Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2013, 11:37   #133
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Alysa, Willam, Engan, Roddard i Erland


Leżący przy nogach Engana na ziemi pozbawiony władzy i dumy harleński wódz rzęził jak zarzynana owca. I szlag go jeden wiedział, czy te jęki wyrywał mu z ust ból po dysputach z Kamykiem, obecna sytuacja czy coś jeszcze... Jednego Kamyk był pewien – na pewno nie jęczało sumienie Iorwetha, bo skurwiel takowego organu nie posiadał. Chociaż nie... Engan znalazł też w sobie przekonanie, twarde i mocne jak Mur, że gdy Harlene'owie chwycą za broń, obydwaj Crowlowie i Urreq będą pierwsi do bitki i wyprzedzą nawet arcyszybkiego Jorana. W tym jednym względzie można było na nich polegać. Furda tam pakty, polityki i nadchodząca zima, gdy można wtłuc znienawidzonemu klanowi. Kamyk nie był pewien, jak duma Skagów zniesie fakt, że upragniony łomot był możliwy tylko u boku wron, ale że rzucą się ochotnie skorzystać z okazji nie miał wątpliwości. Potem, niestety, zaczną myśleć, a myślenie nie było tym, w czym wyspiarze w Kamykowej ocenie byli najmocniejsi. Gęba Urreqa już rozpromieniła się jak wiosenne słoneczko... Dłoń Erlanda Szepczącego odwinęła skóry, odsłaniając do łatwiejszego chwytu wyrobione stylisko najbrzydszego toporzyska, jakie Kamyk widział w swoim życiu. Hwarhen oczami już szukał pierwszej ofiary... Zapowiadała się iście przednia zabawa! Iorweth rzęził i nie chciał przestać, coś tam gadał, ale Kamyk miał już wprawę w rozmowach z wodzem. Poczęstował Harlene'a raźnym kopem, aż Skag stracił oddech i wreszcie się zamknął.

- Ach tak – skwitowała całość paktów Agneta Harlene. Głos nadal miała płaski i twarz bez wyrazu. Wstała, prostując plecy z chrzęstem ponaszywanych na kaftan stalowych kółeczek. Erland zaklął w duchu. Rzecz nie była pewna, losy się jeszcze ważyły. Gdy mówił, widział w oczach niektórych z lisów wahanie. Widział strach, gdy wspomniał o Tyrii, nawet Agneta rzuciła wówczas szybkie spojrzenie na jednorożca. Teraz jednak Agneta wstała, pokazała, że się nie boi, i wszystkie wątpliwości rozwiały im się jak sen jaki złoty. Kobieta obróciła się bokiem i wskazała krótkim, bladym palcem na Kamyka – Tego wielkiego... - zaczęła i urwała.

Septa od dłuższego czasu dusił w sobie niemożebny wkurw. Na te durne targi, na pojękującego Iorwetha, na Lannistera, który najwięcej z nich wszystkich miał z wyspiarzami do czynienia, a chyba ozora w gębie zapomniał, i na cholerny klan Harlene również, bo opóźniał mu marszrutę nad morze i wykonanie rozkazu, a tym samym powrót do stajni i koni, i całego bezpiecznego i spokojnego, pachnącego sianem świata Willama Snowa, zwanego Septą. I jeszcze szpetna Harlenka pokazała palcem Kamyka, jakby owcę na rzeź wybierała. Willam Snow sapnął rozeźlony.

Jednorożec od dłuższego czasu drobił w miejscu, jakby kapuchę w beczce udeptywał. Teraz zarzucił łbem i westchnął przeciągle z głębin potworzastej gardzieli. Ciepły podmuch zmierzwił kudły stojącym przy nim harleńskim wojownikom, oblepił im głowy zielonymi glutami przeżutej trawy przemieszanej ze śliną, co wyfrunęła ze zwierzęcej mordy razem z powietrzem. Agneta Harlene odwróciła się gwałtownie. Pradawny potwór mrugnął małymi ślepkami i postąpił krok do przodu, napięły się liny, którymi uwiązany był ładunek. Twarz kobiety dalej była jak maska, tylko w oczach mignęło zdziwienia i chyba strach. Rzuciła taksującym spojrzeniem po wszystkich, wreszcie jej oczy spoczęły na zjeżonym wściekle jednookim basiorze.

- Tego wielkiego – powtórzyła wolno, odwracając się powrót do Kamyka – napojcie wywarem z czerniuszki. Bo zdechnie wam nim księżyc się odmieni.

I ruszyła przed siebie, jak gdyby nigdy nic. Tylko Kamykowi cisnęła pod nogi jakąś skórzaną sakiewkę, nie patrząc ani na niego, ani na to, czy ją podnosi. Swoim po skagosku rzuciła rozkaz wymarszu i Harlenowie pomału zaczęli się wycofywać. Sama Agneta wspięła się na grzbiet jednorożca.
- Do zobaczenia na Długim Kurhanie, Willamie Snow – oznajmiła z podniebnych wyżyn siodła, bez gniewu czy urazy, ale i żadnej innej emocji. - Jako mówiłam, wy macie rozkazy, i my mamy rozkazy.

Iorweth coś gadał, ale że leżał twarzą w ściółce leśnej, to i ciężko było wyrozumieć, co. Z jękiem wierzgnął nogami i przewalił się na bok, splunął z wysiłkiem. Kamyk poświęcił tym cyrkowym wygibasom ledwie jedno spojrzenie, bardziej go interesowało, czy wszyscy Harlene'owie sposobią się do odejścia. Bo wyglądało na to, że naprawdę odchodzili, co było generalnie dziwnie, bo mogli ich tu przecież ogarnąć, wytłuc i nikt by się nie dowiedział... A Agneta Harlene nagle podwinęła ogon pod siebie i podała tyły.

Niestety, Kamyk wiedział też doskonale, co to odejście oznaczało. Oni wrócą, pomyślał z niechęcią Engan.
- Wrócą następnej nocy – oznajmił szeptem Iorweth z ziemi w tej samej chwili. Harleński wódz leżał na wznak i patrzył w niebo dziwnie nieruchomymi i martwymi oczami. Twarz miał bladą jak pani śmierć. - Dalej w puszczy stoi więcej naszych. Agneta będzie walczyć o władzę. Potem przyjdzie po was. Po córkę Pająka i po mnie. Zrób nam obojgu przysługę, wrono, i pchnij nas nożem, jak będą blisko. A potem samego siebie. Spodobałeś się Agnecie. Wiesz, co ona robi z takimi, co jej wpadli w oko?
 
Asenat jest offline