Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-09-2013, 19:40   #11
 
Zajcu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Autograf diabła

- Witaj - twarz starca nawet nie drgnęła na widok swego przeciwnika. Właściwie to bardziej niż smutek, czy strach, do jego umysłu dostawało się dziwne rozbawienie. Widział swego przeciwnika, jak to, co mogłoby się stać z niektórymi z jego wnuków gdyby historie o muzyce rockowej, czy też metalowej były w jakimś stopniu prawdziwe.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jeśli bóg istnieje - to bardzo go nie lubi, usilnie nie chce przyjąć go w swoje szeregi. Tak wiele już mu wziął, jednak nie zamierzał dotknąć samej osobistości Starca. Życie jest ciężkie.
- Ukorz się przede mną, a być może okaże ci litość. - oznajmił gardłowy, demoniczny głos, który najłatwiej kojarzyć byłoby z głównymi przeciwnikami w rozmaitych grach RPG o kiepskiej fabule. Strzelił też bojowo z ogona, wywołując przy tym charakterystyczny dla bicza trzask.
- I zabije cie bezboleśnie. - dodał jeszcze, by jego oferta była w pełni zrozumiała. Ot, taki uczciwy z niego demon.
- Niestety, umieranie nie jest mi na rękę - Starzec odpowiedział głosem, który, o dziwo, nie drwił z przeciwnika. Był spokojny, dystyngowany. Widział próby sprowokowania go, jednak zwyczajnie je ignorował. Nie było to dla niego nic, czego by już nie doświadczył.
Irkuck strzelił kolejny raz ogonem, wyraźnie niezadowolony z odpowiedzi. Następnie wzruszył ramionami. Sekundę później metr przed nim ciemny dym zaczął się wyłaniać z ziemi, z której wyszedł - cóż, najprościej powiedzieć, że najzwyklejszy, nadgniły, śmierdzący zombie.
- Szkoda mych umiejętności na tak żałosną istotę jak ty, człowieku. - postanowił jeszcze wyjaśnić swoje postępowanie. Najwyraźniej lubiał, kiedy ktoś go doskonale rozumiał.
- Zawsze możesz się poddać. - ten, którego cała fryzura składała sie z siwych włosów wskazał rozmówcy drugą możliwość. Uśmiechnął się nieznacznie widząc pojedynczego umarłego, który wyłonił się z podłoża. Rozłożył ręce szeroko, a między nimi pojawiły się trzy listki, ułożone w trójkąt. Każdy z nich czekał, delikatnie unosząc się w powietrzu.
- Kyuu! - malutkie, leśne duszki przemówiły, radośnie podskakując, jak gdyby pod ich nogami znajdowało sie cokolwiek.
Irkuck machnął ogonem kolejny raz, teraz jednak już nie dla zdobycia większej ilości fanek, lecz w konkretnym celu. Wyleciały z niego trzy, ciemne szpikulce, jakby uformowane z ciemnego dymu który go otaczał. Wycelowane były jednak one w Kyuu a nie starca. Dwa z nich zdołały uniknąć ataku, trzeci jednak został pozbawiony (nie)przyjemności przebywania w tym wymiarze. Zombie natomiast zaczął zmierzać w kierunku Starca.
-Kyuu! - przegnany z tego wymiaru listek pojawił się raz jeszcze, zaś cała trójca ruszyła w kierunku nóg Zombiego, mając zamiar odciąć chociaż jedną z nich.
Starzec stał zaś niewzruszony, obserwując całą walkę jak gdyby była normalnością. - Jesteś demonem, dasz mi autograf dla moich wnucząt? - zapytał tylko, uśmiechając się nieco na myśl o swej rodzinie.
Kyuu rozcięły część nadgnitych mięsien i ścięgien, przez co zombie zwolnił znacząco, jednak najwyraźniej był zbyt głupi, by wiedzieć, że powinien się wywalić i nie móc iść dalej.
Demon natomiast postanowił nie odpowiadać Starcowi, lecz wyprowadzić kolejny atak. Wytworzył kolejne trzy szpikulce, które wystrzelił machnięciem ogona, te jednak wymierzył w swojego przeciwnika a nie jego przywołańce.
- Ty, który okradasz biednych, Aurcencie - przybyj! - niewątpliwie najstarszy żyjący człowiek podniósł nieco ton głosu. Przed jego ciałem pojawił się odwrócony centaur, z którego łuku wystrzeliły trzy strzały - każda miała wybuchnąć, gdy tylko zbliżą się do szpikulców, neutralizując tym samym atak przeciwnika. Kyuu miały zaś kontynuować sekcję prowadzoną na żywych zwłokach.
Pierwsza część planu okazała się skuteczna. Wybuchowe strzały okazały się dosyć skuteczne, by lecące pociski zmieniły swój tor lotu na tyle, by nie skrzywdzić Starca. Chociaż, trzeba przyznać, mało brakowało, by miał piękny otwór na trzecie oko bądź inny wynalazek któregoś z jego wnuków.
Jeszcze skuteczniejsze okazały się Kyuu, które pozbawiły zombie jednej z nóg. Bezmyślna istota jednak kontynuowała, czołgając się w kierunku przeciwnika.
Irkuck uniósł delikatnie rękę, wyraźnie niezadowolony tym, co się dzieje. Czarny dym skupił się metr przed nim a chwilę później z niego uformowała się nowa istota. Przypominające jaszczurkę, zielone, skrzydlate i humanoidalne coś miało być nowym przeciwnikiem.

- Zielony! - Aurcent wykrzyknął. - Lubię zielony! - dodał po chwili, opisując swe uczucia w kierunku wszystkiego, co jest w jakikolwiek sposób bliskie barwie kojarzącej się z jednostkami monetarnymi. Odwrócony centaur naciągnał cięciwę swego łuku, by wystrzelić kilka strzał w kierunku przeciwnika. Każda z nich miała wybuchnąć, tym razem jednak pokrywając okolice lodem. W międzyczasie Kyuu zamierzały odciąć głowę umarlaka.
Strzały z charakterystycznym świstem poszybowały w kierunku nowego przywołańca. Ten próbował się bronić zasłaniając się skrzydłami. Wiele mu to nie dało, gdyż kolejne eksplozje strzał sprawiły, że mógł na własnej skórze poczuć, jak to jest być rzeźbą lodową. Całe zielone cielsko zostało pokryte lodem. W tym samym czasie Kyuu pozbawiły nieżycia zombie.
Aurcent kolejny raz wystrzelił kilka sztrzał, z których każda miałą wybuchnąć po zetknięciu się z ciałem głównego przeciwnika. Kyuu ruszyły zaś za wroga tuż przy powierzchni ziemi, licząc iż dostaną się za jego plecy niezauważone.
- Mój wnuk słucha Ozzjego czy czegoś takiego - starzec rozprawiał o swej rodzinie. - Naprawdę nie masz z nim nic wspólnego? - zapytał swego przeciwnika.
Strzały błyskawicznie zbliżały się do przeciwnika, który wydawał się je kompletnie ignorować. Większość zresztą poleciała w kompletnie innych kierunkach, zaledwie jedna zdołała znaleźć się przed Irkuckiem. Ten próbował odepchnąć ją ogonem, jednak… nie trafił. Wybuchła na jego klatcę piersiowej, jednak nie było widać jakiś szczególnych obrażeń. Za to widoczna była jego złość, którą zasygnalizował przez wypuszczenie znacznej ilości dymu, z którego nawet zmaterializował sobie miecz. Zaczął iść w kierunku Starca.
- Naprawdę, nie dasz mi autografu? - najwyraźniej ta bardziej ludzka strona bardzo chciała uzyskać jakże małą, choć sprawiającą tak wielką przyjemnosć rzecz. - On byłby szczęśłiwy… - westchnął, widząc, że prośby nie maja zbyt wielkiego sensu.
Aurcent wystrzelił kilka zamrażających strzał w przeciwnika, zaś Kyuu kontynuowały swą wędrówkę niemalże po powierzchni ziemi.
Lodowe strzały poszybowały w kierunku przeciwnika, który nawet nie próbował ich uniknąć - po co, przecież jest wielkim demonem! Jak łatwo się spodziewać, szybko pokrył się znaczną ilością lodu, co zatrzymało go w miejscu. Zwiększył on emisje czarnego dymu - zieloni pewnie go dopadną! - jednak nie był w stanie przełamać przeszkody, chociaż pojawiły się na niej pierwsze rysy. Kyuu natomiast dostały się niezauważone za przeciwnika.
- Czy on ma gdzieś portfel? - Aurcent pytał, najwyraźniej niepewny tego, czy demon jest wogóle wartościowym celem dla jego strzał. Napiął jednak cięciwę kilka kolejnych razy, tym razem wystrzeliwując strzały, które miały pełnić rolę pocisków błyskowych - każda z nich miała wybuchnąć, oślepiając przeciwnika. Odwrócony centaur stał tak, by zasłonić swym ciałem całe wytworzone światło - starzec nie zostanie pozbawiony wzroku, zaś łucznik przymknie tylko oczy w odpowiednim momencie. Znajdujące się za nim Kyuu wielokrotnie zwiększyły swą liczebność i udały się w kierunku głowy przeciwnika.
- Naprawdę nici z autografu? - starzec napierał. Ten jeden przedmiot zdawał się być ważniejszy niż wynik walki.
Irkuck napiął mięśnie, pod wpływem czego lód popękał a on wyzwolił się z pułapki. Tylko po to, by chwilę później dostać serią oślepiających strzał. Bestia zamknęła oczy i ryknęła wyraźnie niezadowolona - i jak łatwo się domyślić, nie są to warunki sprzyjające do dostrzeżenia rozmnażających się Kyuu. Kolejne strzały oślepiały demona, kiedy horda stworków z liści rzuciła się ku jego głowie. Efekt nie był znaczący, ponieważ bestia ryknęła jedynie, wyraźnie tym faktem niezadowolona.
W ten, czy inny sposó - taktyka działała. Kyuu mogły się powielać i atakować, a Aurcent - zajmować przeciwnika wystrzelając mieszankę oślepiających strzał, oraz tych, których wybuch miał na celu czystą destrukcję. O ile te pierwsze miały zwyczajnie przeszkadzać przeciwnikowi, to drugi typo powinien co najmniej uszkodzić nogi celu. Wszystko w imię autografu.
Kolejne strzały trafiały Irkucka i o ile te oślepiające robiły to, co powinny - to wybuchowe wydawały się nie robić mu najmniejszej krzywdy. Ot, twarda bestia z niego była. Co więcej, mimo wzroku blokowanego kolejnymi atakami, postanowił iść dalej w kierunku Starca - bądź pozycji w której ostatni raz go widział. Atak jeszcze większej hordy Kyuu przyniósł minimalny efekt, jedynie głębiej naruszając skóre głowy.
Starzec wraz z odwróconym centaurem powoli cofali się. Ten drugi tym razem wystrzelił kilka zamrażających strzał w dolne części ciała przeciwnika, by chociaż na chwilę zwiększyć dystans dzielący demona i starca.
- Kyuu! - ilość napierających listków była coraz wieksza, zaś każdy z nich, jakby coraz bardziej wredny. Skupiały się na głowie, jednak niektóre zaczynały zwyczajnie rozpędzać się i wlatywać to w lico przeciwnika, to w jego oczy.
Lodowe strzały tym razem nie zdały swojego egzaminu. Chociaż wiele z nich trafiło a nawet pokryło przeciwnika lodem, to ten natychmiastowo się z niego wydostawał, przez co czas kupiony przez Aurcenta mógł być liczony co najwyżej w minisekundach. Jeśli o Kyuu chodzi - wraz z ich liczebnością rosła także skuteczność. Skóra na głowie demona była coraz bardziej pocięta, mimo prób odtwarzania jej. Czarny dym stężniał nagle, by zamienić się w ogień otaczający Irkucka - większość Kyuu wyczuła jednak zagrożenie i zdołała się ewakuować.
Kyuu skupiły całą swą uwagę na rozmnażaniu, latając w bezpiecznej odległości wokół przeciwnika z coraz większą prędkością. Każdy z nich coraz bardziej pragnał pokonać czarnego, brzydkiego przedstawiciela wszystkiego, co w tak wielu wiarach jest negatywne.
Przybysze z innych czasów mogę wiele się nauczyć, gdy tylko poznają obecną w danym świecie technologię. Tak też było i tym razem, a Aurcent wystrzelił strzały posiadajace w sobie porcję… pianki przeciwpożarowej.
Większość strzał została zatrzymana przez pojawiającą się kilka metrów przed Irkuckiem materię powstałą z czarnego dymu. Zaledwie jedna trafiła go w nogę, rozpryskując środek w niej zawarty, jednak demon się tym nie przejmował. Co więcej, wyglądało na to, że odzyskał wzrok, o czym świadczył wystrzelony, czarny pocisk armatni, lecących wprost na Aurcenta. Co więcej, zniszczył przy tym kilka Kyuu latających dookoła niego, jednak to jak z wanny pełnej wody wyciągnąć jedną szklankę.
Aurcent wystrzelił kilka wybuchowych strzał w kierunku nadchodzącej kuli armatniej, by zaraz po tym wysłać kilka kolejnych, mających pokryć ciało przeciwnika wodą, tym razem jednak lobem.
Kyuu rozpędzały się coraz bardziej, wykonując krótką pętle za ciałem celu, tak by nie przeszkodzić atakowi Aurcenta. Ich ilość rosła z każdą sekundą..
- Kyuu! - krzyki były coraz częstsze. Istoty zamierzały uderzyć w zgaszoną nogę przeciwnika, lub w wypadku zgaszenia twarzy - kontynuować ataki w ten właśnie element ciała przy coraz większej prędkości.
Już trzecia celna, wybuchowa strzała zdołała zmienić lot kuli na tyle, by ominęła Aurcenta i Starca. Pierwsza seria wodnych strzał została zatrzymana w ten sposób, jak wcześniej większość gaśniczych - pojawiająca się materia z czarnego dymu powodowała ich przedwczesną eksplozję. Także i strzały wystrzelone lobem spotkał podobny los.
- Dość. - stwierdziła Jego Mroczna Eminencja. Jego włosy zaczęły się poruszać i niczym bicze atakować Kyuu, jednak było to tak nieefektywne, że nawet nie negował tym ich rozmnażania się.
Kyuu ciągle rozpędzały się, zataczając koła o małej średnicy. Nie minął nawet czas potrzebny na kilka mrugnięć, a łąka zaczynała coraz bardziej naginać się pod wpływem nieustającego wiatru, który zdawał się rozchodzić z jednego tylko miejsca.
Aurcent niemalże bez przerwy wystrzeliwał dwa rodzaje strzał - te, które miały zamienić się w wodę, oraz te, które miały tworzyć mały, elektryczny wybuch. Każda z nich miała jeszcze dodatkowy, magiczny ładunek z tyłu drzewca. Odwrócony centaur niie celował jednak w przeciwnika… lecz w podobne do liści dusze, oraz ich tornado mające stworzyć coś, w rodzaju procy wystrzelającej strzał tak, by leciały na wroga zza jego pleców. Ładunek znajdujący się z tyłu miał, za pomocą odpowiedniego odrzutu - sprawić, że zjawisko było możliwe do stworzenia.
Efekt był zaiste piorunujący! Mieszanka wody i elektryczności nie sprzyjała zbytnio Irkuckowi, który był nią bombardowany bez ustanku. Co więcej, biedak nie do końca wiedział jak się przed tym efektywnie bronić, a gdy jakiś pomysł wpadł do jego głowy - było już za późno. Demon upadł wpierw na kolana, później mógł przytulić się do ziemi. Sekundę później wymiar zniknął.
 
Zajcu jest offline  
Stary 01-09-2013, 20:12   #12
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Asphyxia vs Bafurl

- Niedźwiedź… jebany niedźwiedź… - Asphyxia, powstrzymywała się od śmiechu, jednak kiepsko jej to wychodziło. - Nie ważne… pokaż jak tańczysz worku na pchły. - Królowa Permafrost ruszyła do biegu… a raczej pełzu. Zmarznięta powierzchnia ułatwiała jej ślizg, a skracając sobie dystans do przeciwnika wytwarzała grubą taflę lodu przed sobą. Musiała go dopaść. Gdy będzie już wystarczająco blisko pchnie tafle lodu w przód, która w ostatnim momencie najeży się kolcami.
Najwyraźniej niedźwiedziowi nie było do śmiechu, że walczy z zmutowaną jaszczurką. Przykucnął jedynie i wycelował, kiedy przeciwniczka pełzła do niego, kryjąc się za barierą. Chwilę później oddał pierwszą serie. Metalowe pociski rozkruszyły część bariery, kilka z nich przeleciało nawet całkiem blisko Asphyxii, jednak żaden z nich ich nie ranił. Jednak chwilę później nadeszła druga seria, która była bardziej skuteczna. Jeden z pocisków ośmielił się zranić królową - pocisk przeszedł przez ramię, naruszając kość jednak szczęśliwie omijając większe naczynia krwionośne.
Niedźwiedź nieświadomie sprowadził na siebie piekło raniąc Apshyxię, która była całkiem wrażliwa na punkcie swego wyglądu. - Dawno nie widziałam swojej krwi… tihii. - Mruknęła, po czym jej ogon zwinął się w swoistą sprężynę, po czym wyskoczyła wysoko by promienie słoneczne były za nią, a niedźwiedziowi utrudniły celowanie. Będą w powietrzu uformowała, dwie śnieżynki, w każdą w jednej dłoni. Obracając się wokół własnej osi cisnęła nimi jedną po drugiej. Te jeszcze w powietrzu powiększyły się i obracały tworząc swoiste piły tarczowe.
Skok najwyraźniej spełnił swoją rolę, ponieważ kolejna seria wystrzelona przez Bafurla była kompletnie niecelna. Także i atak został przez niego zauważony stosunkowo późno, kiedy śnieżynki były całkiem spore. Niedźwiedź przez chwilę wpatrywał się zdziwiony, by następnie zarzucić karabin na ramię i zacząć biec na czterech łapach. Lodowy prezent nie trafił, jednak rozbijając się o ziemię posłał dookoła kilka odłamków, które trafiły jego przeciwnika.
- NO GDZIE?! - Wrzasnęła Lamia. Widząc że traci wysokość, wycelowała dłonią pod siebie tworząc swego rodzaju ślizgawkę, która zakręcała tak by dopaść przeciwnika. Gdy już była tuż nad nim wybiła się ze swego tworu i spadając wytworzyła na swej dłoni lodowe ostrze kosy. Drugie ostrze uformowało się na łokciu drugiej ręki. Z nowo utworzoną bronią zamierzała przerobić niedźwiadka na talarki, serią cięć w losowo wybrane części ciała.Lamia zbliżała się w błyskawicznym tempie na swojej ślizgawce, co jednak nie uniknęło uwagi futrzastemu. Zatrzymał się, stanął na dwóch łapach i… sięgnął po granat. Ot, standardowe wyposażenie niedźwiedzi w trakcie wycieczki na tundrę. Rzucił w kierunku zbliżającej się przeciwniczki, jednak nie trafił. To była doskonała wiadomość dla Asphyxii, ponieważ wybuch był całkiem konkretny. Chwilę później przerośnięta żmijka miała okazję zemścić się. Niedźwiedź okazał się nadzwyczajnie zwinny, jednak jedno z ostrzy sięgło jego ramię, rozcinając futro i mięsień.
- TIIHII! - Zachichotała przez zaciśnięte zęby. Naprawdę uwielbiała jak jej przeciwnik krwawi.
Uniosła dłoń w górę i zaczęła formować jakiś lodowy obiekt. Jednak to była tylko podpucha. Na czubku jej ogona uformował się morgensztern najeżony kolcami. Asphyxia obróciła się dookoła, by z całej swej nieludzkiej siły rozwalić na głowę niedźwiedzia, uformowaną wcześniej kulę z kolcami. Niedźwiedź miał jednak łut szczęścia. Chwilę zanim Lamia wykonała swój atak, on wydał z swojego gardła głośny ryk. Chociaż ten nie wpłynął jakoś szczególnie na jej samopoczucie, to był wystarczająco skuteczny, by chwilę nieuwagi przeciwniczki zamienić na nietrafiony cios. Nie zniechęciło to Asphyxii do ponownej próby, z tym że tuż przed ciosem dotknęła podłoża, by spod łap niedźwiedzia wysunęły się lodowe szczypce, które to miały go pochwycić, co by się przez przypadek nie odsunął od morgenszterna na ogonie Lamii.
Lodowe kleszcze zamknęły się wokół nóg niedźwiedzia, ten jednak był przygotowany na kolejny, jakże podobny, atak. Tym razem lodowy morgensztern napotkał pazury zwierzęcia, rozsypując się przy tym na kawałki. Wyglądało na to, że futrzak wciąż ma asa w rękawie.
- Kyahah! Nieźle! - Pochwaliła niedźwiedzia, pojedynczym klaśnięciem. Sekundę później jednak jej wyraz twarzy diametralnie się zmienił, co mogło oznaczać że znudziły się jej żarty.
Lamia opadła nisko, ponownie dotykając ręką podłoża. Miało to na celu wynurzenie pod niedźwiadkiem dużej lodowej pięści, z wyciągniętym środkowym palcem. Ot, taki miły dodatek.
Jedno, że pięść nie dotarła do swojego celu, a kompletnie drugie - że Bafurl zdołał się wydostać z sideł. I to w jakim stylu! Niedźwiedź nagle zaczął nabierać wielkości, jego pazury wydłużyły się i zaczęły świecić a na ciele pojawił się pancerz jak i korona. Ot, magia - z małego, potulnego niedźwiadka robi się sześciometrowa bestia.


- Dlatego jesteś w turnieju… - Rzuciła królowa permafrost z udawanym podziwem dla niedźwiadka. - Wreszcie potańczymy na poważnie. - Pomimo ciepłego futerka niedźwiedź mógł poczuć jak robi się chłodniej. Zamieć śnieżna zaczęła się nasilać skutecznie utrudniając widoczność, Bafurl czuł jak mroźny wiatr zaczął się także nasilać. Lamia cofnęła się do tyłu, by uformować gigantyczną gilotynę nad łbem niedźwiedzia.
Paszcza wielkiego niedźwiedzia otworzyła się, kiedy zamieć śnieżna nabierała na sile. Chwilę później wydobył się z niej ogłuszający ryk. Pęd powietrza zgarnął nie tylko sporą ilość śnieżynek, ale także samą Lamie, posyłając ją kilkadziesiąt metrów dalej, obijając po ziemi - no i psując plany powtórki z Rewolucji Francuskiej.
Asphyxia uniosła się na swym ogonie i otrzepała swe ubranie. Strzeliła karkiem, po czym wystawiła obie dłonie przed siebie. Drobinki lodu zaczęły ukształtować się w małe sopelki, które chwilę później wystrzeliły prosto w gębę przeciwnika. Przypominało to efekt jak przy użyciu działa obrotowego… nawet odgłos był podobny. Seria nie wywołała praktycznie żadnego efektu, jedynie rozzłościła Bafurla. Ten ryknął, tym razem mniej donośnie i zmienił pozycje na mniej ludzką a bardziej niedźwiedzią.
Lamia uniosła brew, widząc że jej atak nawet go nie połaskotał. Poskrobała się po głowię wpatrując się w niedźwiedzia. - Cholera… jeszcze nikt tyle nie wytrzymał. Zdumiona jestem.- Lamia złożyła dłonie po czym je rozciągnęła, kreując między nimi lodowy trójząb. Chwyciła za sam środek trzonu broni i odchyliła rękę do tyłu, prawą dłonią wskazała na Bafurla, robiąc sobie swojego rodzaju celownik. Zaraz po tym cisnęła bronią jak oszczepem. Ten jednak tuż przed trafieniem rozczepi się na trzy włócznie. W tym czasie wielka kula futra zaczęła biec w stronę swojej przeciwniczki, z każdą sekundą zbliżając się coraz bardziej. Bafurl nawet nie próbował uniknąć ataku który w niego nadleciał - i tym razem mógł tego pożałować. Dwie włócznie powstałe z rozszczepienia się harpuna co prawda po prostu się rozpadły, ale trzecia wbiła się tuż pod jego okiem. Lamia miała nawet na tyle czasu, by uniknąć stratowania! Niedźwiedź zaczął hamować, co przy jego wadze i prędkości nie było łatwym zadaniem.
Skoro miał problem z hamowaniem, Asphyxia postanowiła go wyręczyć, tworząc na jego drodze kolczasty lodowiec. W tym samym czasie zaczęła coś wytwarzać, jednak ten twór nie posiadał jeszcze kształtu.
Crashtest miśka nie wypadł zbyt pomyślnie. Chociaż Bafurl rozbił cały lodowy twór, to spora ilość odłamków pozostała w najróżniejszych miejscach jego ciała, o czym świadczył między innymi długi i zdecydowanie bolesny ryk.
- Ok… skończyłam. - Lamia wyszczerzyła się i posłała małą kulkę lodu w stronę podłoża. Nie minęła nawet sekunda, a zmarznięta gleba zaczęła się trząś i pękać. Najpierw wylazło jedno łapsko, potem drugie, aż w całości okazał się...


...lodowy golem! Twór dorównywał wysokości przeciwnika, gdy ten stał tylko na dwóch łapach.
- Dedziu! Bierz go! - Lamia wydała rozkaz, uśmiechając się szeroko, a golem tylko coś zaklekotał, trzasnął i ruszył do biegu. Lodowy twór odchylił obie piąchy w tył, by je złączyć i upuścić na kręgosłup Bafurla. Udało mu się to nawet zrobić na tyle szybko, że niedźwiedź nie zdążył powstać po kraksie. Ledwo zaczął się podnosić a został zmuszony do kolejnego przytulenia z ziemią.
Golem przekrzywił tylko łepek, po czy ponownie miał zamiar uderzać na przemian to jedną to drugą łapą. Asphyxia w tym czasie uformowała, na rękach lodowego konstruktu kolczaste kule.
Przy tym wszystkim machała rękoma jak dyrygent. - Zdychaj już sobie. - Rzuciła nucąc.
Niedźwiedź ryknął gdy kolejny cios spadł na jego plecy. Efekt był jednak kompletnie inny niż możnabyło się spodziewać - to ręka lodowego golema rozpadła się na małe kawałeczki! Zaraz potem wykonał nadzwyczajnie szybki obrót na plecy, blokując przy tym swoimi pazurami kolejne uderzenie. Odepchnął nogami golema, prawie pozbawiając go równowagi, po czym sam wrócił do stania na dwóch łapach, z wyraźnymi kurwikami w oczach.
- Nie rozumiesz prostych poleceń? Jak ty w cyrku przetrwałeś? - Rzuciła z pogardą, posyłając Golema do biegu. Niestety los lodowego tworu był okrutny, gdyż Lamia rozerwała go na odłamki, większe i mniejsze, po czym posłała w stronę Bafurla. Kiedy to wykonała wystawiła dłoń przed siebie, wyczekując na dogodny moment użycia promienia zamrażającego.
Lód zderzył się z górą napiętych mięśni, tłuszczu, skóry i futra, które składały się na obronę niedźwiedzia. Pojawiło się kilka nowych ranek czy zadrapań, jednak ciężko było tu mówić o czymś konkretnym. Bafurl zaczął zbliżać się do przeciwniczki, która wystrzeliła promieniem. Lamia jednak zdecydowanie powinna udać się do okulisty, ponieważ trafiła pod nogi bestii a nie w nią… co nie przeszkodziło zrobić jej kuku, ponieważ jeszcze bardziej zamarznięta ziemia postanowiła pęknąć pod nogą niedźwiedzia, posyłając go na piękne zderzenie z gruntem.
- Nie o to mi chodziło… ale co tam. - Prychnęła Asphyxia ruszając do szybkiego pełzu. Skoro bydlak leżał miała okazję zrobić mu jakąś poważniejszą krzywdę. Na jej ogonie, pojawiły się ostrza jak u jakiejś jaszczurki. A dokładniej w miejscach gdzie ogon styka się z glebą, podczas gdy pełza. Miała na celu wskoczyć na Balfurla i niczym brona wyrzeźbić na nim krwawe ślaczki, kiedy to będzie po nim pełzać jak jakiś robal. Chociaż udało jej się dostać na przeciwnika i zacząć swoją małą, krwawą orkę, to niedźwiedź już po chwili zaczął wstawać, co wymagało podjęcia szybkiej decyzji. Błyskawicznie zmieniła kierunek w stronę szyi niedźwiedzia, z takimi ostrzami jeżeli założy pętelkę wokół jego szyi Apshyxia będzie żywą garotą i rozerwie mu gardło. Okazało się, że łatwiej wstać niż dopełzać się komuś do szyi - Lamia spadła na ziemię, leżąc tuż za rozwścieczonym niedźwiedziem, który krwawił już całkiem znacząco. Co gorsza, obracał się. - Tch. - Wydala tylko z siebie szybko pełznąć pod niedźwiedziem, wyciągnęła rękę do góry podczas przemieszczania się i uformowała duże, długie ostrze o zakrzywionym i ząbkowanym ostrzu. Miała na celu rozpłatać go od dołu jak rybę.
Bafurl zatrzymał ten cios za pomocą zaledwie dwóch pazurów z górnej kończyny - ba, nawet wyprowadził kontratak. Jednym zatrzymał ostrze, by drugim wykonać cięcie, które odcięło Lamii rękę - cóż, przynajmniej tą i tak uszkodzoną.
Z szokiem, a nawet z lękiem, w oczach spojrzała na chlupiący krwią kikut. - Ty...Ty… - Lamia nie mogła się wysłowić przez buzującą w nią agresję. Rana po odcięciu ręki, pokryła się lodem i uformowała w kilkanaście ostrzy. Zamieć wokół Asphyxii nasiliła się, a ona sama wyskoczyła wysoko w górę. Gdy spadała, wyprostowała swe długie ciało tak, by czubkiem ogona spadać w stronę Bafurla. Podczas tego zaczęła obracać się dookoła, a jej ogon pokrył się warstwą lodu, który formował się w ogromne wiertło. Nie minęła chwila a cała Królowa Permafrost stałą się właśnie tym wiertłem, gdzie niegdzie pojawiły się na niej wypustki co by rozerwać, rozszarpać i poszatkować jak najwięcej cielsko Niedźwiedzia. Lamia przeszła przez brzuch niedźwiedzia, zapewne nawet likwidując jeden z przerośniętych organów, by następnie wylądować za nim. Dziura jaką zostawiła była imponująca - chwilę później jednak zmalała… jak i cały Bafurl, który wrócił do swoich normalnych rozmiarów.
Przy kontakcie z zmarzniętą glebą, wiertło rozsypało się na kawałki. Zaraz po tym, Lamia skróciła dystans do przeciwnika, strzelając w niego metrowymi soplami. Gdy już go dopadnie, zamachnie się kikutem, na którym wcześniej uformowała ostrza.
Świst towarzyszył pierwszemu soplowi, który śmignął kawałek od Bafurla. Drugi powiększył mu dziurę w brzuchu, jednak większa jego część przeleciała przez miejsce, w którym wcześniej była Lamia. Trzeci napotkał na pazury niedźwiedzia i rozpadł się na kawałki. Chwilę później jednak Apshyxia zamachnęła się ostrzami na kikucie, zostawiając piękne, krwawe ślady na jego ręce. Walka powoli dobiegała do końca.
Szkoda że niedźwiedź nie potrafił okazywać uczuć. A może po prostu nie zamierzał? Tak czy inaczej, bardzo chciała usłyszeć jak skomle o skrócenie męki. Inna sprawa że Asphyxia jest sadystką…
- Wytrzymaj jeszcze troszkę. Za mało krwi ci upuściłam. - Za niedźwiedziem, uformował się lodowy sarkofag, który otworzył się na ościerz. Lamia smagnęła ogonem, wrzucając go do środka. Sarkofag ten tak naprawdę był “Żelazną damą”, najeżoną od środka kolcami. Jedna z najciekawszych zabawek jakie widziała Lamia. Pomimo poszarpanego wyglądu z pełna gracją odwróciła się plecami do swego tworu i pstryknęła palcami. Ze środka trumny Bafurla wydobył się nieprzyjemny mlask i odgłos łamanych kości, a sama machina tortur przybrała szkarłatny kolor.
- And the rest… is silence. - Ukłoniła się tym co zapewne oglądali jej pojedynek po czym zniknęła, tak jak cały wymiar.

***

Asphyxia wróciła do Elizjum, cała i zdrowa. Rozruszała tylko nieistniejąca wcześniej rękę.
- Asphyxia-sama! Gratuluje wygranej. - Służka była już koło niej, uśmiechnięta i trzymająca w rękach przekąskę dla swej pani.
- Lilith… ten turniej… to najlepsze co mnie w życiu spotkało! Głupi niedźwiedź zdołał mnie tak pokiereszować, aż trzęsę się na myśl jacy będą kolejni przeciwnicy. Jestem taka szczęśliwa. - Oczy Królowej, zaszkliły się. W mig niebieskowłosa podała jej chusteczkę.
- Dziękuje moja droga. A teraz chodźmy coś zjeść i potem do łaźni. Muszą tu mieć jakąś. -
Postanowiła Lamia, nie bardzo przejmując się zdaniem służki w tym temacie. Pełznąć sobie niemal tanecznym “krokiem”, zajadała się lodami bananowymi. - Ah… Lilith nie widziałaś może gdzieś A’Dosia? - Zapytała Królowa.
- Umm. Kogo? - Służka nie miała pojęcia o kim jest mowa.
- Jak nie- - Urwała w połowie patrząc na jedne z setek wyświetlaczy, rozmieszczonym po Elizjum. - ON WALCZY TERAZ!! ON WALCZY TERAZ!! - Podekscytowana wskazała palcem, na obraz. - Znajdź jakieś wygodne miejsce. Raz raz! - Rozkazała niebieskowłosej, sama nie odrywając wzroku od walki Zwiastuna.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline  
Stary 01-09-2013, 21:08   #13
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Interludium 1

Retsu i Zwiastun

Zwiastun oczekiwał na koniec walki Retsu, obserwując ją z zaciekawieniem. Starał się jak najlepiej zrozumieć tego człowieka z którym wiedział że przyjdzie mu się zmierzyć, bo w to że przyjdzie im walczyć nie wątpił. Już wtedy, gdy spotkali się po raz pierwszy wyczuł siłę która nie pozwoli mu się zatrzymać i zapewne gdyby nie to że na swej drodze napotka Zwiastuna nie zatrzymałby się ani na chwilę aż do momentu swego zwycięstwa w turnieju. Ich walka zapewne będzie jednym z najciekawszych starć jakie mogą sobie tylko wymyślić i obaj dadzą z siebie wszystko… a może nawet jeszcze więcej

- Gratuluję wygranej - melodyjny głos A’Doxa powitał Retsu gdy ten po swym zwycięstwie pojawił się na powrót w Elizjum
Retsu poprawił odruchowo krawat i wygładził swój garnitur. - Tak samo gratuluje tobie, obserwowałem twoją walkę… tak jak sądziłem nie było szans bys przegrał. -stwierdził ten którego twarz pokrywały blizny. - Jednak jak mniemam nie czekasz tu na mnie, tylko po to by złożyć gratulację. -dodał a papieros w magiczny sposób, już dymił się w jego ustach.
A’Dox wpatrywał się w Retsu, dosłownie świdrując go wzrokiem
- Mylisz się, przede wszystkim czekam tu po to by złożyć ci gratulacje. Nie wątpiłem w twoje zwycięstwo, było ono nieuniknione i zbliżyło nas obu o krok do naszego spotkania na arenie. Widziałem jak walczysz, ale teraz chciałem się upewnić jak zwyciężasz
- Hanae była godna przeciwniczką, wiedziała ponikekąd do czego służy walka. Jednak była zbyt zaślepiona swymi sztuczkami, by zrozumiec prawdziwą idee tego zjawiska. -wyjasnił Retsu, powoli krocząc obok Zwiastuna. - Zaschło mi w gardle, chodźmy gdzieś gdzie jest jakiś alkohol. -zaproponował, jednak szybko zmieni łtemat. - Chłopak z którym walczyłeś… czy jego myśli wóciły na swoje tory gdy bitwa się zakończyła? -zainteresował się osobnik w garniturze.
- Obawiam się że tak - ze smutkiem odparł A’Dox ruszając z Retsu - Nie byłem jeszcze na tyle silny by pokonać magię elizjum, mimo że tyle czasu się przygotowywałem. Kalyan zatem wróci do swego więzienia, dalej będąc zaślepionym przez źle pojętą ideę wolności. Określiłeś Hanae jako godną przeciwniczkę, jednak w momencie gdy walka była już rozstrzygnięta rozgniotłeś jej czaszkę. Dlaczego?
- By jej pokazac do czego powinna dążyć. -odparł wojownik. - Sztuki walki to przydatna rzecz… lecz nie potrafią Ci zobaczyc tego co naprawde liczy sie w pojedynku. Gdy zbyt wierzysz w swoje sztuki, to co skopiowałes od innych, myślisz że to wszystko czego potrzebujesz by wygrać. Ja zas musiałem udowodnić jej to, że jedyne co pozwala wygrac to, to co osiągnęło sie samemu. -wyjaśni łfragment swej ideologii mężczyzna w bliznach. - Gdyby nie doświadczyła różnicy sił na własnej skórze, dalej rozwijałaby swoją bezcelową sztukę.
- Czyli liczy się tylko siła, prawda? - zapytał wyraźnie zaciekawiony Zwiastun - Jej jednak siły brakowało… Czy to źle, że jej brak próbowała nadrabiać w ten sposób ucząc się od tych których uważała za lepszych od siebie?
Retsu pokręcił głową na boki. - Nie każdy jest silny… nie każdy może być silny. Na przykład ty. Jestem pewien, że mógłbym zgnieść twoją rękę niczym papierek, a mimo to nie uważam Cię za słabego. -stwierdził. - Czemu miała uważac innych za lepszych i pobierac od nich nauki, skoro każdy z nas jest najlepszy w byciu sobą? -zapytał filozoficznie, zamawiając butelkę sake, w miejscu gdzie zasiedli.
- Wolałbym jednak żebyś nie zgniatał mi rąk, bardzo proszę - odpowiedział na poły żartobliwie A’Dox - Wierzysz zatem, że siłę trzeba odszukać w sobie zamiast czerpać jej namiastkę z zewnętrznych źródeł. Widzę, że w tym punkcie się zgadzamy, ale musiałem się co do tego upewnić. Zwiększy to dodatkowo moją motywację by wygrać następną rundę i spotkać się z tobą w rundzie trzeciej
- Sam musze jeszcze wygrać.. a o wrogu wiele niewiadomo. -stwierdził wskazując na ekran. - A nie wątpie, w twoje zwycięstwo, bowiem masz to co czyni Cie prawdziwym wojownikiem. Masz marzenie, którego się trzymasz, bardziej niż własnego żywota. -odparł Retsu z uśmiechem. - Nie wiem, który z nas wygra, ale obiecuje Ci że od pierwszej sekundy naszego starcia, użyje całej swojej mocy. To najwieksza nagroda jaką moge Ci ofiarować.
- Również mogę obiecać że nie będę się ograniczał, w przeciwieństwie do walki z Kalyanem. Jego starałem się jak najwięcej w trakcie naszego starcia nauczyć, dawałem mu lekcje które ty już dobrze znasz. Będzie to zatem pojedynek którego na elizjum długo nie zapomną - zakończył Zwiastun rozmarzonym tonem - Dziękuję za tą rozmowę, znając cię choć trochę lepiej będę mógł czerpać z naszej walki pełnię radości na jaką zasługuje. Do zobaczenia zatem po następnej rundzie…
- Zwiastunie… trzymaj! -zaśmiał się Retsu i delikatnie rzucił mężczyźnie, swoją malutka odznakę, która wcześniej przypięta była do Garnituru. - W moim świecie daje się je swoim przyjaciołom -wyjasnił, powoli osuszając butelke sake.Odznaka zdaje się że zawisła na chwile w powietrzu dając Zwiastunowi wystarczająco wiele czasu by wyplątać rękę z kaftanu, dopiero wtedy przyśpieszyła lądując bezpiecznie w jego dłoni. Zaraz też przypiął ją do koszuli pod kaftanem, zewnętrze okrycie zrzucał bowiem na czas walki
- Nie mam nic, czym mógłbym się odwdzięczyć… dziękuję
- Wystarczy mi dobra walka. -odparł Retsu, kiwnięciem żegnając się z Zwiastunem i wracając do obserwacji pojedynku, jednej ze swych przyszłych przeciwniczek.

Zwiastun natomiast ruszył ulicami Elizjum, nie interesując się trwającą walką. Niezależnie od tego kto w niej zwycięży będzie tylko następną ofiarą Retsu, kolejnym krokiem przed jego spotkaniem się na arenie z A'Doxem. W myślach wciąż analizował słowa siłacza czując miejsce w którym przypiął otrzymaną od niego odznakę. Od momentu gdy porzucił swą dawną istotę budził wstręt lub przerażenie i tylko jedna osoba wcześniej określiła go mianem przyjaciela. Do końca życia będzie pamiętał tą twarz, twarz mężczyzny w średnim wieku zastygłą niczym maska szaleństwa w wyrazie obojętności. Dwie istoty, każda z nich owładnięta obłędem. Zwiastun, którego szaleństwo narodziło się z chaosu, stanowiący zaprzeczenie wszelkiego rozsądku i zasad obowiązujących w normalnym świecie i jego wróg, który stwierdził że w innych okolicznościach mogliby być przyjaciółmi. Wróg, którego szaleństwo zrodziło się z czystej logiki i zimnej, nieludzkiej konsekwencji w dążeniu do celu. Który podobnie jak on porzucił swe dawne imię i kazał się nazywać Profesorem
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 05-09-2013, 19:12   #14
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Retsu & Asphyxia

- On nie przegra. -odparł wojownik zajmując miejsce koło Lamii. Facet w garniturze, usłyszał, podniecony krzyk kobiety, gdy zaczęła się walka osobnika w kaftanie. - To będzie raczej krótkie starcie. -stwierdził zajmując swoją wielką istota niemal dwa miejsca siedzące.
- Mój A… ekhem. A’Dox nie przegra na pewno. Ale chcę zobaczyć jak silny jest. - Rzekła podskakując delikatnie na krześle. Musiała mocno podwinąć ogon, a nawet zawinąć go wokół krzesła co by nie przeszkadzało to zbytnio innym. - A tak w ogóle to znasz go? - Zaciekawiła się Lamia.
- Można tak powiedzieć. -odparł mężczyzna, który osuszał powoli kolejną butelkę mocnego trunku. - Jest osoba, którą chce pokonać ze wszystkich swoich sił.- stwierdził a zapach alkoholu, zmieszał się z aromatem odpalanego papierosa. - Ty też zdajesz się go poznawać. Czyżby pochodził z tego samego świata co ty?
Królowa Permafrost machała energicznie ręką. - Skądże. Poznałam go tutaj i od razu mnie oczarował. - Rzekła rozmarzonym głosem, kładąc dłonie na policzkach. - Jak już wygram ten turniej zabiorę go ze sobą. - Zachichotała, przysłaniając dłonią usta.
- Nie wygrasz. -odparł spokojnym tonem Retsu, wypuszczając z płuc potężną chmurę dymu. - Przykro mi. -dodał jeszcze poprawiając okulary, by lepiej widzieć walkę Zwiastuna.
- Imponująca pewność siebie. - Asphyxia spoważniała na moment, jednak po chwili ponownie się uśmiechnęła. - Ale nie ma co gdybać nad tym. - rzekła spokojnie, ale w myślach dorzuciła “To jasne jak słońce że wygram”. Lilith zmaterializowała się przynosząc tackę, na której stała jedna szklanka z niebieskim płynem. W niej było mnóstwo parasolek, rurek i innego badziewia, a było tak mocno schłodzone że szron od razu pokrył dłoń Królowej Permafrost. - Jak ci na imię człowiecze? - rzuciła luźno, oglądając walkę. - I dlaczego oni gadają… -Zmarszczyła brwi.
- Retsu. -przedstawił się, a lekki grymas wykrzywił jego twarz. - Oni już walczą. Zwiastun chce udowodnić swoja idee wolności… to dość ciekawe. -stwierdził ten, którego walka jeszcze nie nadeszła. - Ten niedźwiedź mocno Cie poturbował. -zauważył mimochodem okularnik.
- Nieprawdaż? Był całkiem silny… a ja cóż. Odrobinkę go zlekceważyłam. - Zamieszała rurką w swym drinku. - Ah, gdzie moje maniery nazywam się Apshyxia. - przedstawiła się, po czym wskazała na niebieskowłosą. - A to jest moja służka Lilith. -
- Miło mi poznać Retsu-san. - Ukłoniła się elegancko, widać miała to czynność bardzo wyuczoną.
Retsu kiwnął kobieta delikatnie głową obu kobietą. Kolejny papieros znalazł się w jego ustach, gdy zapytał. - Czemu przystąpiłaś do turnieju?
- W moim świecie już nie miałam konkurencji. Wszyscy się mnie bali. Naprawdę tak strasznie wyglądam? - Wskazała na siebie palcem, śmiejąc się. - Ale w poprzedniej walce mało się popisałam. Starzeje się chyba. - Po tych słowach przeczesała swe długie srebrne włosy.
- Lub za mało w siebie wierzysz. -odparł wojownik, opierając się o krzesło, które az zaskrzypiało pod jego ciężarem. - Jeżeli wierzysz w to że wygrasz, nie masz szansy przegrać.
- Piękne słowa. Zapamiętam je. - Rzekła z podziwem. - Więc zgaduje że także musisz być potężny. - Westchnęła rozmarzona. W tym czasie, Lilith położyła przed swoją królową kilka kartek. - Proszę zerknąć Asphyxia-sama. - Lamia spojrzała na papiery, przeczytała je dość sprawnie, po czym położyła palec na samym dole tworząc swoistą pieczęć z lodu.
- Czasami jednak żałuje swej pozycji. - mruknęła rozbawiona.
- Potęga to słowo o szerokiej mierze. -odparł Retsu, po czym zerknął na papiery. - Nie lubie dokumentów… zawsze wynajmowałem do tego ludzi.
- Więc mamy coś wspólnego. Z tym że tymi akurat osobiście się muszę zajmować. - Pociągnęła drinka przez słomkę. - Z jakiego miejsca pochodzisz Retsu? - Zapytała patrząc na walkę… albo raczej egzekucję w wykonaniu Zwiastuna.
- Ze świata Ludzi. -odparł mężczyzna. - Jestem tam szefem gangu… Yakuza dla dokładności. -wyjaśnił okularnik.
- Niestety nic mi to nie mówi. - Uśmiechnęła się rozbrajająco. - Zgaduje że siłą zostałeś szefem, nieprawdaż? -
- Raczej poprzez lojalność i siłę. -odparł Retsu. - Jeżeli dbasz o swoich ludzi oni zadbają o Ciebie.
- Ponownie muszę się z tobą zgodzić. -
Retsu zaczął powoli wstawać z miejsca. - No nic… tak tylko na chwile tutaj przyszedłem, idę gdzieś gdzie na bieżąco dostarczają alkoholu. -stwierdził ciskając opróżniona już butelkę w powietrze. Co kobieta wąż mogła zaobserwować to fakt… iż naczynie nie spadło z powrotem. Wzleciał gdzieś ponad chmury, nie chcąc się jakoś pokazać. - Uch chyba przesadziłem. -westchnął Retsu, przeczochrując swoje włosy, po czym ukrył dłonie w kieszeniach spodni. - Do zobaczenia… może spotkamy się pod koniec turnieju na arenie. -dodał wojownik, powoli odchodząc.
Asphyxia siedziała do końca pojedynku, a nawet jeszcze dłuższą chwilę po nim. Rozmyślała na temat swych kolejnych starć. - Hehe... nie mogę się doczekać. - Rzekła cicho.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline  
Stary 09-09-2013, 17:24   #15
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Arashi westchnął głęboko, miejsce w którym się nie znalazł wcale nie należało do jego ulubionych miejsc walki. No cóż, nie miał wpływu na wszystko. Pozostawało mu jedynie improwizować. Mężczyzna sięgnął do kieszeni, po czym machnął ręką zupełnie jakby rzucał coś na piasek.
-Jestem Arashi- Powiedział spokojnie do swojego przeciwnika.
Przeciwnik nie był jednym z tych dobrze wychowanych konkurentów, więc nawet nie raczył odpowiedzi. Zamiast tego, niczym dzikus ruszył do przodu, szykując młot w pogotowiu. Nie zatrzymał go nawet fakt pojawienia się, dosłownie znikąd, sporej wielkości warga. Być może wierzył w to, że metal go ochroni? Już za chwile dowiemy się, ponieważ Grothar nie przerywał swojej szarży, dążąc do natychmiastowej konfrontacji.
Arashi stał spokojnie. Złożył ręce na piersi. Cień jego przeciwnika nagle skurczył się wpełzając na jego nogi, niczym stado mrówek dostawał się do wnętrza pancerza, przez najmniejsze nawet otwory. Wszystko to w jednym tylko celu, by unieruchomić jego nogi.
Cóż, atak ten nie okazał się zbyt skuteczny. Chociaż Arashi mógłby dać sobie rękę uciąć, że cień zadał jakieś rany, to Grothar nie zaprzestał szarży. Chwilę później łut szczęścia uratował Arashiego przed spotkaniem się z młotem bojowym - udało mu się odskoczyć do tyłu, chwilę później masywna broń uderzyła w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą wstał.
Arashi był zdziwiony, jego przeciwnik był jednym z niewielu, na których nie zadziałała jego pułapka. Mężczyzna zaczął się cofać. Z cienia Grothara wystrzeliło kilkanaście cienkich taśm, które owinęły się dookoła rączki młota, jednocześnie Arashi dał krótki znak swojemu wargowi, że należy zaatakować od tyłu.
Cień nie był w stanie powstrzymać młota wzmocnionego przez zamontowany w nim silnik odrzutowy. Ot, technika! Broń nie była w stanie sięgnąć przeciwnika, trafiła jednak w ziemię - wystarczyło to, by Arashi stracił równowagę.
Warg natomiast zaatakował Grothara, rzucając się na jego plecy i próbując szukać pazurami szpar w jego pancerzu - kilka nawet znalazł, zadając nieco ran.
Arashi rozkazał wargowi przytrzymać przeciwnika przy ziemi, sam zaś zaczął biec w jego kierunku, skoncentrowany tylko na jednym dotknąć jego młota, gdyby udało mu się go choćby musnąć, jego plan by się powiódł, wreszcie zrobiłby przeciwnikowi większą szkodę niż kilka zadrapań.
Cóż, nie jest łatwo utrzymać ruszającą się puszkę metalu przy ziemi, będąc zaledwie wargiem. Chociaż bestia szalała na plecach Grothara jak mogła - nie była w stanie wypełnić swojego polecenia, ot, za mała masa a i po kostkach nie miała jak gryźć. Natomiast kiedy Arashi się zbliżył, przywitał go młot, który śmignął tuż przed jego twarzą. O ile wcześniej próba dotknięcia go była głupotą, tak teraz, gdy leciał ku oddali, mogła być dobrym pomysłem - lecz niestety, poruszał się za szybko. Może następnym razem dopisze więcej szczęścia?
Arashi wycofał się biegiem, Grothar był przeciwnikiem do którego lepiej było się nie zbliżać, szkoda tylko, że musiał się tego dowiedzieć w taki sposób, chociaż warto było spróbować. Arashi wyciągnął rękę w stronę przeciwnika, zarówno jego cień jak i cień warga uniosły się w powietrze formując włócznie, które wystrzeliły w kierunku torsu Grothara.
Niecodzienne pociski wystrzeliły w opancerzonego przeciwnika, który nie musiał obawiać się naprawdę wielu ataków. Ten nie zaliczał się do nich. Włócznie przeszły przez jego pancerz w okolicy korpusu, zapewne zadając rany - gruby metal jednak nie pozwalał ocenić jakie. Złowieszczy zgrzyt metalu jednak nie zapowiadał, żeby wola walki Grothara opadła.
Arashi nadal zwiększał dystans, ta walka go denerwowała, jego przeciwnik wydawał się praktycznie nie tknięty. Mężczyzna machnął ręką, cień Grothara ponownie uformował włócznie, tym razem jednak celował pod pachy, w łączenie szyi z resztą zbroi, w pachwiny, zgięcie kolana, każde miejsce, które w zwykłych zbrojach było słabsze niż reszta pancerza.
Tym razem atak okazał się skuteczniejszy. Grothar upadł na kolana, opierając się przy tym częściowo na młocie, który zaczął drżeć lekko. Opancerzony wojownik uniósł lekko swą broń i delikatnie uderzył w nią ziemię, co i tak wystarczyło, by wystrzelić w wszystkie strony błyskawicę - warg padł na miejscu, Arashi został lekko zraniony.
Taktyka Arashiego odnosiła skutki, powolne, ale stabilne. Został co prawda lekko zraniony, ale liczył na to, że jego przeciwnik bardziej. Dłoń mężczyzny dotknęła ziemi rozmiękczając ją, Arashi powtórzył ten proces kilkakrotnie cofając się by zwiększyć dystans do przeciwnika. Liczył na to, że ten będzie kontynuował swoją politykę bezrozumnej szarży i wpadnie w jedną z pułapek.
Arashi trafił całkiem wprawnie. Gdy, z pewnymi problemami, Grothar się podniósł, miał zamiar ponownie ruszyć na przeciwnika. Wykonał kilka kroków i sru - zakopał się po pas w piasku. Próbował przejść jeszcze dalej, co tylko pogorszyło jego sytuacje. Ciężki pancerz zakopał go jeszcze bardziej, sięgając linii żeber.
Arashi ponownie dotknął piasku, tym razem jednak wyciągając z niego niezwykle długą włócznie. Chwycił ją pewnie, po czym ruszył w kierunku Grothara, jego broń miała na tyle długi drzewce by Arashi mógł pozostać poza zasięgiem młota przeciwnika. Mężczyzna poprawił chwyt, po czym wyprowadził potężne pchnięcie w hełm przeciwnika. Pierwsze uderzenie nie okazało się zbyt groźne, jednak chwilę później mężczyzna postanowił wyprowadzić drugie. To zdziałało znacznie więcej, przebijając się przez hełm i raniąc - zapewne dotkliwie wnioskując po przytłumionym krzyku. Arashi nie miał pojęcia czym był jego przeciwnik, mało kto był w stanie przeżyć pchnięcie w twarz, ale to raczej oczywiste. Starszy mężczyzna nie był fanem zabijania bezbronnych, ale cóż, w tym turnieju nie mógł mieć litości. Uniósł włócznię po raz kolejny i wyprowadził pchnięcie, tym razem skuteczne, usłyszał obrzydliwe chrupnięcie pękających kości, ale nic więcej. Najwidoczniej nawet taki olbrzym jak Grothar nie mógł przeżyć tego pchnięcia.
 
pteroslaw jest offline  
Stary 09-09-2013, 17:38   #16
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Jak zostać mistrzem?


Jeśli po rozmowie z Zwiastunem, Retsu miał nadzieje na chwilę wytchnienia - to cóż, nie darowano mu tego szczęścia. Najwyraźniej Hanae nie było wciaż za dużo kontaktu z jej niedawnym przeciwnikiem, ponieważ przeskoczyła nad nim zgrabnie, by wylądować tuż przed jego twarzą.
- Muszę przyznać, że jesteś silny. Może nawet masz szansę wygrać. - stwierdziła z lekkim uśmieszkiem, który jasno wskazywał, że czegoś chce.
Retsu spojrzał na kobietę, spomiędzy smug papierosowego dymu. Delikatnym gestem podsunął paczkę w jej stronę. - Palisz? -zagadnął swym zwyczajem i nie czekając na odpowiedź dodał. - Przybyłem tutaj żeby wygrać, więc zamierzam to zrobić. Póki co jedyna walka której wyniku nie jestem pewny, to pojedynek ze Zwiastunem. -odparł pokryty bliznami osobnik.
Kobieta chwyciła fajke, którą obróciła w palcach i powąchała. Zapach jej się najwyraźniej nie spodobał, bo papieros wrócił do paczki jeszcze szybciej niż pojawił się w jej ręce.
-[i] Nie podoba mi się zapach tego tytoniu. W twoim świecie musicie mieć tragiczne papierosy. [/]- oznajmiła.
- No i widać po tobie, że jesteś nie tutejszy. Owszem, jesteś silny… ale pytanie brzmi czy wystarczająco silny. - dodała z zawiadiackim uśmiechem.
- Wszystko zalezy od przeciwnika. -stwierdził mężczyzna. - Jeżeli ktoś będzie potęzniejszy niż ja… to wtedy ja stanę się silniejszy by móc cieszyć się walką. -odparł znowu wykrzywiając poszatkowane usta w uśmiech. - Aczkolwiek nie boje się przegranej, ja kocham walke a ona kocha mnie, dlatego ofiaruje mi zwycięstwa.
- Właśnie, przeciwnik. Wszystko zależy od niego, jak sam stwierdziłeś. Problem w tym, że nie wiesz, kto wygrał poprzedni turniej. Co gorsza, ja też nie wiem, ponieważ akurat przebywałam poza Elizjum. Tak w ogóle… to jak ci się podoba moje małe, skromne miasteczko? - szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy, jakby powoli zmierzała do swego celu.
- Jest piękne. -westchnął okularnik. - W moim świecie nie ma tylu cudów, oraz tak wspaniale rozwiniętego kultu potyczki. Gdybym mógł sporwadziłbym tu swoich ludzi by tu zamieszkać. -odparł, zgodnie z prawdą. - Ale do czego zmierzasz? -dodał, unosząc butelkę sake do ust.
- Obawiam się, że jedynie tutejsi mogą tutaj zamieszkiwać w okresach, w których nie toczy się Turniej. Przynajmniej w teorii. Z drugiej strony, podobno nie możemy uczestniczyć w Turnieju… a jak sam widziałeś, walczyłam z tobą! - stwierdziła, siadając mu na kolana i odchylając się do tyłu, by móc mu powiedzieć to, co chce, wprost do ucha.
- Potrzebuje ciebie… - wyszeptała zmysłowym głosem - by stać się silniejszą. Pomóż mi w tym.
Retsu poczuł obfity biust kobiety na swej piersi, a ciepły oddech na uchu był bardzo przyjemny. Mężczyzna był wojownikiem… ale jednocześnie też wpełni sprawnym mężczyzną, który potrafił docenić wdzięki kobiecego ciała. Papieros został na chwile odłożony do popielniczki, a wielka łapa znalazła sie na plecach kobiety, tak ze przypadkowy obserwator mógłby uznac ich jedynie za parę dażącą się gorącym uczuciem.
- Nie wiem jak miałbym Ci pomóc… siła bierze sie z przekonań, nie zaś z naśladownictwa. -odpowiedział pół szeptem. Był lekko zawiedziony tym, że ich walka nienauczyła kobiety, że prawdziwej potęgi nie da się nauczyć.
- Pilni uczniowie potrzebują wielkich mentorów, którzy wskażą im ścieżkę, pokażą, jak się zachować. Uczeń jest w stanie dzięki temu znaleźć swoją droge, jednak potrzebuje światła, które mu je wskaże. Oczywiście, jest w stanie się za to odwdzięczyć swojemu mistrzowi. - nalegała dalej, poruszając się przy tym nieznacznie, by jeszcze bardziej zaakcentować, że ma naprawdę wiele atutów.
Retsu zamyślił się na chwile, gdy jego pokiereszowana twarz, wpatrywała się w kobietę. Zmrużył oczy, skryte pod okularami by w końcu powiedzieć. - Mogę wskazać Ci drogę, ale kroki będziesz musiała stawiać na niej samodzielnie. -stwierdził w końcu przywódca gangu. - Ostrzegam… jeżeli nie będziesz wierzyć w jej słuszność, ani w siebie - zginiesz.
- Mało brakowało a osobiście poznałabym śmierć, więc tak łatwo mnie nie spławisz. - rzuciła pół żartem pół serio, po czym odchyliła sie nieco do tyłu.
- Więc prowadź mnie, mistrzu! - dodała z lekkim uśmiechem.
Retsu spojrzał na dziewczynę, po czym lekkim ruchem głowy przytaknął. Rozejrzał sie po okolicy, az w końcu dojrzał jeden z wielkich pomników, które ozdabiały całe miasto. Wskazął go swym wielkim palcem mówiąc do kobiety. - Podnieś go. -wydał, krótki i niedorzeczne polecenie.
Hanae otworzyła szerzej oczy i powoli zeszła z Retsu. Zamrugała kilkukrotnie patrząc na pomnik, po czym otworzyła usta, już chcąc się odezwać. Coś ją jednak powstrzymało.
- Ok. - stwierdziła w końcu, choć bez większego przekonania. Wykonała kilka wymachów rękoma, rozgrzewając przy tym mięśnie, po czym wzięła kilka głębszych oddechów.
- Zrobię to! - stwierdziła, tym razem już pewnie. Ruszyła powoli w kierunku pomnika a jej skóra ciemniała, jakby magicznie łapała opalenizne - właściwie wszędzie poza głową. Zatrzymała się przed kamiennym wizerunkiem jednego z dawnych mieszkańców Elizjum, o którym uczyła się na historii. Teraz miała go podnieść? Wykonała przysiad, objęła nogi posągu i spróbowała się podnieść. Za pierwszym razem statua jedynie się nieco zatrzęsła, jednak nie uniosła. Za drugim razem podobnie. Jej skóra pociemniała jeszcze bardziej, przybierając niemalże brązową barwę. Kolejny raz próbowała unieść posąg, który podniosła o kilkanaście centymetrów, jednak zaraz potem go odstawiła. Otarła czoło, jej skóra wróciła do normalnej barwy.
- Jeśłi uniosłabym go wyżej, upuściłabym go. - wyjaśniła.
- Bo nie wierzysz w zwycieństwo. -stwierdził Retsu stając obok niej. - Jeżeli nie mozesz wygrać z samym sobą, to jak masz wygrać z innymi? -zapytał, po czym chwycił jedną ręką za dół pomnika. Na jego ręcę pojawiły sie żyły, twarz zaczerwieniła sie lekko od wysiłku, lecz po chwili potężny monument, znajdował się wysoko w górze, ustawiony na rozprostowanej dłoni Retsu.
- Moje mięśnie od chwili podnoszenia proszą o przerwę. Płaczą chcąc się poddać. Chcą przegrać. -stwierdził, powoli zginając palce, tak że teraz posąg balansował nie na dłoni a na trzech z nich. - Ale nie można zwyciężać, jeżeli słuchamy tych którzy chca przegrać. -stwierdził zginając kolejny palec. - Wszystko czego potrzeba do zwyciestwa jest tu i tu. -stwierdził wolną ręką, wskazując najpierw serce a potem głowę. Zas gdy statua, znalazła się tylko na jednym jego palcu, odstawił ją powoli na ziemię. - Jeżeli kochasz zwycięstwo i walkę, to i ono pokocha Ciebie. -wyjaśnił na koniec, odpalając papierosa.
- Przecież… to niemożliwe! To musi byc jakaś magia! - stwierdziła, patrząc to na posąg to na rękę Retsu.
- To niemożliwe by samą siłą woli zrobić coś, na co nie pozwala nam siła fizyczna! - dodała po chwili.
- Mówiłem Ci, jeżeli nie uwierzysz zginiesz. Jeżeli chociaz na chwile zwątpisz w swoją wygraną, stracisz wszystko. -stwierdził, osobnik w garniturze wciągając dym do płuc. - Chciałaś bym pokazał ci jak być silnym, a to jest jedyna słuszna metoda.
- To szaleństwo… - stwierdziła cicho, by po chwili uśmiechnąć się szeroko.
- Ale podoba mi się to szaleństwo, nawet bardzo! Kontynuujmy! - rzuciła z sporym entuzjazmem.
Retsu wzruszy łramionami o obrócił sie na pięcie.- Póki nie zrobisz tego co ja przed chwilą, nie ma szans na kontynuowanie. Ćwicz by uwioerzyć. -dodał, ruszając opróżnić pęcherz z nadmiaru alkoholu przed jego nadchodzącą walką.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 09-09-2013, 17:42   #17
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
"Jak pytasz? Siłą!"


Gdy na przygotowaną przez najróżniejsze siły Elizjum pojawił się rosły, z całą pewnością wytrzymały mężczyzna, oraz długowłosa, wyglądająca całkiem przyjemnie kobieta. Koloseum przypominało o smutnej roli walczących - każdy z nich zdawał się upadać w tym momencie tak nisko, jak niewolnik przerobiony na gladiatora, tylko po to, by walczyć i zabijać ku uciesze jakiegoś bytu. Starzec odegnał od siebie tą myśl - nie szukał informacji jak, czemu i przez kogo. Tym razem nie obchodziło go to. Rozwikłał już wystarczająco dużo spisków, by móc sobie kilka odpuścić. Może tylko wskazać innym drogę… Z drugiej strony, w swym upokorzeniu zostali wywyższeni - stali się centrum uwagi silniejszych z bytów istniejących w multiwersum.
- Wyglądają niczym gladiatorzy w nieco nowszych strojach - powiedział, widząc swą wężową znajomą.
- Znowu się spotykamy człowiecze. - Asphyxia klasnęła w dłonie widząc starca. Jakoś odpowiadało jej jego towarzystwo. - Ciekawa jestem jak to się skończy. - Dorzuciła, siadając na zmaterializowanym w mgnieniu oka lodowym tronie. Do najskromniejszych osób Lamia nie należała. - Napijesz się czegoś? - Zaproponowała Królowa Permafrost.
- Conajwyżej ziołowej herbaty - stwierdził. Na jego ciele nie bylo widać śladów uszkodzeń, czy, co znacznie ważniejsze - presji. Najwyraźniej przemknął przez pierwszą runde w całkiem łatwy, wręcz przyjemny sposób.
- Z mojej perspektywy wynik i tak nie zmieni zbyt wiele - odparł bez szczególnego przekonania. Nie znał żadnego ze stojących w boju osobników.
- Liiiilith. - Wręcz wyśpiewała imię służki, a ta w mig pojawiła się przy niej.
- Przynieś ziołową herbatę i… gah! Pość wodze fantazji, no już sio. - Machnęła dłonią, pośpieszając ją. Jej żółte oczęta przeszły na sylwetkę starca. - Naprawdę nie ciekawi cię, jaką moc mogą posiadać inni uczestnicy? - Uniosła brew. Podpierając piąstką policzek, wspierała łokieć na oparciu tronu.
- Sam proces będzie ciekawy, przyjemny dla oka - człek o siwych włosach, który w wypadku pobytu w więzieniu miał zapewnione przezwisko, zaprzeczył słowom swej rozmówczyni. - Acz wynik nic nie zmieni. - uzupełnił po dłuższej chwili, jakby starając się przedstawić swe stanowisko dokładnie, wyraźnie.
- Chyba mogę śmiało twierdzić że to ma znaczenie. - Odparła całkiem poważnie. - Któreś z nich zmierzy się ze mną. A to zależy właśnie od zakończenia pojedynku. - Kątem oka spojrzała, na ekran co spowodowało u niej nagłe parsknięcie śmiechem.
- Ale nim majtnęła, silna jest! - Rozsiadła się wygodniej, a stukot palców o oparcia oznaczał że czegoś wyczekuje i powolutku zaczyna tracić cierpliwość. - Apropo silnych, twoja walka była dość… intrygująca. Choć uważam że zasłanianie się za przywołańcami, jest nieco... - Asphyxia stuknęła się palcem w czoło szukając odpowiedniego słowa.
- Władza, tak jak i siła ciała kiedyś przeminie. - starzec uśmiechnął się, jakby wspominając stare, całkowicie inne czasy, w których nie musiał korzystać z pomocy innych. Pojedyncza łza pojawiła się w kącie oka najniższego obserwatora.
- Jaki przykład dawałbym wnukom, gdybym bił się z innymi? - zapytał wężowej pani.
- Jaki? Toć to dziwne pytanie. Pokazałbyś im że jesteś godny podziwu, a czasem nawet miłości którą wnuczęta obdarowują dziadków. Myślisz że nie byli by z ciebie dumni? - Swoje zdanie także zakończyła pytaniem. W tej samej chwili powróciła Niebieskowłosa, z tacką na której był elegancko wykonany gliniany kubek herbaty zaparzony, z ziół które rosną wysoko w górach Permafrostu. Nawet jeżeli starzec nie był tego świadom, był to istny rarytas. W dużej mierze przyłożyła do tego rękę Lilith i jej umiejętności parzenia herbaty. Jednak dla Lamii całkiem zbyteczna umiejętność. Dla swej królowej przyniosła zaś… kartonik soku pomarańczowego, do którego wbiła już wcześniej słomkę. - Proszę mnie wezwać jeśli będę potrzebna. - Ukłoniła się, i “pufnęła”. - Zaradne dziewczę. - Uśmiechnęła się Lamia.
- Dziadkowie nie są po to, by ich podziwiać. - mimo rozmawiania z wężową królową zaprzeczył po raz drugi z rzędu. - Jeszcze zaczęli by wychowywać dzieci zamiast rodziców, co by wtedy się porobiło? - zapytał, biorąc łyk apoteozowanego nawet przez mieszkańców dworu władczyni Permafrost herbaty.
- Co gorsze, któryś mógłby poczuć się zainspirowany, może nawet miałby nieco talentu - gdybał, tworząc sztuczną sytuację. - Może nawet przejął by władzę nad światem - dodał, uśmiechając się.
- Kilku próbowało, ale reszta zdołała przywołać ich do porządku - zakończył.
- Ilu doczekałeś się dzieci i wnucząt? Jak nadążałeś z małżonką? - Lamia dopiero po tym jak wypowiedziała drugą cześć zdania uświadomiła sobie jak to zabrzmiało. - Wybacz proszę to było chamskie. - Kiwnęła ręką w przepraszającym geście. - Ile masz lat jeżeli można wiedzieć? - Dopytała ponownie układając łokcie na oparciach.
- Dzieci było sporo, zaś każde poszło w ślady ojca - odpowiedział, uśmiechając się znacznie głębiej, przyjemniej niż zwykle. Wspominanie zawsze sprawiało, że jego ciało było dominowane przez substancję, którą Zygmunt uznał odpowiedzialna za szczęście. Dopiero jego następcy stwierdzili, iż jest to “dopamina”, czy coś innego, o podobnej doń nazwie.
- Nie wiem, nie liczę - odpowiedział na kolejne z pytań z rozbrajającą szczerością. - Musiała byś poznać któregoś z moich wnuków, może on by wiedział - dodał.
Lamia wysłuchiwała słów starszego osobnika, usiłując bez przerwy złapać uciekającą rurkę w usta. Gdy już jej się to udało pociągnęła parę małych łyczków. Z tym małym kartonikiem wyglądała nieco niedorzecznie, a nawet może dziecinnie?
- Zdaję sobie sprawę że dzieci się nie faworyzuję, ale opowiesz mi o tych grzecznych dzieciach i urwisach którzy, odcisnęli jakieś piętno na twym świecie? - po zakończeniu zdania ponownie popijała soczek.
- Może kiedyś - odparł, biorąc kolejny łyk zielonego napoju. Stoicki spokój wrócił na jego twarz jakby pod wpływem kojących właściwości napoju.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline  
Stary 11-09-2013, 21:53   #18
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Argena przybyła do Elizjum, zarówno z ciekawością jak i oczekiwaniami. Samo miasto było już dostatecznie pasjonujące i budziło sporo emocji. Zatrzymała się w jednym z hoteli, dbając o to, aby nikt jej nie przeszkadzał... i nie szpiegował. Widoki z jej pokoju były zadowalające - z jednej strony widziała dość spory kawałek placu i mały labirynt wąskich uliczek ze sklepami i dość ciekawie prezentującymi się wystawami. Okna z drugiej strony wychodziły na skraj latającej wyspy, za która rozpościerał się widok na leżące pod nią doliny i góry w oddali. Oba widoki miały swój urok.
Samo miasto też było ciekawe i godne zbadania. Istoty przeróżnej maści, handlowały naprawdę niezwykłymi towarami i oferowały swoje usługi. Kobieta domyślała się, że spotka się z czymś w tym stylu, więc odpowiednio się przygotowała. Kilka pokaźnych sztabek złota, parę klejnotów i spora sakiewka różnego rodzaju monet obejmujących głównie złoto, srebro i platynę. Warto było wydać, w końcu okazje do tak wspaniałych zakupów nie zdarzają się często.
Nie tracąc czasu udała się do jednego ze sklepików z bronią, którego właścicielem był wysoki mężczyzna o czarnej brodzie, wyglądającym w zasadzie jak człowiek, ale o czterech rękach. Miał dość ciekawe towary. Zrobione ze stali i kryształu bronie, jakich nigdy jeszcze nie widziała, zapowiadały się praktycznie - na dużą odległość mogły doskonale zabijać nawet największe istoty, ale także je ranić, okaleczać, czy sprawiać ból. Niestety gdy spytała o cenę, spotkał ją poważny zawód. Bardzo poważny. Sprzedawca nie przyjmował kosztowności jako zapłaty, a jedynie moc - energię będącą źródłem wszelkich dziedzin magii, istnienia i potęgi. I uprzedzał, że wszędzie tam tak jest. Nie pomogły żadne uśmiechy, sztuka perswazji i o dziwo nawet groźby - mężczyzna nie zmienił zdania. Teoretycznie Argena zawsze mogła spróbować jeszcze użyć seksu jako argumentu perswazji, ewentualnie po prostu ukraść to co jej się spodoba, ale z licznych powodów naprawdę nie miała takich zamiarów. Głupia nie była.
Niestety okazało się, że za pieniądze na niewiele jej się zdadzą. Za nie można było kupić coś do jedzenia, picia i inne tego typu ulotne drobiazgi. Ale żadnej broni, czy magicznego przedmiotu nie dawało się kupić za inną walutę niż moc... A szkoda.

Argena nie przybyła jednak do Elizjum na zakupy, czy podziwianie widoków. Czy nawet na oglądanie walk innych zawodników. Miała wziąć udział w Turnieju, walczyć i wygrywać do samego końca w finale... Zanim jednak dojdzie do finału, czekało ją jeszcze wiele walk, a pierwsza z nich miała się właśnie zacząć.

* * *

Okazało się, że pole walki, plan jaki stworzono na potrzeby pojedynku, było po prostu piękne. Było tam naprawdę gorąco, zaś w powietrzu wyraźnie czuć było zapach siarki. Widok był niesamowity.



Przypominał Argenie jej dzieciństwo i sprawił, że poczuła się znakomicie, nieomal jak w domu. Zdecydowanie była w nastroju, aby komuś dokopać.
I właśnie tym należało się zająć, gdyż nie była tam sama. Jej przeciwnikiem okazała się młodo wyglądająca kobieta z pierzastymi skrzydłami. Zdecydowanie nie należało jej lekceważyć.

Fjori najwidoczniej się modliła, zdaniem Argeny aby podnieść się na duchu i nabrać pewności siebie. Jej sprawa. Argena tymczasem stała w gotowości, z mieczem oburęcznym w dłoniach, spokojnie przyglądając się przeciwniczce i ich dość specyficznym, ale jakże pięknym polu walki. Oba te aspekty były dość istotne i mogły zaważyć na wyniku całego pojedynku, więc dobrze zapamiętała, gdzie jest jakie oczko lawy, oraz w które miejsca najlepiej będzie celować, aby trafić na nieopancerzoną część ciała Fjori. Zrobiła parę kroków, aby stanąć bliżej małego stawu lawy. Co prawda, aniołek na którego trafiła wyglądał jak młoda dziewczyna, ale z całą pewnością należało docenić przeciwnika.
- Zeatel ci nie pomoże aniołku. Jesteśmy tu same, tylko ty i ja - zaczęła mówić głośno i zdecydowanie, z towarzyszącym temu uśmiechem na twarzy. Chciała podkreślić ich sytuację i jednocześnie podważyć pewność jaką Fjori pokładała w siebie, swoją wiarę i swego boga. Walka psychologiczna też miała miejsce i czasami wpływ na wynik walki. - To naprawdę szlachetne i dobroduszne z twojej strony - kontynuowała z wyraźną nutą sarkazmu w głosie. - Uważasz iż sam fakt że istnienie, to hańba i zło, które musisz zniszczyć. A tak naprawdę nie wiesz o mnie absolutnie nic - wytknęła jej ocenianie książki po okładce, przy okazji ponownie wystawiając na próbę pewność siebie swojej przeciwniczki.
- Choć widzisz, to jesteś ślepa. Twoją siłą jest jedynie twa próżność, która jest niczym w porównaniu do prawdziwej wiary. Bogowie stworzyli wszystko, tak samo bogowie mogą wszystko odebrać. Jesteś tutaj i grasz w grze, której zasad nie rozumiesz. Jak pionek na szachownicy, który nawet nie zdaje sobie sprawy, że jest przez kogoś kierowany. To smutne i być może byłoby mi ciebie żal, ale… - zawiesiła głos na chwilę, tylko po to, by splunąć. Na jej twarzy widać było obrzydzenie.
- Moje oczy widzą wiele, potrafią także przeniknąć twoją obłudę. Jesteś w błędzie sądząc, że jesteśmy tu sami. Wspierają mnie bogowie. Tak, nie bóg, lecz bogowie. I to mi daje wiarę w zwycięstwo, które tutaj osiągnę.
- Obyś się nie przeliczyła, aniołku - odparła krótko Argena. Fjori mogła mieć silną wiarę, co dodawało jej odwagi, ale walka wystawi ją jeszcze na próbę. Zresztą to nie wiara zdecyduje o zwycięstwie, a miecze obu kobiet i to jak się nimi posługują.
Aby nie tracić więcej czasu, ruszyła do ataku, nacierając na przeciwniczkę. Spodziewała się, że ta może odlecieć robiąc unik, więc starała się przygotować na odpowiedni doskok, aby mimo wszystko dosięgnąć aniołka ostrzem swego miecza.
Tak jak Argena to przewidziała, jej przeciwniczka miała zamiar uniknąć ataku po prostu odlatując. Ciężko stwierdzić, czy spodziewała się tego, że Farghay będzie mogła wyskoczyć tak daleko, jednak z całą pewnością była w stanie uniknąć ostrza. Ciężko powiedzieć, jak walkiria mogła czuć się na ziemi, ale w powietrzu wyraźnie była jak ryba w wodzie, zgrabnie odlatując od ostrza i natychmiastowo okrążając Argene, dobywając przy tym ostrza. Chwilę później pociekła pierwsza krew z pleców kobiety, która skrzydeł nie posiadała.
Rozgniewana kobieta zacisnęła zęby i powstrzymując się od przekleństw ograniczyła się do jednego warknięcia. Walcząc w tym środowisku, po prostu musiała wygrać, a póki co przelana krew należała do niej. Nie musiała się nad tym długo zastanawiać - i dobrze, bo nie było na to czasu. Aby wygrać, powinna sprowadzić przeciwniczkę na grunt, czyli złapać i trzymać lub uczynić jej latanie najtrudniejszym jak się da. Poważna rana w skrzydło aniołka powinna się sprawdzić. Argena wiedziała sporo na ten temat. Ruch skrzydeł podczas latania był wymuszony jeśli ich właściciel chciał pozostać w powietrzu i dzięki temu przewidywalny. Przy odpowiednio ukierunkowanym i zsynchronizowanym trafieniu siła machania nimi powinna zwiększyć siłę ciosu i wielkość rany. Oczywiście należało wziąć poprawkę, na manewry wykonywane przez Fjori, które bardziej zależały od skrzydeł, niż większość manewrów naziemnych od nóg. Argena posiadała na szczęście pewną wiedzę na ten temat.
Zdawała sobie sprawę, że złapanie przeciwniczki nie będzie łatwe, podobnie jak trafienie jej w skrzydło. Ale może uda się zrobić jedno i dzięki temu drugie? Może uda się złapać ją, choćby za nogę i porządnie sieknąć mieczem po skrzydłach? Plan wydawał się dobry, należało go tylko odpowiednio wykonać. Przy następnym ataku anielicy musiała sprowadzić ją do gruntu! Najlepiej permanentnie. Jednak co ma wisieć, nie utonie - Fjori wydawała się póki co potwierdzać tą teorie. Jej ruchu w powietrzu bardziej przypominały akrobatyczny taniec niż lot i było znacznie doskonalsze niż jakikolwiek inny ruch jaki Argena mogła dostrzec kiedykolwiek w powietrzu. Udowodniła to poprzez zadanie kolejnego cięcia, tym razem w ramie, w taki sposób, że zasięg Farghay był za krótki, by móc zrobić jej jakąkolwiek rzeczywistą krzywdę.
Widowisko było bardzo ciekawe i można by było śmiało podziwiać umiejętności latania anielicy, od której nie jeden mógł się wiele nauczyć w tej kwestii. Ale Argena była tam, aby z nią walczyć. Walczyć i pokonać! A póki co, kolejny grymas bólu i zdenerwowania pojawił się na jej twarzy.
Jej taktyka nie sprawdzała się póki co, więc należało zrobić z tym coś konkretnego. Dostępne opcje zaczynały się powoli kończyć, a ilość asów w rękawie była ograniczona i warto było je zachować na jak najpóźniej. Rany jakie otrzymała, też nie były dla Argeny całkiem bez znaczenia, a dodatkowo informowały o układzie sił na polu walki. Farghay chciała upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu.
Podbiegła do najbliższego oczka lawy i kucnęła przed nim, ogrzewając sobie dłonie tuż nad powierzchnią. Upewniwszy się, że nie jest akurat obserwowana, na chwilę zanurzyła palec w lawie. Gorąco promieniowało i ogarnęło całe jej ciało, wliczając w to plecy i ramię kobiety. Ból jej ran stracił na sile, a przynajmniej takie odniosła wrażenie. Teraz trzeba było jeszcze zaszkodzić przeciwniczce i irytującym dla Argeny było, że nie miała specjalnie jak przejść do ataku, skoro nie miała możliwości latania. Kucając przy lawie miała jednak pewien pomysł, który miał szansę powodzenia. Kucając powinna mieć większe szanse na trafienie przeciwniczki, gdyż pole rażenia jej samej nie powinno się zmieniać, a anielica musiała podlecieć bliżej niż poprzednio. Niestety z uwagi na możliwości latania, inicjatywa ataku należała do niej.
Był to jednak tylko skromy plus strategiczny, a Argena miała jeszcze coś innego w zanadrzu. Zamierzała w krytycznym momencie, nabrać trochę lawy w dłonie i chlusnąć nią w anielicę, aby w następnej kolejności zaatakować ją przy użyciu swojego miecza oburęcznego. Przy odrobinie szczęścia Fjori pomyśli, że Argena starała się ogrzać, zregenerować i nic więcej, w wyniku czego nie będzie się spodziewać tego typu ataku.
Trzeba przyznać, że wyszło jej to nadzwyczajnie skutecznie. Sporo taktyki, nieco szczęścia i mały błąd przeciwniczki doprowadził do naprawdę zadowalających efektów. Fjori nadleciała gotowa do ataku, jednak nie do uniku, kompletnie nie spodziewając się chluśnięcia lawą w twarz. Krzyknęła przeraźliwie, niemalże tracąc kontrolę nad swoim lotem. Chwilę później można było śmiało usunąć “niemalże”, ponieważ jednym cięciem Argena pozbawiła ją skrzydła. Anielica upadła na ziemię obok jeziorka, krzycząc przeraźliwie.
Triumfalny uśmiech zawitał na twarzy Argeny, gdy jej przeciwniczka padła na wulkaniczną ziemię, pozbawiona swojej przewagi. Nie był to jednak czas na przemowy, gdyż walka się jeszcze nie skończyła.
Teraz, gdy obie były pieszo, Argena mogła śmiało przejść do ataku. Jednakże obie nie stały na nogach, gdyż Fiori leżała na gruncie, powalona po poprzednim ataku. Nie należało lekceważyć przeciwniczki i spodziewać się, że wystarczy ją tylko dobić, ale zdecydowanie należało pójść za ciosem. Argena ruszyła natychmiast, traktując swą przeciwniczkę jak gotową do walki, aby nie dać się niczym zaskoczyć.
Ostrożności nigdy za wiele, nawet jeśli kolejne sekundy pokazały, że ta była zbędna. Argena siekała mieczem raz za razem, nie dając Fjori czasu na pozbieranie się. Jeden silny cios za drugim trafiał zarówno na zbroje jak i ciało anielicy. Krew lała się obficie, aż w końcu nadszedł moment na zadanie ostatecznego ciosu, jakim było pchnięcie miecza oburęcznego między żebrami Fjori, które przeszyło ją na wylot.

Kilka sekund później, obie stały już w jednej z sal Elizjum i obie były całe i zdrowe.
Fjori spojrzała na Argenę z odrazą i nienawiścią, ale domyśleć się też można było żalu z powodu uczucia porażki. Argena zaś spojrzała na nią zadowolona ze swego triumfu.
- Dobra walka! - podsumowała zdecydowanym i zadowolonym głosem.
 
Mekow jest offline  
Stary 12-09-2013, 20:37   #19
 
zabawowy sigmund's Avatar
 
Reputacja: 1 zabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłość
Gdzies w parkowej alei Elizjum rozdarła sie rzeczywistość. W ukos ściezki obok ściany drzew, tafla powietrza wyprysła nagle czernią z kłębowiskiem, brudnych walczących mężczyzn. Z wyrwy z impetem runęła ciężka postac owiana kłębem czarnego dymu. Uderzyła z tepym, blaszanym hukiem, tuz obok niej z dziwnie melodyjnym brzękiem wyladowal miecz.
Do Elizjum przybył Elias - czarny rycerz. Był to młodzian posągowej wręcz urody, o mlecznobiałej, świecącej wręcz skórze i falujących samoistnie grafitowych włosach. Z piersi zwisała ma podarta liberia, a plecy okrywał zrujnowany futrzany płaszcz opleciony kwietnymi girlandami. Cały urok rycerza psuły tylko jego, nieprzejednane, dzikie oczy, które wodziły teraz, nie mrugając ni razu, po zebranych przechodniach. Można by rzec, że wywoływały ciarki.
Przybysz zakuty był w nieziemskich wymiarów czarną zbroję, poszczerbioną ponad wszelką miarę. Z jego pleców wystawało coś na złamanym drzewcu. Nie było pewne dla obserwatorów czy była to włócznia, czy bełt z balisty. Samego zainteresowanego zdawało się to w tym momencie nie obchodzić. Nie przerywając nietomnego rozglądania się po baśniowo spokojnej scenerii sięgnął poń wolną ręką i cisnął gdzieś obok siebie.
Bełt wbił się sztywno w ziemię. Tuż obok niego wylądowała księga. Na startej skórze wypisane były jakieś pogmatwane symbole i w miarę czytelny napis “O sfer licznych obrotach”.
Rycerz zdumiał się. Było to jednak to prawdą. Istniały inne światy poza Materium i piekłem. Czy ludzie byli naprawdę tak głupi, by brać to za herezję, czy zapierali się celowo? Cóż… nie był to czas na gdybania.
“...gdzie w walce z różnorakiej maści bestyjami z piekieł, podróżnik moc niezwykłą posiąść może”.
Autor marność stylu nadrobił w tym wypadku wiedzą. Elias miał walkę do stoczenia. Niejedną zapewne.



Runda pierwsza.
Dawid I goliat


Więc był to turniej. Cała ta farsa przyjęła formę turnieju, gdzie będą mordować się ku uciesze gawiedzi. Cóż... była to całkiem przystępna forma dla osiągnięcia celów Różanego Rycerza.
Stał teraz sam, plecami skierowany do nieistniejących już drzwi. Mały czarny punkt na czerwonej ziemi, pod pomarańczowym niebem.
Turniej...
Należało więc zacząć klasycznie - przedstawić się.

Elias westchnął.

Trzymając hełm pod pachą, wyprostował się, po czym pozdrowił gestem przy skroni zebraną nad brzegami wąwozu widownię, jak i przeciwnika.

-Elias de Ross! Syn Edvina!-

Zaanonsował głośno. To był ostatni raz, kiedy zwrócił uwagę na widownię.
Splunął. Jego twarz stężała wpasowując się w jego zacięteg spojrzenie, wpitego we wroga. Zarzucił na głowę hełm. Pozbawione wyrazu metalowe monstrum opadło z dzwonowym hukiem na ramiona pancerza. Elias stał teraz w pełnym rynsztunku naprzeciw przeciwnika - rycerz w wielkiej zbroi wykutej w niepokojąco drapieżny wzór z czarnego, matowego metalu, z paskudnym powyginanym ostrzem w lewej dłoni, i ćwiekowaną tarczą w prawej. Stojąc w swym już nienagannym rynsztunku, cudownie połatanej liberii i czystym płaszczu, wyglądał co najwyżej jak mała, czarna pchła naprzeciwko zębatego monstrum górującego nad areną.
Takie uczucie przez chwilę musnęło też jego umysł, lecz każdy kto znał historię, wiedział, że nieraz to właśnie jedna pchła wystarczyła do wybicia całych królestw.
Nadeszła pora pokazać jakie zarazy niosła ta pchełka. Elias wykręcił swoim mieczem niskiego młyńca w powietrzu, ryjąc ostrzem ziemię. Pęd miecza niewzruszony oporem podłoża, umieścił broń z powrotem w pozycji gotowości w dłoni, wzbijając w powietrze pióropusz odłamków, tak bardzo przypominający rozbryzg krwi. Odwróciwszy się półbokiem do przeciwnika, zaczął go okrążać powoli, obserwując każdy jego ruch, mierząc długość jego ramion, zasięg jego ogona, szerokość jego kroków. Cały czas, nie spuszając z bestii spojrzenia swoich martwych, metalowych wizjerów mówił cicho swym chrapliwym, monotonnym głosem, dodatkowo zakrzywionym przez metaliczny rezonans hełmu. Akcentując przeciągał samogłoski i wtrącał jakąś nieokreśloną literę w miejscu każdego “s”.

-Czym jesteś bestio? Czy taka powstałaś, czy wzrosłaś tak dzięki mocy tego miejsca? Wzięcie udziału w turnieju to świadoma decyzja. Musisz więc myśleć... Co możę czuć coś takiego jak ty? Znasz w ogóle strach? Nienawiść? Może tylko głód? Po co tu jesteś? Cóż... Zaraz przekonamy się…


To mówiąc zaczął z wolna kierować się od flanki w kierunku nóg bestii.
Cóż, nie szło oczekiwać od zwykłej bestii jakieś składnej odpowiedzi. Potwór ryknął jedynie w swoim dialekcie - o ile nie był to zwykły pokaz mocy bądź straszak - i zaczął działać. Jego łapa najbliżej przeciwnika uniosła się, by po chwili uderzyć w ziemię. Wstrząs był na tyle silny, że powalił de Rossa na ziemie.

Cóż, każda reakcja była dobra. Teraz wiedział, że bestia go zauważyła. Poderwał się na równe nogi z lekkością dziwną wręcz dla kogoś zakutego w tak ciężki pancerz. Znów spojrzał na bestię. Zastanawiał się, czy skróciła ona dystans, czy sam będzie musiał dokonać tej uprzejmości. Sam fakt, że istota była w stanie uwolnić taką siłę, by przewrócić go, dawała jako takie wyobrażenie o tym, co mogłaby zrobić z nim bezpośrednio.
Ciut ostrożniej, Elias kontynuuował natarcie.
Potwór nawet nie śledził go wzrokiem, otwierając jedynie paszczę. Kilka olbrzymich - i równie obrzydliwych - strug śliny wydostało się z niej, spadając na ziemie.
Czyżby bestia była ślepa? Elias skierowa się między jej nogi, uważajc na ogon i nachodząc łukiem od tyłu. Miecz uniósł wysoko. Miał sprzeczne przeczucia. Mogło to zostać uzasadnione także dziwnych zachowaniem Potwora, który… po prostu usiadł. Samym tym faktem wywołał jednak całkiem spory wstrząs.
Elias ciut zdziwił się niefrasobliwym podejściem bestii do taktyki, ale wykorzystał to ku swojemu pożytkowi. Podchodził do zwierzęcia w miarę cicho i spokojnie, gdy już znalazł się w zasięgu, zaczął wspinać się po jego nodze.Testowo próbował zanurzyć ostrze w okolicy ścięgien, jednak to jedynie się odbiło od twardej skóry. Wyglądało jednak na to, że Potwór to poczuł, ponieważ zerwał się na cztery nogi z głośnym rykiem. Chwilę później na zaatakowanej nodze zaczęły pojawiać się wypustki. Nie minęła sekunda, a seria bliżej nieokreślonych przedmiotów, przypominających kołki, wystrzeliła w de Rossa… tylko po to, by poodbijać się od zbroi. Zostaje pytanie, co ten stwór jadł, że wystrzelił czymś takim?!

Elias sam nie był pewien czy chciałby znać odpowiedź na to pytanie, ale do kwestii przebicia pancerza bestii podszedł dość ambicjonalnie. Wzniósł miecz i jeszcze raz zaatakował, rzucając przy tym siłę swego ciała w łydkę bestii. Jeśli właśnie wyszły z niej ostrza, czemu jego miałoby nie wejść.
O dziwo tym razem miecz jedynie śmignął w powietrzu. Bestia wykonała nadzwyczaj szybki obrót, szczególnie jak na jej rozmiary, trzęsąc przy tym ziemią. Otworzyła gębę kolejny raz, skierowała ją wprost na de Rossa i… na ziemię opadły jedynie kolejne strumienie śliny a Potwór zaczął się krztusić.
Elias stwierdził, że w dobrym tonie byłoby bestii w potrzebie pomóc, acz jej gardło było chwilowo poza zasięgiem miecza. Sposób, by to zmienić był oczywisty i robił się nudny. Rycerz rzucił się pod głową bestii i zaszarżował na ścięgna jej lewej nogi.
Tym razem był efekt! Ostrze przebiło się przez skórę, uwalniając cienki strumień czerwonawej posoki - i na tym zapewne by się skończyło. Bestia odruchowo, jakby po ugryzieniu komara, uniosła zranioną nogę. Ostrze wyślizgnęło się gładko, pozostając w rękach rycerza.
Elias widząc to rzucił się natychmiast do kolejnej nogi. Miał nadzieję, że stwór nie jest w stanie podnieść obu na raz. Rzucając ciężarem uzbrojonego cielska uderzył w ścięgno najpierw rębem tarczy, a potem obracając całym ciałem wykonał długie poziome cięcie mieczem.
Tarcza uderzyła o skórę, nie wyrządzając jednak tym żadnych strat. Chwilę później opadła noga bestii, wywołując kolejny w tej walce wstrząs, jednak nie udało jej się obalić swojego przeciwnika, który kontynuował atak. Już chwilę później głośny mlask towarzyszył powstaniu całkiem głębokiej rany w nodze Potwora, którego ryk poniósł się echem po ścianach kanionu.
Nie było czasu spoczywać na laurach. Wciąż wypatrując ogona, de Ross wymknął na zewnątrz, zebrał kolejny obrót, po czym naskakując z góry wbił ostrze między paluchy bestii.
Paszcza potwora podążała za piruetem de Rossa, szeroko otwarta. Gdy jego miecz naruszył skórę pomiędzy paluchami, w gębie Potwora skupiona energia magiczna przybrała postać żółtawej wiązki, która wystrzeliła w ziemię przy Eliasie. Zdołał on jednak odskoczyć, przez co jedyną szkodą jaką doznał były grudki ziemi odbijające się od niego.
Przebieg walki podobał mu się coraz bardziej, przemknął między nogami bestii po raz kolejny. Przesmykując między nimi, plecami wsparty o wewnętrzną część nogi, wykonywał, niskie szerokie cięcia na ścięgna.
Kolejne razy przebijały się przez skórę, zostawiając sieć ran. Postęp był coraz bardziej widoczny, jednak Elias nieco zachłysnął się sukcesami, co skutkowało obniżeniem uwagi. Nawet nie wiedział dokładnie skąd wystrzelił gruby, stalowy pręt, który rzucił go na ziemię pod bestią i poturbował. Jakby tego było mało, Potwór zaczął się kłaść.
Elias zaparł się na tarczy po czym desperacko rzucił się w kierunku wprost przeciwnym do kierunku upadku bestii. Z przerw w jego zbroi zdawały się unosić kłęby czarnego dymu. Udało mu się wydostać na kilka sekund przed tym, jak brzuch Potwora spotkał się z ziemią, wzbijając w powietrze tumany kurzu.
Rycerz wziął kolejny rozbieg. Bestia wciąż sama w sobie nie zachowała się szczególnie agresywnie. Martwiło to Eliasa i była to pierwsza rzecz, która była w tej sytuacji do zmiany, bestię należało rozsierdzić. Obrócił się, delikatna smuga dymu snuła się z oczodołów zbroi. Elias poruszając się zauważalnie szybciej, podskoczył na wysokość znacznie przekraczającą to, co mógłby osiągnąć ktokolwiek w pełnej płycie i rzucił się trzymając ostrze oburącz na bok bestii. Jedynym efektem było pozostawienie długiej rysy w skórze jak i wyraźne niezadowolenie Potwora. De Ross zaczął się ześlizgiwać, co bestia chciała wykorzystać, wywalając się na ten bok i przygniatając go. Elias jednak zauważył to w porę i odbijając się od jej skóry, odskoczył na bezpieczną odległość, chociaż fala powstała przy spotkaniu Potwora z ziemią prawie go obaliła.
Skupiwszy na sobie uwagę potwora, Elias stanął ponownie na równe nogi. Miał nadzieję, że potwór rozumie ludzką mowę.
-Teraz twój ruch. Walcz! - Wrzasnął, bijąc mieczem o tarczę. Spod hełmu jego głos brzmiał, jakby ryk wyrwany z wielkiego pieca.
Ciężko stwierdzić, czy Potwór zrozumiał sens skierowanych do niego słów. W każdym razie - wstał, głównie po to, by skulić się nieco, co wyglądało dosyć komicznie w wypadku tak wielkiego stwora. Lecz tylko przez chwilę. Powietrze wokół niej zaczęło drżeć - po czym Potwór zaczął wykonywać swój ruch. Potężna fala magicznej energii wydostała się z bestii, udając się w każdym kierunku. Eliasa poszybował, niesiony falą energii w ścianę kaniono-areny i wbiło w nią dosyć głęboko. Lecz to nie był koniec - kilka kolejnych fal kompletnie zrujnowało okolicę, pouszkadzało i nagrzało jego zbroję oraz zagwarantowało mu, jeszcze niegroźne dla życia, obrażenia wewnętrzne. Po tym spektaklu zniszczenia Potwór wydał triumfalny ryk.


Jeszcze lecąc, de Ross zastanawiał się, jak mógł dać się tak łatwo złapać. Przecież widział wcześniej, że bestia ciskała wiązkamii energii. Uderzył z głośnym hukiem o ścianę kanionu. Niewzruszony z tarczą i mieczem wciąż pewnie leżącymi w rękach, twarzą wciąż zwróconą do przeciwnika. Można było odnieść dziwne wrażenie, że nawet niesiony rozgrzanym strumieniem, Elias ani razu nie mrugnął.
Nie miał zamiaru tutaj tego dnia umrzeć, ale miał za to zamiar wypruć z tego potwora ostatnie flaki. Wylądował, plecami wbity w ścianę. Coś, co zabiłoby innych, conajwyżej wyszczerbiło jego zbroję.
Z głośnym chrzęstem opadających kamieni, wyrwał się ze ściany, stanąwszy na równych nogach. Czuł jak Miecz opuszczony w jego lewej dłoni, tarcza na prawym ramieniu. Z chrzęstem rozprostował kark i wykonał krok do przodu.

Z tumanu kurzu wyłoniła się jego czarna postać. Zwrócony ku bestii wydał z siebie okrzyk. Nieludzki. Rezonując spod rozgrzanej blachy, brzmiał jak ryk uwiezionego w stalowym pudle zwierzęcia. Zwierzęcia, które miało zaraz wyrwać się na wolność. Rozniósł się echem po całym kanionie.
Spod zbroi wystrzeliły kłeby czarnego, smolistego dymu. De Ross, bezczelnie wpatrzony w paszczę potwora ruszył do kontrataku, wypatrując kolejnych wiązek energii. Biegł wytoczyć krew.
Każdy czyn ma swoje konsekwencje, czasem cięższe do przewidzenia… a czasem łatwiejsze. Potwór miał się przekonać, że rozwścieczanie Eliasa także ma swoje konsekwencje. Wielka bestia dała ponieść się agresji, unosząc jedną z wielkich łap, by próbować zgnieść przeciwnika.
Błąd.
W nadludzkim tempie de Ross znalazł się przy drugiej z przednich nóg i zaczął swój taniec śmierci. Tym razem ostrze przechodziło przez mięśnie jak przez miasto, odbijając się jedynie o kości. Dla Potwora to było jednak za dużo uszkodzeń jak na jedną kończynę, szczególnie, gdy druga wciąż była w górze - straciła równowagę i wywaliła się na swoją obrzydliwą paszczę, tuż przed rycerzem.
Zamglone obłędnym szałem oko bestii wpatrywało się teraz w przyłbicę mrocznego rycerza. W oblicze zimnej, nieprzeniknionej maski. Obojętne w swym okucieństwie. Zupełnie jak śmierć.
Chwilę później odbicie pękło pod ukłuciem miecza wbitego w czarną bezmyślną taflę oka, aż po gardę. Krew wystrzeliła i obryzgała zbroję przeciwnika, czemu towarzyszył ryk Potwora.. Zbroja zdawała się narastać z powrotem, tam gdzie ściekała krew.
De Ross wykręcił ostrze, po czym wyrwał je z czaszki bestii, biorąc zamach ramieniem. Potem znów nabierając swej nadludzkiej prędkości ruszył na czubek głowy potwora, najbliższą możliwą drogą. Tym razem Elias tyle szczęścia nie miał - miecz zaklinował się pomiędzmi kośćmi czaszki, nie siągając mózgu ani ważnych naczyń krwionośnych.
Czarny rycerz wzruszył ramionami, po czy biorąc krótki rozbieg, rzucił się tarczą na miecz, chcąc go wyłamać.
Potwór jednak nie zamierzał poddawać się tak szybko. Udało mu się powstać na tyle, że tarcza uderzyła go jedynie w nos. Chwilę później znowu był na czterech łapach, chociaż zraniona noga drżała wyraźnie, mimo, że było na niej najmniej ciężaru.
Brak miecza oznaczał zmianę taktyki. De Ross zaczął uciekać w stronę dalszej ściany kanionu, wypatrując ewentualnych kolejnych wiązek energii skierowanych w jego plecy.
Był to dosyć dobry ruch, ponieważ Potwór rzeczywiście szykował się do ataku. Otworzył gębę a w jego paszczy zaczęła gromadzić się energia. De Ross jednak dzięki przewidzeniu tego, zdołał uniknąć niszczycielskiej wiązki. Bestia ryknęła niezadowolona.
Elias nauczony wcześniejszymi błędami i podniesiony swym sukcesem, kontynuował ucieczkę w stronę dalszej ściany areny. Fakt, że besti straciła oko, przekładał się zapewne na obniżoną celność, ale i tak dla bezpieczeństwa uciekał zygzakiem. De Ross dotarł do granicy kanionu, Potwór nawet mu nie próbował przeszkadzać. Chyba, że miałby go stresować faktem, że powoli i z wyraźnym trudem, podązał za nim.
Wojownik był wyraźnie rozczarowany tempem bestii. Jego plan podcięcia bestii, tym samym rzucając nią o ścianę kanionu wydawał się raczej spalony.
Wyraźnie za bardzo zagalopował się w podcinaniu ścięgien potwora.
Stanął w gotowości, biorąc parę głębokich wdechów.
Nie miał miecza, ale wciąż pozostała mu jedna skuteczna broń - jego własna masa.
Jeśli góra nie chciała przyjść do Eliasa, Elias musiał przyjść do góry. Z zawrotną prędkością.

Czarny paladyn rzucił się w szaleńczym pędzie łukiem, kierując się w naruszoną nogę potwora. Ten próbował go powstrzymać, wystrzeliwując z okolic klatki piersiowej kilkanaście stalowych prętów, świadczących o jego bogatej w żelazo diecie. Nie były one jednak w stanie zaszkodzić Eliasowi, jedynie nieznacznie go spowolniły. To nie wystarczyło. Rycerz całym ciężarem swojego opancerzonego cielska wpadł w ranną nogę. Rozległ się tępy huk, uderzających o siebie metalowych blach. Impet uderzenia wysarczył by zwalić potwora z nóg. Upadł na bok.
Lądując we wzbitych tumanach kurzu, Elias wskoczył na cielsko perzeciwnika i ruszył odzyskać swój miecz. Skóra bestii nie była najprzyjemniejszą rzeczą po jakiej można było się poruszać, jednak rycerzowi udało się zachować równowagę, nawet w momencie, gdy przeciwnik - dosyć nieudolnie - próbował wstać. Dotarł do miecza w momencie, w którym Potworowi udało się jednak dźwignąć. Doskoczył do rękojeści, chwycił ją oburącz i wraz z swoją bronią, spadł na ziemię, wywołując przy tym kolejny ryk bólu u przerośniętego monstrum. W jego czaszce ziała niewielka, otwarta rana. Nogi ugięły się pod Bestią kolejny raz.
Elias kontynuował natarcie, wziął kolejny rozbieg, rzucając się z mieczem na poranioną nogę potwora. Nie miał zamiaru pozwolić mu znowu powstać. Wyszła z tego zwykła, niefinezyjna - lecz całkiem skuteczna - rąbanina, która zmusiła Potwora do zostania przy ziemi. Powietrze przy nim jednak ponownie zaczęło drżeć lekko a de Ross mógł wyczuć gromadzącą się energię.
Nie było czasu. Elias skupił się w sobie, jego postać zadrżała, po czym wybuchła, po to by w mgnieniu oka z powrotem zmaterializować się nad odwróconą bokiem gardzielą potwora. W Powietrzu wyrzucił tarczę, po czym chwyciwszy ostrze oburącz skierowane w dół, wbił się w szyję bestii. Zaczął zjeżdżać zaparty na swym wbitym mieczu , rozpruwając arterie potwora.
W powietrze wzbił się kolejny tuman czerwonego błota.
Elias wylądował z hukiem. Zwycięski.
Gardło potwora rozwarło się z ohydnym mlaskiem, wylewając obfity wodospad krwi. Elias klęczał tam gdzie wylądował, wsparty na mieczu, skąpany w obfitym strumieniu posoki, podczas, gdy przeciwnik dogorywał. Wielkie łapy konwulsyjnie dudniące o ziemię, szukając po raz ostatni oparcia, chcąc odwlec nieuniknione.
Za późno. Życie upływało z bestii wraz z hektolitrami brejowatej, czarnej juchy. Ruch ustał. Ostałe oko bestii straciło wyraz. Odbijało tylko bezkres nieprawdziwego, pomarańczowego nieba.
Elias wstał na baczność i odrzucił hełm. Jego oczy były czarne nieopisanym dotąd odcieniem czerni. Jego twarz pokryta czarnymi żyłkami i połatana głębokimi śladami poparzeń - pamiątką oporu bestii.
Był blady jak powierzchnia zimowego księżyca.
Rozwarł usta szeroko i wzniósłszy miecz nad głowę wydał z siebie tryumfalny okrzyk.
Niósł się on echem po pustce areny i nie ustawał, kiedy ściany kanionu zaczęłu się rozpadać. Głos drgał, wraz z trzęsącą się ziemią, rozpadającego się wymiaru, aż do chwili gdy znikła i mała piędź ziemi, na której stały stopy Eliasa.
 

Ostatnio edytowane przez zabawowy sigmund : 12-09-2013 o 20:41.
zabawowy sigmund jest offline  
Stary 16-09-2013, 19:34   #20
 
Elas's Avatar
 
Reputacja: 1 Elas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znany
Drabinka
Ogłoszenia parafialne: osoby, które nie wykorzystały jeszcze 2 zdobytych punktów za zwycięstwo, mają czas do mojego pierwszego odpisu w docu. W innym wypadku z ich przydzieleniem trzeba czekać do zakończenia walki.
Dziś w docu walk nie będę prowadził, zabiorę się za to w wtorek, pewnie wieczorem – więc „chwile” czasu macie.

Czarny Płaszcz vs Starzec

Cóż, jeden walczący spotkał wcześniej drzewa, drugi polanę. Wyglądało na to, że nowa arena do której została przeniesiona pierwsza para w drugiej rundzie turnieju, miała być wymieszaniem dwóch poprzednich. Być może to był zwykły przypadek... lecz może nie? Zresztą, kto by zrozumiał samorealizujący się Turniej? W każdym razie – nieskończona, nieco pagórkowata polana była pokryta niezbyt wysoką, zieloną trawą poprzeplataną gdzieniegdzie kwiatami. No i, jak wcześniej wspomniano, drzewami – wysokimi na kilkaset metrów, przeważnie samotnych, jednak znalazły się trzy większe skupiska. Żeby było ciekawiej, na samym początku walki przeciwnicy nie widzieli siebie. Czas na zabawę w chowanego?

Arashi vs Asphyxia

Ledwo minęła pierwsza walka a już zaczęła się druga. Przecież publika nie może się nudzić! Dwójka walczących z imionami zaczynającymi się na A miała stoczyć bój w dosyć ponurym miejscu. Wielka, opuszczona hala przemysłowa była szeroka na jakieś czterdzieści metrów, wysoka na dwadzieścia i wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Cała zagracona wielkimi skrzyniami z niewiadomą zawartością była pełna kurzu jak i cieni. Sporych rozmiarów szyby były zabrudzone, powstrzymując większość promieni słonecznych, które znajdowały się w niewielu miejscach.
Walczący znajdowali się pięćdziesiąt metrów od siebie, oboje oświetleni przez te nieliczne plamy światła. Walkę czas zacząć!

Zwiastun vs Elias de Ross

Trzecia walka Turnieju miała być istnie zabójcza – nawet wskazywała na to arena. Był to typowy killhouse, w kilku światach używany przez siły specjalne. Służył on do trenowania taktyki i strzelania w pomieszczeniach zamkniętych – budynek wypełniony był małymi pomieszczeniami w których pełno było kartonowych celów o różnych kolorach. Wszelkie okna były zabite deskami, przez które przedostawała się jedynie odrobina światła. Dwójka walczących znajdowała się naprzeciwko siebie, na dwóch krańcach długiego na dziesięć metrów korytarza. Rzeź czas zacząć!

Retsu vs Argena Farghay

Oto nadeszła ostatnia walka czwartej rundy, po której miało okazać się, która dwójka szczęśliwców dostanie drugą szansę. Wpierw jednak dajmy zawalczyć Retsu oraz Argenie, do których należał ten pojedynek. Z Elizjum przeniesieni zostali na ciasną – ale własną! - arenę. Znajdowali się w przeciwnych kątach wielkiego sześcianu, mającego wysokość trzydziestu metrów. Nie znaczy to, że nie wiedzieli, co się znajduje poza nim – wręcz przeciwnie. Cała arena była czymś w rodzaju więzienia z prętów położonych na tyle blisko siebie, że przedostanie się na drugą stronę było niemożliwe. Zresztą... po co, skoro czekała tam tylko pustka?
 
Elas jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172