale przyznaję, ja też zacząłem już czuć się samotnym. Dobrze, jeśli ktoś ma tam wejść, niech będzie to drow… - skinął znów ostrzem. – Przychodzisz tu z klerykiem Bieli, szerzyć przeklęte światło i ranić moje oczy!... Przyprowadzasz go tutaj, żeby chodził po moich ziemiach! Tacy Ja Ona jeszcze niedawno ciskali we mnie kulami og… - zdumiony, zająknął się i nagle buchnął dzikim śmiechem. – Rozumiem… No to witaj w klubie! Teraz rozumiem… Chesz tam wejść? Podzielę się z tobą. Ale nie dzielę się z byle kim. Musisz przelać krew za ziemię, po której chcesz stąpać… - skinął na ciebie znów mieczem. – Albo zawróć. Cofnij się. Tak jak oni – skinął na trupy.

- Co me'ulac ted satu rite'iz, te cus amo olarete dan'qu... Xoi'mqe nierit igikapiem op'anelor iyira hi ne'enuc ierenonir iwura peciye. A skoro tak bardzo chcesz walczyć to proszę bardzo...* - stwierdził zaczynając powoli iść do przodu.

Dirith dobrze wiedział, że walcząc sztyletem przeciwko komuś uzbrojonemu w miecz ma się nikłe szanse. Walczący mieczem może bez problemu utrzymywać odpowiedni dystans dzięki dłuższemu ostrzu. Jego przeciwnik także doskonale to wiedział, co można było odczytać po tym jak trzymał i ustawiał miecz kierując go ostrzem w stronę likantropa i wodząc nim zwodniczo, jakby zapraszając do zbliżenia się w zasięg odpowiedni do zadania bolesnego cięcia. Dlatego w zasadzie jedynym rozwiązaniem było gwałtowne skrócenie dystansu na tyle, żeby zjawa nie zdążyła odpowiednio się zamachnąć mieczem.
Niestety dużo łatwiej to zaplanować niż zrealizować. Co prawda Dirith mógł użyć Tysiąca Ostrzy, jednak wolał nie używać go na początku żeby spróbować wykorzystać je z zaskoczenia. Nie zmieniało to jednak problemu ze zdobyciem zasięgu.
Wpierw mroczny elf próbował zadać kilka prostych cięć i dźgnięć sztyletem, żeby spróbować wyczuć z jak dobrym przeciwnikiem ma do czynienia. Nie atakował jednak z pełną szybkością, gdyż chciał zawsze móc przyspieszyć aby zdążyć zablokować nadchodzący cios mieczem kiedy zmora postanowi wykorzystać. I nie trwało to długo zanim likantrop musiał przejść do obrony i blokowania kilku cięć zakończonych dźgnięciem, które sparował sztyletem. Właśnie ten moment wybrał do agresywniejszego ataku. Z reguły po wyprowadzeniu dźgnięć trzeba miecz cofnąć do kolejnego ataku. Dlatego chcąc to wykorzystać Dirith starał się utrzymać cały czas ostrze sztyletu na mieczu, żeby przez cały czas kiedy rzucił się na cel miał broń pod kontrolą. Inaczej próba szybkiego doskoczenia do zjawy i zdzielenia go pięścią byłaby czystym samobójstwem. Oczywiście w pięści szykowała się niespodzianka z Tysiąca Ostrzy mająca się błyskawicznie uformować w krótkie ostre kolce. Może i nie zadałyby one nie wiadomo jakich obrażeń, ale z pewnością wytrąciłby przeciwnika z równowagi i może pozwoliłoby to wyprowadzić kolejny bardziej skuteczny atak.
Niestety wprawny wojownik mógł to łatwo skontrować przez rozluźnienie nadgarstka i odejście w bok jednocześnie wychodząc poza zasięg pięści elfa, co Irrlyn uczynił. W tym momencie to on był w lepszej pozycji, gdyż Dirith musiał utrzymać sztylet na jego ostrzu aby nie dać się pociąć i przyjąć cios rękojeścią miecza nadal ślizgającego się po ostrzu sztyletu. Cios ten wymierzony był w skroń, jednak w ostatniej chwili udało się odwrócić głowę i pochylić ją nieco do przodu. Dzięki temu cios trafił w czoło zamiast w skroń. Czemu miało by to być lepsze? Przede wszystkim dlatego, że cios był na tyle mocny, żeby przeciąć skórę i odrzucić nieco drowa do tyłu. Gdyby cios dotarł do celu najprawdopodobniej straciłby przytomność. Gorsze było jednak to, że wszelkie rany czoła mają w zwyczaju mocno krwawić i pozbawiać widoczności jeśli krew dostanie się do oczu, co właśnie się stało.
Odzyskując właśnie równowagę Dirith zdążył zauważyć jeszcze jak zjawa dalej go okrąża i wykorzystuje jego ograniczone pole widzenia przechodząc właśnie w tamtą stronę. Zdołał jednak dostrzec jak zjawa podnosi miecz obracając nadgarstkiem i zaczyna się szykować do zadania kolejnego ciosu.

- L'elamshin d'lil Ilythiiri zhah ulu har'luth jal! – syknął Irrlyn.
Coś ci mówiło, że cios jaki właśnie zada, będzie ostatnim jaki przyjmiesz w tym pojedynku...

Czasu na reakcję było coraz mniej więc Dirith nie próżnował. Próbował dać krok do przodu i odwrócić się aby mieć przeciwnika przed sobą. Widział zatem cios jaki zaczyna opadać i w zasadzie nie mógł już zrobić nic innego jak tylko spróbować przygotować sztylet do sparowania ciosu wymierzonego w jego tułów. Instynkt mu jednak podpowiadał, że równie dobrze może zostać zaatakowany w nogi, dlatego rozkazał swojej zmiennokształtnej broni przemieścić się z ręki do bioder aby spróbować wykorzystać go jako zbroję o ile uda mu się wystarczająco szybko przemieścić go i uformować. Na szczęście Tysiąc Ostrzy mógł przemieszczać się w ciele drowa dość szybko, choć towarzyszyło temu dość nieprzyjemne uczucie jakby coś faktycznie przemieszczało się w jego ciele. Był jednak do niego już przyzwyczajony.
Okazało się to dobrą decyzją, bo kiedy broń była już w gotowości mógł wyraźnie stwierdzić, że cięcie wycelowane jest w jego nogę, na której właśnie utrzymywał jeszcze większość ciężaru ciała ze względu na krok jaki właśnie wykonywał. Po raz kolejny wydał więc polecenia broni próbując ją rozmieścić tak żeby uformować w nodze swego rodzaju metalowy pręt, który miał z założenia zapobiec ucięciu kończyny. Zrobienie czegoś takiego ponosiło za sobą kolejny dyskomfort, jednak był od zdecydowanie mniejszy niż piekący ból właśnie uszkodzonego ciała i przecinanych ścięgien pod kolanem.
Cios dotarł do celu jeszcze zanim zdążył dobrze postawić drugą nogę na ziemi oraz był na tyle silny, że zwalił go z nóg. Było jasne, że gdyby nie wykorzystał Tysiąca Ostrzy właśnie tak jak to miało miejsce to najprawdopodobniej straciłby nogę. Nie zmieniało to faktu, że skończył leżąc na ziemi z ostrzem przystawionym do gardła.

- Xunor? – spytał bezlitośnie i zwycięsko. - Dos ph'natha p'luvt pholor ussta ehmth, naut natha silinrul, ajak nindel. Mimo to, przyjemnie w końcu stoczyć walkę z kimś, kto się broni i atakuje... Trochę się zardzewiało poza Podmrokiem, hm? – uśmiechnął się równie złośliwie co sadystycznie. – Bez obaw, jest na to lekarstwo...
W ruinach miasta znajduje się zapomniane miejsce, które lubiłem odwiedzać. Niewielki budynek, w którym ukrywałem klucz do tych drzwi. Jest nim zaklęcie wypisane na kolumnie, w drowim języku. Jeśli jesteś w stanie tam dotrzeć i je zdobyć, sam otworzysz sobie te wrota. Udowodnij, że potrafisz. Chcę, żeby stamtąd odeszli. Wybudowali miasto na zgliszczach ruin, na mojej twierdzy i kryjówkach! Wpuścili tam robactwo i zwierzęta! Zabierz im to co należy do nas, a otworzysz sobie drzwi. Jesteś zmęczony. Uważaj, są tu oczy, uszy i sztylety, które nigdy nie śpią.

W pierwszej chwili likantrop leżał w miarę spokojnie sycząc tylko lekko z bólu. Nie zamierzał jednak tak długo leżeć.
- Si'tsael dehame ieroteto veyi'loh ese rumiler, acetev ran'uvan Vecezi ielidati yihareg xar'ociel ierrsi'r...** - stwierdził niezbyt zadowolony i jednocześnie przesłał Tysiąc Ostrzy z powrotem do dłoni, gdzie po wewnątrz niej uformował pod skórą pancerz. Dzięki temu mógł złapać za ostrze miecza bez większych obrażeń niż poprzecinana skóra. Zdecydowanym szarpnięciem odciągnął ostrze miecza od szyi i spróbował się podciągnąć na nim aby móc ponownie zaatakować, tym razem sztyletem. Może i przegrał i dowiedział się tego czego potrzebował do dostania się do źródła, ale mimo wszystko nie zamierzał ot tak leżeć spokojnie i poddać się kiedy był w stanie chociaż spróbować zaatakować.
Irrlyn zareagował jednak odpowiednio szybko i kopnięciem trafił najpierw w rękę wytrącając sztylet i posyłając go w bok, a następnie w twarz Diritha dając ewidentnie do zrozumienia, że to był dosć kiepski pomysł. Kopnięcie było na tyle mocne, że głowa Diritha uderzyła o kamienne podłoże pokazując mu mroczki przed oczami i pokazując mroczki przed oczami oraz chwilowo pozbawiając częściowo przytomności, przez co zjawa mogła oswobodzić miecz.
Mimo wyraźnej przegranej Dirith po odzyskaniu pełnej świadomości nadal zamierzał spróbować zaatakować jeśli Irrlyn znajdzie się ponownie w jego zasięgu, gdyż zdecydowanie nie uśmiechało mu się zostawienie tej walki praktycznie bez uszkodzenia przeciwnika. Jednak jeśli przeciwnik trzymał tym razem dystans, to nie pozostawało nic innego jak spróbować odnaleźć wspomnianą kolumnę po tym jak zostanie trochę podleczony.

---
Tłumaczenia dla ras poślednich:
* - Dopóki leczy i jest przydatna, to niech robi co chce... najwyżej się jej pozbędę jak zacznie mi wchodzić w drogę.
** - Odezwał się ten żyjący w podmroku, który najwyraźniej zapomniał jak się zabija innych.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline