Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2013, 17:43   #43
Vireless
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Obrona magazynu skończyła się sukcesem lecz przypomniała Heinrichowi jak bardzo różni się od pozostałych członków tak zwanego QRS. Systematyczność, dokładność i cierpliwość przyniosły mu ukojenie na myśl jak kiepsko byli przygotowani na prawdziwe problemy. Całe szczęście wcześniej przygotowane pułapki zadziałały i po wszystkim Heinrich postanowił się wykłócić o jakiś złomiasty pistolet. W sumie nic wielkiego ale podczas ostatniej akcji pozostał tylko z jednym pistoletem i teraz miał za zadanie nie dopuścić do podobnej sytuacji w przyszłości. Tak więc sprawdzić klamkę jak potrafił a potem poszedł na spotkanie/ wypłatę.
Ogólnie wszystko było zgodnie ze zleceniem a dodatkowy gift ucieszył mu maskę. Taki gadżet, które zbytnio się nie przydaje ale za to czasami można się nim popisać. Taurus Judge czy jakoś tak, w swoim czasie reklamowany jako antidotum na kradzieże samochodów i innych środków trwałych.
- Fajne cacko, czyżby to był prezent?
Handlarz uśmiechnął się i przeniósł wzrok na Niemca.
- I wyraz uznania. Za fachowe podejście do bardziej fizycznego aspektu ochrony.
-hmmm dziękuję za uznanie a za armatę i tak się będę musiał zrewanżować. Nie lubię długów. Swoją drogą po ile można dokupić amunicję .410? Bo podejrzewam, że to taki rosyjski bilet do muzeum..
Banan na ryju świadczył o rozbawieniu całą sytuacją, ekscytacji nową zabawką jakoś nie można było wyczytać z twarzy Niemca.
Handlarz uśmiechnął się i machnął ręką.
- Nie znam cen detalicznych, ale z pewnością się dogadamy. Proszę nie czuj się zadłużony. To premia. Jak rozumiem jest Pan zainteresowany dalszą współpracą?*
-I owszem tak, w sumie musze za coś żyć a na niektórych z QRS liczyć nie mogę. Ale nim złożysz mi pocałunek śmierci tfu wyjawisz sekretny sekret z adresem konwoju to dopytaj się resztę czy pozostali też ida. Mnie możesz pisać, jako pewny.
-Swoją drogą czuję się dziwnie po dzisiejszej nocy, czy nadal mamy pełnić funkcję ochrony tego budynku?
- Skoro jesteś pewny.
Podsunął Heinrichowi kartkę z warunkami umowy. 50 naboi wynagrodzenia, w razie śmierci nie przechodzi na nikogo innego, ekipa komornicza zapewniająca wzajemną uczciwość… Podobna do poprzedniej, ale na większą sumę.
- Co do budynku zależy mi byście wyruszyli jak najszybciej więc na razie zabezpieczeniem zajmą się moi ludzie. W uszczuplonym niestety składzie…
-Dobra a co z prowiantem, amunicją oraz dowodzeniem?
Handlarz uśmiechnął się swoim wyuczonym, fałszywym uśmiechem.
- Amunicji nie zwracamy. Wyjątkiem są jej naprawdę duże ubytki. Jak się przekonaliście potrafię być szczodry, gdy dużo ryzykujecie lub sprawnie wykonacie zadanie? A co do dowodzenia to chciałbym je powierzyć Drake’owi jako, że przedstawia większość z Was. Jeżeli się nie zgodzi to powierzę je Markowi. Ma doświadczenie w tym. Prowiant… Jest załatwiony. Mark go widział.


Niewysoki najemnik zabrał głos.
- Mięso, owoce, woda… Wystarczy na trasę. Do tego dwa pojazdy, plusa jeden nasz i podstawowe środki opatrunkowe. Szmaty na bandaże i spirytus.
No i alles gutes. To czekać będę sygnału wymarszu. Hmm jak stąd jest daleko do Jabłka. -
Heinrich nie oczekiwanie zmienił temat - ewentualnie jakis innych dużych ośrodków?
Handlarz obrzucił ochroniarza uważnym, ale krótkim spojrzeniem.
- Dwa dni najkrótszą drogą. Około. Samochodem. Wybierasz się tam?*
-Raczej chciałbym się zorientować, co nas może czekać w pobliżu, raczej mało się do tej pory włóczyłem po świecie a na moje oko konwoje nie powinny mieć zbyt dużo styczności z innymi użytkownikami dróg. Model Iracki byłby zajebisty, ale całej drogi nie da się pędzić 200 km/h…. Mam nadzieję, że kierowcy się świadomi, że lepiej się nie chwalić swoją obecnością?
Handlarz już miał coś powiedzieć, gdy Mark skinął na Heinricha.
- To skoro nasz kompan jest pewny może nie będziemy przeszkadzać w targach i go wprowadze w szczegóły.
- Acha zapomniałem o najważniejszym -
popatrzył na kontrakt i długopis, wziął długopis i złożył staranny wykaligrafowany podpis. Następnie mruknął pod nosem… - No i Heinrich sam się musi ukarać za brak dyscypliny a kara będzie bolesna,,,

Heinrich pogodził się z tym stwierdzeniem w końcu było logiczne.. tak, więc udali się na dwór w kierunku garażu.
Najemnik wyszedł z Niemcem na zewnątrz. Chwilę szedł w milczeniu. Von Paulus już wcześniej wychwycił, ze ten mówi też z Europejskim akcentem. Chyba z Polskim.
- Punkt docelowy znajduje się trzy dni drogi stąd. Trase mamy opracowaną, w ekipie jest kurierka, która zna okolicę. Postoje, alternatywne postoje są opracowane. Główne zagrożenia to konkurencja, bandyci, bestie… Ostrzał z broni automatycznej, ajdiki i warunki pogodowe to główne zagrożenia.
Cyngiel w rozmowę wrzucił chyba Polskie słówko “ajdik”, ochroniarz ni cholery nie wiedział o co mu chodzi.
- Jak dołożysz do tego jeszcze tornado, trzesięnie ziemi i telemarketerów to poczuję się jak w domu… Twój akcent jest dziwnie znajomy i te słówko też takie nie USAńskie. Skąd jesteś - wypalił z gruntu rzeczowy a na pewno przystoiny blond niemiec.
Polak spojrzal na Heinricha, jego przystojność jakoś nie robiła na nim wrażenia
- Z Polski. A Ty? Niemcy? Od dawna tu jesteś?
- Z polski, w sumie bliżej nam było w alpy niż nad Wisłę ale Polaków swego czasu trochę poznałem. Wszyscy mieli mega głowę do kombinowania… To by wiele tłumaczyło
Polak lekko uśmiechnięty nie skomentował wypowiedzi ochroniarza.*
- Ja tu jestem już trzeci, prawie czwarty rok, wylądowałem w New Brunswick skąd była prosta droga do Imperium Apallachów. A ty jak się tu znalazłeś w końcu to trochę daleko od naszego domu - Europy.
- Zacząłem niedaleko Findlay, to było zanim wybuchła ta zaraz i miasto spacyfikowali. Wcześniej służyłem w tym w Afganie więc szybko zacząłem pracować jako najemnik. Też już ponad cztery lata. Głównie okolice NY, tu często potrzebują spluwy do wynajęcia. Masz jakieś pytania o misje? Do dyzpozycji mamy pick upa z napędem na cztery, jeepa i bugiego.
- W sumie to nie jestem tu żadną szyszką a raczej freelancerem. Drake czy Logan będą Cię atakować o szczegóły. Dla mnie najważniejsze jest by przeżyć i zarobić.
Findlay - to czy nie tam wieśniaki tańczą country i dziwnie się patrzą na swe bratanice? Post USA jest dziwne
Polak się zaśmiał.
- Nie. To pod Detroit. Ktoś, jedni mówią, że Posterunek inni że Moloch pieprznął tam czymś co zamieniło ludzi w coś w rodzaju zombi. Wiesz jak w przedwojennych filmach, świt żywych trupów, żywe trupy czy resident. Znałem kolesia, który ponoć zajmował się czyszczeniem. Był w pierwszej.
- Jak rozumiem pierwsza, piąta ,szósta kompania to są oddziały posterunku?
- Nie, pierwsza kompania marines to elita NY. Dowodzi nimi koleś nazywany Chujcem, od tego, że każdego wyzywa od chujców, mistrz contry, nowjorskiej sztuki walki. Ponoć robią dla FBI, wiesz powojennego wywiadu i kontrwywiadu w jednym. W końcu po wielkim wybuchu dokopali CIA.
-Okey…. wchodzimy w tematy, które do tej pory słyszałem jedynie dalekim uchem. Ale wracając do Zombi to musisz odwiedzić Apallachy, znam takie folwarki gdzie byś nie uwieżył że żyją tam ludzie.
- To samo jest w Teksasie. Inna tylko nazwa, chłop, niewolnik… Zresztą chyba tylko Posterunek jest od tego wolny, bo nawet w NY funkcją obozy dla przestępców, gdzie można trafić bardzo łatwo a w Vegas za długi możesz być sprzedany.
Obaj Europejczycy trafili do budynku, przed którym stały trzy wspomniane wcześniej auta, sądząc po otwartych drzwiach w środku mieścił się warsztat. Na pace nissana navary siedziała blondynka z baru, ta, która przyciągała spojrzenia. Za pomocą paska drażniła się z szczeniakiem, który próbował ją uchwycić i wyrwać kobiecie.


http://images04.olx.pl/ui/5/92/67/12...szczeniaki.jpg


Polak uśmiechnął się do kobiety.
- Karen, to jest Heinrich. Pojedzie z nami. Jak samochody?
Blondynka uśmiechnęła się do obu mężczyzn.
- W niezłym stanie. Dojadą bez problemu.
Psiak zeskoczył z paki, wywalił się, podniósł i podbiegł do Marka obskakując go. Ten schylił się i podrapał go za uszami.*
Heinrich, uśmiechnął się na widok psiaka i tego jak on potrafił rozładować sytuację.
Rozejrzał się wokół, sprawdził jak ludzi czy nie stanowią jakiegoś zagrożenia w pierwszym kroku. Taki szósty zmysł jest bardzo praktyczny i pozwala żyć ciut dłużej.
-Cześć Karen, miło mi Cię poznać. Jak się wabi Twój psiak
- Hej. Szarik. Właściwie to Mark go przygarnął.

Polak wzruszył ramionami.
- Jakoś nie mogłem się powstrzymać. Nie masz pojęcia jak połączenie szczeniaka i gitary działa na kobiety.
Dla mnie wazniejsze jest że potraficie zachować ludzkie odruchy w tym pojebanym świecie. Nie wszyscy muszą być świrami...
Mark, poki jeszcze jestesmy sami, uklonil sie w strone Karen. Masz może jakieś sprawdzone wiadomości z domu. Jak wyjeżdzałem to Europa wyglądala na elizjum w porównaniu do tego. Ale od tamtej pory nie spotkalem nikogo kto by jeszcze był stamtąd i coś wiedział o domu.
Mark zasępił się. Wyciągnął paczkę papierosów i jedną podał Niemcowi. Potem sam odpalił.
- Nic. Zero kontaktu ani w jedną ani w drugą stronę. Z tego co wiem żaden statek nie jest wstanie przetrwać tak daleko na morzu, samoloty tej klasy są niesprawne… Jesteśmy odcięci.*

Blondyn pokiwał głową ze zrozumieniem, choć to co powiedział Mark nie było do końca prawdą skoro on tu dotarł ale nie wątpliwie przedostać się na drugo stronę Atlantyku było cholernie ciężko. Nie miał zamiaru teraz dalej drążyć tego. Skupił się na sprawdzeniu ekwipunku, i doprowadzeniu się do porządku. Postanowił znaleźć też chwilę dla Siebie i trochę potrenować. W końcu od długiego czasu zaniedbał swoje standardowe ćwiczenia. To mogło się odbić na jego psychice.
 
__________________
[o Vimesie]
- Pije tylko w depresji - wyjaśnił Marchewa.
- A dlaczego wpada w depresję?
- Czasami dlatego że nie może się napić.
Vireless jest offline