Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-09-2013, 22:42   #41
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Ciemne okulary w nocy mogą nie wydawać się szczególnie dobrym pomysłem, bo i w sumie nieszczególnie mają przed czym chronić. Trudno było więc przekonać Fadieja by pożyczył je Młodemu na jedną noc bez podania przyczyny, ale upór odziedziczony po Brianie w końcu pozwolił przezwyciężyć i tą trudność. Woreczek z robalami w ziołach może i nie brzmiał zbyt apetycznie ale lokalny przysmak okazał się całkiem smaczny a na dodatek fajnie chrupał gdy rusznikarz przegryzał się przez chitynowe pancerzyki. Składane krzesełko ,,pożyczone" od osoby nieświadomej zaszczytu jaki ją spotkał i trochę marudzenia by zostać wpuszczonym na mury dopełniły dzieła pozwalając Młodemu na docenienie w pełni oczekiwanych tej nocy wydarzeń. Po ciężkim dniu pracy był jednak zmęczony, może i nie miał zbyt słabej kondycji to jednak wpływ niedawnego postrzału wciąż go osłabiał. Kilka razy poleciało mu oko, w pewnym momencie rozległo się nawet chrapanie jednak sen prysł niczym bańka gdy nocną ciszę rozdarł dźwięk eksplozji. Wiedząc co nastąpi zaraz młodzieniec wydobył okulary z kieszeni bluzy i faktycznie noc w chwilę później stała się jasna niczym dzień gdy rozbłysnął płonący termit. Jego upiorne, białe światło zdawało się wykrzywiać świat, nienaturalnie wydłużając cienie. Krzyki bólu świadczyły o tym że pułapka działa a głupcy którzy odważyli się wyciągnąć rękę po cudzą własność właśnie płacą za swój błąd. Młody uśmiechnął się szeroko wrzucając garść robali do ust i zza przyciemnionych okularów wpatrując się w oślepiającą, białą gwiazdę która promieniście rozchodziła się od miejsca w którym umieścił minę. Jego robota była skończona

Ktoś widząc jak rusznikarz uśmiecha się obserwując straszną śmierć kilku wyrostków i z trudem tłumi triumfalny śmiech mógłby go nazwać okrutnym. Taka opinia, choć nie aż tak daleka od prawdy byłaby jednak krzywdząca, bo Młody nie przywykł czerpać przyjemności ze sprawiania bólu innym. Ot, kilka kolejnych trupów na koncie ich wesołej gromadki, fakt nad którym przechodzi się do porządku dziennego nie przerywając śniadania. To, że sam nieczęsto zabijał nie sprawiało tu żadnej różnicy a swobodne, wręcz niefrasobliwe podejście do tematu śmierci i umierania sprawiały że nie będzie miał z tego powodu koszmarów po nocach. On po prostu wykonał swoją pracę najlepiej jak umiał z zimną, wyrachowaną konsekwencją. Jego rolą była praca na zapleczu a jego zadaniem zadbanie by nikt z QRS nie zginął. To, czy osiągał swój cel dbając o ich sprzęt, łatając ich rany gdy obrywali czy eliminując zagrożenie nim się pojawiło było nieistotne - dla niego liczył się tylko i wyłącznie rezultat, niezależnie od metod jakimi został osiągnięty. Przyjemność sprawiał mu więc nie tyle fakt śmierci tamtej czwórki, co dobrze wykonane zadanie. W warunkach polowych, z najprostszych możliwych materiałów zdołał przygotować tak skuteczne ładunki; Brian pewnie byłby dumny.

A gadki o honorowej walce i szacunku dla przeciwnika mogą sobie wszyscy w dupę wsadzić. Jeśli oczywiście lubią takie zabawy

***

Świt był już blisko, więc wciąż pogryzając ziołowy przysmak Młody doczekał chwili gdy pobojowisko oświetliły pierwsze promienie słońca, dopiero wtedy wybrał się obejrzeć z bliska co zdziałały jego pułapki. A było co oglądać, zapach towarzyszący detonacji min zlał się w jedno ze smrodem palonych ciał tworząc upajającą dla rusznikarza kombinację

- Kocham zapach termitu o poranku. Nic na świecie tak nie pachnie. To zapach zwycięstwa - rzucił w przestrzeń spacerując pomiędzy trupami. Jego wzrok przykuł jednak kompletnie spalony korpus
- Hy, a ten to się całkiem stopił - zauważył radośnie, po czym ruszył z powrotem do Fadieja. Musiał podłapać choć trochę snu, czekał go kolejny pracowity dzień

***

Kobieta, przewróciła oczami gdy Cutler odszedł. Podeszła do samochodu stawiając psiaka na ziemi. Zwierzak zaraz podszedł i zaczął obwąchiwać skrzynie, szczególnie tę z jedzeniem. Kurierka wyjęła papierosy, wyjęła jednego i odpaliła. Nie schowała jednak paczki a wyciągnęła ją w stronę Młodego.

- Dzięki - odpowiedział Młody przyjmujac papierosa. Sam praktycznie nie palił, głównie ze względu na specyfikę swojej pracy w trakcie której jakakolwiek obecność ognia mogła się źle skończyć, jak i ze względu na fakt że fajki były drogie. W przeciwieństwie do swojego przybranego ojca nie miał takiej renomy by po zjawieniu się w nowym miejscu otrzymywać od ręki parę dobrych zleceń dzięki którym mógłby sobie pozwolić na zbytki
- Swoją drogą niezły masz samochód. Ostatni raz widziałem taki parę lat temu, jednak tamta navarra była mniej pojemna, bo na pace miała zamontowane gniazdo karabinu
- Dzięki. Takie zakapiory jak Twoi kumple wolą jakiś wielki napierdalacz a ja miejsce. Czasem muszę coś większego przewieźć. A paka ma więcej zastosowań. Dajmy na to jest wygodniejsza niż siedzenia.
- Dla naszej ekipy to najlepszy byłby chyba UAZ, bo to bydle wszędzie wjedzie. Mówiąc o transporcie… jesteś kurierem, prawda?

Karen zaśmiała się.
- Tak. Robiłam dwa lata dla ósmej mili, teraz jako wolny strzelec. Trasy w okolicach NY i Detroit.

Od strony osady nadszedł Lynx, trochę czasu zajęło mu przepakowanie sprzętu. Okazało się, że wszyscy są już na miejscu. Do dyspozycji mieli pick - upa, jeepa i łazika. Ten ostatni podobał mu się najbardziej, ale nie pogardziłby miejscem na pace pikapa, gdzie mógłby mieć odpowiednie pole ostrzału. Młody akurat zagadywał widzianą wcześniej blondynkę w barze, z tego co zrozumiał Lynx, to ona była właścicielką Nissana. Przerwał im:

- Jestem Lynx, chyba pojedziemy razem, macie już rozdzielone miejsca, kto gdzie jedzie - zapytał ni to kurierki ni to Młodego.
- Ja to najchętniej zebrałbym się navarą, ale ktoś chyba się obawia że mógłbym go wysadzić - odpowiedział żartem Młody, jednocześnie robiąc smutną minę do kurierki
- Z tym wysadzaniem to był żart. Mark z Waszym szefem ustala miejsca. Jak nie macie nic przeciwko jazzowi i psom to miejsce się znajdzie.
- Jeśli nie będziesz miała nic przeciwko, to rzucę swoje graty na pakę i pójdę się rozmówić z Loganem i Markiem?
- już miał się zbierać, kiedy zobaczył między tobołami Młodego, karabin Springfielda. - Młody skąd wytrzasnąłeś to cacko? W jakim jest stanie?
Kobieta wzruszyła ramionami, zgasiła papierosa i weszła do środka samochodu.
- Dostaliśmy na naszą ekipę za robotę, ale zaniedbany jest w ciul. Będę musiał przysiąść i doprowadzić go do stanu używalności, bo jakoś mi się nie uśmiecha by w trakcie akcji komuś się zaciął czy coś. Dorwałem też coś zajebistego w tutejszym sklepie - Młody z uśmiechem zaprezentował swojego Fivesevena - Pasuje mi do rozpylacza ojca
- Gratulacje Młody, fajna zabawka, co do Springfielda, to może jak go doprowadzisz do używalności, to go przestrzelamy i poprawimy nastawy lunety? To może być kawał dobrej snajperki wiesz? Pewnie że wiesz - zreflektował się Nataniel, przypominając sobie szeroki zakres wiedzy rusznikarskiej Młodego.
- A czy kiedyś dałem wam broń bez przestrzelania? - odpowiedział Młody nieco naburmuszony określeniem jego klami jako zabawki - Raz nawet sobie bark wybiłem jak próbowałem przestrzelić kałasza jeszcze jako gówniarz, a i to dobrze że nie zrobiłem sobie nic więcej. W pierwszej jednak kolejności muszę sprawdzić czy mechanizm nie jest uszkodzony, po spluwie widać że poprzedni właściciel powinien co najwyżej operować motyką i krowy doić a nie bronią się posługiwać.
- Co zrobisz, oka se nie wydłubiesz. Idę pogadać z Loganem, ustalimy szczegóły wyjazdu.


Młody wzruszył ramionami, kompletnie nie rozumiejąc o co chodziło Lynxowi z wydłubywaniem oka. Nie był jednak zainteresowany na tyle by drążyć temat, niech sobie reszta ustala co chce, w tej chwili rusznikarz miał ich gdzieś. Tak dobrze się spisał upewniając się że nikt nie oberwie w akcji z magazynem a jedynym kto mu pogratulował był Cutler, który i tak przyszedł tylko po to by pochwalić się rozpieprzeniem komuś łba w bijatyce. Ot, niewdzięczna rola technika. Przynajmniej teraz zamierzał jechać w miarę wygodnie, dlatego nie czekając co też reszta wymyśli z rozdzielaniem miejsc władował się do przodu w Nissanie
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Blacker : 03-09-2013 o 22:45.
Blacker jest offline  
Stary 07-09-2013, 19:56   #42
cb
 
cb's Avatar
 
Reputacja: 1 cb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemu
„ Będziesz zwalczał bestie azaliż są przeciwne Naturze.”
jedenaste przykazanie


Baszar czuwał w pobliskich ruinach czekając aż zdobycz wystawi się na strzał. Był pewien, że jego cierpliwość zostanie wynagrodzona. Tropił tego mutanta już czwarty dzień. Musiał go zabić by udowodnić radzie plemienia, że jest już mężczyzną i wojownikiem godnym swego ojca. Słońce zbliżało się już ku horyzontowi gdy Indianin dostrzegł ruch. Coś przemknęło pomiędzy wrakiem wypalonej ciężarówki a pojemnikiem na śmieci. Carlson nie spodziewał się przeciwnika z tamtej strony. Nie zdążył na czas wycelować kuszy. Zamarł wyczekując powtórnej okazji. Po chwili dostrzegł ruch z prawej, pomiędzy pompami paliwa. Czyżby się pomylił i stara stacja benzynowa była zamieszkana przez kilka paskud? Robiło się niebezpiecznie. Mutanty wystartowały ze swych kryjówek jednocześnie. Dzieliło ich około 20 metrów ale potwory były niesamowicie szybkie. Baszar strzelił trafiając jedną z poczwar w nogę. Obie ryknęły. Ta ranna po lewej zwolniła odrobinę. Młody wojownik odrzucił kuszę i wyszarpnął maczetę. Ruszył zwinnie w stronę nieruszonej bestii. Wykonał unik, pazurzasta łapa o włos ominęła jego brzuch. Ułamek sekundy później ostrze meczety zatopiło się w szyi potwora prawie odcinając mu głowę. Niestety, dokładnie w tym samym momencie drugi z mutantów wylądował na jego plecach obalając go. Czerwonoskóry padając pechowo uderzył nosem w kamień. Chrząstka pękła polała się krew a ból sparaliżował Baszara na krótką chwilę. Ten moment wystarczył mutantowi by chwycić głowę Indianina w obie dłonie i szarpnąć do tyłu odsłaniając gardło. Więcej zrobić nie zdołał. Czubek jego głowy odpadł ścięty niczym wierzch jajka na miękko. Potwór runął po lewej stronie Indianina. Carlson odruchowo odturlał się w prawo i zerwał na nogi gotów do dalszej walki. Naprzeciw niego stał mężczyzna w workowatym kapeluszu i znoszonym prochowcu. W dłoni dzierżył krótki miecz.
Nie obawiaj się bracie albowiem nie pragnę twej zguby. - Głos tego człowieka był surowy niczym matka pustynia ale jednocześnie wzbudzał zaufanie. Dziwna mieszanka.
Kim jesteś ? - zapytał nieufnie człowiek pustyni. Dookoła panowała już prawie noc.
Zwą mnie ojciec Jonasz. Śledziłem cię wędrowcze. Obserwowałem twoje polowanie by poznać szczerość twego serca i ogrom wiary. Widzę, że w walce z Bestią nie zawahasz się poświęcić życia. Ale to wszystko może poczekać – powiedział wędrowiec opuszczając miecz. – najpierw zapewnijmy sobie bezpieczny popas. Pogwarzymy przy ognisku.
Baszar zaczął odczuwać skutki walki naraz opadło go zmęczenie, złamany nos bolał jak cholera. Skoro wędrowiec nie był wrogi, mało tego uratował mu życie zasługiwał na zaufanie.

- Witaj Bashar. - powiedział James na widok zamyślonego przyjaciela. - Jak tam poszło wasze zadanie? - zapytał najemnik.
- Wiesz to było piekło. Nie dla nas a dla atakujących. Pułapki Młodego były bardzo skuteczne ale też nieludzko okrutne. - W głosie tropiciela słychać było smutek.
- Cóż... Czego można było się spodziewać jak chłopak dorastał w takim a nie innym gronie? - zapytał poważnie James. - Nie jest jednak tak źle. Młody może jest okrutny, ale ja w jego wieku... Powiedzmy, że intensywnie pracowałem na kontrakcie w Zwiadowczym... - dodał nożownik. - Słyszałeś pewnie już lokalne nowinki? - zapytał Cutler patrząc w dal.
- Właśnie wracam z knajpy. Słyszałem, że walki były ostre. Ponoć nawet kogoś zabiłeś. Wielkie mi co. Ten kto żyje z przemocy nie umrze ze starości. - głos Baszara był beznamiętny.
Cutler chwilę milczał. Ktoś nawet by pomyślał, że zastanawia się nad słowami kumpla.
- Rzekł stroniący od przemocy asceta… - zaśmiał się James. - Dobrze wiesz, Bashar, że ani ja ani ty nie umrzemy w ciepłym łóżku, jako staruszkowie, z przyrodzeniem w cipce jakiejś młodej piękności. Co to, to nie. Powiedz szczerze… Chciałbyś dożyć swojej niedołężności? Czasów, gdy chodzenie, skakanie, nie mówiąc o walce będą dla Ciebie bolączką? Ja bym nie chciał…
- Wiesz co James, nie martwię się tym. Przystępując do drużyny zdecydowałem się na walkę do końca. Teraz po prostu walczę. Tak jak ty i pamiętaj James to co wiemy obaj walki wygrywa się w głowie. - Indianin palnął kolejne minikazanie. - To co poszukamy Szefa? Niech cie wkręci na robotę.
- W głowie? - zapytał się James drapiąc się po wymienionej. - Chyba głową. Pamiętasz jak tego typa obmacującego tę laskę w Vegas żem dynią skasował. - wspomniał Cutler. - To były czasy… Bashar! Bashar! - nagle James spojrzał na przyjaciela w taki sposób jakby mina właśnie urwała mu nogi. - Przecież ja nie mam noża! Rozumiesz? Ty jako jedyny mnie rozumiesz… Słuchaj stary. Mam tu naboje i nadzieję, którą całą pokładam w Twoim żylastym, survivalowym ciele… Liczę, że taki specjalista od noży kupi dla mnie coś dobrego. Nóż ma być dobry do walki, z pochewką. Wiesz co lubię… - Cutler podał przyjacielowi 11 pocisków. - Sam bym tam poszedł, ale po ostatniej wizycie nie wpuszczą mnie. Wiesz… Starałem się być miły, ale wyszło jak zawsze. Zrobisz to dla mnie? - zapytał z nadzieją w głosie Maczetoręki.
- Nie ma problemu. Poczekaj tu co? Od razu zawołam Drake ok? - Powiedział Bashar znikając w drzwiach sklepu.
- Dzięki. Ratujesz mi dupę stary. - powiedział Cutler klepiąc przyjaciela w ramię. - Pewnie, że na Ciebie poczekam. Zawołaj szefa i pamiętaj… Jak ochrona coś powie o mnie czy ten sklepikarz to nie wierz im, bo to pewnie o Staszku, z którym tam byłem… - dodał z lekkim uśmiechem.
 
__________________
Pierwsza zasada przetrwania, nie daj się zabić.
Druga zasada przetrwania: To że masz paranoję nie znaczy, że oni nie chcą cię dopaść.
cb jest offline  
Stary 08-09-2013, 17:43   #43
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Obrona magazynu skończyła się sukcesem lecz przypomniała Heinrichowi jak bardzo różni się od pozostałych członków tak zwanego QRS. Systematyczność, dokładność i cierpliwość przyniosły mu ukojenie na myśl jak kiepsko byli przygotowani na prawdziwe problemy. Całe szczęście wcześniej przygotowane pułapki zadziałały i po wszystkim Heinrich postanowił się wykłócić o jakiś złomiasty pistolet. W sumie nic wielkiego ale podczas ostatniej akcji pozostał tylko z jednym pistoletem i teraz miał za zadanie nie dopuścić do podobnej sytuacji w przyszłości. Tak więc sprawdzić klamkę jak potrafił a potem poszedł na spotkanie/ wypłatę.
Ogólnie wszystko było zgodnie ze zleceniem a dodatkowy gift ucieszył mu maskę. Taki gadżet, które zbytnio się nie przydaje ale za to czasami można się nim popisać. Taurus Judge czy jakoś tak, w swoim czasie reklamowany jako antidotum na kradzieże samochodów i innych środków trwałych.
- Fajne cacko, czyżby to był prezent?
Handlarz uśmiechnął się i przeniósł wzrok na Niemca.
- I wyraz uznania. Za fachowe podejście do bardziej fizycznego aspektu ochrony.
-hmmm dziękuję za uznanie a za armatę i tak się będę musiał zrewanżować. Nie lubię długów. Swoją drogą po ile można dokupić amunicję .410? Bo podejrzewam, że to taki rosyjski bilet do muzeum..
Banan na ryju świadczył o rozbawieniu całą sytuacją, ekscytacji nową zabawką jakoś nie można było wyczytać z twarzy Niemca.
Handlarz uśmiechnął się i machnął ręką.
- Nie znam cen detalicznych, ale z pewnością się dogadamy. Proszę nie czuj się zadłużony. To premia. Jak rozumiem jest Pan zainteresowany dalszą współpracą?*
-I owszem tak, w sumie musze za coś żyć a na niektórych z QRS liczyć nie mogę. Ale nim złożysz mi pocałunek śmierci tfu wyjawisz sekretny sekret z adresem konwoju to dopytaj się resztę czy pozostali też ida. Mnie możesz pisać, jako pewny.
-Swoją drogą czuję się dziwnie po dzisiejszej nocy, czy nadal mamy pełnić funkcję ochrony tego budynku?
- Skoro jesteś pewny.
Podsunął Heinrichowi kartkę z warunkami umowy. 50 naboi wynagrodzenia, w razie śmierci nie przechodzi na nikogo innego, ekipa komornicza zapewniająca wzajemną uczciwość… Podobna do poprzedniej, ale na większą sumę.
- Co do budynku zależy mi byście wyruszyli jak najszybciej więc na razie zabezpieczeniem zajmą się moi ludzie. W uszczuplonym niestety składzie…
-Dobra a co z prowiantem, amunicją oraz dowodzeniem?
Handlarz uśmiechnął się swoim wyuczonym, fałszywym uśmiechem.
- Amunicji nie zwracamy. Wyjątkiem są jej naprawdę duże ubytki. Jak się przekonaliście potrafię być szczodry, gdy dużo ryzykujecie lub sprawnie wykonacie zadanie? A co do dowodzenia to chciałbym je powierzyć Drake’owi jako, że przedstawia większość z Was. Jeżeli się nie zgodzi to powierzę je Markowi. Ma doświadczenie w tym. Prowiant… Jest załatwiony. Mark go widział.


Niewysoki najemnik zabrał głos.
- Mięso, owoce, woda… Wystarczy na trasę. Do tego dwa pojazdy, plusa jeden nasz i podstawowe środki opatrunkowe. Szmaty na bandaże i spirytus.
No i alles gutes. To czekać będę sygnału wymarszu. Hmm jak stąd jest daleko do Jabłka. -
Heinrich nie oczekiwanie zmienił temat - ewentualnie jakis innych dużych ośrodków?
Handlarz obrzucił ochroniarza uważnym, ale krótkim spojrzeniem.
- Dwa dni najkrótszą drogą. Około. Samochodem. Wybierasz się tam?*
-Raczej chciałbym się zorientować, co nas może czekać w pobliżu, raczej mało się do tej pory włóczyłem po świecie a na moje oko konwoje nie powinny mieć zbyt dużo styczności z innymi użytkownikami dróg. Model Iracki byłby zajebisty, ale całej drogi nie da się pędzić 200 km/h…. Mam nadzieję, że kierowcy się świadomi, że lepiej się nie chwalić swoją obecnością?
Handlarz już miał coś powiedzieć, gdy Mark skinął na Heinricha.
- To skoro nasz kompan jest pewny może nie będziemy przeszkadzać w targach i go wprowadze w szczegóły.
- Acha zapomniałem o najważniejszym -
popatrzył na kontrakt i długopis, wziął długopis i złożył staranny wykaligrafowany podpis. Następnie mruknął pod nosem… - No i Heinrich sam się musi ukarać za brak dyscypliny a kara będzie bolesna,,,

Heinrich pogodził się z tym stwierdzeniem w końcu było logiczne.. tak, więc udali się na dwór w kierunku garażu.
Najemnik wyszedł z Niemcem na zewnątrz. Chwilę szedł w milczeniu. Von Paulus już wcześniej wychwycił, ze ten mówi też z Europejskim akcentem. Chyba z Polskim.
- Punkt docelowy znajduje się trzy dni drogi stąd. Trase mamy opracowaną, w ekipie jest kurierka, która zna okolicę. Postoje, alternatywne postoje są opracowane. Główne zagrożenia to konkurencja, bandyci, bestie… Ostrzał z broni automatycznej, ajdiki i warunki pogodowe to główne zagrożenia.
Cyngiel w rozmowę wrzucił chyba Polskie słówko “ajdik”, ochroniarz ni cholery nie wiedział o co mu chodzi.
- Jak dołożysz do tego jeszcze tornado, trzesięnie ziemi i telemarketerów to poczuję się jak w domu… Twój akcent jest dziwnie znajomy i te słówko też takie nie USAńskie. Skąd jesteś - wypalił z gruntu rzeczowy a na pewno przystoiny blond niemiec.
Polak spojrzal na Heinricha, jego przystojność jakoś nie robiła na nim wrażenia
- Z Polski. A Ty? Niemcy? Od dawna tu jesteś?
- Z polski, w sumie bliżej nam było w alpy niż nad Wisłę ale Polaków swego czasu trochę poznałem. Wszyscy mieli mega głowę do kombinowania… To by wiele tłumaczyło
Polak lekko uśmiechnięty nie skomentował wypowiedzi ochroniarza.*
- Ja tu jestem już trzeci, prawie czwarty rok, wylądowałem w New Brunswick skąd była prosta droga do Imperium Apallachów. A ty jak się tu znalazłeś w końcu to trochę daleko od naszego domu - Europy.
- Zacząłem niedaleko Findlay, to było zanim wybuchła ta zaraz i miasto spacyfikowali. Wcześniej służyłem w tym w Afganie więc szybko zacząłem pracować jako najemnik. Też już ponad cztery lata. Głównie okolice NY, tu często potrzebują spluwy do wynajęcia. Masz jakieś pytania o misje? Do dyzpozycji mamy pick upa z napędem na cztery, jeepa i bugiego.
- W sumie to nie jestem tu żadną szyszką a raczej freelancerem. Drake czy Logan będą Cię atakować o szczegóły. Dla mnie najważniejsze jest by przeżyć i zarobić.
Findlay - to czy nie tam wieśniaki tańczą country i dziwnie się patrzą na swe bratanice? Post USA jest dziwne
Polak się zaśmiał.
- Nie. To pod Detroit. Ktoś, jedni mówią, że Posterunek inni że Moloch pieprznął tam czymś co zamieniło ludzi w coś w rodzaju zombi. Wiesz jak w przedwojennych filmach, świt żywych trupów, żywe trupy czy resident. Znałem kolesia, który ponoć zajmował się czyszczeniem. Był w pierwszej.
- Jak rozumiem pierwsza, piąta ,szósta kompania to są oddziały posterunku?
- Nie, pierwsza kompania marines to elita NY. Dowodzi nimi koleś nazywany Chujcem, od tego, że każdego wyzywa od chujców, mistrz contry, nowjorskiej sztuki walki. Ponoć robią dla FBI, wiesz powojennego wywiadu i kontrwywiadu w jednym. W końcu po wielkim wybuchu dokopali CIA.
-Okey…. wchodzimy w tematy, które do tej pory słyszałem jedynie dalekim uchem. Ale wracając do Zombi to musisz odwiedzić Apallachy, znam takie folwarki gdzie byś nie uwieżył że żyją tam ludzie.
- To samo jest w Teksasie. Inna tylko nazwa, chłop, niewolnik… Zresztą chyba tylko Posterunek jest od tego wolny, bo nawet w NY funkcją obozy dla przestępców, gdzie można trafić bardzo łatwo a w Vegas za długi możesz być sprzedany.
Obaj Europejczycy trafili do budynku, przed którym stały trzy wspomniane wcześniej auta, sądząc po otwartych drzwiach w środku mieścił się warsztat. Na pace nissana navary siedziała blondynka z baru, ta, która przyciągała spojrzenia. Za pomocą paska drażniła się z szczeniakiem, który próbował ją uchwycić i wyrwać kobiecie.


http://images04.olx.pl/ui/5/92/67/12...szczeniaki.jpg


Polak uśmiechnął się do kobiety.
- Karen, to jest Heinrich. Pojedzie z nami. Jak samochody?
Blondynka uśmiechnęła się do obu mężczyzn.
- W niezłym stanie. Dojadą bez problemu.
Psiak zeskoczył z paki, wywalił się, podniósł i podbiegł do Marka obskakując go. Ten schylił się i podrapał go za uszami.*
Heinrich, uśmiechnął się na widok psiaka i tego jak on potrafił rozładować sytuację.
Rozejrzał się wokół, sprawdził jak ludzi czy nie stanowią jakiegoś zagrożenia w pierwszym kroku. Taki szósty zmysł jest bardzo praktyczny i pozwala żyć ciut dłużej.
-Cześć Karen, miło mi Cię poznać. Jak się wabi Twój psiak
- Hej. Szarik. Właściwie to Mark go przygarnął.

Polak wzruszył ramionami.
- Jakoś nie mogłem się powstrzymać. Nie masz pojęcia jak połączenie szczeniaka i gitary działa na kobiety.
Dla mnie wazniejsze jest że potraficie zachować ludzkie odruchy w tym pojebanym świecie. Nie wszyscy muszą być świrami...
Mark, poki jeszcze jestesmy sami, uklonil sie w strone Karen. Masz może jakieś sprawdzone wiadomości z domu. Jak wyjeżdzałem to Europa wyglądala na elizjum w porównaniu do tego. Ale od tamtej pory nie spotkalem nikogo kto by jeszcze był stamtąd i coś wiedział o domu.
Mark zasępił się. Wyciągnął paczkę papierosów i jedną podał Niemcowi. Potem sam odpalił.
- Nic. Zero kontaktu ani w jedną ani w drugą stronę. Z tego co wiem żaden statek nie jest wstanie przetrwać tak daleko na morzu, samoloty tej klasy są niesprawne… Jesteśmy odcięci.*

Blondyn pokiwał głową ze zrozumieniem, choć to co powiedział Mark nie było do końca prawdą skoro on tu dotarł ale nie wątpliwie przedostać się na drugo stronę Atlantyku było cholernie ciężko. Nie miał zamiaru teraz dalej drążyć tego. Skupił się na sprawdzeniu ekwipunku, i doprowadzeniu się do porządku. Postanowił znaleźć też chwilę dla Siebie i trochę potrenować. W końcu od długiego czasu zaniedbał swoje standardowe ćwiczenia. To mogło się odbić na jego psychice.
 
__________________
[o Vimesie]
- Pije tylko w depresji - wyjaśnił Marchewa.
- A dlaczego wpada w depresję?
- Czasami dlatego że nie może się napić.
Vireless jest offline  
Stary 08-09-2013, 18:39   #44
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Dziennik Ronalda Logana

Od tygodnia jesteśmy w Phoenix, nie mogę uwierzyć, że uciekając przed zezwierzęceniem, morderstwami i szaleńcami trafiliśmy właśnie do ich siedliska. Swój dom znaleźli tu więźniowie, region ten ludzie których spotykałem po drodze nazywali Południową Hegemonią. Pośród ty zbirów znalazłem się ja, moja żona i Drake. Nigdy w życiu nawet nie spróbowałbym się tutaj zatrzymać, ale po tym jak nas okradli po drodze musimy żebrać o pomoc. Drwią z nas, nie szanują, widzę jak spoglądają na moją żonę. Wiem, że jest tylko jeden sposób by przestali nas szykanować.

Jeśli jakiekolwiek prawo rządzi w Hegemonii, to właśnie prawo pięści. Nic dziwnego, to tak jakby wypuścić wszystkich zbirów z Gitmo i pozwolić im stworzyć swoje własne państwo. Co tydzień organizują walki na gołe pięści, jeśli się wykażę, może dadzą sposób mojej rodzinie.


Zapiski Marka Wickhama

Zamiast z nową butelką wrócić do Logana postanowiłem wyjść na zewnątrz i zaczerpnąć świeżego powietrza. Jego historia wydawała mi się taka nierealna, a przecież doskonale znałem ówczesnych ludzi i wiedziałem na co ich stać. Mimo to nie mogłem uwierzyć w to okrucieństwo, choć Drake przekazał mi jedynie cząstkę swego gniewu, zdążył mnie zarazić jadem nienawiści wobec tych zwierząt. Zasługiwali na karę. Sam się sobie dziwię, ale w tej sytuacji samosąd nie wydaje mi się wcale czymś złym. Minęły czasy prawa, zginęły wraz z przybyciem Molocha.

Teraz rozumiem dlaczego Drake się zmienił, pamiętam go, gdy miał dwadzieścia lat. Byliśmy szczeniakami, którzy cieszyli się życiem. Pamiętam jak potrafił się bawić, chwalić swoimi podbojami miłosnymi. Tego człowieka już nie ma, mój przyjaciel stał się gorszy niż maszyny do zabijania Molocha. Miał uczucia, a one nie pozwolą mu się nigdy zatrzymać.

Opierając się o drewniany płotek mogłem spokojnie obserwować rozkrzyczany tłum tańczący niedaleko z pochodniami w rękach. Federacja Apallachów należała do arystokracji, ale to prości ludzie nadawali temu miejscu urok. Trwało właśnie jakieś wesele i szczęśliwe chichoty nieco poprawiły mi nastrój. Spojrzałem na butelkę, pora wracać do Logana.



Drake nigdy nie widział w śmierci nic chlubnego, dla niego był to po prostu koniec, agonia i kupa mięcha pozostawionego psom na pożarcie lub zakopanego w ziemi. Nie wspominał zbyt często dawnych towarzyszy ani członków swojej rodziny, oni odeszli, zdechli wykończeni przez choroby, głód, kule, może przez własną głupotę. Śmierć to koniec, nie ma sensu nad nią ubolewać, wszyscy umierają. Oni też umrą, każdy przeżyty dzień zbliża ich do konfrontacji z mordercami członków QRS. Nie miał wątpliwości, że wkrótce do niej dojdzie, nawet jeśli zaszyją się gdzieś w Neodżungli.

Myślał o tym przyglądając się wymieszanym ze sobą kawałkom ludzkich kończyn. Chłopcy spisali się, posesja Torrino została obroniona. Nastały dziwne czasy skoro w ich pole minowe ładowali się młodzieńcy ze szczenięcym zarostem. Tych dzieciaków czekała przyszłość, może nieświetlana, ale z pewnością jakaś. Mogli dymać lokalne dziwki, płodzić hurtem dzieci, wszczynać w barach burdy czy uprawiać ziemię. Zamiast tego trafili na morderców i wszystko się skończyło. Wszystkie plany, cele, pragnienia zniknęły z pierwszym wybuchem. Ostał się tylko smród.

Gdyby w śmierci było coś chwalebnego to nigdy by ich ona nie spotkała.

***

Wizyta u Torrino była obowiązkowa, nawet jeśli wiązała się z przyjęciem wypłaty, to Drake i tak nie był z tego powodu zadowolony. Zabrał ze sobą Młodego. Poczekał aż handlarz dogada się z Heinrichem i dopiero gdy ochroniarz wyszedł podjął się rozmowy.

- Będę dowodził – powiedział Drake, utwierdzając zleceniodawcę, że nie pozwoli by ktokolwiek inny wydawał rozkazy jego ludziom. - QRS wie jak wykonać robotę - dodał. - A nasz Młody ma talent, inwestycja w niego to dobry interes.

Torrino skinął głową, nie krył przy tym zadowolenia. - Z chęcią odkupie od niego patent na tę pułapkę. Ale to sprawa na później – rzekł, tymczasem Logan zajmował się uważnym wertowaniem umowy. Dobrze, że ojciec nauczył go czytać, w Hegemonii nie była to zbyt częsta umiejętność

- Nie widzę tutaj Cutlera – powiedział i spojrzał na Torrino - On jest częścią QRS, a QRS ma zadanie do wykonania - dodał z naciskiem.

W oczach handlarza widać było zupełną obojętność. - Jak i może stanowić zagrożenie dla misji. Wynajmuje zawodowców Logan. Płacę im jak zawodowcom. I oczekuje, że będą się zachowywali jak zawodowcy. Próby strzelenia sobie w łeb i niepohamowana agresja są mało profesjonalne. Również kontuzja zmniejsza jego przydatność.

- Zamknij zabójcę w klatce bez niczego do roboty i przekonaj się co zrobi. Cutler nie był wtedy pod moją komendą, ale teraz będzie i zapewniam, że nad swoimi ludźmi potrafię zapanować. Lepiej też dla enklawy będzie jeśli czymś się zajmie, opuści to miejsce i będziecie go mieli z głowy.- Przerwał na moment po czym obrzucił rozmówcę pewnym siebie spojrzeniem. - Kontuzja nie przeszkodziła mu w walce, prawda?

- Prawda. Wiesz Logan, byłem kiedyś w Teksasie. Dostałem wejściówkę na walkę, miejscowy twardziel walczył z wielkim mutkiem. Bestia serio wyglądała jak trzydrzwiowa szafa, cały napompowany mięśniami. Mimo uciętej ręki walczył dalej. I zagryzł gladiatora. Bez wątpienia był bardzo skuteczny w zabijaniu. Ale nie chciałem go odkupić. Bo nie potrzebuje morderczych bestii. Nie chce zabijania. Chce ochrony. Jeśli dobrze rozumiem to twoi ludzie w czasie wolnym nie są pod twoją komendą? To może powinienem z każdym z nich zawrzeć umowę a na dowódcę wyznaczyć Marka lub Jamesa. Obaj mają imponujące referencje. A nie zależy mi na pozbyciu się stąd Cutlera. Jakby zależało, już by go tu nie było.

- Możesz spróbować - odparł już innym tonem, choć wciąż pewnym - ale jak sądzisz? - Nachylił się żeby spojrzeć Torrino w oczy. - Który z moich ludzi się na to zgodzi? - Oparł się ponownie o krzesło. - Możesz mieć nas za dzikusów, morderców, ale jesteśmy lojalni. Naszym ludziom zdarzają się rozróby, ale nigdy nie na zleceniu. Sam widziałeś, chciałeś ochrony, zapewniliśmy ją. Młody i Baszar zajęli się pułapkami, warta była zbędna. Ilu twoich ludzi wykonałoby tak robotę, nawet pod komendą Jamesa? Co znaczą referencję, gdy rozkazujesz im zapanować nad obcymi ludźmi? Ja ich znam, walczyłem u ich boku, nie chciałem być dowódcą, ale taka była ich decyzja. Jestem spośród nich, znam ich i wiem jak nad nimi panować. A Cutler? Cutler jest jak rottweiler, groźny, kurewsko groźny, ale to rottweiler QRS i jak każdy członek QRS, zna swoje miejsce.

- Zabiliście czterech miejscowych dzieciaków. Pułapki były imponujące stąd premia, ale wielu by sobie z tym poradziło. Najpewniej bardziej tradycyjnie. O QRS słyszałem. Ale o grupie liczącej pół setki osób. Was jest pięciu. Nie licząc Jamesa – Rączka, również obecny przy rozmowie, nawet nie poruszył się pomimo wspomnienia jego osoby. - nikt o nikim z was nie słyszał. Mam tylko jego słowo, że faktycznie nimi jesteście. Płacę wam dużo. Cholernie dużo a w zamian słyszę, że ich dowódca nie chce być dowódcą, ale nie mają nikogo innego i tak w sumie to go wybrali więc nim jest. Jeden z nich ma skłonności samobójcze i przez własnego towarzysza jest przedstawiany jako bestia… To nie przemawia na waszą korzyść, Drake. Mogę zatrudnić Jamesa. Za jedną piątą wynagrodzenia. Przypominam, że ty, jako dowódca, odpowiadasz za bezpieczeństwo konwoju.

- Skoro tak to widzisz. Nie ważne czy znasz QRS czy nie, nie odcinamy kuponów od przeszłości, dajemy ci rezultaty, a na nie nie możesz narzekać. I może nie jestem nowojorskim generałem, ale rozmawiamy poważnie, nie kwestionuj poziomu mojego dowodzenia. Znam swoją rolę. Konwój otrzyma ochronę, choćbyśmy wszyscy mieli zginąć.


Torrino przez kilka chwil uważnie lustrował najemnika, jego ostry ton musiał mu jednak dać do myślenia, bo w końcu wziął pismo do rąk i dodał fragment o Cutlerze oraz jego wynagrodzeniu. Potem podjął ponownie - Dostaniesz czwórkę ludzi. Jamesa już poznałeś. Do tego Marka i jego ekipę. On jest najemnikiem. Do tego ma dwójkę kierowców. Karen, kurierkę z Detroit, zna trasy i… - zerknął do notesu, a następnie nie bez problemów dodał - Staszka. Jedynym postawionym przez nich warunkiem jest to, że zabierają ze sobą psa, będą go sami żywić, a navarę poprowadzi Karen. To jej prywatne auto. Wyruszycie jeszcze dzisiaj.

- Nim postawię podpis
- powiedział Logan - Mam propozycję odnośnie Cutlera, pozostajemy przy aktualnej wypłacie, która, jeśli coś zawali zostanie zlikwidowana, ale jeśli wykona zlecenie tak jak powinien, jak to ująłeś, jak zawodowiec, od początku do samego końca. Dostanie dodatkowe piętnaście naboi. Mark i James mogą sami ocenić jego profesjonalizm, po wykonaniu zlecenia i złożyć raport.

- Nie, Drake. Czas na targi minął. Jak zawalicie, zgubicie, zniszczycie lub otworzycie skrzynkę to zginiecie. Wszyscy. Co do jednego. Powoli i brutalnie. Dostarczycie dostaniecie naboje. Jak tak QRS troszczy się o swoich to zbierzcie naboje do kupy i rozdzielcie po równo.


Logan uśmiechnął się i złożył podpis. - Niech się stanie. - Spojrzał na Torrino. - Teraz mówisz jak my, w gruncie rzeczy nie różnimy się aż tak bardzo. Powoli i brutalnie. To prawo dżungli, Torrino, nie cywilizacji. - Uśmiechnął się jeszcze raz, bardzo pogodnie. - QRS zajmie się konwojem. Wcześniej chcę tylko poznać pozostałych najętych.

Torrino przypatrywał się Loganowi bez emocji, tymczasem najemnik zaczął sobie wyobrażać jak jego głowa odskakuje do tyłu na krew tryska na biurko i plik papierów. Wystarczyło tylko szarpnąć za Betty i 5,56 urzeczywistniłoby tę fantazję.

- Marka i Karen znajdziesz przy wozach, Heinricha pewnie też. Drugi kierowca ma tam być za godzinę.

Logan wstał i wysunął dłoń w kierunku Torrino, bez słowa, za to wciąż z niepokojącym uśmiechem na ustach. Wyglądało na to, że był to koniec rozmowy.

Nagle nastawienie Torrino uległo całkowitej przemianie, uśmiechnął się nawet i uścisnął dłoń najemnika, po męsku, ale też nie za mocno. Podał Loganowi paczkę papierosów produkowanych w Hegemonii. Szkoda, że nie cieszyły się aż taką renomą jak cygara rzekomo zwijane na ponętnych udach chętnych Latynosek.

- Jako prezent z okazji zawarcia umowy – powiedział handlarz.

Logan podziękował skinieniem głowy i wziął paczkę do rąk. Poklepał się po kaburze, nie żeby kogoś wystraszyć, raczej dać znać, że zabiera się do roboty. Obrócił się i opuścił biuro Torrino, tuż za nim wyszedł Rączka.
Najętą ekipę znaleźli przed warsztatem, siedzieli na pace Nissana i palili papierosy, pies leżał koło miski z wodą i odpoczywał. Obok stała jakaś beczka, gitara, karabin i dwa plecaki. W pobliżu znajdował się także jeep i buggie oraz skrzynia Torrino pilnowana przez trzech drabów.

- Jestem Logan, wracam właśnie od Torrino, wygląda na to, że będziemy razem siedzieć w ochronie - rzucił do nich - Pogadamy, Mark? - Mężczyzna skinął głową na potwierdzenie, zsunął się z paki Nissana i podszedł do najemnika, teraz wyraźnie widać było dzielącą ich różnicę wzrostu.


Tymczasem szczeniak na pace podniósł pysk z miski, stanął na równe łapy i wdrapał się Karen na kolana. Drake nie mógł oderwać od niej wzroku, a kiedy pies bez pardonu wepchnął jej mordę w piersi sam zapragnął nim być. Może było to wynikiem celibatu w jakim ostatnio nie z własnej woli musiał żyć, może blondyna była po prostu zbyt seksowna by można było przejść obok niej obojętnie. Grunt, że zaczynał sobie właśnie wyobrażać Karen w stroju Pameli Anderson ze Słonecznego Patrolu. Jako dzieciak nie przepadał za tym serialem, ale z czasem coraz bardziej doceniał jego walory. Biegła przez plażę w czerwonym, jednoczęściowym stroju kąpielowym. Włosy falowały jej na wietrze, a piersi zmysłowo poruszały się za każdym razem, gdy jej stopa dotykała ciepłego piasku. Marzył by taka ratowniczka uratowała właśnie jego. Karen należała do tego typu kobiet, przed którą wielu z chęcią padłoby na kolana i zrobiło dla niej wszystko. Nie wyglądała jak dziewczyna z pustkowi, miała potencjał, w Vegas pewnie zrobiłaby karierę, a zamiast tego tułała się z podejrzanymi typami. Szczeniak wyciągnął pysk i spojrzał na niego wrednie, triumfująco, a następnie ponownie wtulił się w jej piersi.

Mark stał obok i przyglądał się Loganowi wyczekującą, po chwili najemnik zdał sobie z tego sprawę i z trudem przeniósł swoją uwagę na mężczyznę. - To ludzie Torrino czy twoi? – spytał.

- Tamci trzej są od Torrino – odrzekł Europejczyk, ostatnio Drake spotykał coraz więcej emigrantów - Nie jadą z nami. Z Karen współpracujemy dość często. Staszka znam dużo krócej. Reprezentowałem całą naszą trójkę w rozmowach z Torrino.

- Ten trochę znamy Staszka
- odparł - co z tym psem? - spytał z ciekawości.

- Znaleźliśmy go jakiś czas temu samego w ruinach – mówił zerkając raz po raz na najemnika i Karen pieszczącą szczeniaka - I przygarnęliśmy.

- Miał fart - powiedział - ale wracając. Z tego co wiem, Karen będzie kierować, a ty na czym się znasz Mark?

- Służyłem w armii. Strzelam, potrafię też się bić i trochę robić bronią. Do tego prowadzę, nie tak dobrze jak Karen, ale nieźle. Znam się trochę na materiałach wybuchowych i pierwszej pomocy, ale nie jestem w tym za dobry. Wspinałem się też sporo. No i gram na gitarze.
– Uśmiechnął się lekko.

- Wszystko się przyda - zaśmiał się i spojrzał na gitarę - a twoi ludzie?

- Jestem świetnym kierowcą – rzuciła nagle, dość nieskromnie kobieta - Jeździłam na wyścigach w Detroit, a potem dla ósmej mili. Radzę sobie z klamkami, no i znam trasę. A przede wszystkim mam Nise. – Na dowód poklepała bagażnik auta.

- Staszka mówiłeś, że znasz – przemówił po niej Marek - Potrafi prowadzić, a i radzi sobie w bardziej bezpośredniej sytuacji. Jak planujesz nas rozmieścić? I gdzie przesyłkę wrzucić?

- W Nissanie będzie paczka, Karen, ty i moi ludzie, Młody i Lynx, buggie zajmie Staszek i Baszar, a reszta w jeepie -
odparł Drake, na co Europejczyk jedynie skinął głową, więc najemnik ciągnął dalej - W takim razie wiemy na czym stoimy, Młody to nasza złota rączka i spec od łatania, Lynx i ja głównie strzelamy, James i Baszar też, ale w zwarciu są jeszcze niebezpieczniejsi. Tyle o nas. - Podał rękę Markowi, mężczyzna uścisnął ją bez słowa i wrócił do Nissana.

Po rozmowie z Europejczyk zaczepił go Cutler, którego widział po raz pierwszy od ucieczki z bunkru Alberta.

- To jak szefie? – spytał Maczetoręki bawiąc się nożem. - Znowu wyruszamy na trakt. Słyszałem, że dowodzisz nie gorzej od Johna. Z tymi dzieciakami ponoć poszło wam wyśmienicie… - Uśmiechnął się delikatnie. - Bez spiny. Ja też ostatnio nieco się wygłupiłem. Masz jakieś informacje, które powinienem znać?

- To zasługa Młodego i Baszara - odpowiedział sucho - James, do rzeczy. Chodzą o tobie plotki, chce znać prawdę.

- Prawdę o czym?
- zapytał James lekko przekręcając głowę w bok. - O tym, że brałem udział w walkach na pięści? Tak, brałem w nich udział. O tym, że kogoś zabiłem? Tak, zabiłem. Musieli się z tym liczyć wystawiając przeciwko mnie najlepszego wojownika osady uzbrojonego w kastety. Nie dam się posadzić na wózku, a on był na tyle groźny, że biłem aby zabić. O czymś jeszcze słyszałeś? – Cutler mówił poważnym tonem dopasowując się tym samym do swojego rozmówcy.

W tym momencie wkroczył Lynx, chyba zdawał sobie sprawę, że trwa jakaś ważna rozmowa, spytał więc - Przeszkadzam w jakiejś ważnej rozmowie? Bo nie wiem gdzie załadować graty? Poza tym chciałem zamienić z tobą dwa zdania Logan.

Drake spojrzał na Lynxa, skinął mu uprzejmie głową, ale też podniósł dłoń by chwilę zaczekał na odpowiedź. Jego wzrok ponownie przeniósł się na Cutlera. - Nie obchodzi mnie żaden fagas, skoro ktoś wszedł na ring, dostał. - Wzruszył ramionami. - Tak jak nie obchodzi mnie zdanie Torrino i gburów z enklawy, którzy myślą, że chata z blachy i dobre fajki to oznaka cywilizacji. Ale jeśli mój człowiek przykłada sobie gnata do łba, to chce żeby robił to tylko na mój rozkaz. - Westchnął. - Dość naszych zdechło, ci którzy zostali muszą przetrwać i muszą zapewnić pozostałym przetrwanie. - Jego spojrzenie nieco złagodniało. - Może i żresz jak koń, ale jesteś nam potrzebny. Nie chcę więcej takich numerów, mogę na ciebie liczyć? - Wysunął dłoń w kierunku Jamesa.

Cutler uścisnął ją solidnie bez chwili zawahania, Drake wyczuwał w tym szacunek, następnie Maczetoręki przywitał się także z Lynxem. W gruncie rzeczy Logan doskonale wiedział, że może liczyć na towarzysza, zbyt wiele razem przeszli by choćby przez moment miał pomyśleć coś innego, chciał to jednak usłyszeć z jego ust.

- Dobrze wiesz, Drake, że nie należę do tych co lubią się tłumaczyć. - powiedział Cutler - Jesteś naszym dowódcą, ale mimo to życia mi nie układaj… Przecież jak umrę to za swoje. A co do tej sentencji „Semper Fidelis” to chyba do mnie pasuje. Uwierz, że z chęcią bym zdechł, gdyby to powiedział o naszych braciach ktoś inny jak członek QRS… - Był sporo wyższy od Logana więc spojrzał na niego z góry - ...wyprułbym mu flaki, aby tylko zapewnić przetrwanie komukolwiek z was. I na tę misję idę wyłącznie dlatego, że nie dam wam samotnie się narażać. To nie dzieciaki, które wpadną okraść jakąś chatę. Słyszałem, że ten Torrintoto… - powiedział drwiąco - … płaci 50 pocisków na łebka. Prawda?

- Więc dobrze, że będziesz chronił moje plecy
- powiedział - częściowo prawda. Ledwie dał się przekonać, żeby w ogóle cokolwiek ci zapłacić. - Znów wzruszył ramionami. - Dupek. Kiepski ze mnie negocjator, ale powiedzmy sobie wprost, potrzebujemy jakiejkolwiek roboty. Jeszcze pamiętam jak musieliśmy jeść korzonki, a i za nie niech Collins dziwkami i wódą zapłaci Baszarowi.

- Chwila, moment. Czy ja dobrze, kurwa, słyszę? Ten idiota chce zapłacić mi mniej niż reszcie? Kurwa mać. Co on? Płaci odwrotnie proporcjonalnie do masy mięśniowej czy jaki chuj? Dlaczego, kurwa? – James nie krył zszokowania.

- W skrócie? – spytał Drake, a gdy Maczetoręki skinął głową dodał bez wahania – Ma cię za świra.

W tym momencie James zaniósł się gromkim śmiechem, w jego oczach zaczynały się już zbierać łzy, dopiero po chwili przetarł łzy - A to, kurwa, dobre. Ja? Świr? – Znów się zaśmiał, tym razem krócej. - Jakieś informacje, które muszę znać? Żarcie jest w cenie rozumiem? Pewnie widział ile ja jem i odliczył mi to z pensji…

Tym razem to Logan się roześmiał. - Dobre, hehe. Żarcie załatwia. Zrobimy potem jakąś odprawę z naszymi. Masz jakiś sprzęt?

- Zatem jak będę pakował coś do plecaka udawaj, że nie widzisz. Lynx zagada Marka, Staszek lub Młody poderwą blondynę, a ja i mój imiennik wpierdolimy pół zapasów nim ktokolwiek się obejrzy. Gość jest spoko. Ze sprzętu mam Rugera Security Six i do niego jakieś 18 pocisków .357 Magnum, KaBara i…
- Jego spojrzenia utknęło na pięściach - …a nie. To tylko moje dłonie.

Drake bez słowa chwycił za swojego obrzyna i podał go Cutlerowi trzymając za lufę.

- Stary… - powiedział James klepiąc dowódcę po ramieniu. - Przecież ja na zasięg tego cacka z ludzi robię rasowe wiatraki. Po co amunicję marnować? Sam kiedyś miałem, ale sprzedałem po krótkiej znajomości. Nie leżało mi to ciążenie na lufę…

- Fala nie oddam -
uśmiechnął się. - Dobra James, będziesz jechał jeepem ze mną, Heinrichem i Rączką - rzekł zmieniając nieco tok rozmowy - będę prowadził, więc miej ich na oku, ok?

- Jeden zły ruch, a z Rączki stanie się Bezrączką… Spokojnie. Będę miał ich na widoku przez cały czas.

- Świetnie -
skomentował - przy okazji, skoro jesteśmy tutaj we trzech. James, Lynx, co myślicie o Heinrichu?

- Trenowałem z nim już w bunkrze i nawet się zżyliśmy
– odparł Maczetoręki - Gość jest dziwny, trochę egzotyczny, ale jak na moje całkiem w porządku. Ostatnio mnie odwiedził, przyniósł mi żarcie i opowiedział co tam planowaliście za moimi plecami… - Żartuje. A ty, Lynx, co myślisz o blondasie?

- Co ja o nim myślę? Myślę, że się zna na swojej robocie i pewnie nieźle walczy. Tylko trochę cwaniaczy, choć to też bym olał. W każdym razie, nie zaszkodzi mieć na niego oko. Jak już Jamesowi wspominałem… łopata jakaś się znajdzie do zakopania trupa… lub kilku. Ufam tylko mojej starej ekipie panowie. Nie muszę chyba przypominać, że wy powinniście zrobić to samo. Niech każdy z nas uważa na swoją „szóstą”, bo to zlecenie coś kurwa podejrzanie dobrze płatne jest, za taką robotę niby prostą. Ostatnio jak taką dostaliśmy, QRS ledwo dyszy…
- wyraził swoje zdanie najlepszy strzelec w QRS, trudno było się z nim nie zgodzić.

- Dobrze płatne? Chyba nie słyszałeś, że nie każdy ma farta co do kasy… - skomentował James, w końcu Lynx słyszał całą ich rozmowę - Ta spasiona świnia, Torrinto, nie poznałby profesjonalizmu nawet jak ten by go kopnął w dupę. Raz sobie człowiek lufę do głowy sam przystawi i od razu wielkie halo… Nawet spokojnie pobawić się nie można…

- A ta sprawa, z którą przyszedłeś?
– spytał Drake – Poza gratami.

- Właśnie ją omówiliśmy, ot po prostu uważam, że na naszych nowych towarzyszy musimy mieć oko i tyle, żeby nam nie zrobili koło dupy, albo zwinęli naszą działkę. Pewnie sam zauważyłeś, że Heinrich aż nadto wyrywny jest, a ten Polak, Staszek, wygląda jakby go żywcem sprzed wojny wyciągnęli… nie wiem jak ty, ale jakby mnie zamrozili przed wojną, to teraz bym chyba nie przyjmował nowej rzeczywistości tak kurewsko łatwo? Ale cóż, może po prostu ma taki charakter, może ktoś go na to przygotował już przed zamrożeniem, albo po prostu z tym zamrożeniem to ściema była? Dużo pytań i żadnych odpowiedzi, w sumie mam nawet je w dupie. Myślę, że musimy mieć się na baczności i będzie dobrze.
- Poklepał kompozytową kolbę karabinu.

- Racja. Dlatego w każdym aucie będzie jeden z nas, James będzie zerkał na Heinricha i Rączkę, ty z Młodym na dziewczynę i Marka, a Baszar na Staszka. – Drake obrzucił spojrzeniem ekipę okupującą Nissana.

- W razie czego przypomnę wam, że w ostateczności wołajcie Pitta. – Maczetoręki uśmiechnął się. - Nie chce przy obcych nazywać rzeczy po imieniu… - rzekł już poważniejszym tonem.

Na tym rozmowa się skończyła, Drake postanowił przygotować się do wyprawy i sprawdzić ekwipunek. Potem miał zamiar przedstawić wszystkim członkom QRS, w których autach będą zajmować miejsca.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 08-09-2013, 22:19   #45
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
- Biedne skurwysyny – powiedział przewracając butem ciało napastnika na plecy. Młodzi, niedoświadczeni i niezorganizowani. To była rzeź niewiniątek, Ci idioci nie wiedzieli chyba na kogo się porywają. Zabrakło rozpoznania, a za to nie zabrakło im entuzjazmu i chęci wzbogacenia się… Przeszukali trupy, ale nie mieli nic godnego uwagi przy sobie. Potem zmienili ich ludzie Torrino, a Logan został zaproszony na rozmowę. Nataniel wrócił na kwaterę, bo coś mu mówiło, że będą musieli się szybko zbierać z miasta.


******

Nie mylił się, czekała ich kolejna robota. Postanowił wykorzystać dostępny czas, najlepiej jak potrafił. Na miejscówce nikogo nie było, chłopaki rozleźli się po mieście, więc miał odrobinę spokoju. Na chwilę tylko wpadł Cutler, z którym uciął sobie krótką rozmowę. Zawsze zastanawiał się, jak to możliwe, że taki zabijaka jak James, czasami potrafi być naiwny jak dziecko. Ogólnie lubił mięśniaka, był przydatny i na swój sposób łączyło ich to, że oboje mieli psy gończe na karku.

Rozłożył na starych, podłogowych deskach cały swój sprzęt i zaczął robić przegląd. Najpierw przepakował łachy w plecaku i spakował do niego rzeczy, które nie były mu potrzebne od zaraz. Czyli żarcie, podstawowe środki higieniczne i śpiwór. Potem rozłożył karabin na części pierwsze, mógłby to zrobić szybko, pobijając zapewne jakiś przedwojenny rekord, ale nie o to tu chodziło. Dokładnie oglądał każdą z części przed czyszczeniem jak i po. Zestaw do czyszczenia broni trzymał w szczelnym pudełku, może nawet szczelniejszym ni ż to w którym zwykle trzymał żarcie. Od stanu broni zależało jego życie, a dźwięk zaciętego w trakcie walki gnata, równa się powiewowi skrzydeł zbliżającej się Śmierci.

Kiedy skończył ze Scarem, zrobił to samo z pistoletem maszynowym Vector. Miał te zabaweczkę kilka ładnych lat, kilka żołdów poszło na jej zakup, ale nigdy tego nie żałował. Z powodzeniem zastępowała pistolet, ale miała cechy karabinu i to dla niego było najważniejsze. W połączeniu z tłumikiem, czy łatwo rozkładaną kolbą był prawdziwym wsparciem. Kaliber czterdzieści pięć robił wrażenie nawet na maszynach, że o zwykłych zbirach czy mutantach nie wspominał.

Kolejną czynnością było przeliczenie i przeładowanie amunicji. Dzięki sprzedaży części pancerza RIOT, który wytargał z bunkra, jego pobyt i żarcie nie kosztowały go tak dużo, doliczając to co zarobili u Torrino, miał całkiem spory zapas amunicji. Zapakował trzy magazynki do Scara i jeden do Krissa. Kiedy skończył, pozostało mu już tylko uporządkowanie sprzętu na kamizelce taktycznej, tak by wszystko co potrzebne miał pod ręką. Przepłukał jeszcze wszczep specjalnym, błękitnym płynem, konserwującym połączenie wszczepu ze skórą. Sprawdził wszystkie tryby widzenia przez cyberoko. Dopiero teraz mógł powiedzieć, że jest przygotowany. Resztę czasu spędził śpiąc… nie wiadomo, kiedy w trasie będą mieli taką okazję.


*****


Kiedy dotarł na miejsce zbiórki, reszta ekipy już tam była, włącznie z trzema ludźmi od zleceniodawcy, pilnującymi tajemniczej skrzynki, będącej ich ładunkiem. Widział jak Drake rozmawia z jednym z kurierów, więc póki co przedstawił się blondynce, która rozmawiała z Młodym. Póki co jeszcze nikt nie zdecydował, w jakiej konfiguracji pojadą. Pogadał chwilę z Młodym, który notabene wzbogacił się o nową broń, stary Springfield był zaniedbany, ale znając umiejętności rusznikarskie ich specjalisty, jeszcze pokaże na co stać takiego staruszka. Szczerze powiedziawszy, Nataniel nie mógł się doczekać, kiedy będzie mógł wypróbować starą snajperkę.

Po rozmowie z Loganem poczuł się spokojniejszy, dobrze, że choć ich dowódca podzielał jego obawy. Miał mocne postanowienie, że w razie najmniejszych problemów zdejmie dwójkę kurierów, z którymi przyszło im jechać. Wrzucił swój plecak na pakę terenowego Nissana i usiadł na nim. Zaciągnął na twarz arafatkę i założył google… trochę się pewnie będzie kurzyć po drodze. Na wprost niego szczeniak owczarka patrzył na niego ciemnymi oczami. Wyrażały zaciekawienie… z kieszeni spodni wyciągnął kawałek suszonego mięsa i rzucił psiakowi, w końcu stali się towarzyszami broni…
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 11-09-2013, 21:38   #46
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Gdy wszystko było ustalone najemnicy ruszyli. Bez zbędnego słowa każdy wpakował się na swoje miejsce.

Buggy; Baszar i Staszek


Zarówno prawnik jak i tropiciel nie byli zbyt zadowoleni z przydzielonego im pojazd. Samochód nie budził zaufania, poprzecierane pasy bezpieczeństwa, brak poduszek powietrznych (które dla Staszka były podstawowym zabezpieczeniem a dla Baszara mitem), konstrukcja pozbawiona blach a tym samym ochrony przed kulami czy zderzeniem... Nawet gdy ruszyli dość duża zwrotność okazała się problematyczna. Gaz chodził stanowczo za łatwo i chwila minęła nim Polak przyzwyczaił się do tego "samochodu". Ich zadanie było proste jak jebanie. Jechać przed konwojem mniej więcej kilometr-dwa i wypatrywać zagrożenia. Okazjonalnie sprawdzać boczne drogi. Karen dokładnie wytłumaczyła obu punkty charakterystyczne, które robiły im za mapę. Wiedzieli gdzie się zatrzymać, gdzie czekać a kiedy wrócić z meldunkiem. Zarówno Staszek, który swego czasu wykuł nie zliczną ilość przepisów jak i zawsze skupiony Baszar zapamiętali wszystko, na prośbę kurierki (nie odmawia się komuś z takimi cyckami) powtórzyli trasę.

Dzień minął im spokojnie. W napiętej atmosferze, nudzie ale nikt nie próbował ich zabić. Dla obu było to na rękę.

Nissan; Lynx i Młody



Jarek Śmietana Band - Little Wing - YouTube

Droga w Nissanie była zdecydowanie przyjemna. Właścicielka musiała włożyć w samochód kupę gambli bo praktycznie nie było czuć wybojów, nawet fotele były w dobrym stanie i wygodne. W radiu cicho grała muzyka a rozmowa praktycznie toczyła się nieprzerwanie. Karen mówiła dużo ale bez typowej dla kobiet paplaniny o niczym. Samochody, miejsca które odwiedziła, różne zlecenia... Opowiadała, pytała. Co dziwne radziła sobie dobrze ze sprzęgłem. I to dobrze, dobrze a nie dobrze jak na kobietę. To budziło niepokój Młodego. Już prędzej uwierzy w dziewicę z Vegas.
Marek również był dobrym towarzyszem podróży. Nie odzywał się za wiele ale nie był jednym z tych "mrocznych i tajemniczych", którzy zawsze odpowiadają wymijająco i w dziwny sposób. Mówił jak miał coś do powiedzenia albo ktoś go o coś spytać.
Szarik najpierw wspiął się na kolana cyngla i przykleił dysząc nos do szyby. Potem bez ceregieli wpakował się na kolana Młodego by na końcu zasnąć u Karen. Nie przeszkadzało jej to w jeździe.

Jedynym minusem było, że ta dwójka paliła jak smoki nie przerywając jazdy, lekko tylko uchylając okna. Szybko w samochodzie utworzyła się komora gazowa a wszyscy prześmierdli nikotyną. Była to jednak niewielka cena za tak wygodną jazdą.

Lynx z początku jechał na pace. Wygodnie ułożył się między bagażami i cieszył się chłodnym wiatrem. Nasunął czapkę-patrolówke na oczy dla ochrony przed słońcem. Na postoju Marek zaoferował, że go zmieni, Nathaniel zgodził się i przez resztę drogi jechał wygodniej słuchając jazzu i paplaniny Młodego i Karen. Oboje byli w podobnym wieku i lubili gadać. Cóż... Posterunkowiec nie dziwił się dla rusznikarza. Odkąd wyruszyli z Vegas nie widział takiej kobitki.
Szarik postanowił za wszelką cenę się z nim zaprzyjaźnić, widocznie pamiętając podarunek. Najpierw zaczął ciągać za każdy wystający element munduru, potem wyłożył się do głaskania a gdy się go nie doczekał zaczął podnosić dłoń Wodda pyskiem by na końcu ułożyć się do snu zajmując tyle tylnego siedzenia ile może taki mały psiak.

Jeep; Cutler, Drake i Heinrich


Jeep był duży. Może niekoniecznie wygodny bo siedzenia ewidentnie sporo przeszły ale duży. Okna otwierało się za pomocą kombinerek bo uchwyty dawno poszły na spacer i to daleki. Był jeden problem. Najemnicy też nie byli mali. O tyle o ile Logan jako kierowca jechał wygodnie, podobnie wysoki nowojorczyk ale Heinrich już niekoniecznie. Niemiec nie był postawny, wysportowany owszem ale nie wielki. Za to Cutler robił za trzech. Z tyłu jeepa zmieściłyby się i cztery osoby ale nie w wypadku gdy wiezie się przenośny czołg w postaci Silnorękiego. Ale nie było źle, to w końcu nie był buggy.

Podróż minęła im spokojnie. I milcząco. Nikt z nich nie należał do szczególnie gadatliwych a atmosfera nieufności nie sprzyjała zawieraniu przyjaźni.

Wszyscy

Gdy ściemniło się na dobre Karen kazała się zatrzymać. Nocleg przypadł im w ruinach stacji benzynowej. Dość dobrze zachowanej i ewidentnie wykorzystywanej. Ktoś pozabijał deskami okna i uszczelnił dach. Nawet był zapas drewna. Po sprawdzeniu terenu cała brygada mogła wreszcie rozprostować nogi, zjeść i odpocząć. Logan wystawił warty. Szybko zapłonął ogień, łyżki uderzyły o menażki i konserwy. Rączka starym żołnierskim zwyczajem wyciągnął nie wiadomo skąd flaszkę. Marek starym żołnierskim zwyczajem podziękował skinieniem głowy, wypił i podał dalej. Wodds jako Posterunkowiec, żołnierz z krwi i kości, który wyssał Rygor z mlekiem matki nie miał zamiaru uchybić żołnierskim zwyczajom. Mimo, że nie służył od lat gdzieś ciągle miał zakorzenione, że kto odmawia wódki ten jest konfident, zdrajca i pewnie pedał. I tak flaszka obiegła wszystkich, każdy znał umiar i wiedział, żeby nie przesadzić ale ten prosty rytuał zadziałał kojąco dla lekko napiętej atmosfery.
Karen wyszła na zewnątrz i wróciła z gitarą z uśmiechem podając ją Markowi. Ten pokręcił głową również uśmiechnięty ale przyjął ją.
- Zagraj nam tę smutną piosenkę.
Europejczyk sprawdził gitarę i trącił struny. Grał i śpiewał cicho by nie ściągnąć nikogo ani niczego.

Rozbite oddziały - Jacek Kaczmarski - YouTube

Stacja paliw; Baszar, Drake i Młody

Pierwsza warta przypadła w całości członkom QRS. Logan był pewien, że nawet jak coś się wydarzy dadzą sobie radę. Młody co prawda nie był zbyt czujny, dodatkowo jeszcze trochę odczuwał rany ale Carlsson sprawdzał się lepiej niż trzech innych wartowników. A on w każdej chwili mógł zrobić użytku ze swojego arsenału na każdą okazje.

Gdzieś w połowie warty to właśnie tropiciel wypatrzył odblask ognia. Gdzieś z kilometr-dwa dalej, chyba nieduże ognisko. Logan po krótkim zastanowieniu postanowił to sprawdzić. Szybko obudził resztę i kazał być czujnym samemu ruszając z Baszarem sprawdzić czy obozowicze stanowią dla nich zagrożenie.

Obaj najemnicy bardzo sprawnie zebrali swój sprzęt. Baszar jak zawsze pamiętał, że pustynia jest matką ale matką surową a po kimś kto obozuje na pustyni można spodziewać wszystkiego zabrał nie tylko broń. Paracord, latarka a nawet maska przeciwgazowa były równie potrzebne co scyzoryk a niekiedy ważniejsze od karabinu. Logan zaś podszedł do tego jak do kolejnej cichej akcji zabierając tylko fala i sprawdzając kaburę z Betty. To wraz z nożem w zupełności mu powinno wystarczyć nawet na przeciwnika przeważającego liczebnie. Szczególnie jeżeli w mroku czaił się Carlsson. Po chwili mrok pochłonął obu.

Pustkowia; Baszar i Drake

Pustkowia przytłaczała Logana. Zawsze pewniej czuł się w ruinach albo w mieście. Mrok był nie do przejrzenia, drobne drapieżniki umykały spod stóp a te większe swoim wyciem oznajmiały nadejście porę ich panowania.

Carlsson czuł się jak ryba w wodzie bezszelestnie stawiając stopy. Drake był dobry, poruszał się równie cicho mimo to tropicielowi brakowało innych zwiadowców QRS. Między innymi Jake, lakonicznego nowojorczyka, który między akcjami topił demony przeszłości w gorzale. Mimo to radził sobie nie wiele gorzej podczas pustkowiach od nomada a jego sprytne sztuczki nie raz w ruinach uratowały komuś tyłek.

Na pustyni czas jako taki nie istnieje. Zastyga, rozciąga się, skraca jakby przyroda śmiała się z próby podzielenia jej cyklów przez człowieka. W końcu jednak dotarli do obozowiska. Kiedyś stało tu chyba ranczo ale wiatr i piasek obeszły się z nim bezlitośnie zostawiając tylko fundament i niskie resztki ścian. Obaj najemnicy zamarli obserwując. Carlsson przykucnął za resztkami rurociągu a Logan położył się na wzniesieniu.

Obozowiczami okazała się czwórka ludzi. Trzech stanowczo nie budziło zaufania. Zarośnięte, pobliźnione gęby, barczyste sylwetki. Wszyscy byli uzbrojeni, dwóch miało broń długą, jeden dwururkę a drugi karabin, chyba nie automat. Czwartą osobą była. Drobna, włosy zasłaniały jej twarz. Leżała na boku, skulona, z wykręconymi za plecy rękoma i nogami związanymi w kostkach. Jeden z mężczyzn rzucił w ciemną konturę samochodu puszką po konserwie i wstał.
- No chłopaki. To był długi dzień. Czas się trochę zabawić.
Drugi spojrzał na niego.
- Ale zabronili. Daj spokój Jeff, zajedziemy do miasta, odbierzemy nagrodę i pójdziemy na dziwki...
Tamten się zaśmiał.
- A po co płacić? Co mała? Jak będziesz grzeczna to damy coś żreć.
Podszedł do kobiety i podniósł ją za włosy, odsłaniając młodą, wystraszoną twarz.


W tym momencie, trzeci z nich. Do tej pory milczący podniósł karabin.
- Cicho. Coś chyba słyszałem.
Jego wzrok wbił się w ciemność w okolicy kryjówki Logana
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 11-09-2013 o 21:41.
Szarlej jest offline  
Stary 17-09-2013, 20:21   #47
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Młodemu podróż przebiegała w przyjemnej atmosferze. Wygodny samochód, fajna dziewczyna z którą szło pogadać o czymś innym niż mięśniach, waleniu po pyskach czy krojeniu nożem na kawałki i wciąż świeże wspomnienia poprzedniej nocy… Żyć, nie umierać. Brakowało tylko zimnego browca w łapie i skrzynki wódki na tylnym siedzeniu zamiast przynudzających najemników a rusznikarz byłby naprawdę szczęśliwy. Nie można było jednak mieć wszystkiego. Nie oznaczało to jednak że rusznikarz miał wakacje, bo jeszcze w trakcie drogi jakoś tak zgadało się że peema kurierki dawno nikt nie przeglądał a i FN zakupiony przez Młodego wymagał solidnego przeglądu zanim zacznie go wykorzystywać. Dodatkowo na pierwszym postoju Cutler, gdy już napchał swój kałdun, zawiesił wzrok na nowym sprzęcie i przypomniał sobie o tym, że jeszcze nie pochwalił się Młodemu. Chłopak jako specjalista mógłby zapewne zrobić profesjonalny przegląd może nawet usprawniając działanie rewolweru.

- Niezła jazda co nie? - zapytał Cutler krótko podchodząc do młodzika. - Niby taki duży ten jeep, ale ja w nim czuję się jak w stalowej puszce. Poznałeś już bliżej panią kurierkę? - zapytał szczerząc się Maczetoręki.
Młody wyszczerzył zęby w uśmiechu
- Powiedziałbym, że gentleman takich pytań nie zadaje… ale chyba trafiłbym pod zły adres, nie? Na jazdę nie narzekam, ta Navarra jest zajebista, serio.
- Trafiłbyś w sedno! - powiedział z uśmiechem James. - Pamiętasz jak raz zmasakrowałem tego typa co obraził te kobietę w zajeździe? Tego z kucykiem i skórzaną kurtką. Szkoda, że była na mnie za mała… Navarra? Stary ja wiem, że nie o samochód Ci chodzi. Przecież to widać. - dodał szturchając łokciem chłopaka olbrzym. - Wracając do świata nudów i poważnych Panów mam do Ciebie sprawę.
- Łupanie w kościach na zmianę pogody, co? Przykro mi stary, chciałbym pomóc ale sam rozumiesz, z wiekiem to normalne. Pozostaje tylko bujany fotel, fajeczka i wspominanie szczęśliwych lat młodości.
- Ja? Stary? - zapytał Cutler. - Jedyne łupanie w kościach jako ostatnio odczuwałem to te, którego dorobiłem się ratując twój słabo owłosiony tyłek. Miałem na myśli czynność, na której znasz się jak nikt. Przegląd broni. - dodał najemnik wyciągając rewolwer i podając go przyjacielowi za 4-calową lufę.
- Dobra staruszku, chociaż generalnie rewolwery ciężko zajechać to i tak każda nowa spluwa ma trafiać do mnie w pierwszej kolejności. Nie chcielibyśmy żeby ci urwało ten pieprzony bochenek który nazywasz swoją łapą, nie?
- Masz na myśli moją Rąsię? - zapytał pieszczotliwie nazywając swoją prawą dłoń James. - Przecież ona jest taka niewinna. Taka delikatna. Bo czyż można winić młotek o to, że ktoś za jego pomocą wybił bliźniemu zęby? - zapytał ze śmiechem wojownik.
- W sumie dobrze się składa, będę też się zajmował swoją nową klamką to twoją armatkę obejrzę przy okazji. Przeczyszczę, przejrzę amunicję, sprawdzę czy wszystkie elementy chodzą gładko. Jeśli tylko nie będziesz używał go do wbijania gwoździ albo kopania w piasku żeby zbudować wymarzony zamek to za ciula się nie zatnie.
- Zawsze szanowałem swoją broń… - powiedział zamyślony James przypominając sobie jak wywalił podobny rewolwer, karabin i plecak aby tylko się odciążyć na ostatniej akcji. - Fajnie by było jak byś tego Rugera odjebał nie wypierdalając amunicji na przestrzelenie. Ewentualnie dam Ci 3 pociski .38 S&W i kilka innych za pomoc. Te .357 Magnum wolałbym sobie zostawić. Nigdy nie wiadomo kiedy będzie trzeba postrzelać…
- Stary, to tak nie działa. Po pierwsze czy ty mi kurwa chcesz za to płacić? Do chuja pana, jesteśmy z QRS a na dodatek wyciągnąłeś mnie z tego bunkra, więc nie mów mi tu o zapłacie jeśli nie chcesz mnie wkurwić. Muszę jednak go przestrzelać, nie zamierzam cię wypstrykać z pestek ale muszę sprawdzić czy klamka działa właściwie. Nie chciałbyś chyba żeby się nagle okazało że klamka nie działa w momencie gdy dojdzie do jakiejś strzelaniny, nie?
Olbrzym nieco się zmieszał po tym jak kumpel go zrugał za chęć zapłaty. Młody miał racje.
- Pewnie, że nie, ale jak wiesz ten Ruger współpracuje z dwoma typami amunicji. Dam Ci .38 S&W, który jest słabszy i jak się uprzesz dorzucę 1 kulkę .357 Magnum dla świętego spokoju. Nie mam tego wiele, Młody. Jedna strzelanina i znowu biegam rzucając nożami w gości z klamkami… Na dodatek ta kurwa płaci mi 5 razy mniej niż reszcie. Wyobrażasz sobie?
- Kochany, jak chcesz to dla ciebie może strzelać i dziewiątkami, ale lugera. Czym mam go przestrzelać to już twoja sprawa, chodzi mi po prostu że nie oddam ci go dopóki nie będę miał pewności że w kluczowym momencie cię nie zawiedzie, jeśli nie będę się miał do czego przyczepić to ci nie ruszę nic zapasu kulek. Prawdę mówiąc jak wiesz .38 są krótsze niż .357 więc jeśli one będą strzelać normalnie to i .357 na pewno będą ok.
- Nie znam się na broni tak jak ty Młody, ale rzeczywiście na tej amunicji nieco się poznałem. Strzelałem z tej pralki przez lata w Zwiadowczym. Znam ją bardzo dobrze, a ten model jest nawet nowszy od tego, którym posługiwałem się niegdyś. Mała, poręczna, a z tą amunicją Magnum ma kopa i charakter. Zrób z nią co w twojej mocy stary. Dzięki za pomoc. Jak ja będę mógł coś dla Ciebie zrobić mów śmiało. Mark, James, nawet ten pit bull mnie nie zatrzyma… - powiedział uśmiechając się żartobliwie hegemończyk.
[i]- Więc ta klamka przywodzi ci na myśl czasy gdy jeszcze byłeś młody ale już niekoniecznie piękny? Spoko, nie sądzę bym miał z tym dużo roboty.[/ i]
- Młody jestem nadal. Może nie wyglądam, ale nie mam nawet 3 dekad na karku. Sam wiesz. A co do piękności… Nie mnie oceniać. Czasem laski lubią patanów, a czasem wystarczą im wrażliwi chłopcy. Jedne wolą brutalną siłę, a inne rusznikarza, który jest gotów je starannie serwisować… Jak jest z naszą blondyną? - zapytał James.
Młody znowu się wyszczerzył.
- Czasem umiejętności dobrego przeczyszczenia spluwy są w cenie. Jeśli oczywiście wiesz, co mam na myśli. Poza tym wiesz, młodość, energia, entuzjazm niedostępny już panom w średnim wieku i tak dalej
- Młodość… - James spojrzał na swoje łapy prężąc biceps. - Jest! Energia… No kurwa mać. Jak potwór. Entuzjazm? Na tego brak nigdy nie chorowałem. Wiesz co… Ja oferuje nawet więcej… Mam już włosy łonowe! - zaśmiał się Cutler. - Nie strachaj Młody. Jak baba ma łeb na karku wybierze noc z Tobą prędzej niż z którymkolwiek z tej bandy. No… Chyba, że Polak będzie oponował, ale jemu wystarczy połówka… Czy tam 0,7.
- Włosy łonowe? Chyba pieprzoną neodżunglę włącznie z pełnym przeglądem jej fauny. Nie chciałbym wiedzieć co w tym może mieszkać. Ja cię po prostu traktuję jak przyjaciela i chcę oszczędzić ci goryczy rozczarowań. Chociaż jak chcesz to próbuj szczęścia. - Młody mrugnął do wielokoluda - Może lubi tych napakowanych?
- Chwila. U Fadieja dostałem jedną żyletkę i nie ma tam ani włoska. Sprawność w posługiwaniu się kosami zapewniła mi minimalną ilość zacięć. - zaśmiał się Cutler. - A co tej laski… Próbować szczęścia? Z tym szkieletem?! Daj spokój Młody. W moim typie są raczej okrąglejsze, pełniejsze kobiety z dużym cycem i odrobiną mięśnia. Mówią, że kto wybrzydza ten nie rucha, ale tym razem Ci odstąpię. Nie wyglądała na dobrą partię dla mnie. Zabiłbym ją, jeśli wiesz o czym mówię…
- Pewnie zgniótłbyś, gdybyś zwalił się na nią tym swoim wielkim cielskiem. Albo ścisnął za mocno i rozkwasił na ścianach? Stary, na ciebie to by chyba trzeba było jakiejś dwumetrowej mutki, bo i posiłowałbyś się przed i w trakcie.
- Co ty gadasz. W tych sprawach jestem akurat delikatny. - zaśmiał się nożownik. - Dobra. Muszę przed wyjazdem trochę poćwiczyć to co mi Fadiej zalecił. Zajmij się moim cackiem i pamietaj… W razie problemów wszystko mój wujkowi Jamesowi!

I tak Młodemu upłynął wieczór i poranek - dzień pierwszy
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 21-09-2013, 21:21   #48
cb
 
cb's Avatar
 
Reputacja: 1 cb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemu
Staszek z wyraźną dezaprobatą obejrzał auto. Na cale szczęście dobrze wyprasowany garnitur zastąpił znalezionym w bunkrze ubraniem. Było ono trochę za duże i wyglądał w nim jak on sam, tyle że z czasów ogólniaka. Wtedy to dbał o to, aby na głowie mieć odpowiednio duży kaptur i odpowiednio nisko opuszczony krok. Teraz co prawda bojówki nie wisiały na nim aż tak bardzo, a kaptura nie było… ale czuł się podobnie. Całości dopełnił fakt, że został mu przydzielony kompan. Razem z Baszarem mieli stanowić awangardę całego konwoju.
- Mercedes to, to nie jest…. - Stwierdził zagadując do Indianina. Wrzucił na tylną półkę swoją torbę turystyczną. Najważniejszym dla niego elementem tejże był garniak… dla innych zapewne AK74 wraz z amunicją. Oplótł pakunek kawałkiem sznurka przytwierdzając go do konstrukcji po czym zasiadł za kierownicą.- A klima gdzie? – zahaczył powtórnie czerwonoskórego.
- Wóz jak wóz. Głośny i smrodliwy. Dobrze choć, że nie jest zabudowany. Będzie chłodniej. - Radośnie stwierdził Baszar. - Jak by co to tą klimę se z innego wozu przynieś. Drake gadał już z tobą o zapłacie?
- Otwarta kabina ma to do siebie, ze przepuszcza kule.- żachnął się Staszek- Na temat wypłaty nie . Nie było ku temu hmmm... - Udał zastanowienie. - Sprzyjających okoliczności. A Wy?
-Ano przepuszcza. W ogóle auta ściągają kłopoty. - Baszar spojrzał Polakowi w oczy- Jeśli nie rozmawiał to może sam zaproponuj cenę. W końcu to twoje życie.
- Wynająłem swoje umiejętności i czas. Nie życie. Zamierzam dołożyć wszelkich starań aby nie ginąć za "ojczyznę", ale żeby to ten biedny skurczybyk po drugiej stronie zginął za swoja.... jeśli wiesz co mam na myśli.
- Ej nie no słuchaj ty wszystko pomieszałeś. Wytłumaczę ci - Indianin z niedowierzaniem pokręcił głową. - Widzisz my jesteśmy najemnikami walczymy za gamble. Nie za ojczyznę. Uratowaliśmy ci dupę a ty nawet flaszki nie postawiłeś. To nieładnie. Więc żeby nie było lipy to idź i się z Drake dogadaj.
- Jeśli o flaszkę idzie to masz trochę racji. Faux pa z mojej strony. Jeśli wiesz, o czym mowie.... poprawie się. Jeśli idzie o to co mówiłem, to cytowałem Pattona, jeśli wiesz o kim mowie. A co do rozmowy z Drake... po co mam z nim mówić? On mnie nie zatrudnił...
- Nie znam tego Platona więc nie wiem co cytowałeś. Drake dowodzi i to z nim powinieneś ustalić ile płacisz za uratowanie twojej dupy przed Albercikiem. Bo widzisz Szkop to choć trochę powalczył i plecaki przyniósł. Ty zaś wiozłeś gamble, spierdoliłeś a po wszystkim nawet nie podziękowałeś i teraz jeszcze durnia udajesz. - Baszar zaczynał się powoli wkurwiać. - Nie wiem jak przed wojną było ale teraz długi się płaci. A to faux paks to pewnie od tej kurwy złapałeś. Może Młody ma jakieś leki. Zapytaj.
Widząc poirytowanie rozmówcy Staszek uśmiechnął sie półgębkiem. Słysząc wzmiankę na temat długów prawie parsknął śmiechem. Zaraz potem jednak uniósł obie dłonie w pojednawczym geście. Cala ta sytuacja graniczyła z absurdem. Jednak nie zamierzał z powodu absurdu tracić uzębienia. Domyślał sie ze znalezienie protetyka w dzisiejszych czasach mogło być problematyczne.
- Baszar. Za moich czasów zobowiązania regulowało sie zaraz po wystawieniu "Przedsądowego wezwania do zapłaty". Ale rozumiem co chciałeś powiedzieć. Za spirytusowe zaniedbanie przeprosiłem, drugi raz robił tego nie będę. Jeśli nie wystarczyło trudno. Co do mojej wdzięczności... pogadaj z Cuttlerem. Jemu sie zrewanżowałem. Jeśli będę miał okazje zrewanżuję sie i tobie. A co do Pattona i faux pas... pogadamy po kilku gleb szych. Co ty na to?
Indianiec zmarszczył brwi. - Wiesz mówisz dużo ale niezbyt cie rozumiem. Zapłaciłeś Cuttlerowi to dobrze. Mówił, że rewolwer kupił ale jeśli to ty płaciłeś to ok. Widzisz mi chodzi o fakt nie o gamble jako takie. Kurwa - czerwonoskóry pacnął się w czoło. - Ja cie tu opierdzielam a sam nie jestem lepszy. Zapomniałem o dziwaku.
- Nie powiedziałem, ze zapłaciłem. Ale dzięki mojej obecności James w ogóle kupił te bron. Na tym polega moja praca. Dużo mowie. O jakiego dziwaka Ci chodzi?
- O tego, no Heindrysia. Przecież nawet mu browca nie postawiłem. Słuchaj Staszku, ja nie pracuję gębą. Za bezdurno też cię życia uczył nie będę. Zrobisz jak chcesz.
- I to chyba jest najzdrowsze rozwiązanie. Staszek w końcu dopiął pasy bezpieczeństwa i założył gogle na twarz. - To jak? Pajechali? Nie czekając na odpowiedz przełączył "prztyczek" zapłonu, wrzucił bieg i mało delikatnie ruszył. Skrzynia zazgrzytała, autem szarpnęło kilka razy nie przyjemnie, po czym zaczęło ono nabierać prędkości. - Z tym jest jak z pieprzeniem panienki. Stwierdził uspokajająco. - Tego nie można zapomnieć.
 
__________________
Pierwsza zasada przetrwania, nie daj się zabić.
Druga zasada przetrwania: To że masz paranoję nie znaczy, że oni nie chcą cię dopaść.
cb jest offline  
Stary 22-09-2013, 22:16   #49
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Dziennik Ronalda Logana

Straciłem władzę w dwóch palcach u lewej dłoni, złamany nos i wybity bark też nie pozwalają o sobie zapomnieć. Przegrałem w ich śmiesznym pół finale, ale paradoksalnie tłukąc coraz miększą twarzy jednego z Meksów poczułem, że żyję. Jakbym z każdym uderzeniem odradzał się i zyskiwał nowe siły. Zatrzymał mnie dopiero tępy wał z okolic Phoenix, cudem udało mi się uniknąć złamania ręki. Nawet przegrana walka wystarczyła bym zyskał w oczach lokalnych mieszkańców. Klepali mnie po plecach, jeden nawet wepchnął mi broń w zdrową rękę, powiedział, że dawno już nie widział takiej walki i to prezent dla mnie. Dostałem też pierwszą propozycję pracy, podobno jacyś Teksańczycy zasłużyli na wycisk. Widzę jak bliscy spoglądają na mnie ze zdziwieniem, ale to właśnie takiego mnie potrzebują. Taki ja zapewnię im byt, zapewnię im przetrwanie.

***

Drake ani przez chwili nie żałował swojej decyzji, nie chciał puszczać Baszara samego, choć doskonale wiedział, że tropiciel z pewnością świetnie by sobie poradził. Skradał się cicho jakby był częścią ziemi, po której stąpał. Lekkie kroki były zwinne, niegościnne dla innych ludzi pustkowia zdawały się przyjmować go z otwartymi ramionami. Równie dobrze mógł być dzikim zwierzęciem zręcznie przemykającym krętymi ścieżkami stworzonymi przez naturę. Drake nie mógł się z nim równać, skradał się najlepiej jak mógł, ale jego ruchy nie były tak płynne. Znacznie lepiej czuł się w ruinach niż w podobnych temu miejscach, pustkowia ogłaszały wszem i wobec jego obecność. Każdy szelest, każda nadepnięta gałązka, każde powarkiwania dochodzące z boku oznajmiały mu, że nie jest tu mile widziany. Wydawało mu się, że skrada się przez wieki, nawet na Froncie nie czuł się tak obco. Z niekrytym zadowoleniem przyjął widok obozowiska.

Fever Ray - The Wolf (From "Red Riding Hood") [HQ] - YouTube

Z wzniesienia, na którym zajął pozycję, dobrze widział mężczyzn skupionych wokół drobnej kobiety. W jego oczach jarzył się płomień, choć nie było to jego naturalne środowisko, w tym momencie nie miało to znaczenia. Był niczym wściekły wilk gotowy do ataku. Dłonie niczym szpony, Fal niczym przerażająca paszcza, która lada moment zaciśnie się na gardle, przerwie je, uwolni strumień krwi. Nienawidził, gdy krzywdzono kobiety. Słyszał ich głosy, wiedzieli o jego obecności, ale było już za późno. Wilk zaatakował. Fal szarpnął, a złowroga kula przecięła ze świstem powietrze nieuchronnie zbliżając się do rozglądającego się nerwowo mężczyzny. Pocisk wbił się w jego ciało i wgryzł się w nie zajadle. Krew bryznęła w powietrze zasłaniając na kilka sekund szczelinę powstałą w miejscu, gdzie niegdyś tkwiło martwe już serce. Zastygł na moment w tej pozycji, czerwony płyn wypływał z jego ust, aż nagle opadł ciężko na ognisko wbijając w powietrze chmurę żaru.

Pozostałych ogarnęła panika, co utrudniło zadanie tropicielowi, gdyż jego cel nagle się skulił i tym samym uniknął pewnej śmierci, a kula drasnęła bok jego głowy przy okazji zabierając ze sobą część ucha. Struga krwi ponownie wściekle wzbiła się w powietrze przy akompaniamencie ryku mężczyzny. Próbował jeszcze dramatycznie zatamować swoją ranę. Trzeci z oprawców wyrwawszy się wreszcie z chwilowego otępienia dobył już broni, lecz nim zdobył jej użyć kolejny pocisk posłany przez najemnika trafił go w rękę. Kula przerwała nerwy, bezwładna kończyna opadła wzdłuż ciała, a broń wysunęła się z dłoni. W jego oczach błysnęło przerażenie nim kolejne szarpnięcie Fala nie odrzuciło w tył jego głowy. Tymczasem cel tropiciela zaczął już uciekać w stronę samochodu, Baszar nacisnął spust, nabój trafił w tors przeciwnika wytrącając go z równowagi, ale nie posyłając na ziemię. Instynkt kazał mu walczyć. I nie poddawał się, nie przestawał biec. Logan poprawił swój karabin i po chwili ostatni w wrogów zwalił się na ziemię niczym drzewo rażone piorunem.

Z ciemności wyłonił się niczym zjawa Baszar, przerażona jego widokiem kobieta odsunęła się i starała się odpełznąć jak najdalej. Tymczasem tropiciel w kilkanaście sekund sprawdził teren, oprócz trzech trupów w obozowisku znajdowały się plecaki, jakaś dwururka, karabin, pistolet i zdezelowany pickup pokryty rdzą i resztką częściowo wyblakłej już niebieskiej farby.

Baszar przykucnął nad dziewczyną i powiedział – Nie ruszaj się, niczego nie próbuj. – Sprawdził jej więzy i poprawił je niezbyt im ufając. – Jeśli mnie nie posłuchasz to odrąbię ci głowę – dodał i to wystarczyło by skrępowana zamarła w bezruchu. Tropiciel zaczaił się kilka metrów dalej i zaczął nasłuchiwać.

Logan natomiast zajął się sprawdzaniem trupów, dla pewności nożem podciął wszystkim gardła, jakby jakiś dziwny przesąd lub przyzwyczajenie kazały mu tego dokonać. Następnie przykucnął przy dziewczynie i wpatrywał się w nią próbując w ten sposób ją poznać. – Kiepsko – skomentował krótko, a następnie cmoknął spoglądając na trupy – Chcesz nam coś powiedzieć?

- Porwano mnie
– odparła drżącym głosem, twarz miała bladą, zdawało się, że cała krew odpłynęła jej z niej, gdy przyjrzała się swoim wybawicielom. Zapewne w tym momencie żałowała, że się zjawili. – Co ze mną zrobicie?

- My pytamy
– rzekł stanowczo Drake – Kim byli ci goście i czemu cię porwali? – spytał po czym skinieniem głowy przywitał Lynxa, który najwyraźniej zwabiony przez strzały postanowił do nich dołączyć.

- Porwał mnie ktoś inny. Jeden z mafiozów z Nowego Jorku. Mój mąż... On był u niego zadłużony. Nie mieliśmy czym spłacić. Wysłał do nas swojego człowieka, który... on zabił Steva. A ja. Ja miałam pokrył dług. - Widać było, że dziewczynie ciężko o tym mówić.

- Znasz nazwisko tego gangstera?

- Mówią na niego Cygan.

- Cygan, co?
- podniósł się na równe nogi - nie kojarzę. - Nie wyglądał jakby ckliwa historia dziewczyny zrobiła na nim wrażenie. Odwrócił się postanawiając sprawdzić wóz truposzy. - Jak ci na imię dziewczyno? – spytał zaglądając do kabiny, znalazł tam trochę żywności, bak był prawie pełen, a na pace leżało zaniedbane M16.

- Jenn. Znaczy Jennifer. – Była na tyle bystra by nie sprzeciwiać się rozkazom Logana, nie zadawała żadnych pytań.

Drake wraz z Lynxem załadował wszystkie graty oprychów na pakę, wtedy strzelec zapytał - Zabieramy ją ze sobą, co?

- Zabieramy – odparł Drake ściszonym głosem, gdy dołączył do nich tropiciel - wypuścimy w jakiejś osadzie po drodze czy coś. Nie gadamy z nią o naszym ładunku, ilu nas jest, nic. Zwiążemy jej oczy. Chętnie jej pomogę, bo nie zostawię lalki na pastwę losu gdzieś na pustkowiu, ale jeśli ten gangster kiedyś ją dopadnie, to nie chcę by mogła cokolwiek na nasz temat wyśpiewać.

- Ok. Co jeśli reszta będzie miała inne zdanie?
- Również szeptem zapytał tropiciel. – Acha, no i gdzie mieli ją dostarczyć?

- Dobre pytanie, zakładam, że do Nowego Jorku, ale możemy dać ją Staszkowi do przepytania, pewnie wyciągnie z niej najwięcej. Co do reszty, nie wiem, a jakie jest twoje zdanie, Baszar?


- Oddajmy - Carrsson uśmiechnął się paskudnie. - Moje zdanie powiadasz... Moim zdaniem ten kto żyje z zabijania nie umrze ze starości, więc co za różnica? Nie będę płakał jak ją zostawimy. Nie będę też oponował jak ją zabierzemy. Ty dajesz plan ja go realizuję. Proste, nie?

Drake pokiwał głową zgadzając się z logicznym myśleniem tropiciela, widać było, że odpowiedź Baszara przypadła mu do gustu i z pewnym uznaniem spojrzał na niego. Wtedy rozległy się strzały, prawdopodobnie serie dochodzące od strony stacji.

- Kurwa! Kto zostaje z laską?! – Baszar gotów był już do działania.

Logan nie wiele myśląc doskoczył do dziewczyny, chwycił ją w pasie i włożył do kabiny auta, Lynx i Carlsson zrozumieli w mig jego plan i wskoczyli na pakę. Drake zasiadł za kółkiem, kluczyk znaleziony przy jednym z trupów pasował do stacyjki. Pickup zaprotestował, ale za drugim razem wysłużony silnik zaskoczył. Logan ostro wykręcił i nacisnął mocno pedał gazu, auto szarpnęło wyrywając się najemnikowi spod kontroli, lecz wystarczył moment by opanował sytuację. Jeden sprawny reflektor ledwie radził sobie z pokonywaniem mroku, co jednak mu nie przeszkadzało. Musieli wrócić na stację.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 25-09-2013, 20:23   #50
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Jeep był naprawdę spory. Mimo iż do luksusu i wygody było mu daleko to Cutler nie narzekał. Maczetoręki nie raz jechał w o wiele gorszym pojeździe nie mówiąc już o towarzystwie. Drake kazał mu trzymać rękę na pulsie co w jego przypadku oznaczało tyle, że dłonie nie miały za bardzo oddalać się od kabury Rugera. Logan na miejscu kierowcy rozsiadł się całkiem wygodnie, a samo jego kierowanie było znośne. Nie rzucało nimi bardziej niż powinno, a reszta towarzystwa nie narzekała. Obok kierowcy siedział James nazywany Rączką. Był dość tajemniczy i - mimo iż miał nóż marines, którym nie potrafił się za dobrze posługiwać - to na niego Cutler zdecydował się uważać najbardziej...

Sam olbrzym mieścił się w pojeździe chociaż zajmował dobre dwa miejsca. Obok niego siedział również nie mały Heinrich. Na niego również najemnik powinien uważać chociaż zerkał na blondyna zdecydowanie rzadziej i mniej nachalnie niż na nowojorczyka. Po akcji w bunkrze hegemończyk był przekonany, że Niemiec - mimo iż dziwny - jest w porządku. Niecodziennej atmosfery nie przerywały żadne słowa. Czas mijał im w milczeniu...


Na pierwszym z postojów James zjadł, napił się, rozprostował kości i odbył bardzo miłą pogawędkę z Młodym. Jak to z dzieciakiem nie dało się pogadać o pogodzie, polityce czy też dupczeniu... Chociaż aluzje do tego ostatniego w dialogu się zdarzały. Cutler poprosił przyjaciela o przyjrzenie się jego rewolwerowi. Od kiedy nabył go od Staszka nikt nie zerkał na niego fachowym okiem. Silnoręki nie wiedział kiedy pralka była czyszczona, a nie chciał aby ukochany dla niego model rozleciał mu się w rękach. Darzył tę broń naprawdę wielkim sentymentem mimo iż to nie ta sama, z której strzelał w Zwiadowczym...


Ciemność i obawy blondyny w jej dopieszczonej gablocie zmusiły towarzystwo do rozbicia obozu. Cutler miał już przy sobie swoją broń. Młody bardzo szybko się nią zajął i w razie problemów James mógł sobie postrzelać. Na miejsce noclegu przypadła im stara, zdezelowana, opuszczona stacja benzynowa.


Dach nad zardzewiałymi, uszkodzonymi dystrybutorami był prowizorycznie załatany. Sama stacja nie była pozbawiona okien, w których wisiały przerzedzone żaluzje widoczne zza desek którymi obite były okna. Światła latarek z rzadka natrafiały na nie pokazując jak niewiele zostało z nierdzewnej stali, z której zostały wykonane. W drzwiach - niegdyś oszklonych - ziała wielka dziura jakby ktoś wywalił do nich z dwururki. W najlepszym stanie był tutaj neon trzymający się jedynie na jednym z zaczepów. Napis "Gas Haven" był przekrzywiony a wystające z niego kable wirowały na wietrze niczym macki czającego się w mroku potwora. Cutler z chęcią by takiego spotkał aby wbić mu w bebechy zwój nowy nóż. KaBar wymagał sprawdzenia w boju. James nie wiedział jak niedługo dane będzie mu sprawdzić ten oręż...

Pierwsze co zrobił na postoju to zjadł i się napił. Nie chciało mu się póki co gadać więc po przeczytaniu zaleceń od Fadieja zaczął ćwiczyć. Co jak co, ale Cutler chciał wrócić do pełnej sprawności, a ćwiczenia od Ukraińca mogły mu w tym bardzo pomóc. W czasie, gdy on ćwiczył płonął ogień, a flaszka obiegała wszystkich z kolei. On nie pił. Nie tym razem. Ostatnio i tak za dużo sobie pozwolił. Wiedział, że obcy mogą pomyśleć, że jest zdrajcą czy konfidentem, ale w dupie miał zdanie obcych. Ci co go znali na pewno mieli już na jego temat opinię wyrobioną, a na resztę lał ciepłym moczem...

W czasie, gdy Polak śpiewał Drake wystawił kolejne warty, a w pierwszej z nich z nieodpartą chęcią stanął Maczetoręki. Nie żeby nie lubił śpiewu czy też zabawy, ale miał przeczucie, że dźwięki wydobywające się z gardła Europejczyka mogą ściągnąć na nich jakieś stworzenia nie będące już tak tolerancyjnymi jak Cutler. Nic takiego się jednak nie stało...


- Dupsko mnie boli po tej jeździe. - powiedział James podchodząc do marines. - Co tam Rączka? W aucie jakoś nie można było pogadać. - zapytał używając określenia, które podłapał od kompanów.

Żołnierz siedział przy ognisku i czyścił jedną ze swoich cezetek. W jego ruchach widać było wprawę. Spojrzał na Cutlera, wzruszył ramionami.

- Normalnie.

- Widać, że masz wprawę. - powiedział Cutler. - Jak tak pomyśleć to zawsze za mnie ktoś zajmował się moją bronią. Kiedyś ojciec, później kumple z Posterunku, a teraz Młody. Chłopak ma talent. - James chwilę pomyślał. - Zawsze goniłem za formą kogoś przede mną, a gdy byłem już blisko… Ten ktoś ginął. Dziwne, nie? Pewnie uważasz, że jestem dzikusem, który chciał sobie strzelić w czaszkę. - zaśmiał się najemnik.

Marines spojrzał na najemnika.

- Średnio mnie to obchodzi. Za parę dni rozjedziemy się w dwie strony.

- Serio? - zapytał maczetoręki. - Możliwe. A może dziś w nocy nas napadną i zrzucisz swój płaszcz obojętności ratując mi bebechy? W razie co tego nie rób. Nie wytrzymałbyś mojej wdzięczności.

- Cutler. Robimy razem więc osłaniamy swoje dupy. Nie musimy rozumieć swoich rozterek egzystencjalnych ani obchodzić co się z drugim później stanie.

- Hmm… Wiesz w sumie masz rację. Po prostu chciałem Ciebie o coś zapytać, a tak do razu przechodzić do rzeczy nie wypada… Mogę? - zapytał Cutler.

Najemnik chwile nie odpowiadał.

- Pytaj.

- To może wydać Ci się dziwne, ale, gdy zobaczyłem ten nóż… - pokazał na kosę Rączki najemnik. - ...musiałem się zapytać: Czy bardzo dobrze nią władasz? Ja myślałem, że jestem zajebisty dopóki mnie pewien gość nie pojechał jak dziecko. Nie wiem skąd posiadał takie umiejętności, ale mam za cel dowiedzieć się jak to możliwe, że tak mnie pojechał. Nie daje mi to spokoju…

- Kiepsko.

- Mówiłeś, że można źle skończyć jak ma się taki nóż nie będąc jednym z was. Może znasz kogoś kto włada kosą tak dobrze, że pokazałby mi kilka sztuczek? Nie tak dawno miałem pod ręką taką osobę, ale przyniosłem jej pecha…

Raczka zaczął składać pistolet.

- Znałem. Nie żyje.

- Przykro mi. - powiedział Cutler. - Chciałbym następnym razem tamtemu pokazać, że za swoich jestem w stanie się rozwijać. Czuję, że się spotkamy, ale nie wiem już jak się lepiej przygotować. Może po prostu nie dam rady go dogonić, a może on trenował jeszcze ciężej. Nigdy nikogo takiego nie spotkałem. Nawet w Posterunku, a znałem wielu rzeźników.

- Wpakuj w niego pół magazynka z automatu.

- Nie mogę. - powiedział gorzko Cutler. - Jak bym to zrobił bałbym się, że gdzieś tam był ktoś lepszy, a ja podszedłem do niego na skróty. To nie mój styl, James. Torrino płaci mi mniej niż wam, ale wiedz, że nie zamierzam siedzieć na dupie. W razie walki jak zawsze pobiegnę przodem. Jesteś blisko domu nie? - zapytał próbując udać akcent Cutler.

Marines wzruszył ramionami.

- Idę. - powiedział bezceremonialnie Cutler. - Trzymaj się i dzięki za rozmowę. - dodał i odszedł.

- Na razie.


Kolejna warta była dziwna. Może dlatego, że Cutler zastanawiał się nad słowami swojego imiennika, a może dlatego, że Bashar w oddali wypatrzył jakiś blask. Logan bez namysłu, sprawnie zdecydował, że wraz z tropicielem pójdą to sprawdzić, a Lynx, Cutler i Młody zostaną wraz z resztą i przesyłką. James czuł spoczywające na jego barkach brzemię. Miał osłaniać przesyłkę i w razie czego zaopiekować się Młodym. Już raz wpierdolił kostusze, która przyszła po jego młodego przyjaciela więc czemu drugi raz miałby nie dać rady?


Minęło dobre 30 minut od kiedy Lynx poszedł za Loganem i Baszarem. Cutler nie miał pojęcia dlaczego przyjaciel to zrobił, ale wiedział, że zawodowiec aby opuścić posterunek musiał mieć bardzo poważny powód. Po huku dalekich, pojedynczych strzałów zapadła nieprzyjemna cisza. James - jak prawdziwy profesjonalista - trzymał się swojego zadania uważając, że jego towarzysze poradzą sobie pomimo ciemności nocy. Pod nieobecność Drake’a ciężar dowodzenia na siebie wziął Marek, a chłopcy z QRS nie marudzili, bo Europejczyk znał się na tej robocie. Kazał wygasić ognisko i wysłał Jamesa na czujkę na zewnątrz. Nim Nowojorczyk zniknął reszta znała swoje miejsca. Cutler przy tylnych drzwiach by ktoś próbujący ich zaskoczyć spotkał niemiłą niespodziankę w postaci ponad stu kilowego worka samych mięśni. Staszek z Karen ukryli się za resztką lady mając z jednej strony za zasłonę ją, a z drugiej wielkiego Hegemończyka. Ich samozwańczy “dowódca” przyklęknął przed paczką z kałachem gotowym do strzału i wycelowanym w drzwi. Nie wyglądał jednak na kogoś kto wywali magazynek, gdy one się tylko otworzą. Młody ułożył się za prowizoryczną zasłoną z plecaków, a Heinrich stanął niedaleko drzwi frontowych gotów siać śmierć na bliski dystans.

Na zewnątrz padły strzały. Seria z karabinu. Młody bez problemu rozpoznał Tavora, a po chwili strzały pistoletowe. Kaliber dziewięć milimetrów. Moment później walka przeniosła się do środka. Wszystko działo się równocześnie. Coś wywaliło drzwi frontowe i tylne, a Młody usłyszał jak coś ciężko pada za nim wraz z deskami zabijającymi okno.

Cutler zobaczył, że wraz z drzwiami do środka wskoczyła bestia. Z grubsza ludzka sylwetka jednak ewidentnie pokręcona i podkręcona. Łuski, gadzi łeb i oczy oraz kończyny równej długości zakończone szponami. Paskudnymi szponami. Ogon również był niezłą podpowiedzią. Potwór gotował się do skoku na niego. Podobna bestia znalazła się również u frontu. Od razu kierując się na Marka.

Po doświadczeniach w bunkrze Młody miał serdecznie dość z atakami od tyłu. Rana wciąż dawała o sobie znać mimo fachowej opieki medycznej jaką zapewnił mu Fadiej, a wszystko to spowodowane było właśnie tym, że zignorował niebezpieczeństwo za swoimi plecami. Dlatego teraz płynnym ruchem odwrócił się by stanąć twarzą w twarz z niebezpieczeństwem jednocześnie podnosząc rozpylacz tak by był gotów do strzału. Tak jak się spodziewał była tam trzecia bestia, wyraźnie prężąca się do skoku. Rusznikarz jednak nie zamierzał dawać jej wystarczająco wiele czasu dlatego wcisnął spust.


Strzał był na szybko, dodatkowo mrok utrudniał jakiekolwiek celowanie. P90 szarpnęło, ale wprawne dłonie rusznikarza nie pozwoliły pójść gdzieś w dal serii. Pierwsza kula trafiła w korpus, pozostałe dwie w łapę wyrywając kawałki mięsa, łusek i wzbudzając fontannę krwi. Potworem zarzuciło i sprawiło, że przysiadł na chwilę, a wtedy Młody ściągnął spust po raz drugi. Tym razem jednak strzał w pośpiechu nie był aż tak celny. Może gdyby potwór nie przysiadł… Trafiła tylko jedna kula zagłębiając się w mięśnie mutanta, ale to go nie powstrzymało. Rzucił się na Młodego.

Był jednak powolny, ociężały. Mimo, że rusznikarz nie miał dużego doświadczenia w walce na tak mały dystans to wpojone mu przez Cutlera nawyki zadziałały. Rzucił się w bok, przetoczył i wziął ponownie na cel przeciwnika, który upadł ciężko na plecaki.


Druga bestia szarżowała na Marka, ale Europejczyk nie okazał ani cienia strachu. Spokojnie zdusił spust kałacha. Karabin wyrzucił z siebie trzy kule, które zatrzymały potwora niczym niewidzialna ściana posyłając go do pustynnego piekła. Żołnierz zaklął w dziwnym języku i wypuścił karabin, który zawisł na pasie. Jednak na tym się nie skończyło. Przez drewno za Heinrichem przebiła się łapa stwora, mimo, że pokryta łuską zakończona palcami. Złapała ochroniarza rozcinając ubranie i wyciągnęła na zewnątrz.

Karen strzeliła trafiając stwora, z którym walczył Młody, ale bydlak nie chciał zdechnąć. Staszek mimo iż miał sporo czasu, aby się przygotować nie miał wystarczającej wiedzy aby zrobić to w sposób właściwy.

- Karen! - wydarł się całą siłą płuc. - W torbie jest karabin. - Samemu natomiast przykląkł dobywając klamki, składając się do pozycji strzeleckiej. Celował by zabić i pomóc osobie, która okazała mu najwięcej serdeczności.

Celował w piekliszcze walczące z Cutlerem. Zamierzał przymierzyć i strzelić dubletem, najlepiej w któreś z ud paskudztwa jakie wyszło z szkarłatów nocy.

Prawnik strzelił. Jednak trafienie kogoś, gdy ten wchodzi w zwarcie z kimś innym nie jest proste. Pierwsza kula ześlizgnęła się po łuskach, a druga trafiła. W udo. Cutlera.

- O KURWA! - Było jedynym stwierdzeniem jakie padło z ust prawnika. Bardzo szybko pojął jaki popełnił błąd.

Myśląc szybko i intensywnie podjął jedyną słuszną, jego zdaniem decyzję. Wyskoczył zza ochraniającej go sterty desek i pomknął w stronę walczących. Zamierzał ponownie strzelić. Tym razem jednak z odległości nie większej niż długość lufy jego broni.

Teraz, gdy atak ze strony bestii nie był zagrożeniem tak palącym Młody mógł spokojnie wycelować i ponownie ściągnąć spust posyłając kolejną serię w potwora. Pierwsza seria wystarczyła. Co prawda jeden z naboi ledwo drasnął stwora ale drugi trafił w korpus a trzeci chyba w jakiś żywotny organ sądząc po ilości krwi. Potwór padł w agonalnych drgawkach. Młody zaś odwrócił się słysząc krzyk by zobaczyć jak jego przyjaciel kończy z przestrzelonym udem. Nie ufając celności i dobrym zamiarom mrożonki wycelował w bestię.

James nie walczył z człowiekiem. Czuł się jak na arenie, gdzie na ludzi wypuszczano różnej maści stwory. Te z wielkimi zębiskami, łuskami czy też chwytnym ogonem. Często dodatkową atrakcją takiej walki była ciemność rozświetlona nielicznymi pochodniami czy czymś jeszcze słabszym. Cutler nie bawił się w półśrodki i gdyby to był człowiek przebiłby jego serce na wylot. Teraz nie wiedział czy to ma serce w tym samym miejscu, czy ma jedną sztukę takiego organu czy też dwie - bo każdy zapas się przyda. Gdy Cutler dostał kulkę był już pewien co chce zrobić. Planował zajebać stworowi z noża między oczy. Dosłownie. Trzymając mocno pchnąć z całą siłą jaką tylko posiadał.

Potwór rzucił się do ataku chcąc ugryźć Cutlera, ten jednak cofnął się i pchnął nożem zamiast między oczy trafiając w podniebienie. Szarpnięciem wyrwał pół szczęki, a bestia padła w agonii. Niestety KaBar mimo, że wytrzymały to nie przetrwał w kontakcie z kośćmi bestii łamiąc się...

James zaklął od razu ruszając w głąb stacji. Wiedział, że inni konwojenci mogą być w potrzebie, a on swoje próbne uderzenie nowym nożem zakończył bardzo zadowalająco. Szkoda tylko, że klinga się złamała zostawiając w jego grabie samą rękojeść, która trafiła do kieszeni spodni. Czas było wypróbować serwisowany przez Młodego rewolwer. Ruger Securiry Six trafił do prawicy najemnika, a ten ruszył… by zabijać.

Po chwili sytuacja wyglądała na opanowaną. Jednak w mroku ciężko było ocenić czy coś jeszcze się nie czai. Heinrich gdzieś zniknął, z zewnątrz było słychać strzały… Mark wstał z rewolwerem w dłoni, a Karen ciągle była schowana za ladą. James nie widząc zagrożenia wewnątrz stacji wyrwał do najbliższego wyjścia z niej. Plan był prosty. Wyjść, zobaczyć kto do kogo pruje i pomóc sojusznikom. Tylko i aż tyle.

Gdy Cutler zaczął zmierzać w kierunku wyjścia usłyszał, że coś włazi do stacji tylnym wyjściem. Młody i Staszek mogli dokładniej obserwować to “coś”. Według Polaka stanowczo ze zbyt bliskiej perspektywy. Stwór gdyby stanął na dwóch łapach miałby ponad dwa metry, chudy, zwinny i pokryty łuską. Podobnie jak mniejsze bestie mógł się pochwalić długimi pazurami i kompletem stanowczo nie gadzich kłów. Pysk stracił jakiekolwiek podobieństwo do ludzkiej twarzy. Zasyczał i ruszył w kierunku prawnika i kurierki. Karen krzyknęła, zrobiła w tył zwrot i zaczęła biec w głąb stacji. Marek porzucił kałacha przy którym gmerał i oddał trzy strzały z rewolweru, krzykiem próbując zwrócić uwagę potwora. Dwie kule, które trafiły zdawały się jednak nie robić mu zbytniej krzywdy.

Cutler bez zastanowienia wystartował w kierunku potwora. Widząc, że kule Marka nie robią na nim wrażenia rozejrzał się bacznie spostrzegając, że między nim, a potworem leży siekierka. Pamiętał, że tym narzędziem Polak rąbał drewno. Zamierzał biegnąc podnieść toporek, a następnie zaszarżować na bestię.


Trafienie w coś tak ruchliwego, małego w takich warunkach było praktycznie niemożliwe. Każdy dobry strzelec o tym wiedział. Może Młody zawdzięczał swój sukces temu, że się tym nie przejmował? Pierwsza seria trafiła potwora w głowę dwiema kulami. Staszek widział dokładnie jak piekliszcze traci oko, a potem duży kawał łuskowatej skóry. Druga seria poszła już gorzej, bo trafiła tylko jedna kula wgryzając się w szyję. Bestie zasyczała, szarpnęła długą szyją na bok i zwinęła się jak wąż. W tym momencie Cutler niczym rozpędzona lokomotywa wpadł na nią z toporkiem w prawicy i z okrzykiem na ustach. Mimo ran jaszczurowaty potwór odsunął się z linii ciosu wojownika i spróbował go ugryźć. Hegemończyk jednak z łatwością odskoczył znajdując się po stronie, od której kula Młodego pozbawiła bestii oka i zamierzył się do potężnego ciosu w szyję.

Piekliszcze pojawiające się parę metrów przed Staszkiem było straszne. Było jednak niczym w porównaniu z teściową, którą przed kilkudziesięcioma latami Staszek musiał zwindykować. Dzięki tak traumatycznemu przeżyciu, teraz Staszek nawet się nie skrzywił. Słyszał za sobą Cuttlera, widział jak seria Młodego rani potwora. Ten jednak cały czas się ruszał… i to dość szybko. Stwierdzenie widział, było pewnym nadużyciem. W tym oświetleniu prawnik wiedział jedynie zarysy przeciwnika.

Tym niemniej ponownie złożył się do pozycji strzeleckiej. Wystrzelił jedynie raz. Dokładnie wyliczywszy uprzednio moment. Była to wypadkowa pomiędzy dobrym przycelowaniem i oddaniem strzału nim będzie on zagrażał Cutlerowi. Potem prawnik upadł na kolano, przeturlał się na bok robiąc miejsce Maczetorękiemu. Tym razem nie zamierzał strzelać do postaci w zwarciu. Miast tego z bronią gotową do strzału szukał nowych celów.

Nim toporek opadł pierwsza kula wystrzelona przez Marka dotkliwie zraniła potwora, ale to Staszek dobił bestię. Młody miał jednak jakiegoś pecha, bo przez dziurę w oknie wpadł następny mutek. Tym razem z tych “małych” i rzucił się na niego. Jednak nie zdążył nic zrobić bo seria wystrzelona przez Karen rzuciła go o ziemię. Wydawał się jednak jeszcze dychać.

- Kurwa mać. - wyrzucił cicho przez zęby Cutler ruszając w kierunku wyjścia ze stacji.

Jego plan był zgoła inny niż ostatnio. James domyślał się, że Marek, Młody, Staszek i Karen we czwórkę zabiją bestię więc najemnik zdecydował się wybiec ze stacji i ruszać na pomoc swojemu imiennikowi i blondynowi od sztuk walki… Tam mógł być bardziej potrzebny.
 
Lechu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172