Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-09-2013, 15:52   #11
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
- Weź się do roboty, bo narobisz i nam i sobie problemów - wysyczała Debra mijając markującego pracę drowa. - W końcu wkurzysz strażnika - powiedziała wracając z porcją trucheł do zrzutu. - Albo mnie. A wtedy wsadzę ci tego haka w zadek - zawyrokowała idąc po następne, przypadkiem znowu w pobliżu drowa.
- Nie wiem czy wiesz, ale nie tylko strażnicy nas obserwują - wycedził przez zęby układając kości jakiegoś nieboszczyka w całość szkieletu.
Drow spojrzał na swój szpikulec do zbierania śmieci.
- Kto? - zapytała Debra, starając się nie rozglądać zbyt ostentacyjnie.
- Nie szalej - szepnął karcąco. - Udawaj, że nic się nie dzieje. Tam na platformie powyżej. Zbierz tamten syf i spójrz od niechcenia w sklepienie.
Drow energicznie zaczął zbierać odpadki, sprawdzając przy okazji wytrzymałość narzędzia.
Debra poszła za jego sugestią i już po chwili zlokalizowała grupę drowich modliszek, które rozsiadłszy się w oddali na jednej z platform bez wątpienia ich obserwowały. Cholera! - pomyślała - czyżby chciały sobie kogoś upatrzeć?

Veles dosunął do krawędzi klatki górkę śmieci, a potem powoli zaczął je zrzucać w dół, przy okazji sprawdzając, czy nie znajdzie się wśród tego barachła jakiś pożyteczny drobiazg. Nie liczył na coś tak wspaniałego jak błyszczący miecz, ale od biedy wystarczyłby mu odpowiednio zaostrzony, długi gnat. Czymś takim można zrobić w kimś całkiem ładną dziurkę.
Po chwili jednak doszedł do wniosku, że takie działanie wygląda nieco dziwnie, w związku z tym zmienił nieco sposób postępowania - najpierw przeglądał śmieci, a dopiero potem zbierał je w zgrabny stosik i zrzucał na dół.
- Ciekawe, komu na głowę to zrzucamy - mruknął. Jednak odpady, które zrzucał na dół leciały bardzo długo, nie było słychać kiedy uderzały o dno. Otchłań musiała być głęboka, możliwe, że głębokość sięgała kilku kilometrów. Co było spotykane w Podmroku.

Shaz’zar też nie zamierzał prożnować. Udawanie pokornego pracownika znudziło go niemiłosiernie. Człowiek coś kombinował, a to bardzo interesowało drowa. Spoglądał co i rusz w tamtą stronę bacznie obserwując Velesa. Czegoś szukał. Broni? Szpikulce, które otrzymali były w sam raz, ale ich długość uniemożliwiała przemycenie do klatki. Ale gdyby tak skrócić szpic?
Drow podszedł do krawędzi klatki i udał, że ściera z prętów warstwę porostu i szlamu. Robił to bardzo energicznie, tak energicznie, że narzędzie w niewytłumaczalny sposób zaklinowało się pomiędzy kratami. Shaz’zar naparł na nie z całej siły. Jednak metalowe narzędzie nie dało się tak łatwo uszkodzić ani nawet wygiąć. Choć wydawało się, że tropicielowi prawie się udało zgiąć czyszczak ten wrócił do swojej oryginanej postaci. Być może ktoś silniejszy dałby radę je zgiąć.
Shaz’zar nie zniechęcił się. Wygięcie metalowego pręta to nie w kij pierdział. Przydałby mu sie ktos silniejszy, ktoś, kto metalowych szpikulców używa jako wykałaczek.
- Ej, ty - szepnął podchodząc do jednego z zielonoskórych orków. - Zaklinowało mi się narzędzie, pomożesz mi?

W czasie, gdy tropiciel mordował się z wygięciem pręta Veles przeszukiwał organiczną masę w poszukiwaniu czegoś co mogłoby dać się przemycić i jednocześnie mogło zrobić perforację w powłoce zewnętrznej żyjącej istoty. Jedynymi rzeczami, które mogłyby się do tego celu nadawać były kości istot, które zginęły w szczękoczułkach pająków. Piszczel czy żebro? Oto decyzja przed jaką stanął kapłan, jednakże każda z tych kości była mocno nadszarpnięta kwasem trawiennym i jej wytrzymałość była wątpliwa.

Wszyscy zamarli gdy prace przerwał przeraźliwy krzyk bólu i przerażenia. Jeden z elfów leżał na ziemi, a na niego wpełzała szara masa, którą sprzątał. Dało się słyszeć skwierczenie skóry nieszczęśnika, a szlam, który do niedawna był zwykłymi odpadami pochłaniał centymetr po centymetrze jego ciało.
Kolejnym niespodziewanym elementem całego zajścia był pocisk energii rozpruwający powietrze. Magiczny pocisk, który wystrzelił z rąk ludzkiego niewolnika w kierunku szlamu, trafiając bezbłędnie. Jednakże sama galareta zdawała się niewzruszona atakiem i dalej konsumowała elfa, który już zemdlał z bólu. Przez przezroczyste ciało szlamu dało się widzieć rozkładaną skórę, mięśnie i kości ofiary.
Ludzki czarodziej podbiegł do elfa i próbował złapać go za dłonie i wyciągnąć z śmiercionośnych objęć szlamu, jednak nie był w stanie już nic działać. Cofnął się kilka kroków, zaklął i cisnął w szlam jeszcze jednym czarem, co tym razem przyniosło efekt. Część ciała potwora zasyczała i wyparowała, jednakże pozostawał w pełni sprawny i co gorsza kończył swój posiłek, a jego apetyt nie wydawał się zaspokojony.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline  
Stary 10-09-2013, 19:17   #12
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Ork chwycił mocniej swego szpadla i z potężnym rykiem rzucił się by walnąć galaretę (prosto przez człowieka). W końcu była okazja czemuś wpierdolić!

- Razem!! - wrzasnęła Debra na szarżującego orka, w biegu chwytając za miotłę i podbiegając do człowieka. - Jak będzie okazja, wal w nią jeszcze raz. Jakim cudem ci się udało? - Jej zdumienie nie miało granic.
- Zepchnijmy ich - zaproponował Veles, z łopatą w dłoni podbiegając do elfa i szlamu, który go zżerał.
- My ciągnijmy za ręce - rzuciła polecenie człowiekowi. - A ty próbuj popchnąć - zwróciła się do Drągala.
- Jak to się dzieje, że możesz rzucać czar w tych karwaszach? - zapytała ciszej, kiedy przysunęła się bliżej.
Człowiek złapał elfa za ręce razem z kobietą. Jednak na jej pytanie tylko syknął:
- Nie teraz! Jak uda nam się to przeżyć, to ci wyjaśnię!
Przyjęła to bez marudzenia, wszystkie siły wkładając w walkę z oporną materią.
Velesa również to interesowało, ale pogawędki wolał zostawić na później. Ale może dziewczyna miała rację? Może nie warto było czekać?
- Ciągnijcie w stronę krat - krzyknął Veles - a my spróbujemy... popchnąć..
- Ty “zielony” - Debra ponownie ryknęła w głos, tym razem na okładającego stwora łopatą orka. - Przestań go siekać i pchaj w stronę dziury. Trochę się obawiała, że jeśli dureń posieka galaretę, będą mieli z nią jeszcze więcej problemu. - Pchaj, bo nas wszystkich zeżre. Ciebie też.
- Ja jeść! Moje jeść! - warknął na nią nie całkiem zielony górski ork, naparzajac dalej.
Co za dureń, pomyślała w duchu Debra, bezsilna wobec ogromu głupoty orka.

Shaz’zar patrzył na całe zamieszanie z mieszaniną zdziwienia i obrzydzenia. Stał tak, gapiąc się, jak sroka w gnat, aż w końcu zorientował się co się dzieje. Jakiś glut zżerał elfa? To nawet zabawne, ale bezbarwna kupa mogla w każdej chwili rzucić się na drowa.
Chwycił swój czyszczak i wyszarpnął go z krat. Zakręcił młynka i stwierdził, że jest paskudnie niewyważony. Zresztą, po co miałby być? To zwykłe narzędzie. Nie tracąc więcej czasu mroczny elf pobiegł w stronę zbieraniny.

Gnomowi dosłownie szczęka opadła do parteru, kiedy jakaś galareta w mig zrobiła sobie przystawkę z elfa. *O cholera*. Pomyślał poprawiając nałogowo okulary na swoim nosie, a następnie chwytając się za brodę i przeciągając dłonią po niej raz za razem, jak to miał w zwyczaju, gdy myślał o czymś intensywnie. *Ciekawe, co to jest i jak to powstało? Może uda mi się to jakoś zbadać!* Przemyślał sprawę, kiedy jakiś człowiek cisnął w szlam magiczny pocisk! Wtedy znowu gnom zrobił zdziwioną minę. *Jakim cudem on to zrobił?!* Zapytał się w głowie, po czym zobaczył, jak niektórzy, czy może raczej większość, próbowała zepchnąć ten szlam w otchłań. Gnom mimo swej ciekawości uznał, że lepiej przeżyć, niż marzyć o badaniach. Czym prędzej zaczął rzucać w szlam gnatami i innymi śmieciami zgromadzonymi dookoła, lecz uprzednio wybierając te najmniej oślizłe. Chciał tym zająć szlam, gdy pozostali będą go spychać łopatami.
 
vanadu jest offline  
Stary 11-09-2013, 18:48   #13
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
W chwili, gdy większość niewolników w klatce ruszyła w kierunku szlamu, czy to ratować elfa, czy to pozbyć się zagrożenia, gnom postanowił skorzystać z zamieszania i ukrył się za kokonem pająków. *Oby tylko teraz nie wylazły z tego kokonu! Garlu Świetlistozłoty miej łaskę i niech te obrzydlistwa teraz nie wylezą z kokonu!* Zaczął błagać swego boga w duchu, gdy pozostali zajmowali się szlamem.

Gdy był już chwilowo bezpieczny za kokonem uspokoił skołatane nerwy. Nie lubi takich nagłych ekscesów. Instynktownie rozejrzał się, czy aby nie pojawił się następny zabójczy szlam, ale tym razem po tej stronie klatki. Gdy niczego nie zauważył zaczął rozważać sytuację. *A co jeśli im się nie uda? Co będzie ze mną?* Przemknęła mu myśl i spotęgowała ciekawość, która przeważyła nad zdrowym rozsądkiem "Niuchacza" i ten wychylił się zza bezpiecznej osłony kokonu.

Zobaczył tam, jak chodzące kupy szlamu są tłuczone, dźgane, czy co tam jeszcze można z nimi robić, przez większość zgromadzonych w klatce. Ujrzał też, że elf, którego pożerał jeden szlam jest teraz poza szlamem, ale tak, czy tak jego stan wydawał się co najmniej zły. Mimo tego nie mógł być tego pewnym nie znał się na leczeniu. Mimo zamartwianiem się nad elfem jego wzrok momentalnie wrócił do otwartego boju, który miał miejsce obok. Szybko spojrzał na swój czyszczak, który spoczywał mu w rękach. Zacisnął na nim dłonie i czym prędzej ruszył na napastników. Dobiegł jednego z nich od tylnej strony, o ile w ogóle taką to coś posiadało i wbił w galaretowate cielsko harpunopodobny przyrząd. Przyszpilił szlam do ziemi, a wtedy ten znieruchomiał i rozlał się na wszystkie strony. Dinin momentalnie odskoczył.
-Ha! Nie było trzeba zadzierać z nami ty głupia galareto! *Tfu!*- Powiedział uradowany ocaleniem życia swojego i pomocą innym, po czym splunął na szlam, a przynajmniej spróbował, bo napluł tylko na swoją brodę.
 
Zormar jest offline  
Stary 11-09-2013, 22:47   #14
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Nic nie mogli zrobić. Nic.
Jedyną pociechą było to, że nieszczęsny elf nie cierpiał. Prawdopodobnie był martwy już wtedy, gdy chwycili go za ręce. Twarz i ramiona elfa, wciąż nie tknięte przez potwora dawały złudne wrażenie, że jest jeszcze jakaś nadzieja. Póki wzrok Debry nie padł na resztę elfiego ciała. Półprzezroczysty, galaretowaty stwór zżerał je systematycznie, trawiąc i rozkładając skórę mięśnie i wnętrzności. Odwróciła oczy od widocznej poprzez warstwę szlamu krwawej, bezkształtnej masy, którą jeszcze przed chwilą była młoda, pełna życia istota. Mimo to ciągnęli z całych sił, próbując wraz z okrywającym ciało elfa szlamem, przeciągnąć go bliżej otworu w kratach. Drągal starał się im pomóc pchając galaretę łopatą, lecz kiedy tylko próbował dotknąć jej narzędziem, ta rozstępowała się i spływała z niego. Debra nie protestowała już przeciw zaciekłym ciosom jednego z orków, który przyłączył się do ataku na szlamowatego drapieżnika. Elfowi już nie mogli pomóc, lecz mieli nadzieję, że ocalą siebie i innych zrzucając bezdusznego w swej żarłoczności stwora w otchłań.

Mogła drogo za to zapłacić. Przekonała się szybko, że stwór potrafi nie tylko bronić się przed zepchnięciem, ale i sprawnie atakować. Pozbawione kośćca, szlamowate ciało stwora nagle zmieniło kształt i nabrało nieoczekiwanej sprężystości. Wydłużając się i gnąc, wystrzeliło w jej stronę. Ledwo udało się jej uchylić. Wspólnym wysiłkiem wyrwali zmasakrowane, na wpół zżarte kwasem zwłoki ze szlamu. Blondas z łopatą miał dużo mniej szczęścia. Usłyszała jego bolesny okrzyk, kiedy miotający swym galaretowatym cielskiem potwór dosięgnął jego ręki zaciśniętej na stylisku łopaty. Galareta natychmiast wpełzła na jego przedramię, paląc je kwasem. W tej samej chwili ją samą coś uderzyło z tyłu. Poczuła w plecach palący ból, zatykający oddech w piersiach.
Desperacko odskoczyła, jak najdalej od źródła bólu. Chwila nieuwagi starczyła, by drugi stwór, przypuścił atak. Pełne bólu wycie dało jej do zrozumienia, że oberwali nie tylko ona i drągal. Nie miała się jednak zamiaru oglądać, kto jeszcze. Chwyciła miotłę i zamachnąwszy się z całej siły, w akcie desperacji rzuciła nią w szlamiastego stwora.

- Nie stójcie tak tchórze! - wrzasnęła.
Zaledwie połowa z nich podjęła walkę z próbującymi pożreć ich potworami. Pozostała piątka, albo gapiła się z dala, albo próbowała kryć się po kątach, jak szczury.
- Sami nie damy rady! - wydzierała się dalej, widząc słaniającego się na nogach elfa i Drągala zgiętego wpół, ściskającego poparzoną do łokcia kwasem rękę. - Zatłuczemy to ścierwo! Tylko ruszcie dupy do cholery!

Nie była pewna czy to jej wrzaski odniosły skutek, czy w końcu czekający nie wiadomo na co współwięźniowie ocknęli się z letargu. Drugi z potężnych jak tarany, choć tępych jak barany orków, ruszył do ataku. Odruchowo przymknęła powieki osłaniając głowę ramieniem, jak gdyby spodziewała się podświadomie, że od potężnego uderzenia stwór rozpryśnie się, paląc wszystko wokół kwasem. Nie stało się tak, ale w skutek tego niemal przegapiła kolejne ataki czarodzieja i elfa. Dojrzała za to doskonale, jak mały brodaty człowieczek, który chował się dotąd nie wiadomo gdzie, przywalił jednej z kup galarety, a zaraz po nim drugiej przyłożył drowi niewolnik. Pod tymi dwoma ostatnimi ciosami potwory dokonały swojego ohydnego żywota. Jeden po drugim nadęły się nagle, pękły niczym mydlane bańki i zniknęły, jakby wsiąknęły w litą skałę, pozostawiając po sobie jedynie wżery w kamiennych płytach.

Dysząc z wysiłku Debra stała chwilę, zaskoczona efektem zmasowanego ataku. Podeszła na nieco sztywnych nogach do swojej miotły, schyliła się i podniosła, oglądając skutki jej kontaktu ze szlamem. Lekko nadgryziona, nadawała się jeszcze o dziwo do użytku. Tyle, że po szlamie nie zostało nawet śladu, który można by było pozamiatać. Za to oprzeć miała się na czym. Sycząc z bólu pokuśtykała do człowieczego czarodzieja, podpierając się miotłą niczym laską.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 11-09-2013 o 23:53.
Lilith jest offline  
Stary 11-09-2013, 23:47   #15
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
To nie wyglądało najlepiej.
Jakieś szare coś wyskoczyło nie wiadomo skąd i rzuciło się na jednego ze współsprzątaczy. Wielce paskudne coś, bowiem szara masa zaczęła w bardzo szybkim tempie pochłaniać biednego elfa.
Ku zdziwieniu Velesa jeden z więźniów, z tych, co zostali ozdobieni - tak jak i Veles - karwaszami - poczęstował galaretę magicznym pociskiem. Jednak Veles nie zdążył spytać, jakim cudem mu się to udało, gdyż sytuacja nieco się skomplikowała.
Czarodziej rzucił kolejny czar, co na szlamie nie zrobiło większego wrażenia, a sekundę później wraz z dziewczyną spróbował wyrwać to, co zostało z elfa z paszczy (czy jak to nazwać) żarłocznego potwora. Według Velesa przynajmniej całkiem niepotrzebnie, bowiem elf był już w krainie Kelemvora, czy dokąd to wędrowały elfy po śmierci.
A potwór zajadły był, i zapewne głodny, bowiem najwyraźniej miał wiele przeciwko odebraniu sobie zdobyczy, a na tych, co usiłowali to zrobić patrzył niezbyt łaskawym okiem (czy co mu tam służyło do patrzenia). Co nad wyraz szybko zademonstrował, machnąwszy w stronę dziewczyny czymś na kształt macki czy wypustki). Aż dziw, że nie trafił.
Sekundę później okazało się, że są dwa potwory. Jakby jednego było mało.
Jeden z orków walnął galaretowatą masę łopatą. Przez moment Veles zastanawiał się, czy to dobry pomysł. Podzieli to coś na pół i zamiast dwóch przeciwników, będą mieć trzech. Na szczęście tak się nie stało.
Kolejny elf, pewnie chcąc pomścić swego pobratymca, dziabnął szlam (a może szlamę? Kto wiedział, co to za płeć była? Jeśli jakaś była...) z mizernym dość skutkiem.
Załatwią nas, pomyslał Veles, widząc nędzne efekty tych działań.
Chwycił mocniej łopatę i spróbował popchnąć szlam w stronę przerwy w kratach, wykorzystywanej do zrzucania odpadków. Kiepski pomysł... Gdyby miał szypę, jaką używano do odgarniania śniegu, może by mu się i udało, ale szpadel, niestety, nie dorósł do szczytnych celów, do jakich zamierzał zastosować go Veles. No a szlam zdecydowanie nie chciał współpracować - zamiast grzecznie dać się odgarnąć, odsuwał się na boki niczym woda, a co gorsza, nie doceniając delikatności, z jaką traktował go Veles, zaatakował rękę kapłana.
Ból był podwójny - i od uderzenia, i od kwasu - nic więc dziwnego, że Veles wrzasnął i omal nie wypuścił z ręki łopaty.
Odskoczył, omal nie wypuszczając łopaty z ręki. Na szczęście szara galareta nie podążyła za nim, zajmując się kim innym. Jeden szlam zaatakował i zranił elfa, a drugi w tak samo niekulturalny sposób potraktował dziewczynę. Pewnie w rewanżu za zadawane przez nich uderzenia.
A najgorsze było to, że niektórzy - zamiast przyłączyć się do walczących - stali tylko i gapili się, zapewne licząc na to, że szlamy nażrą się tymi, co stali w pobliżu, a biernym obserwatorom uda się ujść z życiem.
Na szczęście dziewczyna miała dar przekonywania i po jej okrzyku zagrzewającym do działania, niektórzy zechcieli włączyć się do walki. Szło im dość dobrze, więc Veles postanowił dla odmiany zająć się swoimi obrażeniami, miał bowiem wrażenie, że jeszcze jeden kontakt z szarą galaretą i on sam podąży w ślad za nieżyjącym elfem.
Przeciwko temu czarowi karwasze nie zaprotestowały i leczenie zadziałało. Ręka prawie przestała boleć, a ślady po oparzeniach w zasadzie zniknęły. Ku nieopisanej radości Velesa.
Był pełen dobrych chęci, by włączyć się do zbrojnych działań przeciw szlamom, lecz na chęciach się skończyło. Zjednoczone siły sprzątaczy zadały galaretowatym potworom tyle uderzeń, że żadna z szarych mas nie zdzierżyła. Jedna i druga zaczęły się nadymać, a potem pękły z trzaskiem, tak jak pęka mydlana bańka. Dobrze, że kawałki szlamów nie rozprysły się na różne strony...
Szlamowate kałuże wysychały w oczach, a potem zniknęły, jakby rozpłynęły się w powietrzu. Nie pozostał po nich nawet pył. Tylko wżery na kamiennych płytkach i resztki elfa świadczyły o tym, że przed chwilą były tu dwa galaretowate potwory.
Ciekawe, co się jeszcze kryje w tych śmieciach, powiedział do siebie Veles.
Prawdę mówiąc wolałby się nie dowiadywać...
Trzymając w dłoni ozdobioną wyżartym przez kwas wzorkiem łopatę ruszył w stronę maga. Musiał się dowiedzieć, jakim cudem udało mu się rzucić czary. Łopata nie stanowiła argumentu w ewentualnej dyskusji. Po prostu lepiej było mieć coś pod ręką, gdyby spod śmieci wyskoczyła kolejna “potwora”.
 
