Jak to się stało, że dwójka górskich orków dała się złapać takim małym szpiczatouchym istotom? W sumie to wszystko ma swój powód w głupocie ich przywódcy. Wódź nie miał ani krzty rozumu. Nie to co Crubnash i Kraknash. Dwójka braci wyróżniała się wśród tej niezbyt inteligentnej rasy. Pierwszy z braci był w stanie ogarnąć to co jest narysowane czy nawet napisane! w jakiejś księdze. Wracając jednak do tego paskudnego zniewolenia. Wszystkim oczywiście była winna paskudna magia i głupota wodza. Crubnash od zawsze był za tym, żeby tego tępaka zostawić gdzieś w górach i niech sobie tam gnije, reszta hordy jednak bała się, że związanie największego z orków będzie zbyt niebezpieczne.
W sumie to sam Crubnash dokładnie nie wie jak to było z tym zniewoleniem. Po prostu obudził się w klatce. Wyjął sobie z uda jakąś dziwną śmieszną strzałkę. U nich to takie komary latały. Śmierdziała paskudnie. Później ork usłyszał jedynie strzał z bicza i zrozumiał co się stało. A z tą magią i wodzem to mu inni powiedzieli, zanim ich zatłukli czarnoskórzy szpiczaści.
Crubnash przyglądał się dziwnym zwyczajom, których totalnie nie rozumiał. Z jednej strony był ciągnięty z jakimiś różowoskórymi, z drugiej ciągnęły ich czarnoskóre elfy. Ork znał ich język. Milczał jednak przez większość czasu marszcząc brwi i zerkając na swojego brata.
Gdy tylko pajęczy jeździec przemknął zaraz obok niego, zdziwił się. To było dla niego tak, jakby ktoś jeździł na świni. I to i to jest do jedzenia, a nie do bycia wierzchowcem. Od zawsze lubił świńskie żeberka oraz pajęcze nóżki. Miło chrupały, jak się je odpowiednio przyrządziło. Przez moment Crubnashowi przemknął zapach i smak pieczonych przysmaków Bgula - speca od gotowania w jego i Kraknasha hordzie. Piękne czasy. Teraz jednak trzeba było się przyzwyczaić do tego nowego miejsca i jakoś się tu ustawić. Może takie elfy lubią patrzeć, jak ktoś daje komuś po pysku?
__________________ Sanity if for the weak. |