Nico pokiwał głową z posępną miną patrząc daleko. Wnerwiała go bierność Connego, niepewny siebie w poważniejszej sytuacji łajdak, pomyślał Żyleta ściskając łapy w kamień. Potem skryty nieco rozprostował się wolno , zrobił młynki rękami i powiedział cicho z gniewem.
-W takim razie balkon mimo wszystko jest sensowniejszą opcją. Trzymaj się równo. Jedziemy.
Lodowa adrenalina rozlała się w obiegu krwionośnym drania zwanego Chris Nico - Żyleta od usług niemożliwych do rozwiązania. Wywóz śmieci do piekła, pomoc zgubionym turystom, handel środkami nadto-antydepresyjnymi, miły gość chodzący codziennie do świątyni. Teraz jego twarz ściągnęła się w iście pojebanym agresywnie martwym wyrazie typa, którego za wszelką cenę unika się na ulicy. Zaczął usilnie , ale z cichą jak na takiego olbrzyma gracją kierować się za budkę ochrony. Stamtąd schowają się za kontenerami a potem prosto na balkon, najgorszy odcinek. Jeśli będzie mogła wejść tylko jedna osoba będzie to on...
KOLEŻEŃSTWO