Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2013, 21:53   #18
Mekow
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Argena przybyła do Elizjum, zarówno z ciekawością jak i oczekiwaniami. Samo miasto było już dostatecznie pasjonujące i budziło sporo emocji. Zatrzymała się w jednym z hoteli, dbając o to, aby nikt jej nie przeszkadzał... i nie szpiegował. Widoki z jej pokoju były zadowalające - z jednej strony widziała dość spory kawałek placu i mały labirynt wąskich uliczek ze sklepami i dość ciekawie prezentującymi się wystawami. Okna z drugiej strony wychodziły na skraj latającej wyspy, za która rozpościerał się widok na leżące pod nią doliny i góry w oddali. Oba widoki miały swój urok.
Samo miasto też było ciekawe i godne zbadania. Istoty przeróżnej maści, handlowały naprawdę niezwykłymi towarami i oferowały swoje usługi. Kobieta domyślała się, że spotka się z czymś w tym stylu, więc odpowiednio się przygotowała. Kilka pokaźnych sztabek złota, parę klejnotów i spora sakiewka różnego rodzaju monet obejmujących głównie złoto, srebro i platynę. Warto było wydać, w końcu okazje do tak wspaniałych zakupów nie zdarzają się często.
Nie tracąc czasu udała się do jednego ze sklepików z bronią, którego właścicielem był wysoki mężczyzna o czarnej brodzie, wyglądającym w zasadzie jak człowiek, ale o czterech rękach. Miał dość ciekawe towary. Zrobione ze stali i kryształu bronie, jakich nigdy jeszcze nie widziała, zapowiadały się praktycznie - na dużą odległość mogły doskonale zabijać nawet największe istoty, ale także je ranić, okaleczać, czy sprawiać ból. Niestety gdy spytała o cenę, spotkał ją poważny zawód. Bardzo poważny. Sprzedawca nie przyjmował kosztowności jako zapłaty, a jedynie moc - energię będącą źródłem wszelkich dziedzin magii, istnienia i potęgi. I uprzedzał, że wszędzie tam tak jest. Nie pomogły żadne uśmiechy, sztuka perswazji i o dziwo nawet groźby - mężczyzna nie zmienił zdania. Teoretycznie Argena zawsze mogła spróbować jeszcze użyć seksu jako argumentu perswazji, ewentualnie po prostu ukraść to co jej się spodoba, ale z licznych powodów naprawdę nie miała takich zamiarów. Głupia nie była.
Niestety okazało się, że za pieniądze na niewiele jej się zdadzą. Za nie można było kupić coś do jedzenia, picia i inne tego typu ulotne drobiazgi. Ale żadnej broni, czy magicznego przedmiotu nie dawało się kupić za inną walutę niż moc... A szkoda.

Argena nie przybyła jednak do Elizjum na zakupy, czy podziwianie widoków. Czy nawet na oglądanie walk innych zawodników. Miała wziąć udział w Turnieju, walczyć i wygrywać do samego końca w finale... Zanim jednak dojdzie do finału, czekało ją jeszcze wiele walk, a pierwsza z nich miała się właśnie zacząć.

* * *

Okazało się, że pole walki, plan jaki stworzono na potrzeby pojedynku, było po prostu piękne. Było tam naprawdę gorąco, zaś w powietrzu wyraźnie czuć było zapach siarki. Widok był niesamowity.



Przypominał Argenie jej dzieciństwo i sprawił, że poczuła się znakomicie, nieomal jak w domu. Zdecydowanie była w nastroju, aby komuś dokopać.
I właśnie tym należało się zająć, gdyż nie była tam sama. Jej przeciwnikiem okazała się młodo wyglądająca kobieta z pierzastymi skrzydłami. Zdecydowanie nie należało jej lekceważyć.

Fjori najwidoczniej się modliła, zdaniem Argeny aby podnieść się na duchu i nabrać pewności siebie. Jej sprawa. Argena tymczasem stała w gotowości, z mieczem oburęcznym w dłoniach, spokojnie przyglądając się przeciwniczce i ich dość specyficznym, ale jakże pięknym polu walki. Oba te aspekty były dość istotne i mogły zaważyć na wyniku całego pojedynku, więc dobrze zapamiętała, gdzie jest jakie oczko lawy, oraz w które miejsca najlepiej będzie celować, aby trafić na nieopancerzoną część ciała Fjori. Zrobiła parę kroków, aby stanąć bliżej małego stawu lawy. Co prawda, aniołek na którego trafiła wyglądał jak młoda dziewczyna, ale z całą pewnością należało docenić przeciwnika.
- Zeatel ci nie pomoże aniołku. Jesteśmy tu same, tylko ty i ja - zaczęła mówić głośno i zdecydowanie, z towarzyszącym temu uśmiechem na twarzy. Chciała podkreślić ich sytuację i jednocześnie podważyć pewność jaką Fjori pokładała w siebie, swoją wiarę i swego boga. Walka psychologiczna też miała miejsce i czasami wpływ na wynik walki. - To naprawdę szlachetne i dobroduszne z twojej strony - kontynuowała z wyraźną nutą sarkazmu w głosie. - Uważasz iż sam fakt że istnienie, to hańba i zło, które musisz zniszczyć. A tak naprawdę nie wiesz o mnie absolutnie nic - wytknęła jej ocenianie książki po okładce, przy okazji ponownie wystawiając na próbę pewność siebie swojej przeciwniczki.
- Choć widzisz, to jesteś ślepa. Twoją siłą jest jedynie twa próżność, która jest niczym w porównaniu do prawdziwej wiary. Bogowie stworzyli wszystko, tak samo bogowie mogą wszystko odebrać. Jesteś tutaj i grasz w grze, której zasad nie rozumiesz. Jak pionek na szachownicy, który nawet nie zdaje sobie sprawy, że jest przez kogoś kierowany. To smutne i być może byłoby mi ciebie żal, ale… - zawiesiła głos na chwilę, tylko po to, by splunąć. Na jej twarzy widać było obrzydzenie.
- Moje oczy widzą wiele, potrafią także przeniknąć twoją obłudę. Jesteś w błędzie sądząc, że jesteśmy tu sami. Wspierają mnie bogowie. Tak, nie bóg, lecz bogowie. I to mi daje wiarę w zwycięstwo, które tutaj osiągnę.
- Obyś się nie przeliczyła, aniołku - odparła krótko Argena. Fjori mogła mieć silną wiarę, co dodawało jej odwagi, ale walka wystawi ją jeszcze na próbę. Zresztą to nie wiara zdecyduje o zwycięstwie, a miecze obu kobiet i to jak się nimi posługują.
Aby nie tracić więcej czasu, ruszyła do ataku, nacierając na przeciwniczkę. Spodziewała się, że ta może odlecieć robiąc unik, więc starała się przygotować na odpowiedni doskok, aby mimo wszystko dosięgnąć aniołka ostrzem swego miecza.
Tak jak Argena to przewidziała, jej przeciwniczka miała zamiar uniknąć ataku po prostu odlatując. Ciężko stwierdzić, czy spodziewała się tego, że Farghay będzie mogła wyskoczyć tak daleko, jednak z całą pewnością była w stanie uniknąć ostrza. Ciężko powiedzieć, jak walkiria mogła czuć się na ziemi, ale w powietrzu wyraźnie była jak ryba w wodzie, zgrabnie odlatując od ostrza i natychmiastowo okrążając Argene, dobywając przy tym ostrza. Chwilę później pociekła pierwsza krew z pleców kobiety, która skrzydeł nie posiadała.
Rozgniewana kobieta zacisnęła zęby i powstrzymując się od przekleństw ograniczyła się do jednego warknięcia. Walcząc w tym środowisku, po prostu musiała wygrać, a póki co przelana krew należała do niej. Nie musiała się nad tym długo zastanawiać - i dobrze, bo nie było na to czasu. Aby wygrać, powinna sprowadzić przeciwniczkę na grunt, czyli złapać i trzymać lub uczynić jej latanie najtrudniejszym jak się da. Poważna rana w skrzydło aniołka powinna się sprawdzić. Argena wiedziała sporo na ten temat. Ruch skrzydeł podczas latania był wymuszony jeśli ich właściciel chciał pozostać w powietrzu i dzięki temu przewidywalny. Przy odpowiednio ukierunkowanym i zsynchronizowanym trafieniu siła machania nimi powinna zwiększyć siłę ciosu i wielkość rany. Oczywiście należało wziąć poprawkę, na manewry wykonywane przez Fjori, które bardziej zależały od skrzydeł, niż większość manewrów naziemnych od nóg. Argena posiadała na szczęście pewną wiedzę na ten temat.
Zdawała sobie sprawę, że złapanie przeciwniczki nie będzie łatwe, podobnie jak trafienie jej w skrzydło. Ale może uda się zrobić jedno i dzięki temu drugie? Może uda się złapać ją, choćby za nogę i porządnie sieknąć mieczem po skrzydłach? Plan wydawał się dobry, należało go tylko odpowiednio wykonać. Przy następnym ataku anielicy musiała sprowadzić ją do gruntu! Najlepiej permanentnie. Jednak co ma wisieć, nie utonie - Fjori wydawała się póki co potwierdzać tą teorie. Jej ruchu w powietrzu bardziej przypominały akrobatyczny taniec niż lot i było znacznie doskonalsze niż jakikolwiek inny ruch jaki Argena mogła dostrzec kiedykolwiek w powietrzu. Udowodniła to poprzez zadanie kolejnego cięcia, tym razem w ramie, w taki sposób, że zasięg Farghay był za krótki, by móc zrobić jej jakąkolwiek rzeczywistą krzywdę.
Widowisko było bardzo ciekawe i można by było śmiało podziwiać umiejętności latania anielicy, od której nie jeden mógł się wiele nauczyć w tej kwestii. Ale Argena była tam, aby z nią walczyć. Walczyć i pokonać! A póki co, kolejny grymas bólu i zdenerwowania pojawił się na jej twarzy.
Jej taktyka nie sprawdzała się póki co, więc należało zrobić z tym coś konkretnego. Dostępne opcje zaczynały się powoli kończyć, a ilość asów w rękawie była ograniczona i warto było je zachować na jak najpóźniej. Rany jakie otrzymała, też nie były dla Argeny całkiem bez znaczenia, a dodatkowo informowały o układzie sił na polu walki. Farghay chciała upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu.
Podbiegła do najbliższego oczka lawy i kucnęła przed nim, ogrzewając sobie dłonie tuż nad powierzchnią. Upewniwszy się, że nie jest akurat obserwowana, na chwilę zanurzyła palec w lawie. Gorąco promieniowało i ogarnęło całe jej ciało, wliczając w to plecy i ramię kobiety. Ból jej ran stracił na sile, a przynajmniej takie odniosła wrażenie. Teraz trzeba było jeszcze zaszkodzić przeciwniczce i irytującym dla Argeny było, że nie miała specjalnie jak przejść do ataku, skoro nie miała możliwości latania. Kucając przy lawie miała jednak pewien pomysł, który miał szansę powodzenia. Kucając powinna mieć większe szanse na trafienie przeciwniczki, gdyż pole rażenia jej samej nie powinno się zmieniać, a anielica musiała podlecieć bliżej niż poprzednio. Niestety z uwagi na możliwości latania, inicjatywa ataku należała do niej.
Był to jednak tylko skromy plus strategiczny, a Argena miała jeszcze coś innego w zanadrzu. Zamierzała w krytycznym momencie, nabrać trochę lawy w dłonie i chlusnąć nią w anielicę, aby w następnej kolejności zaatakować ją przy użyciu swojego miecza oburęcznego. Przy odrobinie szczęścia Fjori pomyśli, że Argena starała się ogrzać, zregenerować i nic więcej, w wyniku czego nie będzie się spodziewać tego typu ataku.
Trzeba przyznać, że wyszło jej to nadzwyczajnie skutecznie. Sporo taktyki, nieco szczęścia i mały błąd przeciwniczki doprowadził do naprawdę zadowalających efektów. Fjori nadleciała gotowa do ataku, jednak nie do uniku, kompletnie nie spodziewając się chluśnięcia lawą w twarz. Krzyknęła przeraźliwie, niemalże tracąc kontrolę nad swoim lotem. Chwilę później można było śmiało usunąć “niemalże”, ponieważ jednym cięciem Argena pozbawiła ją skrzydła. Anielica upadła na ziemię obok jeziorka, krzycząc przeraźliwie.
Triumfalny uśmiech zawitał na twarzy Argeny, gdy jej przeciwniczka padła na wulkaniczną ziemię, pozbawiona swojej przewagi. Nie był to jednak czas na przemowy, gdyż walka się jeszcze nie skończyła.
Teraz, gdy obie były pieszo, Argena mogła śmiało przejść do ataku. Jednakże obie nie stały na nogach, gdyż Fiori leżała na gruncie, powalona po poprzednim ataku. Nie należało lekceważyć przeciwniczki i spodziewać się, że wystarczy ją tylko dobić, ale zdecydowanie należało pójść za ciosem. Argena ruszyła natychmiast, traktując swą przeciwniczkę jak gotową do walki, aby nie dać się niczym zaskoczyć.
Ostrożności nigdy za wiele, nawet jeśli kolejne sekundy pokazały, że ta była zbędna. Argena siekała mieczem raz za razem, nie dając Fjori czasu na pozbieranie się. Jeden silny cios za drugim trafiał zarówno na zbroje jak i ciało anielicy. Krew lała się obficie, aż w końcu nadszedł moment na zadanie ostatecznego ciosu, jakim było pchnięcie miecza oburęcznego między żebrami Fjori, które przeszyło ją na wylot.

Kilka sekund później, obie stały już w jednej z sal Elizjum i obie były całe i zdrowe.
Fjori spojrzała na Argenę z odrazą i nienawiścią, ale domyśleć się też można było żalu z powodu uczucia porażki. Argena zaś spojrzała na nią zadowolona ze swego triumfu.
- Dobra walka! - podsumowała zdecydowanym i zadowolonym głosem.
 
Mekow jest offline