Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2013, 18:49   #3
Barthirin
 
Barthirin's Avatar
 
Reputacja: 1 Barthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodze
Gdy wrota zamknęły się za ich plecami drow sięgnął ręką do swojej szyi. Przejeżdżał palcami obrożę po całej długości, ale nic! Pierścień zdawał się być wykonany z jednego kawałka metalu. Żadnego zamka… Na pewno była magiczna. Tym trudniej będzie się jej pozbyć. Ale nic od razu. Trzeba było działać z rozmysłem. Konsekwentnie i z wyczuciem badać otoczenie kawałek po kawałku.
Shaz’zar podszedł do źródełka. Zaczerpnął łyk wody, a potem następny i jeszcze jeden. Woda w “źródełku” była mętna i zanieczyszczona. W smaku przypominała raczej wodę płynącą przez rynsztok niż wodę pitną, ale póki co nie dawała negatywnych objawów, a pragnienie drowa zostało ugaszone. Następnie usiadł w miejscu, w którym było najmniej syfu i zaczął rozmasowywać obolałe mięśnie. Gdy tak siedział w milczeniu przyglądał się współwięźniom. Chudzi i wystraszeni, ale byli wśród nich także tacy, po których nie było widać oznak zmęczenia i głodówki. Tamci na pewno byli ważni. Na tyle ważni, by dostać odpowiednią porcję jedzenia. A może zdobywali to jedzenie z rąk innych więźniów?
Nie pozostawało nic innego jak czekać na rozwój wydarzeń. I obserwować. Tak go wyszkolono.
Mięśnie bolały.

Gdy mechanizm obroży zatrzasnął się na jej szyi, Debra zacisnęła powieki. W głowie przez moment huczało jej, jak w ulu. Wrażenie jednak szybko minęło i znów zapanowała względna cisza. Szybko otrząsnęła się z nieprzyjemnego uczucia. Na tyle, że gdy wprowadzono ich do klatki, która odtąd miała być ich “domem”, mogła trzeźwym okiem ocenić sytuację panującą wewnątrz.
Ohyda. Delikatnie ujmując, tak to można było nazwać. Brud, smród i ubóstwo. Zgromadzono tu przedstawicieli chyba wszelkich ras, jakie mogły istnieć w znanym jej, a może i w znacznej części nieznanego jej świata. Nie licząc mieszańców. Wielu nawet nie potrafiłaby pewnie nazwać. I chyba dla wielu z nich czystość i porządek były pojęciami obcymi, albo wręcz magicznymi. Niestety nie na tyle, żeby zechciały stać się same. Większości z egzystujących tu niewolników nie dziwiła się. Zagłodzeni, posiniaczeni i poranieni, prawdopodobnie byli za słabi, by interesować się czymkolwiek. Ale zauważyła też, że nie wszyscy byli aż tak skrajnie wycieńczeni. Wręcz przeciwnie. Dlaczego? Nie wyglądali na nowe nabytki. Nikt nie wyglądał tak dobrze po wielotygodniowej tułaczce w kajdanach przez podziemia. Podejrzewała, że nie wyglądaliby tak dobrze nawet, gdyby obżerali tych wszystkich biedaków z ich głodowych racji. Może byli utrzymywani do innych celów? Pewnie wkrótce przekona się na własnej skórze, o co w tym wszystkim chodzi. Tymczasem powinna się dobrze rozejrzeć, powęszyć. Jeśli się uda, poszukać sojuszników, kogoś kto już wie, jak tu przeżyć. Przykucnęła nad brzegiem sadzawki wypełnionej mętnym, udającym wodę płynem. Mimo, że spragniona, jak cholera, jednak powstrzymała się. Jakoś pragnienie nie było jeszcze aż tak wielkie, aby odważyła się próbować tego czegoś.

A jednak znalazł się ktoś odważny, albo niezbyt rozsądny, kto zdecydował się napić. Tyle, że drow. Swoją drogą zabawne, że “czarnuchy” więziły też swoich współplemieńców. Ciekawe, co ten skurczybyk przeskrobał? I dlaczego w ogóle jeszcze żył? Ciekawe też czy to, że jest drowem w jakiś sposób ułatwi mu życie, czy też wprost przeciwnie? Gdyby miała choćby miedziaka, postawiłaby na to drugie. Niestety ten, kto walnął ją w łeb, zabrał jej wszystko, co przy sobie miała.

Postanowiła poczekać trochę, by się przekonać, jak na wodę zareaguje żołądek “czarnucha”. Fakt, że jako tutejszy, mógł być uodporniony na miejscowe świństwa. Jednak sama obserwacja mogła jej pomóc w zorientowaniu się, czy byłoby warto trzymać się blisko niego. Nawet jeśli po raz pierwszy znalazł się w takim miejscu, to jednak co nieco powinien wiedzieć. W końcu był w zasadzie w swoim środowisku tyle, że teraz po drugiej stronie kraty.

Byli jeszcze ci, z którymi ją tu przyprowadzono. Mimo jednak, że przebywali razem od wielu tygodni, w żaden sposób nie mogłaby stwierdzić, że kogoś z tej cokolwiek niepełnej już trzydziestki, która zdołała przeżyć, poznała bliżej w międzyczasie. Początkowo zastanawiała się czy to możliwe, by wśród uprowadzonych jeńców był też jej prześladowca z powierzchni. Nigdy nie stanęła z nim oko w oko, ani nie zbliżyła się na tyle, by dostrzec jego twarz. Po pewnym czasie stwierdziła, że prawdopodobnie zginął, ponieważ żaden ze współwięźniów nie sprawiał wrażenia, iż ją rozpoznał. No i dobrze, bo nie wiadomo, czy charakternik mścić by się nie zechciał. Miała dostatecznie dużo problemów i bez tego.

Wnętrze ich nowego "domu" zdawało się potwierdzać pierwsze wrażenie Velesa dotyczące bezgranicznej głupoty drowów. Po co wydawać złoto na niewolników, skoro się o nich nie dba? On sam niewolnictwa jako takiego nie popierał ale wiedział, że najedzony niewolnik dobrze pracuje, a z zagłodzonego i batem nie wyciśnie się wiele. Przynajmniej na dłuższą metę. Po co więc jakieś zakupy? Nie lepiej zainwestować nieco w to, co się ma?
Niestety, znajdował się po niewłaściwej stronie krat i z wprowadzaniem reformy niewolnictwa nie miał do kogo się udać.
Jak na razie trzeba było znaleźć sobie jakiś kąt, zorientować się w panujących tu stosunkach i, ewentualne, zawiązać jakieś sojusze. W jedności siła. Podobno.

Po tym jak wprowadzono nowych lokatorów do ich nowego "domu" gnom, którego umysłu nie przyćmiły magiczne karwasze rozpoczął poszukiwania kogoś znajomego. Niestety po chwili przeglądania twarzy pozostałych więźniów nie rozpoznał nikogo.

Chwilę potem obserwował, jak jeden z drowów niewolników - cóż za paradoks - podchodzi do sadzawki, która służyła jak widać za poidło, po czym pije znajdującą się w niej wodę. Po minie niewolnika wysnuł przypuszczenia, że woda nie należy do gatunku świeżych.. Mimo wewnętrznych oporów ruszył również do ich jedynego źródła cennego w przetrwaniu płynu. Gdy podszedł do sadzawki zanurzył w wodzie palec, po czym przyciągnął do nosa i użył swojego świetnego węchu. Odór sprawił, że momentalnie odsunął jak najdalej mógł mokry palec od twarzy. Mimo to udało mu się wyczuć, że w wodzie nie ma nic toksycznego, więc postanowił zaryzykować i ugasić palące pragnienie. Nie robił tego z najmniejszą przyjemnością dla swoich kubków smakowych, ale zaspokoił głód organizmu.

Zaspokoiwszy swoje pragnienie znalazł jakiś skrawek w miarę słabo zabrudzonej skały, na której usiadł, by dać odpocząć stopom i nogom. Podczas chwili spokoju naszła go chęć, by trochę rozweselić towarzystwo, ale zaraz po tym wróciły wspomnienia, które przypomniały mu o tym, jak na jego żarty reagowali strażnicy i pozostali niewolnicy, gdyż te nie podobały się tym pierwszym, za co ten był regularnie karany kopniakami.

Woląc się tym razem nie narażać na to samo ze strony swoich nowych koleżków i koleżanek zaczął oglądać bransolety, które przeklęte drowy mu założyły. Jako mag i jubiler szacował z czego są wykonane, jakich zaklęć na nich użyto, ogólnie starał zdobyć jak najwięcej o nich informacji, które być może pozwolą im się ich pozbyć.

Gnom przyglądał się karwaszom zapiętym na jego przedramionach. Nie przypominały niczego z czym miał styczność w swoim długim życiu. Ani jako mag ani jako jubiler. Inskrypcje zapisane na ich powierzchni były niejasne, a materiał z którego je wykonano był obcy Dininowi. Jedyne co wiedział, to że zapięte je mieli jedynie niewolnicy, w których została wykryta magia. Jeśli sprawa tyczyła się obroży to wiedza magiczna gnoma była również zbyt mała, jednak jako jubiler wiedział mniej więcej o sposobie wykonywania takich “ozdób”. Z odpowiednego materiału tworzono obręcz, a następnie nanoszono na nią dłutkiem inskrypcje, które dopiero po nasączeniu magią lub magicznymi komponentami przynosiły odpowiedni efekt, a ten mógł być różny. Niuchacz raz w życiu widział taką obrożę, jednak nie mógł sobie przypomnieć gdzie i kiedy.
 
__________________
Ash nazg durbatuluk,
Ash nazg gimbatul,
Ash nazg thrakatuluk,
Agh burzum-ishi krimpatul!
Barthirin jest offline