Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-09-2013, 12:11   #101
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
- Tak. Dziękuję, to wystarczy. Nie straszmy dziecka bez potrzeby – odpowiedziała rzeczowo mężczyźnie, który zaoferował swoją pomoc przy przechowaniu ciała poległego wojownika. Ze wspaniałomyślnością godną samej Auril stwierdziła też, że przynajmniej znalazł się w tym zaścianku jeden, który miał głowę na karku i odrobinę własnej inicjatywy. Ale nawet mając muchy w nosie, Audrey szybko zrozumiała, że jej negatywna ocena tutejszej populacji mogła być przedwczesna. Czterech młodzików zdołało nawet na własną rękę pojmać i obezwładnić jedną z tych zielonych wszy, a potem wrzucić ją do karceru. Szlachcianka nie zamierzała ukrywać swojego uznania.
- Świetnie się spisaliście, chłopcy. Zakładając, że nie zatłukliście go buciorami na śmierć, niedługo sobie z nim porozmawiamy…– pochwała, choć całkiem szczera, sugerowała konwersację przy użyciu pordzewiałych noży, na bardzo nieprzyjemne tematy. Nawet jeśli długowłosa nie znała języka tych śmierdzących tchórzy, ból był uniwersalną metodą komunikacji. Zaś Audrey potrafiła dosyć dobrze improwizo… opamiętała się, bo podążając dalej tym mściwym tokiem rozumowania, sama stałaby się w krótkim czasie nie lepsza niż ten orczy sukinkot. Musiała zająć się czymś innym, znaleźć sposób na spędzenie kilku minut w spokoju. Chciała po prostu przestać o tym myśleć. Los, a raczej buczący o sposobach wejścia do świątyni Taar, rzucił jej pewien pomysł.

- Dajcie sobie spokój z oknami. Nawet jeśli Arine tam wejdzie, musiałaby pewnie ściągnąć zbroję żeby się przez nie przecisnąć- rzuciła od niechcenia, zarazem stwierdzając fakt oczywisty odnośnie wąskich szpar, jak i wbijając koleżance najprostszą możliwą szpilę. Dotyczącą sylwetki. Obeszła powoli świątynię, szukając innych możliwości. No i znalazła jedną, w postaci tylnego wejścia. Zamiast łańcuchów był tam normalny zamek. Jednak podrzędne spichlerzowe kłódki, które nauczyła się otwierać jakiś czas temu, miały znacznie prostszą konstrukcję niż to ustrojstwo. Nie była nawet w stu procentach pewna, czy podoła wyzwaniu. Oczywiście teraz spróbowałaby wszystkiego, żeby tylko przestać myśleć o tym, co ich spotkało. Sięgnęła po swoje wytrychy, rozłożyła zestaw, przykucnęła na jedno kolano i zaczęła pracę. A raczej partaczą babraninę, połączoną ze sporą dozą szczęścia. Kilkadziesiąt kliknięć i szczęknięć potem, kiedy prawie uksyła jedno z narzędzi i miała już ogłosić, że sprawa jest beznadziejna, mechanizm zapadkowy dał za wygraną, a drzwi się otworzyły, ukazując wnętrze budowli.
- Aha. Gdzie diabeł nie może, tam Audrey pośle- mruknęła, uśmiechając się do samej siebie i chowając zabawki na powrót do plecaka.
- Taar! Jeśli dobrze pamiętam, chciałeś wejść do środka?- ona sama jakoś się tam nie garnęła, mając nieprzyjemne przeczucia odnośnie tutejszego kapłana.
 
__________________
Beware he who would deny you access to information, for in his heart he dreams himself your master.
- Commisioner Pravin Lal, Alpha Centauri
Highlander jest offline  
Stary 01-09-2013, 17:20   #102
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Okazało się, że jeśli nie waleczność, to chociaż gościnność mieszkańców wioski stała na poziomie godnym mieszkańców Północy. Znalazło się miejsce nie tylko dla żywych, ale i dla tego, który zginął w walce.

- Jesteśmy wdzięczni za możliwość spędzenia nocy pod dachem - powiedział Taar - tudzież za udzielenie schronienia naszemu towarzyszowi, zanim będziemy mogli go pochować.

Co prawda wolałby (na wypadek ponownego ataku goblinów lub innego paskudztwa) nie rodzielać się, ale nawet gdyby jakieś kłopoty zastały ich w różnych domach, to nie powinno być większego problemu.
No a spędzenie dnia w solidnym i ciepłym budynku nie było czymś, z czego nie warto było skorzystać. A może nie jednego dnia, a dwóch? Gallaway, Torbor, Lenfi - cała trójka była w bardzo kiepskim stanie. A obie dziewczyny - w niewiele lepszym. Potrzeba by solidnej porcji mikstur i ładnych paru czarów, żeby wszystkich postawic na nogi, a Taar był sam. Jeśli nie liczyć owego tajemniczego kapłana, co się zamknął na cztery spusty w świątyni Tempusa.

- Arine, Audrey - Taar zwrócił się do obu dziewczyn. - Zajmijcie się, proszę, naszymi rannymi, a ja sprawdzę, co się stało w świątyni.

Co prawda miał jeszcze kilka pytań do mieszkańców wioski. Czy mieli ostatnio jakieś wieści z Termalaine? Czy szedł ktoś stamtąd w stronę Targos? Czy może gościła tutaj Jezebell Gallaway?
Ale to wszystko były sprawy, które mogły spokojnie poczekać.


Uzbrojony po zęby, czyli z tarczą i toporem w dłoni, stanął przed bocznym wejściem do świątyni Tempusa. Drzwi były otwarte.
Ciekawe zdolności ma ta panienka, pomyślał z ironią. A zgrywa się na takie święte cudo. Istne och i ach.
Nie żeby miał coś przeciwko takim, co otwierają cudze zamki czy sięgają do cudzych sakiewek. W żadnym wypadku. Byle to nie była jego sakiewka.
Popchnął drzwi, które otworzyły się na oścież, z lekki jedynie skrzypnięciem. Odczekał parę uderzeń serca i zrobił ostrożny krok naprzód.

- Jestem Taar, kapłan Tempusa - powiedział.
 
Kerm jest offline  
Stary 01-09-2013, 20:27   #103
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Arine doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że strzelanie do walczących w zwarciu jest bardzo ryzykowne. Wbrew temu, co mogli sądzić niektórzy, nie była tylko głupiutką blondynką. Dziecię Tymory miało bardzo dużo szczęścia, jak to zwykle bywało w sprawach, w których chodziło o śmierć i życie, i żaden z jego pocisków nie sięgnął sojusznika. Co nie zmieniało jednak faktu, że każdy strzał był bardzo ciężką próbą nerwów dla dziewczyny.

Walka skończyła się równie nagle, jak się zaczęła. Więcej trupów padło po stronie napastników, ale i u drużyny z Targos nie obeszło się bez strat. W krótkim, słownym starciu Audrey i Taara Arine stała po stronie kapłana. Owszem, śmierć krasnoludzkiego towarzysza wstrząsnęła nią mocno. Niemal zbierało jej się na płacz, ale potrafiła zachować te uczucia dla siebie, a nie manifestować je w rozpaczliwym geście całemu światu. Żywi byli ważniejsi. A propos żywych - mieli tu gdzieś osiołka... Pokuśtykała więc szukać zwierzęcia.


Nael nauczyła się w trakcie swojego stosunkowo krótkiego życia, że na Północy trzeba często myśleć o samym sobie. Rany na udzie doskwierały bardzo. Pokuśtykała więc w kierunku osoby, której ufała najbardziej. Wiedziała, że Taar zużył już wiele zaklęć i nie oczekiwała od niego natychmiastowego leczenia. Poruszanie się z drewnem sterczącym z uda było dość nieprzyjemne. Dotknęła delikatnie ramienia kapłana:
- Możesz mi pomóc z tym?
Wyznawca Tempusa nawet się nie zastanawiał. Szybko polecił ludziom wskazanie miejsca, w którym mógłby spokojnie opatrzyć jej rany.
- Chodź. - rzucił tylko i objął dziewczynę w pasie, pozwalając jej wesprzeć się na sobie.

Ruszyli razem ku jednemu z domostw. W niewielkiej izbie z paleniskiem mieli do dyspozycji stół i dwa krzesła. Białowłosa zajęła jedno z nich.
- Najpierw trzeba pozbyć się strzał. - stwierdził Taar.
Arine skinęła lekko głową, oparła nogę na stole i zacisnęła w zębach rąbek swojego płaszcza. W bólu i świeżych strugach krwi kapłan szybkimi i zdecydowanymi szarpnięciami uwolnił dziewczynę od pocisków tkwiących w udzie.

- Zdejmij spodnie. Opatrzę rany. - po części poprosił, po części nakazał.
Nael usłuchała bez zastanowienia. Taar podchodził do całej sytuacji bardzo profesjonalnie, a ona sama już dawno wyzbyła się wszelkiego skrępowania. Podniosła się, zsunęła nogawice i podsunęła nogę do opatrzenia. Kapłan sprawnie owinął rany bandażem i upewnił się, że dziewczyna nie potrzebuje dodatkowej pomocy.
- Dziękuję. - białowłosa wstała o własnych siłach i ubrała spodnie.
Po chwili wahania przytuliła się do Taara, na swój sposób odreagowując strach i niebezpieczeństwo. Kapłan po chwili wahania odwzajemnił uścisk i pogłaskał dziewczynę.
- Wracajmy do pozostałych. - stwierdziła krótko, wypowiadając na głos ich wspólną myśl.


Szpila, którą chciała jej wbić Audrey, zdawała się nie trafić celu. Arine nie miała swojej sylwetce absolutnie nic do zarzucenia, więc przytyk zupełnie jej nie dotknął.
- Przynajmniej w ogóle mam perspektywę zmieszczenia się tam. - mruknęła, w całej tej niewesołej sytuacji rozbawiona przyziemnym komentarzem koleżanki.

- Czy mam z tobą iść do tej świątyni? - spytała Arine, gdy już Audrey zaprosiła kapłana do środka.
Taar spojrzał na nią i pokręcił głową.
- Załatwię to sam - odparł.
~ Mam nadzieję ~ dodał w myślach.
I choć Arine nie znała myśli kapłana, to i ona miała nadzieję, że poradzi sobie sam. Zgodnie z jego sugestią postanowiła pomóc pozostałym rannym - między innymi Lenfiemu. Niewiele mogła zrobić, ale obmycie ran i świeże bandaże nigdy nie były złym pomysłem.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”

Ostatnio edytowane przez sheryane : 01-09-2013 o 22:12.
sheryane jest offline  
Stary 02-09-2013, 15:09   #104
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Dzień 2., wieczór - Lumberstar

Arine i Lenfi zostali zgodnie w wiosce, uznali że lepiej będzie opatrzyć swoje rany i odpocząć chociaż chwilę, zamiast ładować się w kolejne niebezpieczeństwo. Pozostawić chcieli również Torbora, ten jednak uparł się iść razem z pozostałymi mimo faktu, że sam ledwo się na owych nogach trzymał. Dwójka podróżników w postaci srebrnowłosej i rosłego miecznika miała więc czas na zajęcie się swoimi sprawami, odprawienie swego zmarłego towarzysza do ostatniej podróży, bądź najzwyczajniej w świecie odpoczynek po ciężkich wydarzeniach dnia dzisiejszego.

(...)

Zamek nie opierał się zbyt długo wytrychom szlachcianki (co było samo w sobie dość ironiczne), chociaż na pewno wytrawnemu złodziejowi poszłoby dużo szybciej. Otwarte drzwi wchodziły na niewielki przedpokój, drewniana podłoga zdecydowanie wymagała sprzątania, chociaż kolekcji ciepłych futer można było wielebnemu pozazdrościć. Taar z Torborem za plecami (oraz Audrey, ale ta wolała zabezpieczać tyły) weszli głębiej do przybytku pana bitew, gdzie ten pierwszy zasygnalizował swoją obecność. Odpowiedziała mu głucha cisza, oboje wraz z krasnoludem wyszli z przedpokoju przechodząc do głównej izby. Było to dość obszerne pomieszczenie, które delikatne już światło dostające się przez zakratowane okna oświetlało długimi cieniami, nadając mu swoisty klimat mroku.


Salon, o ile można było go tak nazwać, nie wyróżniał się szczególnie od tych spotykanych w pseudo-warownych świątyniach. Urządzony był raczej skromnie, najwięcej światła wpadało do wewnątrz przez uchylone drzwi prowadzące do głównej sali. Wewnątrz znajdowało się drewniane łóżko, komoda, kilka półek, regał z książkami, biurko, drabina prowadząca piętro wyżej, zapewne na strych... Biurko, dopiero po kilku sekundach do boskiego wybrańca dotarło co widzi na biurku.

Na krześle przystawionym do blatu siedział mężczyzna, po znajomych Taarowi szatach sądząc, wielebny lokalnej społeczności. Nie witał on jednak przybyłych, nie siedział z butelką w dłoni, ani też nie szarżował na intruzów w imię tempusa. Znajdował się w dziwnej pozie z opartą o pochylone biurko głową, ta spoczywała na zakrwawionym kawałku pergaminu. Już z daleka, sądząc po leżącym na ziemi piórze i sztylecie po drugiej stronie krzesła, można było stwierdzić że śmierć nastąpiła w trakcie, lub zaraz po napisaniu czegoś na papierze. Krwi samej w sobie było dość sporo, zaschnięta jucha znajdowała się na biurku, podłodze i dłoniach nieboszczyka.

Audrey +10 PD
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline  
Stary 02-09-2013, 19:41   #105
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Torbor otworzył oczy. W jego uszach mała orkiestra dudniła na swych instrumentach, a głośne piski, co jakiś czas przeszywały bębenki. Świat kręcił się dookoła, a sylwetki i twarze przemykały obok niego. Byli to chyba jego kompani.. a może to krasnoludy które jak i on miały pracować przez wieki w kuźni Moradina?
Gdy jednak Lenfir pomógł mu wstać, zrozumiał iż ten wojownik jest za wielki na krasnoluda. Czyli rudobrody przeżył.
- Dzinki chupie, już żem myśloł ży nos maju. –stwierdził, niezbyt świadomy tego co się wydarzyło. Dopiero po chwili, gdy jego oczy obiegły pobojowisko, zobaczył ciało swego brata na ziemi. Serce na chwile stanęło w piersi topornika, który od razu wyrwał się od podtrzymującego go kompana.
- Skalf! –ryknął opadając koło swego martwego towarzysza. – Borchu, nie rób mi tego, Brochu! –łzy napłynęły do oczu krasnoluda, który przytulił do siebie zimne od śniegu ciało. Krople bólu duszy, powoli spływały po policzkach gubiąc się w rudych kudłach brody, gdy wojownik mocno przyciskał do siebie swego poległego rodaka. Krasnoludy były braćmi, każdy był dla drugiego niczym członek rodziny. Wszak Moradin wykuł ich wszystkich z jednego kruszcu, po to by oni mogli nieść jego imię na cały świat.
Krzyk rozdartego serca przeszył okolicę, gdy Torbor dął upust emocją. Mimo ran i zmęczenia, trzech mieszkańców wioski, musiał odciągać go od ciała swego rodaka. Gdy w końcu ludzie północy owinęli kocami, zimnego Skalfa, Torbor przestał się rzucać i kląć we wszystkich znanych sobie językach. Otarł okrwawioną dłonią, zapuchnięte od łez oczy i pociągnął głośno swoim nochalem. Przez dłuższy czas nie wiedziało się dookoła niego dzieje… ocknął się z tego transu dopiero gdy dostrzegł na krześle martwe ciało kapłana.
- Dlo mnie to za dużo śmirci jok na jodyn dziń. Muszę odpocząć. –dodał, by po prostu zawrócić i opuścić świątynie Pana wojny. Słychać było jeszcze głuche łupnięcie, gdy jego pięść, okuta w rękawice uderzyła w ścianę kościoła, tak że kilka sopli spadło na ziemię.

~*~

Torbor otulił się swym kocem i usiadł przy palenisku. Milczał jak nie on. Zawsze wesoły i głośny, teraz wpatrywał się w płomień, jak gdyby nikogo po za nim nie było w izbie. Co jakiś czas słychać było pociągnięcia jego kartoflanego nosa… ale dźwiękiem o wiele bardziej złowieszczym była osełka na ostrzu topora. Miarowe ruchy, powoli pieściły broń krasnoluda, który za nic w świecie nie miał zamiaru jej odłożyć.
Orki zabrały mu krewniaka, kogoś kogo nie zdążył odpowiednio dobrze poznać. Zabrały mu pierwszego towarzysza, zabrały mu możliwość pomszczenia go w bitwie.
Więc on miał zamiar odebrać im wszystko co tylko będzie wstanie, gdy tylko następnym razem je spotka.
Ogień odbijał się w smutnych oczach krasnala, który tego wieczoru nawet raz nie pomyślał o piwie. Bowiem w jego głowie zamiast złocistego trunku, był karmazynowa krew jego brata.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 04-09-2013, 20:24   #106
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pomieszczenie było ciemne, lecz mimo tego dość szybko można było stwierdzić, z jakiego powodu tutejszy kapłan nie reagował wcześniej na wołanie czy stukanie, a raczej walenie do drzwi. Raczej by było bardzo dziwne, a nawet niemile widziane, gdyby trup wstał z krzesła i podszedł do drzwi. A kapłan nie żył, to było jasne już na pierwszy rzut oka.

Taar schował topór i podszedł do nieboszczyka. Z pewnym wysiłkiem odchylił go i oparł o oparcie krzesła. Nieboszczyk uparcie wracał do poprzedniej pozycji, co nie przeszkodziło Taarowi w stwierdzeniu dwóch rzeczy.
Po pierwsze - kapłan miał podcięte gardło. Mógł to zrobić ktoś drugi, ktoś kto dostałby się do środka i skorzystał z okazji, a potem wyszedł bocznym wyjściem, zamykając za sobą drzwi. Skoro potrafiła je otworzyć Audrey, to z pewnością mogli to zrobić i inni. Albo ktoś wziął klucz.

Przeciw tej opcji przemawiał jednak leżący na biurku zapisany kawał pergaminu. Zakrwawiony, ale i tak się dał odczytać.
Ledwo jednak Taar wziął pergamin do ręki, by dokładniej zapoznać się z jego treścią, nieboszczyk z powrotem przechylił się i walnął głową w blat biurka.
Taar skrzywił się.

- Audrey, możesz mi pomóc ściągnąć go z krzesła? - zwrócił się z pytaniem do dziewczyny.

- Torborze, skoro wychodzisz, czy mógłbyś poinformować mieszkańców wioski, co się stało z ich kapłanem? - spytał. - Gdy wyniesiemy zwłoki będziemy mogli sprawdzić, co ciekawego znajdziemy w świątyni - powiedział cicho do Audrey.
 
Kerm jest offline  
Stary 05-09-2013, 20:57   #107
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Samobójstwo? Kapłan z jakiegoś błahego powodu odebrał sobie życie, pozostawiając wierną trzodę na pastwę losu? Czy to, co zobaczył na swojej małej wyprawie przeraziło go aż tak mocno? Teoria wydawała się mało prawdopodobna, ale nie niemożliwa. Jako takich śladów walki Audrey nie była w stanie stwierdzić - krzesło stało na swoim miejscu, podobnie jak pulpit i kałamarz. Równie dobrze wielebny mógł otworzyć sobie żyły, spędzając czas przed przybyciem Kelemvora na komponowaniu listu pożegnalnego. Przysłany zabójca chyba nie zadałby sobie wystarczająco trudu aby zaaranżować coś takiego. Ale jeśli faktycznie ktoś inny maczał w tym palce, sytuacja szybko mogła stać się dla nich nieciekawa. Znaczy… jeszcze mniej ciekawa niż obecnie. Taar zniósł ten rozwój wypadków nad wyraz dobrze, spodziewała się po nim raczej ciskania piorunów kulistych oraz ponurych obietnic zadość uczynienia. Gdy w poprosił ją o pomoc w przemieszczeniu nieboszczyka, nie cofnęła się, trzymając swoje obrzydzenie na krótkiej smyczy.
- Dobrze. Jeśli to naprawdę konieczne - odpowiedziała, przechodząc na bok i działając tak, jak ją poinstruował. Z tym, że przez cały czas nie mogła pozbyć się wrażenia, jakoby cała Północ stanęła na głowie i to oni byli ostatnimi normalnymi ludźmi.
 
__________________
Beware he who would deny you access to information, for in his heart he dreams himself your master.
- Commisioner Pravin Lal, Alpha Centauri

Ostatnio edytowane przez Highlander : 08-09-2013 o 14:21.
Highlander jest offline  
Stary 06-09-2013, 11:19   #108
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Zgodnie z sugestią Taara, Arine postanowiła zająć się rannymi. Co prawda żadnych konkretnych zdolności w tym kierunku nigdy nie wykazywała, ale zdarzało jej się opatrywać ofiary szybko ucinanych bitew karczemnych czy krótkich bójek ulicznych, więc oczyścić ranę i założyć bandaż potrafiła. Zresztą każda myśląca osoba byłaby w stanie zrobić coś takiego. Zaoferowała więc swoją pomoc w pierwszej kolejności osobie, która wyglądała najgorzej - Gallawayowi. Może i chciał protestować, ale chyba oboje wiedzieli, że nie ma to sensu. Srebrnowłosa pomogła kupcowi wstać i przerzuciła sobie jego rękę przez ramiona, żeby mógł się wesprzeć. I wsparł się, a w zasadzie to wręcz uwiesił… O mało nie ugięły się pod nią nogi, zwłaszcza że rany - choć opatrzone przez Taara - dawały o sobie znać.
- Musimy zająć się twoimi ranami, Hubercie, bo zabije cię upływ krwi… - stwierdziła, starając się mówić do niego i nie pozwolić mu zasnąć z osłabienia. Mógłby się bowiem już nie obudzić.

Dokuśtykali jakoś wspólnie do wskazanego im domostwa. Gospodarz przyniósł wodę i bandaże, a Arine zabrała się do pracy. Nim jeszcze skończyła, Torbor zdążył wrócić z ich małego zwiadu w świątyni. Był milczący i ponury, najpewniej nie znaleźli więc nic, co dawałoby jakąkolwiek nadzieję na polepszenie ich sytuacji. Rany Gallawaya były bardzo uciążliwe i wymagały wielu warstw materiału do opatrzenia, bowiem bandaże szybko przesiąkały. Gdy już udało się jako tako zatrzymać co większe krwawienia i obmyć pozostałe rozcięcia, dziewczyna nakazała kupcowi położyć się i przykryła go kocami. Następnie pokuśtykała w stronę Lenfiego, który też wcale nie wyglądał za dobrze.
- Mogę obejrzeć? Opatrzyć? - zaproponowała dość niepewnie, nowa była w końcu w tej profesji.
- A, to - odparł wyrwany z zamyślenia wojownik - Jeśli możesz… chociaż Gallaway chyba bardziej potrzebuje pomocy...
- Torborze, znaleźliście coś w tej świątyni? - zagaiła także do krasnoluda, próbując przerwać uporczywe milczenie, zagęszczające atmosferę w małym domku…
- Kulejne ciało… -mruknął rudobrody, nie przerywając procesów ostrzenia swej broni.- Tyn ich kupłon miał ruzerwone gordło, czy cuś tokiego. - dodał. Nie odwrócił się nawet gdy o tym wspominał, dalej patrzył się w ogień, grzejąc przy nim zmarznięte ciało. Nie obmył nawet rak i twarzy z krwi, która cały upaćkał się leżąc na ziemi.
Po chwili odezwał się Lenfi:
- Śmierć w walce nie jest zła. Widziałem o wiele podlejsze zgony. Raz spotkałem człowieka, którego ojciec utopił się w szambie. Znaleźli go dopiero po tygodniu. To nie było zbyt… No… Albo nieważne...
- Podobno dla wojownika śmierć w walce to śmierć honorowa. A z tego co mi wiadomo, krasnoludy to honorowy lud. Przynajmniej nie zakończył żywota w żołądku ogra. - odezwała się Arine, przemywając kolejne rany i zadrapania Lenfiego. - Gallawayowi i tak bardziej nie pomogę. Potrzebuje Taara. - wyjaśniła, sięgając po bandaże.
- Śmirć to śmirć. -mruknął ten, którego broda płonęła niczym ogień. - Kożdy umi dużo o hunorze godoć, póki oddycho. Najwikszy hunor to dużyć sturości i włosne dziotki wychuwoć. -dodał odkładając broń na ziemię, by zając się czyszczeniem swej ciężkiej stalowej tarczy. - Zwłoszczo, że zemrzec na lodowym pustkowiu od tchurzliwoj strzoły, to złośoliwość losu, a nie bohatyrski czyn. -dodał pociągając nosem.
Nael nie bardzo wiedziała, co powinna powiedzieć. Puste słowa pocieszenia nie zdawały się na wiele…
- Pewnie i masz rację. Gdzieżby tam dziewce karczemnej sprawy honoru oceniać. - owinęła kolejną ranę Lenfiego bandażem i przyjrzała się krytycznie swemu dziełu. - Co się jednak stało, to się nie odstanie. Możemy tylko znaleźć przyczynę tych wydarzeń i postarać się, by sprawcy ich pożałowali, że śmierć do tej wioski sprowadzili…
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 06-09-2013, 16:53   #109
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
- Jok ich znojdziemy, to uwirz mi paninko, że osobiście zytne tyle łbów ilu tylko dusięgne. -westchnął krasnal, ale widać że rozmowa pomagała mu wyrzucić z siebie trochę bólu. - A czemu właściwie dziwko karczmiono, na podruże wyruszyło. Ruczej nie wyglundasz na toko, co tu podnico się na widuk krwi. -stwierdził brodacz, powoli odwracając się w stronę pozostałej dwójki.
Lenfi spojrzał na krasnoluda a zaraz po tym na Arine i zrobił dziwną, pytającą minę. W pierwszej chwili chciał zaprzeczyć, krew przecież go nie podniecała, ale po namyśle zrozumiał o co chodziło Torborowi. Walka, rany, sińce. To wszystko towarzyszyło mu od najmłodszych lat życia i nie potrafił sobie wyobrazić siebie na przykład za ladą w karczmie.
Srebrnowłosa spoglądała przez chwilę na Torbora, dopieszczając ostatni bandaż na ramieniu Stalowego Konia. Następnie spostrzegła zdziwioną minę, którą Lenfi ją obdarzył. Westchnęła cicho, karcąc się w duchu, że już zaczyna paplać za dużo.
- Więcej chyba nie zdziałam… - poklepała rosłego wojownika po ramieniu w przyjacielskim geście i przysiadła się do Torbora bliżej ognia. - Może i tobie pomogę? - dawała sobie czas do namysłu nad odpowiedzią.
- W zasadzie to pochodzę z terenów nieco dalej na północy. Z Płaczącej Wdowy wygnały mnie pewne… okoliczności. - cmoknęła niezadowolona, nawet w rozmowie z Taarem nie wdawała się w jakieś wielkie szczegóły. - Pracowałam tam od paru lat, właściciele byli dla mnie jak rodzina. No ale jednak nie byli nią… W każdym razie musiałam się ulotnić, a wyprawa z Gallawayem była ku temu świetną okazją. - odpowiedziała spokojnie, zmywając delikatnie krew.
Torbor nie protestował specjalnie przed zajęciem się jego lekkimi ranami, jak i pozbyciem sie krwi którą był uwalony niemal od stóp po sam czubek głowy. Zakręcił swoją brode dookoła grubego palucha, po czym rzekł. - Jo to żym czuł powołunie. -stwierdził odkładając na bok i tarczę. - Mój totko mo kuźnie, to jeden z moich bracholi został mu pomogoć. Drugi stwirdził ży Moradinowi odda swy życiu i ruszył na pilgrzymke,. a jo jok dziodek chce świot zwiedzoć. -wyjaśnił swe podbudki krasnal. - Alu tokiego początku swych przygód tum się nie spodziewoł.
- Nikt się tgo nie spodziewał - odparł Lenfi i idąc za przykładem Torbora zaczął ostrzyć swój miecz, który tego dnia dosyć mocno przytępił na kilku zielonoskórych parszywcach - Ale teraz musimy myśleć jak przetrwać i co robić dalej. Czuję… Czuję, że tutaj czeka nas tylko śmierć… - dodał cicho spoglądając na pogrążonego w niespokojnym śnie Gallwaya - Musimy być ostrożniejsi niż dotychczas.
- Uhm. - przytaknęła dziewczyna, pastwiąc się na swój delikatny sposób nad krasnoludem. - Musimy też pamiętać, że niektórzy z naszych przeciwników uszli z życiem. Są już zaalarmowani, że kręcimy się tutaj. Następna grupa może być jeszcze groźniejsza… Północ nigdy nie była pobłażliwa dla swoich mieszkańców. - skwitowała. - A co ciebie przygnało w te tereny, Lenfi?
- Urki wruco… zawsze wrocojo. Ale burdziej bym sie obowioł ataku nucą. Zieloni to stworzenia mruku… widza lepij w cimności, niżeli w dzionek. -stwierdził krasnal. - Lepiej wystowić dziś worty, jeżeli nie chcemy by nad gordła poderżnyli.
- Mnie? - nie trudno było zauważyć, że młody wojownik był zaskoczony pytaniem i niejako nim zmieszany - Ja… Sam nie wiem… - zarumienił się i wbił wzrok w ostrzony przez niego miecz. Może dawno go o to nie pytano albo po prostu chciał być z nimi szczery - Znaczy się wiem ale coraz częściej zapominam po co w ogóle opuściłem dom. Widzicie bo mój ojciec… - na moment zawiesił głos po czym dodał krótko nie rozwijając tematu - Szukam go. A co do wart, zgadzam się, ktoś musi mieć oko na okolicę w nocy.
Gdyby Arine potrafiła, to pewnie zastrzygłaby uszami na taką nowinę. Skończyła już opatrywanie Torbora - na miarę swych możliwości - i usiadła przy palenisku, rozprostowując zranioną nogę.
- Ja nawet nie znam swoich prawdziwych rodziców. Miałam matkę, która mnie wychowywała, ale to było dawno temu. - przyznała się w końcu, jakby odpowiadając szczerością na szczerość. - Jeśli twój ojciec był tu na północy, jeśli w ostatnich latach mógł zahaczyć o Targos… Może można się o nim dowiedzieć czegoś więcej? Masz jakieś poszlaki, gdzie go szukać? - to było coś, co lubiła. Poszukiwanie, zdobywanie informacji, śledzenie powiązań - Arine momentalnie ożywiła się przy takim temacie, niekoniecznie zważając na to, jakie uczucia temat wzbudza u innych…
Torbor kiwnął dziewczynie głowa w podzięce i uśmiechnął się lekko. - Mosz u mnie piwo w nojbliższej korczmie.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 06-09-2013, 19:21   #110
 
aveArivald's Avatar
 
Reputacja: 1 aveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie coś
- Niewiele - westchnął Lenfi tęsknym głosem odpowiadając Arine - Żyliśmy tu, na północy, od zawsze. Znaczy moja rodzina. Dlatego też wierzę, że nadal tu jest… - Lenfi zastanowił się po czym zerknął na towarzyszy. Wyraźnie spochmurniał, wyglądał jakby chciał coś powiedzieć lecz się powstrzymał - Ale to nie jest dobry moment. Naprawdę. Mamy teraz inne zadanie. Dziękuję Ci za pomoc Arine - Lenfi skinął głową na opatrunki swoje i Torbora - Jesteś dobrą kobietą. A ty solidnym wojownikiem - dodał spoglądając na krasnoluda.
Dawno już nikt nie nazwał Arine dobrą kobietą, nie wiedziała więc za bardzo, czy być rozbawioną, czy po prostu podziękować za miłe słowo.
- Dziękuję. Musimy sobie pomagać, skoro łączy nas wspólne zadanie. - ostatecznie zdecydowała się więc na drugą opcję.
Zmiana w nastroju wojownika nie uszła jednak jej uwadze.
- Po prostu gdybyś kiedyś potrzebował informacji, pomocy. To już mnie znasz. - mrugnęła, zdobywając się na uśmiech, mimo podłej sytuacji całej grupy.

- Ano znam… - odparł Lenfi uśmiechając się też mimowolnie - Jak myślisz, kiedy Gallaway stanie na nogi?
Dziewczyna spojrzała przez ramię, w stronę ich pracodawcy.
- Nie mam pojęcia. Musi teraz porządnie wypocząć. O ile się orientuję, Taar nie dysponuje już na dziś kolejnymi modlitwami działającymi cuda. Hubert musi przeczekać przynajmniej do jutra na jakąś lepszą pomoc… Chyba. Mam nadzieję, że się nie wykrwawi.

- Nie można do tego dopuścić. To głowa tej wyprawy i w dodatku znana osobistość. Okrylibyśmy się niesławą - zawyrokował Lenfi nie przestając ostrzenia broni - Nie znam się jednak na leczeniu ale wychodzi na to, że przyjdzie nam tu spędzić kapkę więcej czasu niż wpierw zamierzaliśmy. Rano trzeba zabezpieczyć okolicę i przygotować się na kolejne ataki. Najlepiej chyba będzie wykorzystać do obrony klasztor. O ile jest tam bezpiecznie.
Arine nie czuła się najlepiej w temacie planowania takich kwestii, ale słowa towarzysza brzmiały dość rozsądnie.
- Jeżyli ktoś kopłono zaciukoł w srodku to taki byzpiczny ni jyst. -zauważył rudobrody. - Ktu wio ilu wyjść o których nie wiemy tom jest.

- Pewnie dowiemy się lada moment, jak pozostali wrócą. To dość spory budynek i wygląda solidnie. Na pewno nie odejdziemy stąd jutro. Mogę też wybrać się kawałek dalej na zwiad, rozeznać się w okolicy… - zaproponowała.

- Tak, to dobry pomysł ale musimy bardzo uważać. Lepiej nie oddalać się stąd samemu. Myślisz, że ktoś z nas mógłby Ci jakoś pomóc, ubezpieczać cię? Ze mnie kiepski zwiadowca…

- Moim zdaniem najlepiej i najszybciej poszłoby mi z Audrey. Obie jesteśmy dość drobne przy was wszystkich, zatem i lżejsze, i mniej hałasu narobimy. Zakładam, że i nieco szybsze w razie ewentualnej ucieczki...

- Dobrze, jeśli Audrey się zgodzi - Lenfi wstał przerywając ostrzenie - Teraz proponuję odpocząć i nabrać sił. Jutro czeka nas ciężki dzień.
Arine skinęła lekko głową i podniosła się z niejakim trudem, uważając na zranioną nogę.
- Poczekam, aż wróci Taar i udam się do drugiego domu, gdzie przydzielono mi nocleg. - podeszła następnie do Gallawaya, by sprawdzić jego stan.

- Skuro jego rony dalej się babrzo, to znaczy że broń tego plugastwa nasunczono było jakums złowiszczo magio czy inno trutko. -mruknął Torbor, bazując jedynie na przypuszczeniach. - Dubro… to ja tyż się kimne truche, a potem stone na worcie. Z wos wszystkich tu jo w nocke nojlepioj widzu… nu i bynde mioł wtedy czos by oddać pamięci Skolfo nalezyty szacunyk. W nocy Moradin chuć na troche przystoje pracować w swej kuźni, by wysłuchoc modłów za tych co teroz mu pomugajo. -stwierdził, przysuwając się blizej gonia, w którego ciepłym blasku chciał spędzić swoją drzemkę.
 
__________________
Wieża Czterech Wichrów - O tym co w puszczy piszczy.
aveArivald jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172