Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2013, 11:19   #108
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Zgodnie z sugestią Taara, Arine postanowiła zająć się rannymi. Co prawda żadnych konkretnych zdolności w tym kierunku nigdy nie wykazywała, ale zdarzało jej się opatrywać ofiary szybko ucinanych bitew karczemnych czy krótkich bójek ulicznych, więc oczyścić ranę i założyć bandaż potrafiła. Zresztą każda myśląca osoba byłaby w stanie zrobić coś takiego. Zaoferowała więc swoją pomoc w pierwszej kolejności osobie, która wyglądała najgorzej - Gallawayowi. Może i chciał protestować, ale chyba oboje wiedzieli, że nie ma to sensu. Srebrnowłosa pomogła kupcowi wstać i przerzuciła sobie jego rękę przez ramiona, żeby mógł się wesprzeć. I wsparł się, a w zasadzie to wręcz uwiesił… O mało nie ugięły się pod nią nogi, zwłaszcza że rany - choć opatrzone przez Taara - dawały o sobie znać.
- Musimy zająć się twoimi ranami, Hubercie, bo zabije cię upływ krwi… - stwierdziła, starając się mówić do niego i nie pozwolić mu zasnąć z osłabienia. Mógłby się bowiem już nie obudzić.

Dokuśtykali jakoś wspólnie do wskazanego im domostwa. Gospodarz przyniósł wodę i bandaże, a Arine zabrała się do pracy. Nim jeszcze skończyła, Torbor zdążył wrócić z ich małego zwiadu w świątyni. Był milczący i ponury, najpewniej nie znaleźli więc nic, co dawałoby jakąkolwiek nadzieję na polepszenie ich sytuacji. Rany Gallawaya były bardzo uciążliwe i wymagały wielu warstw materiału do opatrzenia, bowiem bandaże szybko przesiąkały. Gdy już udało się jako tako zatrzymać co większe krwawienia i obmyć pozostałe rozcięcia, dziewczyna nakazała kupcowi położyć się i przykryła go kocami. Następnie pokuśtykała w stronę Lenfiego, który też wcale nie wyglądał za dobrze.
- Mogę obejrzeć? Opatrzyć? - zaproponowała dość niepewnie, nowa była w końcu w tej profesji.
- A, to - odparł wyrwany z zamyślenia wojownik - Jeśli możesz… chociaż Gallaway chyba bardziej potrzebuje pomocy...
- Torborze, znaleźliście coś w tej świątyni? - zagaiła także do krasnoluda, próbując przerwać uporczywe milczenie, zagęszczające atmosferę w małym domku…
- Kulejne ciało… -mruknął rudobrody, nie przerywając procesów ostrzenia swej broni.- Tyn ich kupłon miał ruzerwone gordło, czy cuś tokiego. - dodał. Nie odwrócił się nawet gdy o tym wspominał, dalej patrzył się w ogień, grzejąc przy nim zmarznięte ciało. Nie obmył nawet rak i twarzy z krwi, która cały upaćkał się leżąc na ziemi.
Po chwili odezwał się Lenfi:
- Śmierć w walce nie jest zła. Widziałem o wiele podlejsze zgony. Raz spotkałem człowieka, którego ojciec utopił się w szambie. Znaleźli go dopiero po tygodniu. To nie było zbyt… No… Albo nieważne...
- Podobno dla wojownika śmierć w walce to śmierć honorowa. A z tego co mi wiadomo, krasnoludy to honorowy lud. Przynajmniej nie zakończył żywota w żołądku ogra. - odezwała się Arine, przemywając kolejne rany i zadrapania Lenfiego. - Gallawayowi i tak bardziej nie pomogę. Potrzebuje Taara. - wyjaśniła, sięgając po bandaże.
- Śmirć to śmirć. -mruknął ten, którego broda płonęła niczym ogień. - Kożdy umi dużo o hunorze godoć, póki oddycho. Najwikszy hunor to dużyć sturości i włosne dziotki wychuwoć. -dodał odkładając broń na ziemię, by zając się czyszczeniem swej ciężkiej stalowej tarczy. - Zwłoszczo, że zemrzec na lodowym pustkowiu od tchurzliwoj strzoły, to złośoliwość losu, a nie bohatyrski czyn. -dodał pociągając nosem.
Nael nie bardzo wiedziała, co powinna powiedzieć. Puste słowa pocieszenia nie zdawały się na wiele…
- Pewnie i masz rację. Gdzieżby tam dziewce karczemnej sprawy honoru oceniać. - owinęła kolejną ranę Lenfiego bandażem i przyjrzała się krytycznie swemu dziełu. - Co się jednak stało, to się nie odstanie. Możemy tylko znaleźć przyczynę tych wydarzeń i postarać się, by sprawcy ich pożałowali, że śmierć do tej wioski sprowadzili…
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline