Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2013, 15:52   #11
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
- Weź się do roboty, bo narobisz i nam i sobie problemów - wysyczała Debra mijając markującego pracę drowa. - W końcu wkurzysz strażnika - powiedziała wracając z porcją trucheł do zrzutu. - Albo mnie. A wtedy wsadzę ci tego haka w zadek - zawyrokowała idąc po następne, przypadkiem znowu w pobliżu drowa.
- Nie wiem czy wiesz, ale nie tylko strażnicy nas obserwują - wycedził przez zęby układając kości jakiegoś nieboszczyka w całość szkieletu.
Drow spojrzał na swój szpikulec do zbierania śmieci.
- Kto? - zapytała Debra, starając się nie rozglądać zbyt ostentacyjnie.
- Nie szalej - szepnął karcąco. - Udawaj, że nic się nie dzieje. Tam na platformie powyżej. Zbierz tamten syf i spójrz od niechcenia w sklepienie.
Drow energicznie zaczął zbierać odpadki, sprawdzając przy okazji wytrzymałość narzędzia.
Debra poszła za jego sugestią i już po chwili zlokalizowała grupę drowich modliszek, które rozsiadłszy się w oddali na jednej z platform bez wątpienia ich obserwowały. Cholera! - pomyślała - czyżby chciały sobie kogoś upatrzeć?

Veles dosunął do krawędzi klatki górkę śmieci, a potem powoli zaczął je zrzucać w dół, przy okazji sprawdzając, czy nie znajdzie się wśród tego barachła jakiś pożyteczny drobiazg. Nie liczył na coś tak wspaniałego jak błyszczący miecz, ale od biedy wystarczyłby mu odpowiednio zaostrzony, długi gnat. Czymś takim można zrobić w kimś całkiem ładną dziurkę.
Po chwili jednak doszedł do wniosku, że takie działanie wygląda nieco dziwnie, w związku z tym zmienił nieco sposób postępowania - najpierw przeglądał śmieci, a dopiero potem zbierał je w zgrabny stosik i zrzucał na dół.
- Ciekawe, komu na głowę to zrzucamy - mruknął. Jednak odpady, które zrzucał na dół leciały bardzo długo, nie było słychać kiedy uderzały o dno. Otchłań musiała być głęboka, możliwe, że głębokość sięgała kilku kilometrów. Co było spotykane w Podmroku.

Shaz’zar też nie zamierzał prożnować. Udawanie pokornego pracownika znudziło go niemiłosiernie. Człowiek coś kombinował, a to bardzo interesowało drowa. Spoglądał co i rusz w tamtą stronę bacznie obserwując Velesa. Czegoś szukał. Broni? Szpikulce, które otrzymali były w sam raz, ale ich długość uniemożliwiała przemycenie do klatki. Ale gdyby tak skrócić szpic?
Drow podszedł do krawędzi klatki i udał, że ściera z prętów warstwę porostu i szlamu. Robił to bardzo energicznie, tak energicznie, że narzędzie w niewytłumaczalny sposób zaklinowało się pomiędzy kratami. Shaz’zar naparł na nie z całej siły. Jednak metalowe narzędzie nie dało się tak łatwo uszkodzić ani nawet wygiąć. Choć wydawało się, że tropicielowi prawie się udało zgiąć czyszczak ten wrócił do swojej oryginanej postaci. Być może ktoś silniejszy dałby radę je zgiąć.
Shaz’zar nie zniechęcił się. Wygięcie metalowego pręta to nie w kij pierdział. Przydałby mu sie ktos silniejszy, ktoś, kto metalowych szpikulców używa jako wykałaczek.
- Ej, ty - szepnął podchodząc do jednego z zielonoskórych orków. - Zaklinowało mi się narzędzie, pomożesz mi?

W czasie, gdy tropiciel mordował się z wygięciem pręta Veles przeszukiwał organiczną masę w poszukiwaniu czegoś co mogłoby dać się przemycić i jednocześnie mogło zrobić perforację w powłoce zewnętrznej żyjącej istoty. Jedynymi rzeczami, które mogłyby się do tego celu nadawać były kości istot, które zginęły w szczękoczułkach pająków. Piszczel czy żebro? Oto decyzja przed jaką stanął kapłan, jednakże każda z tych kości była mocno nadszarpnięta kwasem trawiennym i jej wytrzymałość była wątpliwa.

Wszyscy zamarli gdy prace przerwał przeraźliwy krzyk bólu i przerażenia. Jeden z elfów leżał na ziemi, a na niego wpełzała szara masa, którą sprzątał. Dało się słyszeć skwierczenie skóry nieszczęśnika, a szlam, który do niedawna był zwykłymi odpadami pochłaniał centymetr po centymetrze jego ciało.
Kolejnym niespodziewanym elementem całego zajścia był pocisk energii rozpruwający powietrze. Magiczny pocisk, który wystrzelił z rąk ludzkiego niewolnika w kierunku szlamu, trafiając bezbłędnie. Jednakże sama galareta zdawała się niewzruszona atakiem i dalej konsumowała elfa, który już zemdlał z bólu. Przez przezroczyste ciało szlamu dało się widzieć rozkładaną skórę, mięśnie i kości ofiary.
Ludzki czarodziej podbiegł do elfa i próbował złapać go za dłonie i wyciągnąć z śmiercionośnych objęć szlamu, jednak nie był w stanie już nic działać. Cofnął się kilka kroków, zaklął i cisnął w szlam jeszcze jednym czarem, co tym razem przyniosło efekt. Część ciała potwora zasyczała i wyparowała, jednakże pozostawał w pełni sprawny i co gorsza kończył swój posiłek, a jego apetyt nie wydawał się zaspokojony.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline