Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2013, 15:28   #19
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Zapach. Ciemny, jakby łaskoczący podniebienie. Żurawina, jeżyna, fiołek, peonia. Piękna woń niczym szal otulała drobną szyję, a następnie wznosiła się, niknąc w jego nozdrzach. Chłonął ją jak najcenniejszy skarb, choć pozostało mu na tyle zdrowego rozsądku, by się z tym nie ujawniać. Kontrolował mimikę, odruchy. Pragnął poczuć najczystszy ekstrakt zapachu, posmakować go. Wgryźć się, skonsumować. Piękno zbyt przytłaczające, by móc pozwolić mu dalej trwać. Kolejne aromatyczne akordy przeplatały się niczym nici w najdroższym i najpiękniejszym gobelinie - po to, by stworzyć cud. Brązowe, poskręcane loki opadały na drobne ramiona, aby wrażenie estetyczne nie ustępowało zmysłowemu.

Wyglądała jak dziecko, lecz dzieckiem nie była.

To oszałamiało. Rzucało się w oczy, niczym pulsujący wykrzyknik. Wątłe ramiona i nóżki nie dreptały do przodu na dziecięcą modłę, lecz płynęły w powietrzu. Jak gdyby ich właścicielka zaopatrzona w magiczne trzewiki unosiła się o cal nad ziemią. Zmiany pozycji każdej części ciała były ze sobą idealnie zestrojone, jak gdyby obmyślone i wyreżyserowane przez genialnego choreografa. Nawet tkanina kompletnie podporządkowywała się woli swej właścicielki - lśniąca, gładka, satynowa tafla nieskalana ani jedną niepotrzebną zmarszczką. Prosta sylwetka, głowa trzymana wysoko. Mała księżniczka, do której należy świat. Do której świat chce należeć.

Jej oczy pozostawały żywe, kryła się w nich moc. Patrzyły na niego z fascynacją, na którą nie potrafił odpowiedzieć. Przedstawiła się, ukazując swój głos - niższy niż przypuszczał. Idealnie komponował się z brązem tęczówek oraz loków. Ka-ta-ri-na. Cztery sylaby, za którymi kryła się perfekcja, świeżość, niewinność i czar. Cztery sylaby, które zaprowadziły go do Księcia tego miasta.

Teraz siedziała mu na kolanach, a JD odniósł wrażenie, że jego jedynym przeznaczeniem jest zapewnienie jej wygody. Chłonął zapach, piękno oraz czar, jaki roztaczała. Czy takie same były dziewczynki, które zaginęły? Też wszystkich wokoło onieśmielały swoim wdziękiem? Czy to stwórca Katariny - o ile jeszcze żył - na jej wzór upodobał sobie ofiary w okolicznych dziewczętach? Tyle niewiadomych. Gdyby tak mógł ją zapytać. Gdyby ona zechciała odpowiedzieć zgodnie z prawda.

Katarina wzięła do swojej drobnej rączki jego dłoń, po czym zaczęła bawić się palcami. Pocierała paznokieć wskazującego, co sparaliżowało mężczyznę. Gdyby była trochę starsza... fizycznie... być może wziąłby to za pewną aluzję, czy nawet propozycję.

- Jak Ci się podoba moja domena, piękny JD?

Był to pretekst, by uwolnić się od uroku wampirzycy. Ashford jednocześnie za to pobłogosławił i przeklął Mścisława.

- Twoja domena jest atrakcyjna oraz urokliwa, lecz nie aż tak bardzo, jak ty, Książę - gładko odparł JD, mając na myśli Katarinę.

- Haha, no proszę - książę roześmiał się serdecznie - Widzę, że jednak jesteś lepszą wersją swej Matki. Powinnaś się od niego uczyć, kochana, to złotousty chłopak. - ostatnie słowa skierował do Archonta.

- Ja jestem od roboty, a nie od kłapania dziobem - odparła lekko Mary, nawet nie podnosząc wzroku znad papierów.

Teraz roześmiała się również Katarina swoim dziecięcym, perlistym śmiechem. Jej oczy znów łowiły spojrzenie JD, a małe, zgrabne paluszki nie przestawały wędrować po jego dłoni.

- Skoro tak pięknie mówisz - dziewczynka zwróciła się do młodego Brujaha. - Opowiedz nam coś o sobie, jak poznałeś Matkę, prooooszę.

I Ashford roześmiał się, idealnie wpasowując się w dyplomatyczną konwencję słodkiego szczebiotania. Jednakże odniósł wrażenie, że tak naprawdę jedynie Mary wie, co robi. Pochylona nad dokumentami przyswajała ważne informacje, podczas gdy on uczestniczył w konwersacji, która zapewne nie miała ukazać im niczego związanego ze sprawą.

Nawiązał kontakt wzrokowy z Katariną, starając się nie myśleć o tym, ile razy wiekiem przewyższała Matkę.

- Obawiam się, że moja opowieść cię nie zainteresuję - odpowiedział Ashford, niepewny czy słusznie zwraca się per ty do primogenu. - Już na pierwszy rzut oka widać, że historia twojego przemienienia jest o niebo ciekawsza. Jednakże… jeżeli tylko będziesz chciała, wszystko opowiem ci przy odpowiedniej atmosferze - w noc twojego święta. Być może… jeżeli będziesz dostatecznie łaskawa… może i ty opowiesz mi coś o sobie. Jesteś zbyt fascynująca, bym mógł powstrzymać się i nie poprosić.

- Och, tak dawno nikt mnie o to nie pytał. To bardzo miłe z Twojej strony. - zaszczebiotała dziewczynka.

Ashford wierzył, że może z tego wyjść coś dobrego. Co prawda wcześniej Mary miała dla niego inne plany - dotyczyły przepytywań rodzin zaginionych. Jednak od przyjęcia dzieliła jeszcze jedna noc, którą można było wykorzystać. Poza tym Matka nie zaprotestowała na wieść o zaproszeniu dla nich obojga, więc nie powinna mieć do niego pretensji.

Nagle podniosła się ze swojego miejsca tak gwałtownie, że wszyscy zgromadzeni poza JD drgnęli. To zdradziło ich ciągłą czujność. Nawet mała Katarina zdawała się gotowa do... no właśnie, czego? Ataku czy obrony?

Krwawa Mary udała, że tego nie zauważyła. Odłożyła dokumenty na biurko Mścisława.

- Dziękuję, książę, za możliwość zapoznania się z aktami - rzekła sucho bez śladu faktycznej wdzięczności, kierując się do wyjścia.

- Ależ cała przyjemność po mojej stronie. Nie zamierzasz zrobić kopii?

- Nie, wszystko już mam w głowie. - pozwoliła sobie na lekki uśmiech, będąc już przy drzwiach - Jutro będę kontynuować śledztwo. Teraz jednak czas byśmy trochę odpoczęli. Do widzenia.

- Moja oferta noclegu w Elizjum wciąż jest aktualna, gdybyś... - Mary wyszła z gabinetu, nie słuchając dalszej części, przez co Mścisław zwrócił się do JD - Gdybyście chcieli skorzystać z mej gościny.

Jedynym świadectwem jego oburzenia zachowaniem Archonta było drganie lewej brwi.

Ashford głośno westchnął, odciągając uwagę zebranych od drzwi, za którymi zniknęła Mary.

- Być może moja Matka nie wykazuje wielkiej znajomości etykiety, ale… - JD zawahał się. - W ten sposób ukazuje troskę o twoją domenę, Książę. Jeżeli chcesz wysłuchać mojej opinii, to jest ona sprzymierzeńcem na tyle wartościowym, by warto było wybaczyć jej kilka grymasów.

Pogłaskał delikatnie ramię Katariny, czując jak wampirzyca nieco rozluźnia się. Jednak w tym czasie myśli Ashforda krążyły nie wokół Toreadorki - koncentrowały się na Matce. Przypomniał sobie, jak nie tak dawno usprawiedliwiał ją Cook. Teraz sam tłumaczył jej zachowanie przed obcymi Spokrewnionymi. Był nie pierwszą i zapewne nie ostatnią osobą, która starała się uratować jej wizerunek.

Pochylił się nieco do przodu, posyłając zaniepokojone spojrzenie Mścisławowi.

- Książę, Katarino, proszę… powiedzcie mi, co o tym myślicie. Czy moja Matka przesadza i podchodzi do sprawy z nadwrażliwością? Czy jej ingerencja w losy waszej domeny jest konieczna? Przyznam, że ostatnio zacząłem się wahać, gdyż… czy to możliwe, żeby któryś ze Spokrewnionych takiej spokojnej i pięknej domeny mógł kierować się złymi intencjami? Brzmi nieprawdopodobnie. Jednakże Mary jest jedną z najmądrzejszych osób, jakie znam, więc może mieć trochę racji i… trudno mi wyrobić własne zdanie.

Czyż nie brzmiało to żałośnie? Po takiej wypowiedzi oboje powinni podejść do niego z mniejszą, lub większą rezerwą i pobłażliwością. Już wcześniej dziwił się, że tacy wiekowi Spokrewnieni zdają się traktować go - młodzika w porównaniu - na równi. Czy to z powodu wpływowego rodzica - Archonta? Częściowo - być może tak. Jednak Ashfordowi zależało na tym, by nie dostrzegli w nim jakiegokolwiek zagrożenia. Uznali, że jest niekompetentny do pomocy Matce. Rozluźnili się przy rozmowie - i rzucili jedno niezręczne słowo, które odkryje karty i ukaże, kto jest po czyjej stronie. Już sama ich odpowiedź na dopiero co postawione pytanie mogła dostarczyć kilku ważnych wskazówek.

- To wszystko jeden wielki spisek. - książę wydął wargi z pogardą - Jestem pewien że nie ma żadnego potwora, tylko ktos próbuje podkopać moją wiarygodność. Ta cała wampirza polityka... osiadłem w małym mieście, by od niej uciec, a teraz gdy udało mi się rozwinąć ekonomicznie Rostock, nagle pojawił się tu potwór. To czysta kpina!

Katarina przytaknęła, po czym spojrzała poważnie wielkimi oczami na JD.

- Chociaż jesteś młody, wierzę, że potrafisz zachować obiektywizm. Twojej Matce... czasem go brakuje. Nie zrozum mnie źle, ale najbardziej boimy się, że zostaniemy źle osądzeni.

- W imię gierek! I tego żeby jakiś nowy pupil Etriusa zajął moją domenę! - reszta słów Mścisława utonęła w nerwowym pomruku. Najwyraźniej Ventrue miał jakieś zwady z Radą Camarilli.

- Według twojego punktu widzenia, Książę, Wewnętrzny Krąg spiskuje, aby usunąć cię z miasta. Swoją drogą czyniłoby to moją Matkę oszukiwanym pionkiem, z czego bez wątpienia nie byłaby zadowolona… Jestem przekonany, że gdyby została wtajemniczona w intrygę, nie podjęłaby się misji. Nie chciałaby na to tracić czasu. Znaczyłoby to, że ją oszukują i to niezwykle efektywnie. Być może jest i tak. Ale… czy podjąłeś jakieś prywatne śledztwo? Widać, że działania Kręgu są niebezpośrednie i dość zawiłe. Jeżeli zgromadzisz dowody, Książę, że to Krąg stoi za morderstwami, będziesz w idealnej pozycji. Może już teraz posiadasz interesujące poszlaki? Czy poinformowałeś moją Matkę o swojej hipotezie?

Książę wstał ze swojego miejsca i podszedł do JD. Katarina widząc jego ruchy, dyskretnie umknęła. Ventrue położył dłoń na ramieniu mężczyzny.

- Wybacz, ale jesteś jeszcze bardzo młody. Wiem, że... wierzysz w swoją matkę i ja nie mam dowodów, by było inaczej. Jednak jest ona psem gończym tych, którzy od wieków kryją do mnie urazę. I choć nie zaatakują bezpośrednio, wykorzystają każdą okazję do podkopania mego autorytetu. To jednak nie twój problem, chłopcze. Idź do swej Matki, bo pewnie z nudów demoluje już moją poczekalnię - znaczący uśmieszek. - Odpocznij i wiedz, że będziesz miłym gościem w mej siedzibie, a zaproszenie, byś tu zatrzymał się podczas pobytu w Rostock jest wciąż aktualne.

Ashford skinął głową, uśmiechając się promiennie.

- Dziękuję za propozycję, ale wydaje mi się, że moje miejsce jest u boku Matki.

JD nie ufał Mścisławowi i Katarinie. Nie podobały mu się ani odpowiedzi Księcia, ani jego postawa. Zastanowił się, w czym tkwił problem. Może Ventrue był zbyt życzliwy dla "psów gończych"? Nie wiedział wiele na temat zdarzeń, choć był Księciem miasta? Mścisław musiał być lepiej poinformowany. Kainita, który przez tak wiele lat zdołał utrzymać się na stanowisku, nie zawdzięczał tego biernemu obserwowaniu. Zapewne więc i teraz nie był bierny, choć… właśnie takie wrażenie sprawiał. JD nie usłyszał ani jednej deklaracji czy wizji przyszłych działań ze strony Księcia.

Właściwie nie było powodu, by Mścisław miał mu się spowiadać. JD zastanowił się, czy nie zbyt prędko osądza.

Przykucnął, aby spojrzeć w oczy Katarinie.

- Szykuje się wielkie święto… na cześć wspaniałej osoby - szepnął. Złapał dwie dziecięce rączki i uścisnął je, nie myśląc wiele. Nabrał do płuc ostatnią porcją wyjątkowego zapachu, pożegnał się z Księciem, po czym wyszedł z gabinetu.

Ruszył przed siebie, wciąż czując na plecach ciężkie, martwe spojrzenie trofeów myśliwskich.
 
Ombrose jest offline