Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2013, 18:39   #44
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Dziennik Ronalda Logana

Od tygodnia jesteśmy w Phoenix, nie mogę uwierzyć, że uciekając przed zezwierzęceniem, morderstwami i szaleńcami trafiliśmy właśnie do ich siedliska. Swój dom znaleźli tu więźniowie, region ten ludzie których spotykałem po drodze nazywali Południową Hegemonią. Pośród ty zbirów znalazłem się ja, moja żona i Drake. Nigdy w życiu nawet nie spróbowałbym się tutaj zatrzymać, ale po tym jak nas okradli po drodze musimy żebrać o pomoc. Drwią z nas, nie szanują, widzę jak spoglądają na moją żonę. Wiem, że jest tylko jeden sposób by przestali nas szykanować.

Jeśli jakiekolwiek prawo rządzi w Hegemonii, to właśnie prawo pięści. Nic dziwnego, to tak jakby wypuścić wszystkich zbirów z Gitmo i pozwolić im stworzyć swoje własne państwo. Co tydzień organizują walki na gołe pięści, jeśli się wykażę, może dadzą sposób mojej rodzinie.


Zapiski Marka Wickhama

Zamiast z nową butelką wrócić do Logana postanowiłem wyjść na zewnątrz i zaczerpnąć świeżego powietrza. Jego historia wydawała mi się taka nierealna, a przecież doskonale znałem ówczesnych ludzi i wiedziałem na co ich stać. Mimo to nie mogłem uwierzyć w to okrucieństwo, choć Drake przekazał mi jedynie cząstkę swego gniewu, zdążył mnie zarazić jadem nienawiści wobec tych zwierząt. Zasługiwali na karę. Sam się sobie dziwię, ale w tej sytuacji samosąd nie wydaje mi się wcale czymś złym. Minęły czasy prawa, zginęły wraz z przybyciem Molocha.

Teraz rozumiem dlaczego Drake się zmienił, pamiętam go, gdy miał dwadzieścia lat. Byliśmy szczeniakami, którzy cieszyli się życiem. Pamiętam jak potrafił się bawić, chwalić swoimi podbojami miłosnymi. Tego człowieka już nie ma, mój przyjaciel stał się gorszy niż maszyny do zabijania Molocha. Miał uczucia, a one nie pozwolą mu się nigdy zatrzymać.

Opierając się o drewniany płotek mogłem spokojnie obserwować rozkrzyczany tłum tańczący niedaleko z pochodniami w rękach. Federacja Apallachów należała do arystokracji, ale to prości ludzie nadawali temu miejscu urok. Trwało właśnie jakieś wesele i szczęśliwe chichoty nieco poprawiły mi nastrój. Spojrzałem na butelkę, pora wracać do Logana.



Drake nigdy nie widział w śmierci nic chlubnego, dla niego był to po prostu koniec, agonia i kupa mięcha pozostawionego psom na pożarcie lub zakopanego w ziemi. Nie wspominał zbyt często dawnych towarzyszy ani członków swojej rodziny, oni odeszli, zdechli wykończeni przez choroby, głód, kule, może przez własną głupotę. Śmierć to koniec, nie ma sensu nad nią ubolewać, wszyscy umierają. Oni też umrą, każdy przeżyty dzień zbliża ich do konfrontacji z mordercami członków QRS. Nie miał wątpliwości, że wkrótce do niej dojdzie, nawet jeśli zaszyją się gdzieś w Neodżungli.

Myślał o tym przyglądając się wymieszanym ze sobą kawałkom ludzkich kończyn. Chłopcy spisali się, posesja Torrino została obroniona. Nastały dziwne czasy skoro w ich pole minowe ładowali się młodzieńcy ze szczenięcym zarostem. Tych dzieciaków czekała przyszłość, może nieświetlana, ale z pewnością jakaś. Mogli dymać lokalne dziwki, płodzić hurtem dzieci, wszczynać w barach burdy czy uprawiać ziemię. Zamiast tego trafili na morderców i wszystko się skończyło. Wszystkie plany, cele, pragnienia zniknęły z pierwszym wybuchem. Ostał się tylko smród.

Gdyby w śmierci było coś chwalebnego to nigdy by ich ona nie spotkała.

***

Wizyta u Torrino była obowiązkowa, nawet jeśli wiązała się z przyjęciem wypłaty, to Drake i tak nie był z tego powodu zadowolony. Zabrał ze sobą Młodego. Poczekał aż handlarz dogada się z Heinrichem i dopiero gdy ochroniarz wyszedł podjął się rozmowy.

- Będę dowodził – powiedział Drake, utwierdzając zleceniodawcę, że nie pozwoli by ktokolwiek inny wydawał rozkazy jego ludziom. - QRS wie jak wykonać robotę - dodał. - A nasz Młody ma talent, inwestycja w niego to dobry interes.

Torrino skinął głową, nie krył przy tym zadowolenia. - Z chęcią odkupie od niego patent na tę pułapkę. Ale to sprawa na później – rzekł, tymczasem Logan zajmował się uważnym wertowaniem umowy. Dobrze, że ojciec nauczył go czytać, w Hegemonii nie była to zbyt częsta umiejętność

- Nie widzę tutaj Cutlera – powiedział i spojrzał na Torrino - On jest częścią QRS, a QRS ma zadanie do wykonania - dodał z naciskiem.

W oczach handlarza widać było zupełną obojętność. - Jak i może stanowić zagrożenie dla misji. Wynajmuje zawodowców Logan. Płacę im jak zawodowcom. I oczekuje, że będą się zachowywali jak zawodowcy. Próby strzelenia sobie w łeb i niepohamowana agresja są mało profesjonalne. Również kontuzja zmniejsza jego przydatność.

- Zamknij zabójcę w klatce bez niczego do roboty i przekonaj się co zrobi. Cutler nie był wtedy pod moją komendą, ale teraz będzie i zapewniam, że nad swoimi ludźmi potrafię zapanować. Lepiej też dla enklawy będzie jeśli czymś się zajmie, opuści to miejsce i będziecie go mieli z głowy.- Przerwał na moment po czym obrzucił rozmówcę pewnym siebie spojrzeniem. - Kontuzja nie przeszkodziła mu w walce, prawda?

- Prawda. Wiesz Logan, byłem kiedyś w Teksasie. Dostałem wejściówkę na walkę, miejscowy twardziel walczył z wielkim mutkiem. Bestia serio wyglądała jak trzydrzwiowa szafa, cały napompowany mięśniami. Mimo uciętej ręki walczył dalej. I zagryzł gladiatora. Bez wątpienia był bardzo skuteczny w zabijaniu. Ale nie chciałem go odkupić. Bo nie potrzebuje morderczych bestii. Nie chce zabijania. Chce ochrony. Jeśli dobrze rozumiem to twoi ludzie w czasie wolnym nie są pod twoją komendą? To może powinienem z każdym z nich zawrzeć umowę a na dowódcę wyznaczyć Marka lub Jamesa. Obaj mają imponujące referencje. A nie zależy mi na pozbyciu się stąd Cutlera. Jakby zależało, już by go tu nie było.

- Możesz spróbować - odparł już innym tonem, choć wciąż pewnym - ale jak sądzisz? - Nachylił się żeby spojrzeć Torrino w oczy. - Który z moich ludzi się na to zgodzi? - Oparł się ponownie o krzesło. - Możesz mieć nas za dzikusów, morderców, ale jesteśmy lojalni. Naszym ludziom zdarzają się rozróby, ale nigdy nie na zleceniu. Sam widziałeś, chciałeś ochrony, zapewniliśmy ją. Młody i Baszar zajęli się pułapkami, warta była zbędna. Ilu twoich ludzi wykonałoby tak robotę, nawet pod komendą Jamesa? Co znaczą referencję, gdy rozkazujesz im zapanować nad obcymi ludźmi? Ja ich znam, walczyłem u ich boku, nie chciałem być dowódcą, ale taka była ich decyzja. Jestem spośród nich, znam ich i wiem jak nad nimi panować. A Cutler? Cutler jest jak rottweiler, groźny, kurewsko groźny, ale to rottweiler QRS i jak każdy członek QRS, zna swoje miejsce.

- Zabiliście czterech miejscowych dzieciaków. Pułapki były imponujące stąd premia, ale wielu by sobie z tym poradziło. Najpewniej bardziej tradycyjnie. O QRS słyszałem. Ale o grupie liczącej pół setki osób. Was jest pięciu. Nie licząc Jamesa – Rączka, również obecny przy rozmowie, nawet nie poruszył się pomimo wspomnienia jego osoby. - nikt o nikim z was nie słyszał. Mam tylko jego słowo, że faktycznie nimi jesteście. Płacę wam dużo. Cholernie dużo a w zamian słyszę, że ich dowódca nie chce być dowódcą, ale nie mają nikogo innego i tak w sumie to go wybrali więc nim jest. Jeden z nich ma skłonności samobójcze i przez własnego towarzysza jest przedstawiany jako bestia… To nie przemawia na waszą korzyść, Drake. Mogę zatrudnić Jamesa. Za jedną piątą wynagrodzenia. Przypominam, że ty, jako dowódca, odpowiadasz za bezpieczeństwo konwoju.

- Skoro tak to widzisz. Nie ważne czy znasz QRS czy nie, nie odcinamy kuponów od przeszłości, dajemy ci rezultaty, a na nie nie możesz narzekać. I może nie jestem nowojorskim generałem, ale rozmawiamy poważnie, nie kwestionuj poziomu mojego dowodzenia. Znam swoją rolę. Konwój otrzyma ochronę, choćbyśmy wszyscy mieli zginąć.


Torrino przez kilka chwil uważnie lustrował najemnika, jego ostry ton musiał mu jednak dać do myślenia, bo w końcu wziął pismo do rąk i dodał fragment o Cutlerze oraz jego wynagrodzeniu. Potem podjął ponownie - Dostaniesz czwórkę ludzi. Jamesa już poznałeś. Do tego Marka i jego ekipę. On jest najemnikiem. Do tego ma dwójkę kierowców. Karen, kurierkę z Detroit, zna trasy i… - zerknął do notesu, a następnie nie bez problemów dodał - Staszka. Jedynym postawionym przez nich warunkiem jest to, że zabierają ze sobą psa, będą go sami żywić, a navarę poprowadzi Karen. To jej prywatne auto. Wyruszycie jeszcze dzisiaj.

- Nim postawię podpis
- powiedział Logan - Mam propozycję odnośnie Cutlera, pozostajemy przy aktualnej wypłacie, która, jeśli coś zawali zostanie zlikwidowana, ale jeśli wykona zlecenie tak jak powinien, jak to ująłeś, jak zawodowiec, od początku do samego końca. Dostanie dodatkowe piętnaście naboi. Mark i James mogą sami ocenić jego profesjonalizm, po wykonaniu zlecenia i złożyć raport.

- Nie, Drake. Czas na targi minął. Jak zawalicie, zgubicie, zniszczycie lub otworzycie skrzynkę to zginiecie. Wszyscy. Co do jednego. Powoli i brutalnie. Dostarczycie dostaniecie naboje. Jak tak QRS troszczy się o swoich to zbierzcie naboje do kupy i rozdzielcie po równo.


Logan uśmiechnął się i złożył podpis. - Niech się stanie. - Spojrzał na Torrino. - Teraz mówisz jak my, w gruncie rzeczy nie różnimy się aż tak bardzo. Powoli i brutalnie. To prawo dżungli, Torrino, nie cywilizacji. - Uśmiechnął się jeszcze raz, bardzo pogodnie. - QRS zajmie się konwojem. Wcześniej chcę tylko poznać pozostałych najętych.

Torrino przypatrywał się Loganowi bez emocji, tymczasem najemnik zaczął sobie wyobrażać jak jego głowa odskakuje do tyłu na krew tryska na biurko i plik papierów. Wystarczyło tylko szarpnąć za Betty i 5,56 urzeczywistniłoby tę fantazję.

- Marka i Karen znajdziesz przy wozach, Heinricha pewnie też. Drugi kierowca ma tam być za godzinę.

Logan wstał i wysunął dłoń w kierunku Torrino, bez słowa, za to wciąż z niepokojącym uśmiechem na ustach. Wyglądało na to, że był to koniec rozmowy.

Nagle nastawienie Torrino uległo całkowitej przemianie, uśmiechnął się nawet i uścisnął dłoń najemnika, po męsku, ale też nie za mocno. Podał Loganowi paczkę papierosów produkowanych w Hegemonii. Szkoda, że nie cieszyły się aż taką renomą jak cygara rzekomo zwijane na ponętnych udach chętnych Latynosek.

- Jako prezent z okazji zawarcia umowy – powiedział handlarz.

Logan podziękował skinieniem głowy i wziął paczkę do rąk. Poklepał się po kaburze, nie żeby kogoś wystraszyć, raczej dać znać, że zabiera się do roboty. Obrócił się i opuścił biuro Torrino, tuż za nim wyszedł Rączka.
Najętą ekipę znaleźli przed warsztatem, siedzieli na pace Nissana i palili papierosy, pies leżał koło miski z wodą i odpoczywał. Obok stała jakaś beczka, gitara, karabin i dwa plecaki. W pobliżu znajdował się także jeep i buggie oraz skrzynia Torrino pilnowana przez trzech drabów.

- Jestem Logan, wracam właśnie od Torrino, wygląda na to, że będziemy razem siedzieć w ochronie - rzucił do nich - Pogadamy, Mark? - Mężczyzna skinął głową na potwierdzenie, zsunął się z paki Nissana i podszedł do najemnika, teraz wyraźnie widać było dzielącą ich różnicę wzrostu.


Tymczasem szczeniak na pace podniósł pysk z miski, stanął na równe łapy i wdrapał się Karen na kolana. Drake nie mógł oderwać od niej wzroku, a kiedy pies bez pardonu wepchnął jej mordę w piersi sam zapragnął nim być. Może było to wynikiem celibatu w jakim ostatnio nie z własnej woli musiał żyć, może blondyna była po prostu zbyt seksowna by można było przejść obok niej obojętnie. Grunt, że zaczynał sobie właśnie wyobrażać Karen w stroju Pameli Anderson ze Słonecznego Patrolu. Jako dzieciak nie przepadał za tym serialem, ale z czasem coraz bardziej doceniał jego walory. Biegła przez plażę w czerwonym, jednoczęściowym stroju kąpielowym. Włosy falowały jej na wietrze, a piersi zmysłowo poruszały się za każdym razem, gdy jej stopa dotykała ciepłego piasku. Marzył by taka ratowniczka uratowała właśnie jego. Karen należała do tego typu kobiet, przed którą wielu z chęcią padłoby na kolana i zrobiło dla niej wszystko. Nie wyglądała jak dziewczyna z pustkowi, miała potencjał, w Vegas pewnie zrobiłaby karierę, a zamiast tego tułała się z podejrzanymi typami. Szczeniak wyciągnął pysk i spojrzał na niego wrednie, triumfująco, a następnie ponownie wtulił się w jej piersi.

Mark stał obok i przyglądał się Loganowi wyczekującą, po chwili najemnik zdał sobie z tego sprawę i z trudem przeniósł swoją uwagę na mężczyznę. - To ludzie Torrino czy twoi? – spytał.

- Tamci trzej są od Torrino – odrzekł Europejczyk, ostatnio Drake spotykał coraz więcej emigrantów - Nie jadą z nami. Z Karen współpracujemy dość często. Staszka znam dużo krócej. Reprezentowałem całą naszą trójkę w rozmowach z Torrino.

- Ten trochę znamy Staszka
- odparł - co z tym psem? - spytał z ciekawości.

- Znaleźliśmy go jakiś czas temu samego w ruinach – mówił zerkając raz po raz na najemnika i Karen pieszczącą szczeniaka - I przygarnęliśmy.

- Miał fart - powiedział - ale wracając. Z tego co wiem, Karen będzie kierować, a ty na czym się znasz Mark?

- Służyłem w armii. Strzelam, potrafię też się bić i trochę robić bronią. Do tego prowadzę, nie tak dobrze jak Karen, ale nieźle. Znam się trochę na materiałach wybuchowych i pierwszej pomocy, ale nie jestem w tym za dobry. Wspinałem się też sporo. No i gram na gitarze.
– Uśmiechnął się lekko.

- Wszystko się przyda - zaśmiał się i spojrzał na gitarę - a twoi ludzie?

- Jestem świetnym kierowcą – rzuciła nagle, dość nieskromnie kobieta - Jeździłam na wyścigach w Detroit, a potem dla ósmej mili. Radzę sobie z klamkami, no i znam trasę. A przede wszystkim mam Nise. – Na dowód poklepała bagażnik auta.

- Staszka mówiłeś, że znasz – przemówił po niej Marek - Potrafi prowadzić, a i radzi sobie w bardziej bezpośredniej sytuacji. Jak planujesz nas rozmieścić? I gdzie przesyłkę wrzucić?

- W Nissanie będzie paczka, Karen, ty i moi ludzie, Młody i Lynx, buggie zajmie Staszek i Baszar, a reszta w jeepie -
odparł Drake, na co Europejczyk jedynie skinął głową, więc najemnik ciągnął dalej - W takim razie wiemy na czym stoimy, Młody to nasza złota rączka i spec od łatania, Lynx i ja głównie strzelamy, James i Baszar też, ale w zwarciu są jeszcze niebezpieczniejsi. Tyle o nas. - Podał rękę Markowi, mężczyzna uścisnął ją bez słowa i wrócił do Nissana.

Po rozmowie z Europejczyk zaczepił go Cutler, którego widział po raz pierwszy od ucieczki z bunkru Alberta.

- To jak szefie? – spytał Maczetoręki bawiąc się nożem. - Znowu wyruszamy na trakt. Słyszałem, że dowodzisz nie gorzej od Johna. Z tymi dzieciakami ponoć poszło wam wyśmienicie… - Uśmiechnął się delikatnie. - Bez spiny. Ja też ostatnio nieco się wygłupiłem. Masz jakieś informacje, które powinienem znać?

- To zasługa Młodego i Baszara - odpowiedział sucho - James, do rzeczy. Chodzą o tobie plotki, chce znać prawdę.

- Prawdę o czym?
- zapytał James lekko przekręcając głowę w bok. - O tym, że brałem udział w walkach na pięści? Tak, brałem w nich udział. O tym, że kogoś zabiłem? Tak, zabiłem. Musieli się z tym liczyć wystawiając przeciwko mnie najlepszego wojownika osady uzbrojonego w kastety. Nie dam się posadzić na wózku, a on był na tyle groźny, że biłem aby zabić. O czymś jeszcze słyszałeś? – Cutler mówił poważnym tonem dopasowując się tym samym do swojego rozmówcy.

W tym momencie wkroczył Lynx, chyba zdawał sobie sprawę, że trwa jakaś ważna rozmowa, spytał więc - Przeszkadzam w jakiejś ważnej rozmowie? Bo nie wiem gdzie załadować graty? Poza tym chciałem zamienić z tobą dwa zdania Logan.

Drake spojrzał na Lynxa, skinął mu uprzejmie głową, ale też podniósł dłoń by chwilę zaczekał na odpowiedź. Jego wzrok ponownie przeniósł się na Cutlera. - Nie obchodzi mnie żaden fagas, skoro ktoś wszedł na ring, dostał. - Wzruszył ramionami. - Tak jak nie obchodzi mnie zdanie Torrino i gburów z enklawy, którzy myślą, że chata z blachy i dobre fajki to oznaka cywilizacji. Ale jeśli mój człowiek przykłada sobie gnata do łba, to chce żeby robił to tylko na mój rozkaz. - Westchnął. - Dość naszych zdechło, ci którzy zostali muszą przetrwać i muszą zapewnić pozostałym przetrwanie. - Jego spojrzenie nieco złagodniało. - Może i żresz jak koń, ale jesteś nam potrzebny. Nie chcę więcej takich numerów, mogę na ciebie liczyć? - Wysunął dłoń w kierunku Jamesa.

Cutler uścisnął ją solidnie bez chwili zawahania, Drake wyczuwał w tym szacunek, następnie Maczetoręki przywitał się także z Lynxem. W gruncie rzeczy Logan doskonale wiedział, że może liczyć na towarzysza, zbyt wiele razem przeszli by choćby przez moment miał pomyśleć coś innego, chciał to jednak usłyszeć z jego ust.

- Dobrze wiesz, Drake, że nie należę do tych co lubią się tłumaczyć. - powiedział Cutler - Jesteś naszym dowódcą, ale mimo to życia mi nie układaj… Przecież jak umrę to za swoje. A co do tej sentencji „Semper Fidelis” to chyba do mnie pasuje. Uwierz, że z chęcią bym zdechł, gdyby to powiedział o naszych braciach ktoś inny jak członek QRS… - Był sporo wyższy od Logana więc spojrzał na niego z góry - ...wyprułbym mu flaki, aby tylko zapewnić przetrwanie komukolwiek z was. I na tę misję idę wyłącznie dlatego, że nie dam wam samotnie się narażać. To nie dzieciaki, które wpadną okraść jakąś chatę. Słyszałem, że ten Torrintoto… - powiedział drwiąco - … płaci 50 pocisków na łebka. Prawda?

- Więc dobrze, że będziesz chronił moje plecy
- powiedział - częściowo prawda. Ledwie dał się przekonać, żeby w ogóle cokolwiek ci zapłacić. - Znów wzruszył ramionami. - Dupek. Kiepski ze mnie negocjator, ale powiedzmy sobie wprost, potrzebujemy jakiejkolwiek roboty. Jeszcze pamiętam jak musieliśmy jeść korzonki, a i za nie niech Collins dziwkami i wódą zapłaci Baszarowi.

- Chwila, moment. Czy ja dobrze, kurwa, słyszę? Ten idiota chce zapłacić mi mniej niż reszcie? Kurwa mać. Co on? Płaci odwrotnie proporcjonalnie do masy mięśniowej czy jaki chuj? Dlaczego, kurwa? – James nie krył zszokowania.

- W skrócie? – spytał Drake, a gdy Maczetoręki skinął głową dodał bez wahania – Ma cię za świra.

W tym momencie James zaniósł się gromkim śmiechem, w jego oczach zaczynały się już zbierać łzy, dopiero po chwili przetarł łzy - A to, kurwa, dobre. Ja? Świr? – Znów się zaśmiał, tym razem krócej. - Jakieś informacje, które muszę znać? Żarcie jest w cenie rozumiem? Pewnie widział ile ja jem i odliczył mi to z pensji…

Tym razem to Logan się roześmiał. - Dobre, hehe. Żarcie załatwia. Zrobimy potem jakąś odprawę z naszymi. Masz jakiś sprzęt?

- Zatem jak będę pakował coś do plecaka udawaj, że nie widzisz. Lynx zagada Marka, Staszek lub Młody poderwą blondynę, a ja i mój imiennik wpierdolimy pół zapasów nim ktokolwiek się obejrzy. Gość jest spoko. Ze sprzętu mam Rugera Security Six i do niego jakieś 18 pocisków .357 Magnum, KaBara i…
- Jego spojrzenia utknęło na pięściach - …a nie. To tylko moje dłonie.

Drake bez słowa chwycił za swojego obrzyna i podał go Cutlerowi trzymając za lufę.

- Stary… - powiedział James klepiąc dowódcę po ramieniu. - Przecież ja na zasięg tego cacka z ludzi robię rasowe wiatraki. Po co amunicję marnować? Sam kiedyś miałem, ale sprzedałem po krótkiej znajomości. Nie leżało mi to ciążenie na lufę…

- Fala nie oddam -
uśmiechnął się. - Dobra James, będziesz jechał jeepem ze mną, Heinrichem i Rączką - rzekł zmieniając nieco tok rozmowy - będę prowadził, więc miej ich na oku, ok?

- Jeden zły ruch, a z Rączki stanie się Bezrączką… Spokojnie. Będę miał ich na widoku przez cały czas.

- Świetnie -
skomentował - przy okazji, skoro jesteśmy tutaj we trzech. James, Lynx, co myślicie o Heinrichu?

- Trenowałem z nim już w bunkrze i nawet się zżyliśmy
– odparł Maczetoręki - Gość jest dziwny, trochę egzotyczny, ale jak na moje całkiem w porządku. Ostatnio mnie odwiedził, przyniósł mi żarcie i opowiedział co tam planowaliście za moimi plecami… - Żartuje. A ty, Lynx, co myślisz o blondasie?

- Co ja o nim myślę? Myślę, że się zna na swojej robocie i pewnie nieźle walczy. Tylko trochę cwaniaczy, choć to też bym olał. W każdym razie, nie zaszkodzi mieć na niego oko. Jak już Jamesowi wspominałem… łopata jakaś się znajdzie do zakopania trupa… lub kilku. Ufam tylko mojej starej ekipie panowie. Nie muszę chyba przypominać, że wy powinniście zrobić to samo. Niech każdy z nas uważa na swoją „szóstą”, bo to zlecenie coś kurwa podejrzanie dobrze płatne jest, za taką robotę niby prostą. Ostatnio jak taką dostaliśmy, QRS ledwo dyszy…
- wyraził swoje zdanie najlepszy strzelec w QRS, trudno było się z nim nie zgodzić.

- Dobrze płatne? Chyba nie słyszałeś, że nie każdy ma farta co do kasy… - skomentował James, w końcu Lynx słyszał całą ich rozmowę - Ta spasiona świnia, Torrinto, nie poznałby profesjonalizmu nawet jak ten by go kopnął w dupę. Raz sobie człowiek lufę do głowy sam przystawi i od razu wielkie halo… Nawet spokojnie pobawić się nie można…

- A ta sprawa, z którą przyszedłeś?
– spytał Drake – Poza gratami.

- Właśnie ją omówiliśmy, ot po prostu uważam, że na naszych nowych towarzyszy musimy mieć oko i tyle, żeby nam nie zrobili koło dupy, albo zwinęli naszą działkę. Pewnie sam zauważyłeś, że Heinrich aż nadto wyrywny jest, a ten Polak, Staszek, wygląda jakby go żywcem sprzed wojny wyciągnęli… nie wiem jak ty, ale jakby mnie zamrozili przed wojną, to teraz bym chyba nie przyjmował nowej rzeczywistości tak kurewsko łatwo? Ale cóż, może po prostu ma taki charakter, może ktoś go na to przygotował już przed zamrożeniem, albo po prostu z tym zamrożeniem to ściema była? Dużo pytań i żadnych odpowiedzi, w sumie mam nawet je w dupie. Myślę, że musimy mieć się na baczności i będzie dobrze.
- Poklepał kompozytową kolbę karabinu.

- Racja. Dlatego w każdym aucie będzie jeden z nas, James będzie zerkał na Heinricha i Rączkę, ty z Młodym na dziewczynę i Marka, a Baszar na Staszka. – Drake obrzucił spojrzeniem ekipę okupującą Nissana.

- W razie czego przypomnę wam, że w ostateczności wołajcie Pitta. – Maczetoręki uśmiechnął się. - Nie chce przy obcych nazywać rzeczy po imieniu… - rzekł już poważniejszym tonem.

Na tym rozmowa się skończyła, Drake postanowił przygotować się do wyprawy i sprawdzić ekwipunek. Potem miał zamiar przedstawić wszystkim członkom QRS, w których autach będą zajmować miejsca.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline