Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2013, 21:38   #46
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Gdy wszystko było ustalone najemnicy ruszyli. Bez zbędnego słowa każdy wpakował się na swoje miejsce.

Buggy; Baszar i Staszek


Zarówno prawnik jak i tropiciel nie byli zbyt zadowoleni z przydzielonego im pojazd. Samochód nie budził zaufania, poprzecierane pasy bezpieczeństwa, brak poduszek powietrznych (które dla Staszka były podstawowym zabezpieczeniem a dla Baszara mitem), konstrukcja pozbawiona blach a tym samym ochrony przed kulami czy zderzeniem... Nawet gdy ruszyli dość duża zwrotność okazała się problematyczna. Gaz chodził stanowczo za łatwo i chwila minęła nim Polak przyzwyczaił się do tego "samochodu". Ich zadanie było proste jak jebanie. Jechać przed konwojem mniej więcej kilometr-dwa i wypatrywać zagrożenia. Okazjonalnie sprawdzać boczne drogi. Karen dokładnie wytłumaczyła obu punkty charakterystyczne, które robiły im za mapę. Wiedzieli gdzie się zatrzymać, gdzie czekać a kiedy wrócić z meldunkiem. Zarówno Staszek, który swego czasu wykuł nie zliczną ilość przepisów jak i zawsze skupiony Baszar zapamiętali wszystko, na prośbę kurierki (nie odmawia się komuś z takimi cyckami) powtórzyli trasę.

Dzień minął im spokojnie. W napiętej atmosferze, nudzie ale nikt nie próbował ich zabić. Dla obu było to na rękę.

Nissan; Lynx i Młody



Jarek Śmietana Band - Little Wing - YouTube

Droga w Nissanie była zdecydowanie przyjemna. Właścicielka musiała włożyć w samochód kupę gambli bo praktycznie nie było czuć wybojów, nawet fotele były w dobrym stanie i wygodne. W radiu cicho grała muzyka a rozmowa praktycznie toczyła się nieprzerwanie. Karen mówiła dużo ale bez typowej dla kobiet paplaniny o niczym. Samochody, miejsca które odwiedziła, różne zlecenia... Opowiadała, pytała. Co dziwne radziła sobie dobrze ze sprzęgłem. I to dobrze, dobrze a nie dobrze jak na kobietę. To budziło niepokój Młodego. Już prędzej uwierzy w dziewicę z Vegas.
Marek również był dobrym towarzyszem podróży. Nie odzywał się za wiele ale nie był jednym z tych "mrocznych i tajemniczych", którzy zawsze odpowiadają wymijająco i w dziwny sposób. Mówił jak miał coś do powiedzenia albo ktoś go o coś spytać.
Szarik najpierw wspiął się na kolana cyngla i przykleił dysząc nos do szyby. Potem bez ceregieli wpakował się na kolana Młodego by na końcu zasnąć u Karen. Nie przeszkadzało jej to w jeździe.

Jedynym minusem było, że ta dwójka paliła jak smoki nie przerywając jazdy, lekko tylko uchylając okna. Szybko w samochodzie utworzyła się komora gazowa a wszyscy prześmierdli nikotyną. Była to jednak niewielka cena za tak wygodną jazdą.

Lynx z początku jechał na pace. Wygodnie ułożył się między bagażami i cieszył się chłodnym wiatrem. Nasunął czapkę-patrolówke na oczy dla ochrony przed słońcem. Na postoju Marek zaoferował, że go zmieni, Nathaniel zgodził się i przez resztę drogi jechał wygodniej słuchając jazzu i paplaniny Młodego i Karen. Oboje byli w podobnym wieku i lubili gadać. Cóż... Posterunkowiec nie dziwił się dla rusznikarza. Odkąd wyruszyli z Vegas nie widział takiej kobitki.
Szarik postanowił za wszelką cenę się z nim zaprzyjaźnić, widocznie pamiętając podarunek. Najpierw zaczął ciągać za każdy wystający element munduru, potem wyłożył się do głaskania a gdy się go nie doczekał zaczął podnosić dłoń Wodda pyskiem by na końcu ułożyć się do snu zajmując tyle tylnego siedzenia ile może taki mały psiak.

Jeep; Cutler, Drake i Heinrich


Jeep był duży. Może niekoniecznie wygodny bo siedzenia ewidentnie sporo przeszły ale duży. Okna otwierało się za pomocą kombinerek bo uchwyty dawno poszły na spacer i to daleki. Był jeden problem. Najemnicy też nie byli mali. O tyle o ile Logan jako kierowca jechał wygodnie, podobnie wysoki nowojorczyk ale Heinrich już niekoniecznie. Niemiec nie był postawny, wysportowany owszem ale nie wielki. Za to Cutler robił za trzech. Z tyłu jeepa zmieściłyby się i cztery osoby ale nie w wypadku gdy wiezie się przenośny czołg w postaci Silnorękiego. Ale nie było źle, to w końcu nie był buggy.

Podróż minęła im spokojnie. I milcząco. Nikt z nich nie należał do szczególnie gadatliwych a atmosfera nieufności nie sprzyjała zawieraniu przyjaźni.

Wszyscy

Gdy ściemniło się na dobre Karen kazała się zatrzymać. Nocleg przypadł im w ruinach stacji benzynowej. Dość dobrze zachowanej i ewidentnie wykorzystywanej. Ktoś pozabijał deskami okna i uszczelnił dach. Nawet był zapas drewna. Po sprawdzeniu terenu cała brygada mogła wreszcie rozprostować nogi, zjeść i odpocząć. Logan wystawił warty. Szybko zapłonął ogień, łyżki uderzyły o menażki i konserwy. Rączka starym żołnierskim zwyczajem wyciągnął nie wiadomo skąd flaszkę. Marek starym żołnierskim zwyczajem podziękował skinieniem głowy, wypił i podał dalej. Wodds jako Posterunkowiec, żołnierz z krwi i kości, który wyssał Rygor z mlekiem matki nie miał zamiaru uchybić żołnierskim zwyczajom. Mimo, że nie służył od lat gdzieś ciągle miał zakorzenione, że kto odmawia wódki ten jest konfident, zdrajca i pewnie pedał. I tak flaszka obiegła wszystkich, każdy znał umiar i wiedział, żeby nie przesadzić ale ten prosty rytuał zadziałał kojąco dla lekko napiętej atmosfery.
Karen wyszła na zewnątrz i wróciła z gitarą z uśmiechem podając ją Markowi. Ten pokręcił głową również uśmiechnięty ale przyjął ją.
- Zagraj nam tę smutną piosenkę.
Europejczyk sprawdził gitarę i trącił struny. Grał i śpiewał cicho by nie ściągnąć nikogo ani niczego.

Rozbite oddziały - Jacek Kaczmarski - YouTube

Stacja paliw; Baszar, Drake i Młody

Pierwsza warta przypadła w całości członkom QRS. Logan był pewien, że nawet jak coś się wydarzy dadzą sobie radę. Młody co prawda nie był zbyt czujny, dodatkowo jeszcze trochę odczuwał rany ale Carlsson sprawdzał się lepiej niż trzech innych wartowników. A on w każdej chwili mógł zrobić użytku ze swojego arsenału na każdą okazje.

Gdzieś w połowie warty to właśnie tropiciel wypatrzył odblask ognia. Gdzieś z kilometr-dwa dalej, chyba nieduże ognisko. Logan po krótkim zastanowieniu postanowił to sprawdzić. Szybko obudził resztę i kazał być czujnym samemu ruszając z Baszarem sprawdzić czy obozowicze stanowią dla nich zagrożenie.

Obaj najemnicy bardzo sprawnie zebrali swój sprzęt. Baszar jak zawsze pamiętał, że pustynia jest matką ale matką surową a po kimś kto obozuje na pustyni można spodziewać wszystkiego zabrał nie tylko broń. Paracord, latarka a nawet maska przeciwgazowa były równie potrzebne co scyzoryk a niekiedy ważniejsze od karabinu. Logan zaś podszedł do tego jak do kolejnej cichej akcji zabierając tylko fala i sprawdzając kaburę z Betty. To wraz z nożem w zupełności mu powinno wystarczyć nawet na przeciwnika przeważającego liczebnie. Szczególnie jeżeli w mroku czaił się Carlsson. Po chwili mrok pochłonął obu.

Pustkowia; Baszar i Drake

Pustkowia przytłaczała Logana. Zawsze pewniej czuł się w ruinach albo w mieście. Mrok był nie do przejrzenia, drobne drapieżniki umykały spod stóp a te większe swoim wyciem oznajmiały nadejście porę ich panowania.

Carlsson czuł się jak ryba w wodzie bezszelestnie stawiając stopy. Drake był dobry, poruszał się równie cicho mimo to tropicielowi brakowało innych zwiadowców QRS. Między innymi Jake, lakonicznego nowojorczyka, który między akcjami topił demony przeszłości w gorzale. Mimo to radził sobie nie wiele gorzej podczas pustkowiach od nomada a jego sprytne sztuczki nie raz w ruinach uratowały komuś tyłek.

Na pustyni czas jako taki nie istnieje. Zastyga, rozciąga się, skraca jakby przyroda śmiała się z próby podzielenia jej cyklów przez człowieka. W końcu jednak dotarli do obozowiska. Kiedyś stało tu chyba ranczo ale wiatr i piasek obeszły się z nim bezlitośnie zostawiając tylko fundament i niskie resztki ścian. Obaj najemnicy zamarli obserwując. Carlsson przykucnął za resztkami rurociągu a Logan położył się na wzniesieniu.

Obozowiczami okazała się czwórka ludzi. Trzech stanowczo nie budziło zaufania. Zarośnięte, pobliźnione gęby, barczyste sylwetki. Wszyscy byli uzbrojeni, dwóch miało broń długą, jeden dwururkę a drugi karabin, chyba nie automat. Czwartą osobą była. Drobna, włosy zasłaniały jej twarz. Leżała na boku, skulona, z wykręconymi za plecy rękoma i nogami związanymi w kostkach. Jeden z mężczyzn rzucił w ciemną konturę samochodu puszką po konserwie i wstał.
- No chłopaki. To był długi dzień. Czas się trochę zabawić.
Drugi spojrzał na niego.
- Ale zabronili. Daj spokój Jeff, zajedziemy do miasta, odbierzemy nagrodę i pójdziemy na dziwki...
Tamten się zaśmiał.
- A po co płacić? Co mała? Jak będziesz grzeczna to damy coś żreć.
Podszedł do kobiety i podniósł ją za włosy, odsłaniając młodą, wystraszoną twarz.


W tym momencie, trzeci z nich. Do tej pory milczący podniósł karabin.
- Cicho. Coś chyba słyszałem.
Jego wzrok wbił się w ciemność w okolicy kryjówki Logana
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 11-09-2013 o 21:41.
Szarlej jest offline