-
Niezłego masz kopa, Mała - powiedział cicho Veles, gdy drow-dozorca dokonywał selekcji wśród sojuszników napastliwego (a pewnie i napalonego) przywódcy lokalnej bandy.
Debra zerknęła w stronę dochodzącego jej głosu. Faktycznie musiała zadrzeć głowę.
-
A co, Drągalu? - zapytała patrząc w przestrzeń gdzieś za jego lewym uchem. -
Chyba nie chcesz sprawdzać czy ciebie też dam radę dosięgnąć? - Mrugnęła w przelocie do wysokiego blondasa.
-
Za bardzo sobie cenię niektóre fragmenty mego ciała - odparł, zagryzając usta w tłumionym uśmiechu. -
Wolę żebyś sobie znalazła inny obiekt do ćwiczeń. Ale - skłonił głowę -
jeszcze raz mówię, to było niezłe. Szkoda, ze drugi raz nie trafiłaś go w zęby. Wtedy z pewnością nauczyłabyś go rozumu.
-
Ano szkoda - potwierdziła zgodnie. -
Kiedy wróci, zabawa zacznie się od nowa. Ale efekt zaskoczenia szlag trafił - dodała już bardziej ponurym tonem.
-
Od razu byś ich ustawiła i byłby spokój. Wiedzieliby, kto rządzi, i że to nie są oni - stwierdził Veles.
-
Za wcześnie zaczął pysk drzeć. Albo ja się spóźniłam - skomentowała niechętnie. -
Nie trzeba było go do głosu dopuszczać. Teraz będą razem. Mają czas coś zaplanować. Słowem, mam przechlapane. Nie uważasz? - Uśmiechnęła się krzywo do Drągala.
-
Nie tylko ty. My wszyscy. I to nie tylko z powodu tego watażki, któremu się wydaje, że może rządzić całym tym światkiem - odparł Veles. -
Ty byłaś jako pierwsza, a potem przyszłaby kolej na pozostałych. Mam wrażenie, że trzeba się będzie z nim rozprawić zaraz po powrocie.
-
I sądzisz, ze damy radę całej siódemce? - prychnęła. -
We dwoje? No może we troje - poprawiła się. -
Ta ślicznota też ma się czego bać. - skinęła w stronę chłopaka, który wsparł ją ostatnim razem.
-
Kto mądry, ten się przyłączy do nas - odparł Veles. -
Niektórzy nie wyglądają na takich, których bawiłaby rola popychadeł czy zabawek jakiegoś byle drowa.
Spojrzał w stronę dwóch orków, które nie wyglądały na zbyt pokorne.
-
Oby - stwierdziła Debra śledząc spojrzenie blondasa i taksując wzrokiem dwóch trzymających się dotąd razem “zielonych”.
***
Gnom stał w grupie razem z pozostałymi “sprzątaczami” z jakimś widelcem w dłoni. Nie za bardzo wiedział, co teraz zrobić. Rozejrzał się dookoła. Jego wzrok natrafił na swoim towarzyszy.
-
Eeee… To… Co robimy?- spytał zbity trochę z tropu.
-
W domu nie nauczyli cię sprzątać? - zdziwił się Veles. -
Trzeba to wszystko usunąć i wypucować podłogę. Na ten szpikulec możesz nadziewać co ciekawsze kawałki - dodał.
-
O w mord… - zaczęła Debra, wbijając i podnosząc na szpikulcu fragment… czegoś, co jeszcze niedawno z pewnością było żywe. -
… dę - skończyła nieco bełkotliwie, gdy podniesione coś rozerwało się i spłynęło po haku. -
Zaraz rzygnę.
Pochyliła się przełykając szybko ślinę i ciężko oddychając.
-
No, no... uspokój się. Odetchnij głęboko. - Veles udzielił nieco spóźnionej porady.
-
Serio? - żachnęła się, po czym splunęła i wyprostowała się, chyba jeszcze bardziej blada na twarzy, niż zazwyczaj.
-
Nie mogłaś wybrać zwykłej łopaty? - spytał. -
Zawartości tego narzędzia nie trzeba się tak dokładnie przyglądać.
-
Brałam, co dawali - odparła dziewczyna.
-
Chcesz się zamienić? - spytał uprzejmie Veles.
-
Jeszcze nie jestem pewna - odpowiedziała zgodnie ze stanem faktycznym. -
Trzeba by to wszystko w jedno miejsce zgarnąć.
-
Więcej pracy dla mnie - rzucił z kpiną Veles -
Warto sprawdzić - dorzucił szeptem -
czy nie znajdziemy czegoś, co by się nadało na broń.