Kerm jest offline  
Stary 12-09-2013, 11:08   #16
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Nie wyglądało to zbyt dobrze… Na początku wszystko wyglądało dosyć łatwo, mieli tylko posprzątać klatkę. Pestka, każda osoba na świecie poradziłaby sobie z tym zadaniem bez największych problemów.

Delamros odwrócił się tyłem do pozostałych członków jego grupy i powoli zaczął sprzątać łopatą część klatki na której się znajdował. Cały czas bolały go żebra, ale starał się nie okazywać z byt mocno bólu. Cały czas zastanawiał się jak mogło dojść do tego, że znalazł się w tak beznadziejnej sytuacji. Nigdy jeszcze, w całym jego życiu, nie było tak beznadziejnie. Szanse na przeżycie w tym miejscu Delamros szacował na bardzo małe, jeżeli w ogóle.

Nagle z zamyślenia wyrwał go głośny, przerażający krzyk. Podniósł gwałtownie głowę i odwrócił się w stronę, z której dobiegał krzyk.

- O cholera… - przeklął pod nosem Delamros.

Widok elfa zżeranego przez wielką szarą masę nie należał do najprzyjemniejszych. Tym bardziej nie chciał się znaleźć w podobnej sytuacji, więc trzeba było zacząć działać. Walka odpadała, nie czuł się w pełni na siłach, a poza tym niezbyt widział siebie w roli przekąski, którą z pewnością by został gdyby rzucił się do walki. Nie to żeby nie umiał walczyć lub bał się, chodziło głównie o to, aby przetrwać za wszelką cenę.

Zauważył jak jeden z jego kompanów skrył się za kokonem. Bez namysłu rzucił się w stronę kokonu, aby tam znaleźć bezpieczne miejsce. Przez całą walkę starał się zbytnio nie wychylać, czasami delikatnie zerkał tylko czy żadna szlama nie podąża w jego kierunku.

Osoba, która razem z nim skryła się za kokonem nagle wyrwała się do walki. Delamros wyjrzał zza swojej osłony właśnie w tym momencie, gdy ten osobnik wbijał harpun w galaretowate ciało.

Po chwili było już po wszystkim.

Delamros powoli wyszedł z kryjówki, oparł łopatę o swoje ramię i powolnym krokiem zaczął iść w stronę reszty grupy.
 
Morfik jest offline  
Stary 12-09-2013, 16:04   #17
 
Barthirin's Avatar
 
Reputacja: 1 Barthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodze
Shaz'zar z początku nie wiedział co się dzieje. Prowadził właśnie jednego z orków do ściany klatki, by wcielić w życie swój plan, gdy usłyszał krzyk, a potem cała orkiestrę wrzasków.

Instynktownie skoczył ku najbliższej broni. Odklinował czyszczak i skierował się w stronę zamieszania. Kilkukrotnie zakręcił młynka szpikulcem i z poirytowaniem stwierdził, że jest niewyważony. Podejrzewał, że to pająk, jakiś pupilek lokalnej matrony urządził sobie ucztę na którymś z więźniów. Okazało się jednak, że jednego z elfów zjada przezroczysty glut. Jak pokonać bezkształtną kupę?

Drow nie miał pojęcia, a nigdy nie atakował, jeśli nie był w stu procentach pewien, czy atak się powiedzie. Postanowił obserwować walkę. Wyglądało na to, że ciosy improwizowana bronią były wystarczające, by uszkodzić paskudy. Nie pozostawało wiec nic innego, jak dołączyć się do starcia.

Jak pomyślał tak zrobił. Shaz'zar jednym susem pokonał odległość dzielącą go od kwaśnych fekaliów i uderzył z całej siły, na oślep, bo i tak nie mógł znaleźć głowy. To wystarczyło. Przezroczysty kisiel rozlał się pod uderzeniem tropiciela i znikł, wyparowując szybciej, niż zupa gulaszowa z rotha w obozie pełnym głodnych wojowników.

Drow pociągnął nosem i splunął na ziemię. Praktycznie żaden przeciwnik, zwłaszcza w obliczu takiej grupy. Niemniej jednak zabił jednego z nich. Elfa, który mógł być bardzo przydatny w ucieczce, a którego talenty właśnie stracili.

Shaz'zar odwrócił się i skierował z powrotem do krat, by w końcu urżnąć ten szpikulec.
 
__________________
Ash nazg durbatuluk,
Ash nazg gimbatul,
Ash nazg thrakatuluk,
Agh burzum-ishi krimpatul!
Barthirin jest offline  
Stary 14-09-2013, 20:09   #18
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Przed samą walką miała miejsce, krótka dysputa. Na tematy kulinarno-wojskowe. Ork Crubnash przyglądał się spokojnie tej komicznej walce. Kilku ludzi i nieludzi nie było w stanie poradzić sobie z jakimś kawałekiem dziwnej mazi. Nie dość, że porządnie obrywali, to jeszcze ich ciosy jakby nie robiły wrażenia na tym czymś. Ork zdecydował się chwilę poczekać, a nuż sobie poradzą. Po co brudzić sobie łapy i dobrą łopatę?
-Te Kraknash! Fajoskie to! Co myślisz jakby to z głazocisków wyszczeliwywać w zamki za bramy? Ino jak to wzionść ze sobą jak to tak żre i żre. Jak my świnioki po walce. - zaczepił Crubnash brata oglądając egzekucję elfa w wykonaniu dziwnej galarety. Stał niewzruszony. Nie miał zamiaru tego tykać.
- Lepsze gobosy odwarknął ork zajęty naparzaniem - Po wszyskim można je ze sciany zdrapac i zjesc i jest te, okenomicznie
- Ino gobosy w pszechowaniu som cieżkie. Bo jenczą i som głośne. Mnie to wpienia. A takie cuś to w słojiczku zamkniesz i bedzie. Cicho. Ino elfiak papę drze jakby go co ze skóry wydzierało.
- Ale może isc na własnych nogach gobos, nie? A sie jezyk wytnie to cicho bedzie - zasugerował jak na siebie rozsadnie drugi ork.
- A co ty takiego małego słojiczka nie poniesiesz? Przeca my wielkie chopaki som. A gobos ma nie tylko jenzor do hałasowania.
- A bo to jedna tylko rzecz można wyrwać? I ozorki można zrobic i inne smakołyki zamazył się Kraknash
- Ozorki z goblina - wtrącił się Shaz’zar. - Znam kucharza, który robi wyśmienite goblińskie ozorki w sosie własnym z grzybami rosnacymi nad jeziorem, niedaleko naszego obozu. Moja ulubiona potrawa, zaraz po szaszłyku z pajęczych odnóży i steku z bazyliszka!
- Bgul robił dobre ozory. Ino świniokowe próbowałem. Żadenych inszych.
- [i] No to musisz kiedyś spróbować goblińskich! Smakują lepiej, niż może się to wydawać.
- A może świniaka nadiac goblinami, o! zamyślił sie na moment ork.
- Albo gobosa świniokiem… tysz fajosko może być. Widzem, rze macie problema… to i ja się dołączę. - powiedział Crubnash i chwiciwszy łopatę jak topór zaszarżował szaleńczo w dziwną istotę.
Kokon pod którym ukrył się Niuchacz został jednym susem przeskoczony. Następnie szybki cios jakoś tak sprawił, że szlam zrobił się mniej ruchliwy. Resztę niestety załatwili jego kompani. Nie udało się Crubnashowi zatłuc ani jednego z nich. Tak bardzo chciał znów odebrać czemuś życie… ale nie… Ork nieco posmutniały przyjrzał się wygiętej łopacie, która pod siłą ciosu nieco zmieniła kształt. Miał nadzieję, że za chwilę będzie jakaś bójka...
 
__________________
Sanity if for the weak.
Aeshadiv jest offline  
Stary 15-09-2013, 00:39   #19
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
- To jak? - zapytała Debra po wielkim sprzątaniu szlamu. - [/]Jak ci się udało rzucić czar w karwaszach?[/i] - szturchnęła lekko w bok człowieka-czarodzieja. - Powiedz, póki mamy okazję i jeszcze żyjemy.


Morphus - szalony mag.

W momencie gdy Debra mówiła do maga ten kucał przy na wpół strawionych pozostałościach po elfie. Teraz widać było, że był dość starym człowiekiem, na jego twarzy można było dostrzec głęboki zmarszczki, a nierówno przystrzyżony, siwy zarost dodawał mu jeszcze kilka lat. Na oko wyglądał na sześćdziesiąt lat, ale pobyt w niewoli, mimo, że krótki, mógł go postarzyć. Jak wszyscy, którzy zostali wyznaczeni do tego zadania pochodził z nowego transportu niewolników.
Zdawał się nie słyszeć słów dziewczyny tylko patrzył na zwłoki, następnie sięgnął ku twarzy elfa i zamknął jego powieki.
- Koniec. Jakie życie jest kruche, prawda? - powiedział bardziej do siebie niż do pozostałych. - Żegnaj, przyjacielu. Byłeś dobrym asystentem. Nigdy nie przypuszczałem, że cie przeżyję. Zignąłeś młodo i niepotrzebnie. - Ciężko westchnął i wstał. Odwrócił się do Debry i jakby teraz do niego dotarło, że dziewczyna do niego mówiła - Dla mnie to też koniec. Widzieli mnie. Wiedzą, wiesz? To już koniec. - odpowiedział jej, nie do końca sensownie.

Drugi elf, który był z nim był zupełnie zignorował walkę, która przed chwilą się rozegrała i z widocznym na twarzy bólem od poparzeń kontynuował sprzątanie. Na pytające spojrzenia powiedział:
- No co, nie skończyliśmy, a te galarety to nic w porównaniu z tym co zrobi nam nadzorca jak nie skończymy tego na czas. Radze wam mi pomóc jeśli chcecie dożyć kolejnego dnia.

W tym samym czasie, drowki, które obserowały was z tarasu rezydencji wymieniły porozumiewawcze spojrzenia oraz kilka słów, po czym wstały i weszły do wewnątrz budynku, niczym publiczność po skończonym przedstawieniu.

Dinin w napięciu czekał na odpowiedź czarodzieja, ale niestety nie odpowiedział tak jak chcieli, czyli jak mógł rzucać czary w karwaszach. Tylko pożegnał swojego -jak się dowiedzieli- asystenta. Drugi elf po chwili wrócił tylko do sprzątania klatki, a zrezygnowany gnom również zajął się sprzątaniem resztek z ostatniego posiłku pająków. Przez cały czas pod nosem sobie szeptał coś po gnomiemu.

Delamros przez chwilę wpatrywał się, oparty o łopatę, w drowki, które obserwowały je przez cały czas. Rozmarzył się przez chwilę…
Po chwili powrócił do rzeczywistości, kiedy zobaczył jak dziewczyna, której wcześniej próbował pomóc zaczęła pytać czarodzieja o rzucanie czarów. Ten jednak na początku kompletnie ją zignorował, a później udzielił odpowiedzi, z którą nikt nie wiedział co zrobić. Rzeczywiście Delamrosa również zaciekawiło to, w jaki sposób czarodziej rzucił ten czar będąc w karwaszach. Jakby udało im się z nim jakoś dogadać to kto wie, a może udałoby im się jakoś uciec stąd.
Oparł łopatę na ramieniu i podszedł do czarodzieja. Stanął za jego plecami, rozejrzał się dookoła czy nikt nie nadchodzi, żeby zagonić ich do roboty i lekko klepnął go w plecy.
- Rozumiem, że to musi być dla Ciebie ciężki czas, ale jednak jesteśmy ciekawi jak udało Ci się zrobić te swoje czary mary – wykonał w powietrzu gest jakby rzucał czar.

Starszy mężczyzna odwrócił się do Delamrosa, gdy ten klepnął go w ramię i spojrzał na niego. Uśmiechnął się do niego miło i wyciągnął dłoń w kierunku rozmówcy - Skoro tak mało życia zostało, nie bądzmy sobie obcy. Morphus. A to - pokazał na truchło elfa - to Girdian, mój asystent
 
Morfik jest offline  
Stary 15-09-2013, 21:13   #20
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Delamros z obrzydzeniem spojrzał na ciało elfa, które leżało obok nich.
- No miejmy nadzieję, że jednak nie zostało nam tego życia, aż tak mało… Jestem Delamros - odpowiedział i podał rękę Morphusowi - Ale nie marnujmy czasu, jestem ciekaw i myślę, że nie jestem tu odosobniony - spojrzał na pozostałe osoby, które stały razem z nim - Jak udało Ci się rzucić ten czar w karwaszach? Możliwe, że Twoje interesujące umiejętności mogłyby się nam przydać...
- Czasu. Niewiele zostało. Tak, tak. Mniej niż myślisz chłopcze. - powiedział starszy człowiek. - Czar? Tak, znam kilka, umiem. Potrafie. Girdian, gdzie jesteś? - po czym jego wzrok spoczął na zwłokach, a twarz przeszył grymas bólu - No tak, tak. Pamiętam.
W tym momencie odezwał się elf, który sprzątał klatkę.
- Weźcie się do sporzątania, nie chce przez was ginąć! Ten dziad nic wam nie powie, jest bezużyteczny bez tego drugiego. Może i jest potężnym czarodziejem, ale w głowie ma namieszane i bez elfa nie dogadacie się z nim. Nikt nie wie, jak to robi, że czaruje mimo karwaszy.
Ostatnie słowo elfa wyrwało Morphusa z zadumy, pewnie nad losem swojego asystenta i nagle zaczął mówić szybko, głośno i z entuzjazmem:
- Karwasze, tak, tak, tak! Wiem, umiem! Badałem drowy, mroczne elfy i mają takie karwasze - jego wzrok spoczął na jego przedramionach, a zapał ostygł. - O nie… ja też takie mam…
- No tak to my się proszę pana nigdy nie dogadamy… - powiedział Delamros kręcąc głową i wrócił do sprzątania, ale starał się trzymać blisko Morphusa, aby w razie czego usłyszeć coś ciekawego.

Dinin przysłuchiwał się temu, jak Delamros próbuje wyciągnąć z czarodzieja jakieś informacje cenne dla nich. Niestety z każdym słowem starca tracił nadzieję, a jej resztki zabił w nim ten drugi elf. Markotny wrócił do sprzątania klatki. Od tamtej chwili co jakiś czas w otchłań spadało trochę padliny.

Veles do maga nie miał znów tak daleko, żeby nie móc spróbować zdobyć trochę pożytecznych wieści.
- Morphusie, jestem Veles - przedstawił się. - Spróbuj sobie przypomnieć, jak zniweczyć moc tych przeklętych karwaszy? Może dzięki temu uratujemy swoje, i nie tylko swoje, życie.
Mag przywitał się z kapłanem.
- Veles… Veles. - powtórzył jego imie. - Życie? Tak, koniec. Oni już wiedzą, widzieli. Nie mogę ukryć tego już. Wy jeszcze możecie! - jego oczy zaświeciły się i złapał młodego mężczyznę za ramiona i potrząsnął nim.
- Jak Morphusie? - Dziewczyna, która przysłuchiwała się rozmowie nie traciła czasu na konwenanse i przedstawianie się. - Jak zneutralizować moc karwaszy?
Morphus popatrzył na nią wyraźie oburzony - Co za niekulturalna dziewucha! - wykrzyknął i zwrócił się do Velesa.
- To chyba nie jest twoja znajoma, co Vernicie? Taka niemiła.

Debrę zatkało. Niemiła? Mówiła spokojnie, wyraźnie i dostatecznie głośno. No, może była ciut natarczywa. Ale żeby od razu niekulturalna?!
- Nie. Nie jestem jego znajomą - zdementowała wszelkie możliwe niedomówienia. - Pomagałam ci Morphusie ratować Girdiana. Pamiętasz? Próbowaliśmy go wyrwać ze szlamu.
- No przecież pamiętam - powiedział wyraźnie zirytowany -Girdian to mój asystent. A gdzie on teraz jest? - staruszek zaczął się rozglądać, ale tym razem nie rozpoznał swojego asystenta w strawionych do połowy zwłokach. Może to lepiej dla niego. -Girdian jest dobrym asystenetm. Trochę głupi i narwany. Jak to każdy młody. Nauczy się- po tych słowach jego oczy zmieniły wygląd. Jakby nabrały życia, rozumu. Nagły przebłysk. -O nie, co ja zrobiłem… Teraz wiedzą. Przyjdą i mnie zabiją! - załkał -Za czary! Niewolnikom nie wolno czarować!
- Jakie znów czary? - Veles udał zdumienie. - Przecież w karwaszach nie można rzucać czarów?
-Oni tak myślą! Ale teraz widzieli co zrobiłem, przyjdą i mnie zabiją. To koniec - po tych słowach Morphus ukrył twarz w dłoniach, a gdy ją znów odsłonił jego wyraz twarzy świadczył o tym, że był już w “innym świecie”. - Karwasze… Taaak. Zobacz - wyciągnął swoje przedramiona ku kapłanowi - Mają w sobie starą magię. Tak tak! Faerzress! Nie da się w nich czarować! O tu, tu. Widzisz Villu? - ciągle mówił do Velesa - Tu są runy! Taaam siedzi magia! - powiedział podniosłym głosem.
- Ale ta magia kradnie moją magię - z cieniem goryczy w głosie powiedział Veles.
-Tak. Taaak! - powiedział z entuzjazmem mag. - To działa tak! To jedno z zaklęć wplecionych w karwasze! Tylko jedno. Ale jakie! Upierdliwe!- mówił dalej, mieszając słowa z chichotem.
 
vanadu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172