Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2013, 16:53   #109
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
- Jok ich znojdziemy, to uwirz mi paninko, że osobiście zytne tyle łbów ilu tylko dusięgne. -westchnął krasnal, ale widać że rozmowa pomagała mu wyrzucić z siebie trochę bólu. - A czemu właściwie dziwko karczmiono, na podruże wyruszyło. Ruczej nie wyglundasz na toko, co tu podnico się na widuk krwi. -stwierdził brodacz, powoli odwracając się w stronę pozostałej dwójki.
Lenfi spojrzał na krasnoluda a zaraz po tym na Arine i zrobił dziwną, pytającą minę. W pierwszej chwili chciał zaprzeczyć, krew przecież go nie podniecała, ale po namyśle zrozumiał o co chodziło Torborowi. Walka, rany, sińce. To wszystko towarzyszyło mu od najmłodszych lat życia i nie potrafił sobie wyobrazić siebie na przykład za ladą w karczmie.
Srebrnowłosa spoglądała przez chwilę na Torbora, dopieszczając ostatni bandaż na ramieniu Stalowego Konia. Następnie spostrzegła zdziwioną minę, którą Lenfi ją obdarzył. Westchnęła cicho, karcąc się w duchu, że już zaczyna paplać za dużo.
- Więcej chyba nie zdziałam… - poklepała rosłego wojownika po ramieniu w przyjacielskim geście i przysiadła się do Torbora bliżej ognia. - Może i tobie pomogę? - dawała sobie czas do namysłu nad odpowiedzią.
- W zasadzie to pochodzę z terenów nieco dalej na północy. Z Płaczącej Wdowy wygnały mnie pewne… okoliczności. - cmoknęła niezadowolona, nawet w rozmowie z Taarem nie wdawała się w jakieś wielkie szczegóły. - Pracowałam tam od paru lat, właściciele byli dla mnie jak rodzina. No ale jednak nie byli nią… W każdym razie musiałam się ulotnić, a wyprawa z Gallawayem była ku temu świetną okazją. - odpowiedziała spokojnie, zmywając delikatnie krew.
Torbor nie protestował specjalnie przed zajęciem się jego lekkimi ranami, jak i pozbyciem sie krwi którą był uwalony niemal od stóp po sam czubek głowy. Zakręcił swoją brode dookoła grubego palucha, po czym rzekł. - Jo to żym czuł powołunie. -stwierdził odkładając na bok i tarczę. - Mój totko mo kuźnie, to jeden z moich bracholi został mu pomogoć. Drugi stwirdził ży Moradinowi odda swy życiu i ruszył na pilgrzymke,. a jo jok dziodek chce świot zwiedzoć. -wyjaśnił swe podbudki krasnal. - Alu tokiego początku swych przygód tum się nie spodziewoł.
- Nikt się tgo nie spodziewał - odparł Lenfi i idąc za przykładem Torbora zaczął ostrzyć swój miecz, który tego dnia dosyć mocno przytępił na kilku zielonoskórych parszywcach - Ale teraz musimy myśleć jak przetrwać i co robić dalej. Czuję… Czuję, że tutaj czeka nas tylko śmierć… - dodał cicho spoglądając na pogrążonego w niespokojnym śnie Gallwaya - Musimy być ostrożniejsi niż dotychczas.
- Uhm. - przytaknęła dziewczyna, pastwiąc się na swój delikatny sposób nad krasnoludem. - Musimy też pamiętać, że niektórzy z naszych przeciwników uszli z życiem. Są już zaalarmowani, że kręcimy się tutaj. Następna grupa może być jeszcze groźniejsza… Północ nigdy nie była pobłażliwa dla swoich mieszkańców. - skwitowała. - A co ciebie przygnało w te tereny, Lenfi?
- Urki wruco… zawsze wrocojo. Ale burdziej bym sie obowioł ataku nucą. Zieloni to stworzenia mruku… widza lepij w cimności, niżeli w dzionek. -stwierdził krasnal. - Lepiej wystowić dziś worty, jeżeli nie chcemy by nad gordła poderżnyli.
- Mnie? - nie trudno było zauważyć, że młody wojownik był zaskoczony pytaniem i niejako nim zmieszany - Ja… Sam nie wiem… - zarumienił się i wbił wzrok w ostrzony przez niego miecz. Może dawno go o to nie pytano albo po prostu chciał być z nimi szczery - Znaczy się wiem ale coraz częściej zapominam po co w ogóle opuściłem dom. Widzicie bo mój ojciec… - na moment zawiesił głos po czym dodał krótko nie rozwijając tematu - Szukam go. A co do wart, zgadzam się, ktoś musi mieć oko na okolicę w nocy.
Gdyby Arine potrafiła, to pewnie zastrzygłaby uszami na taką nowinę. Skończyła już opatrywanie Torbora - na miarę swych możliwości - i usiadła przy palenisku, rozprostowując zranioną nogę.
- Ja nawet nie znam swoich prawdziwych rodziców. Miałam matkę, która mnie wychowywała, ale to było dawno temu. - przyznała się w końcu, jakby odpowiadając szczerością na szczerość. - Jeśli twój ojciec był tu na północy, jeśli w ostatnich latach mógł zahaczyć o Targos… Może można się o nim dowiedzieć czegoś więcej? Masz jakieś poszlaki, gdzie go szukać? - to było coś, co lubiła. Poszukiwanie, zdobywanie informacji, śledzenie powiązań - Arine momentalnie ożywiła się przy takim temacie, niekoniecznie zważając na to, jakie uczucia temat wzbudza u innych…
Torbor kiwnął dziewczynie głowa w podzięce i uśmiechnął się lekko. - Mosz u mnie piwo w nojbliższej korczmie.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline