Walka z Oni zakończyła się zwycięstwem, w którym to jej nieskazitelna skóra nie została raniona. Ba nie poczuła nawet odrobiny bólu. A jednak coś psuło smak zwycięstwa. Odkrycie, które stawiało pytanie o naturę dwójki towarzyszących jej łowców.I o jej własną naturę.
Yōjutsusha powinien być już martwy. Ogień potwora pochłonął jego postać, a jednak słabowity czarownik mimo rozległych poparzeń wstał i użył swej mrocznej magii przeciw niemu. Ba, jego ciało obecnie nie nosiło ni śladu po oparzeniach, mimo że nadpalone i przepalone w wielu miejscach szmaty które nosił w ramach stroju przypominały o tym cudzie. Chuderlawe blade ciało
Kohena sprawiało, że przypominał bardziej nieumarłego niż najsilniejszy z
Jiang Shi z którymi walczyła w Nagoi.
Jakkolwiek moce regeneracji czarownika niemal bliskie demonom, można było wytłumaczyć jakoś jego mrocznymi praktykami i magią, to jednak szybko gojąca się rana
Yoru była już trudniejsza do wytłumaczenia. Naznaczone fanatyzmem oblicze młodzika nie pozwalało na przypuszczenia co do obcowania z mrocznymi praktykami. Był na to zbyt niewinny.
Jego nadnaturalna zdolność do gojenia ran… kojarzyła się nieodmienne z jej własną.
I to rodziło pytania na podkreślonych śliwkową barwą wargach
Leiko. Pytania które z nich nie wydostały… tym razem.
Bowiem
Kohen cichym głosem rzekł.-
Czeka nas cofnięcie się kawałek i wędrówka zboczem górskim. Nadkładamy drogi, więc nie powinniśmy tracić czasu, ne?
Zarówno
Leiko jak i
Yoru się zgodzili z nim w milczeniu. Na rozmowę przyjdzie czas. O ile którekolwiek z nich zdecyduje się poruszyć ten temat.
Alternatywna droga przez góry była bardziej stroma i mniej wygodna. Wiodła przez gęsty las pokrywający zbocze góry. Na szczęście była też i dobrze oznakowana.
Drzewne pale przycięte i wkopane w ziemię, dawały zarówno oparcie stopom, jak wskazówki oczom w którą stronę należy zmierzać. Było to tym ważniejsze, że szli bez przewodnika i bez mapy. A choć
Kohen od spotkania z Oni wydawał się zdrowszy, to nadal poruszał się powoli.
Jedynym oparciem dla
Leiko wydawał się
Yoru, co było pocieszające nieco… Zarówno
Kasan jak i
Jia-min pozostali po drugiej stronie rumowiska skalnego. Więc miała
Akodo dla siebie. Niestety Kuma też tam pozostał. Niemniej młody
Yoru starał się go zastąpić, choć bynajmniej nie w rubasznych żartach. A w nadopiekuńczości.
Młody Wilczek poczuł się przywódcą ich małego stada, mimo że ani wiek ani doświadczenie predysponowały go do tej roli. Niemniej czyż
Maruiken zamierzała mu przeszkadzać w opiece? Albo
Kohen?
Yōjutsusha cały swój wysiłek wkładał w dotrzymaniu kroku pozostałej dwójce łowców.
A i dowodzenie ze strony
Yoru polegało na tym, że młody łowca szedł z przodu...
… skupiony na przeszukiwaniu zarośli na wypadek, gdyby czaił się w nich kolejny Oni.
I tak do wieczora… o pustym żołądku. Niestety wybitny łowca ryb został po drugiej stronie gruzowiska, podobnie jak
Hirami Kasan i zapasy jakie niósł ze sobą.
Pozostało więc jedynie grzać się przy ognisku, bo choć za dnia zimno nie było, to już noc w górach okazała się o wiele chłodniejsza. A ogień okazał się więc niezbędny, choć… istniały inne możliwe sposoby na rozgrzanie się.
Leiko wpatrywała się w ogień i hipnotycznie pełgające płomienie. Zwykły ogień miał w sobie tyle życia i kolorów, nie był monochromatycznym wyziewem oni, trawiącym wszystko i nie dając nic w zamian.
Było w nim tyle blasku i ciepła i kolorów i piękna.
Wydawał się wić niczym mała bestia uwiązana drewienek podsycających jego żar.
Przynajmniej z początku... potem bowiem płomienie ich ogniska rzeczywiście uformowały bestię, ku zdumieniu trójki łowców.
Lisa stworzonego z płomieniu, rozmiarów… cóż zwykłego lisa. Ognisty lis siedział przez chwilę wpatrując się w trójkę zaskoczonych łowców, po czym rzucił się do ucieczki, wykorzystując ich zdumienie na swą przewagę. Zostawiał za sobą wypalone ślady, jednak suche liście po których biegł, nie zapalały się od niego.
Oddalił się od nich na odległość dwudziestu kroków i zatrzymał machając uniesionym ogonem. Zupełnie jakby ich prowokował do pościgu za nim. Skutecznie…
Akodo Yoru wstał i błyskawicznie wysunął katanę, po czym z wyciągniętym orężem pognał za ognistym lisem.
A ten rzucił się do ucieczki.