Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2013, 15:50   #108
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 11:21 czasu lokalnego
Czwartek, 17 grudzień 2048
Mogadiszu, strefa rządowa, Somalia




Prysznic działał. Woda była ciepła. Może nie gorąca, ale czepianie się szczegółów w takiej sytuacji byłoby nietaktem. Taki już był ten kraj, lepszych warunków niż tutaj nie spotkali jeszcze od czasu, w którym ich stopy dotknęły somalijskiej ziemi. Było prawie normalnie.
Przez okna widzieli spory plac, od samego rana oczyszczany z różnych straganów i ludzi. Ustawiano tam jakiś podest i nawet przynoszono ławki. Nad podestem rozwieszono wielką płachtę przedstawiającą wielkiego murzyna w garniaku i z cygarem w ustach. Tutejszy prezydent? Zahe szybko to potwierdziła.
- Obdan Hlama, przywódca tutejszej frakcji. Niby rodowity Somalijczyk. Dwie pozostałe frakcje go nie uznają, przejął władzę po zamachu stanu, chociaż nikt nie przyznaje się do tego otwarcie.
Nie wiadomo co tu się szykowało, ale na pewno coś głośnego i mającego przyciągnąć wiele osób.

Nie było to jednakże wydarzenie istotne dla najemników. Odpoczywając, ładując baterie i zmywając z siebie kurz i pot, przygotowywali się do realizacji kolejnych punktów planu. Nawet Ghedi był spokojny. Nikt nie brał tego za na tyle dobrą monetę, by go rozwiązać, czy nawet zdjąć mu knebel. Trzeba było go poić, ale to nie tak wielka cena za spokój.
W końcu byli gotowi i pozostawiając Petera i Jeanne, udali się do vana. Blue szła z nimi, uznając, że będzie znacznie efektywniejsza na miejscu.
- W tej strefie otwarte połączenia mogą być niebezpieczne, gołym okiem widać, że mają tu sporo sprzętu - zbliżyła się do Foxa, mówiąc mu do ucha na tyle cicho, by tylko on usłyszał. - Nie tylko ja mogłam wychwycić przekazy twoich przyjaciół. Nie wiem czego się dowiedziałeś, ale lepiej, żeby nie zagroziło to mojemu bezpieczeństwu. Wolałabym nie musieć mówić o tym O'Harze.
Ominęła go i wsiadła do samochodu.


Wig, Jeanne

Zostali tylko we dwójkę, nie licząc usadzonego w kącie przewodnika. Niewiele oczywiście było do roboty, mimo tego kobieta włączyła komputer, zajmując się wszystkim, co tylko mogło pochłonąć jej uwagę. Wig nie miał takich luksusów, za to mógł dokładnie przyglądać się temu co działo się na zewnątrz. Podest już skończono, rozwieszając nowe plakaty. Jak na tak niebezpieczne czasy, otwartość tego wszystkiego mogła zastanawiać. Być może liczyli na to, ze nowoczesna technologia załatwi sprawę ochrony. Powoli gromadził się także tłum. Ludzie przychodzili, bo wiedzieli lub dlatego, że działo się coś ciekawego i chcieli popatrzeć.
Może wielbili swojego przywódcę? Ciężko ogarnąć rozumowanie takich społeczności, ciągle zacofanych, może nawet prymitywnych.
Nagle rozległo się łomotanie w drzwi. Ktoś coś zza nich wykrzyczał, ale Peter zrozumiał to dopiero po odezwaniu się translatora.
- Prezydent przemawia o dwunastej! Wszyscy zobowiązani są wiwatować z okien i balkonów lub proszeni o wyjście na plac!
Brzmiało to z lekka komunistycznie. Zanim jednak najemnik stracił zainteresowanie, pod drzwiami ktoś wsunął kartkę. Był na niej tekst po angielsku.
"Jeśli zlikwidujecie czarnowłosą, białą kobietę towarzyszącą Odbanowi, dostaniecie to, czego tu poszukujecie. Czas do końca dnia."
Był jeszcze numer, zgadzający się z tym, który Wig otrzymał od swojego kontaktu.


Shade

Nie mieli większych problemów z dojechaniem w pobliże pierwszego z celów, chociaż tłum przy ich nowej "kryjówce" robił się coraz gęstszy. Powrót na miejsce będzie zapewne kłopotliwy, lecz to był problem na później. Shade wyszła z vana, korzystając z tego, że ten zatrzymał się, a Kane wysiadł na chwilę, kupując jakieś żarcie na pobliskim straganie. Kombinezon działał, dzięki czemu mogła łatwo uniknąć obserwatorów. Prawie na pewno przynajmniej jeden z nich widział samochód. Z drugiej strony, poruszanie się jako osoba "niewidzialna" w środku dnia, wśród tłumu ludzi, nie należało do łatwych. Wystarczyłoby, żeby ktoś dostrzegł poruszenie, lub przypadkiem o nią zahaczył.

Okolica, w której wysiadła, należała do tych "lepszych". Wzdłuż ulic ciągnęły się tu zwykle niskie budynki, zwykle maksymalnie jednopiętrowe, otoczone płotami lub przylegające bezpośrednio do ulicy. Co jakiś czas tylko między nimi wybudowano znacznie większy, wielorodzinny, zdradzający ślady nieco nowocześniejszych rozwiązań i systemu mieszkaniowego bardziej rodem z zachodu. Jak było w środku, najemniczka nie sprawdzała. Interesował ją wyłącznie cel, do którego wreszcie dotarła.

Meczet, bo faktycznie nim się okazał cel, wpasowany był między zwykłe miejskie zabudowania. Wybudowany na planie kwadratu, był dość wysoki, z jedną umiejscowioną nieco w rogu wieżą, czy jak to się nazywało w islamskiej kulturze. Shade raczej nie była znawczynią nazewnictwa. Obeszła budynek, dostrzegając trzy wejścia - dwa podwójne od frontu, dla wiernych - obecnie zamknięte, choć nie na klucz. Budynek najwidoczniej funkcjonował zwyczajnie - obecnie tylko nie było w nim wiernych. Zaglądając do środka dostrzegła wyłożoną jakimiś dywanikami podłogę i mnóstwo kolumienek - zarówno podtrzymujących dach jak i pełniących funkcje dekoracyjne. Kilka osób klęczało tam, lecz nie była to jeszcze pora modłów.
Pojedyncze, metalowe drzwi znajdujące się z drugiej strony budynku były już zamknięte. Wychodziły na stronę jakiegoś domu, lecz ludzie przechodzący ulicą także je widzieli. Otworzenie ich mogło okazać się problematyczne. Musiały kierować do pomieszczeń innych od głównego i zapewne stamtąd także dało się dostać do środka. Tylko czy byłoby to łatwiejsze?
Sama musiała zdecydować.


Fox, Irishman

Drugi cel znajdował się znacznie dalej od ich nowego lokum. Musieli przejechać prawie pół strefy, zbliżając się do nabrzeża, a nawet samego portu, choć nie przekraczając jego umownej granicy. Zatrzymano ich ze dwa razy, nie zadawano jednak zbędnych pytań. Zauważyli, że im dalej od granicy stref, tym coraz mniejsza szansa na spotkanie białego człowieka. W zasadzie widzieli tylko jednego, na jednym z pierwszych mijanych posterunków. Później wyłącznie ludność tubylcza. Nie dziwiło to tak bardzo - profesjonalistów chciano mieć w najniebezpieczniejszych strefach. Lub w takich, gdzie inni będą mogli tę obecność dostrzec.

Ostatecznie wyjechali ze strefy mieszkalnej. Okolica zmieniła się mało subtelnie, kiedy domy mieszkalne zastąpione zostały głównie blaszanymi puszkami, łatwymi do zbudowania w każdym miejscu na świecie. Pełniły tu jednocześnie rolę magazynów jak i firm, niezbyt licznie działających w tym mocno anarchistycznym kraju. Dlatego też miały osobną ochronę, objawiającą się w postaci ubranych w mundury tubylców, pilnujących zarówno wjazdów jak i niektórych dachów. Część tych budynków musiało także służyć jako strefy produkcyjne, zatrudniające dużą ilość tubylców. Ludzi kręciło się w okolicy dużo, lecz tutaj nieoznaczony van nie wzbudzał praktycznie żadnej sensacji. Dostawczych samochodów parkowało i jeździło tu wystarczająco dużo.

Ich cel był budynkiem bardzo podobnym do innych. O'Harze trochę przypominał nawet magazyn, który szturmowali razem z Valerie zeszłej nocy. Różnica była tylko taka, że ten był trochę mniejszy, a biura znajdowały się tu na piętrze, lecz przy zewnętrznej stronie - tu też były okna i drzwi, do których prowadziły metalowe schodki. Nad tym biurem znajdował się kiedyś napis z nazwą firmy, lecz musiał zostać ściągnięty. Został tylko wyblakły ślad szyldu. Z pomocą lornetki dało się go jednak odczytać z samych drzwi. "Hummels & Co.". Blue bez trudu skojarzyła tę nazwę.
- To ta firma, na którą natknęłam się na samym początku, gdy szukałam informacji o Umbrelli.
Wejścia do środka broniły elektroniczne zamki. Oczywiście nie licząc strażników. W okolicy zdecydowanie nie znajdowali się sami, lecz ich cel sam w sobie wydawał się obecnie opustoszały. Nie stały przy nim żadne samochody, nie kręcili się ludzie - przynajmniej w bezpośredniej bliskości. Z jednej strony znajdowała się jakaś fabryczka, z innej magazyn, pod którego podjeżdżała właśnie ciężarówka. Na jednym z okolicznych dachów kręcił się strażnik w mundurze.
 
Sekal jest offline