Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2013, 07:47   #5
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gnom zdenerwował się. Miał już coś na końcu pamięci, ale nie mógł za cholerę się do tego dokopać w swoim umyśle. Chciał już zacząć wrzeszczeć z frustracji, ale był zbyt zmęczony nawet na to. Wolał też nie wzbudzać zainteresowania strażników, znał ich już trochę i wolał nie dawać im pretekstu do bicia, czy czegoś gorszego. Zaczął się więc rozglądać po klatce, a dokładniej, po kratach, czy co to tam jest. Swoimi jubilerskimi zdolnościami szukał jakichś szpar, czy czegoś, co świadczyłoby o naruszeniu w jakimś stopniu konstrukcji, czy co doprowadziło, lub mogło doprowadzić do obecnego stanu.

Yalop może nie tyle swoimi zdolnościami jubilerskimi co ogólnym pojęciem o architekturze i inżynierii wiedział, że klatka jest pleciona z pasów hartowanej stali, najprawdopodobniej na gorąco i łączona na skrzyżowaniach nitami. Gdy podszedł bliżej krat mógł zmierzyć rozstaw stalowych pasów, który zarówno w pionie jak i w poziomie był jednakowy, jednak zbyt gęsty aby nawet tak mała postać jak Niuchacz mógł się przez niego przecisnąć. Możliwe, ze posiadając odpowiednie narzędzia i wystarczającą ilość czasu udałoby się wyłamać pręt czy dwa.
W tym samym czasie, gdy gnom przyglądał się kratom obok niego odezwał się jakiś ledwo słyszalny głos. Był cichy, zmęczony i ochrypły.

- Nie *kaszel* uciekniecie stąd. - powiedział wychudzony, stary mężczyzna. Można było zliczyć wszystkie jego kości przez skórę, która przypominała bardziej poorany bliznami i siniakami pergamin niż zdrową ludzką skórę. Znajdował się w pozycji półsiedzącej, plecami oparty o kraty klatki. Wpatrywał się w gnoma swoimi zapadniętymi oczami - Nie *kaszel * masz nic do jedzenia, prawda? Nie jadłem od dwóch tygodni, a pewnie za niedługo *kaszel* przyjdą po mnie. Na zmianę do *kaszel* kopania rudy. A jeśli nie będę miał *kaszel* siły to zabiją mnie na miejscu. Nie *kaszel* chce umierać, nie tak i nie tutaj… - skończył wypowiedź niewolnik.
- Wszyscy pracują w kopalni? - spytał Veles, do którego uszu dotarła również ta wypowiedź. - Jak często? I czemu nic nie jadłeś od tak dawna? - zadał kolejne pytania.
Dokoła walało się nieco jedzenia. Jakoś nikt go wcześniej nie zjadł. Na królewski stół by się nie nadawało, ale gdy kto głodny...
Przyjrzał się kratom. Aż tak solidna robota to nie była i przy odrobinie zbiorowego wysiłku dałoby się coś z tym zrobić. Gdyby nie kilku strażników na wielkich pająkach, którzy z zewnątrz przyglądali się więźniom. Z pewnością nie byliby zachwyceni tym, że ktoś psuje ich budowlę.
Starzec odwrócił wzrok w kierunku Velesa i popatrzył nieprzytomnym wzrokiem. Zdawał się nie patrzeć na niego tylko w dal, daleko za plecami mężczyzny.
- Chłopcze *kaszel* zatrucie pokarmowe to *kaszel* pewna śmierć. Odwodnienie, wycieńczenie organizmu. *kaszel, suchy i męczący* Mimo, że jesteśmy skrajnie głodni, nie można jeść wszystkiego *kaszel* nauczysz się. I tak zostaniesz tu *kaszel* do końca swoich dni. *ochrypły śmiech* - po czym starzec przestał na chwilę mówić. Dyszał ciężko. Widać, że taka krótka wypowiedź go zmęczyła. - Nie, nie wszyscy kopią *kaszel*, ale zdecydowana większość. Ruda i kamienie szlachetne to podstawa *kaszel* gospodarki mrocznych elfów. Poza zbrojnymi napadami i grabieżami *kaszel*. Są jeszcze inni niewolnicy, są trzymani gdzie indziej. Nałożnicy. Tutaj są *kaszel* kopacze i gladiatorzy, którzy walczą *kaszel* dla rozrywki drowów. Ale ci *kaszel* długo nie żyją.
- A tę wodę, z sadzawki, można pić bez problemów? - spytał Veles.
- Parszywa jest, brudna. I chyba czymś zanieczyszczona. *kaszel* Można pić, ale z czasem ci co ją piją *kaszel* chorują i słabną. Jak ci się poszczęści *kaszel* to przy wydobywaniu rudy trafisz na *kaszel* skałę tykwową. Kiedyś taką *kaszel* miałem, ale ktoś mi ją ukradł - powiedział starzec.
- Gladiatorzy to są tamci, nie tacy wychudzeni? - Veles wrócił do wcześniejszej wypowiedzi starca. -Czy też to są jacyś ulubieńcy drowów - donosiciele i tacy tam…?
- Aaa, ci.. *kaszel* To nie gladiatorzy. To najgorsze ścierwo jakie chodzi po powierzchni Faerûnu! *przeraźliwy kaszel* - starzec uniósł się gniewem, na tyle ile pozwoliło mu zmęczenie, ale okupił to długim i wycieńczającym kaszlem. Kontynuował już dużo ciszej - To kapo, najgorsi z więźniów. Biją innych, zabierają im jedzenie. Mimo, że sami nie są lepiej *kaszel* traktowani przez drowy to znęcając się nad słabszymi mają *kaszel* lepsze warunki. Tu rządzi prawo *kaszel* siły.
- Drowy nie mają nic przeciwko temu, że więźniowie się zabijają?
Starzec pierwszy raz spojrzał swoim mętnymi oczami w oczy Velesa. Wyraźnie dało się wyczytać na wychudzonej twarzy zdziwienie.
- Chłopcze *kaszel* ile ty już jesteś niewolnikiem? Dzień? Nie sądzę *kaszel*. Nie poznałeś jeszcze natury mrocznych elfów? *kaszel* Lubują się w przemocy, a dla znudzonych strażników to *kaszel* rozrywka. Nie męcz mnie więcej, proszę. Masz coś do jedzenia? *kaszel* Albo czystą wodę?


Żałosny biedak, pomyślał Shaz’zar, spoglądając na churchlającego mężczyznę. Słyszał tylko strzępki rozmowy, ale z tego co usłyszał wiedział, że człowiek dawno stracił nadzieję na poprawienie swojego losu. Typowe dla powierzchniowców, którzy nie przywykli do życia w Podmroku. Tutaj trzeba się pogodzić z faktem, że śmierć czyha na każdym kroku, ale nie wolno się jej poddawać. W grupie patrolowej Shaz’zara mieli takie powiedzenie: “choćbyś siedział w paszczy bazyliszka, spraw, żeby to był jego ostatni posiłek w życiu!”.
Biedak jest sam sobie winny. Tu jest Podmrok. Tu zwycięża hart ducha. A prawo siły rządzi wszędzie.

W tym momencie jeden z kapo ruszył w kierunku Shaz’zara. Drow szybkim krokiem podszedł do przedstawiciela swojej rasy siedzącego na ziemi i wykorzystując pęd chciał przewrócić Shaz’zara i przygnieść go do ziemi stopą, jednak zwinny łowca uchylił się i kopniak ciężko wylądował na posadzce. To tylko rozwścieczyło atakującego, który odwrócił się w stronę Shaz’zara i przybliżył swoją twarz do jego twarzy.
- Myślisz, że jesteś taki sprytny? - powiedział - Zobaczymy jak długo wytrzymasz bez jedzenia i czystej wody, bo wiedz, że przy najbliższym karmieniu nie dostaniesz ani okruszka. Już ja o to zadbam - uśmiechając się paskudnie wskazał na pozostałych kapo, którzy obserwowali sytuację gotowi do interwencji.
Shaz’zar splunął na ziemię, gdy tamten się odwrócił. Cwaniak, bo ma poparcie. Bez wsparcia byłby tak samo żałosny, jak ten kaszlący dziadek. Tropiciel zapamiętał sobie twarz elfa i jego kompanów. Musiał uważać. Dopóki sam nie znajdzie popleczników.
Rozejrzał się po klatce w poszukiwaniu samotnych drowów, albo innych istot, które zdolne były do jakiejkolwiek współpracy. Im szybciej pozna towarzyszy niedoli i rozezna się, kto gdzie stoi na szczeblu tej parszywej drabinki społecznej, tym lepiej.
Drow nie zauważył albo nie chciał zauważyć splunięcia Shaz’zara. Odwrócił się do niego i powiedział
- Dobrze, że znasz swoje miejsce, robaku - odepchnął tropiciela, a sam szybkim ruchem wstał i ruszył w kierunku swoich kolegów śmiejąc się w głos.
 
Kerm jest offline