Od wczorajszego wieczora Garet miał zły humor. Do przystani przyjechał na tym samym koniu co Lawia. Oczywiście odprowadził swoją towarzyszkę jak i resztę kompani do karczmy "Ryczący Byk". Sam jednak nocował poza obrębem miasta. Nad ranem, ciągle markotny, pojawił się w karczmie. Odprowadził także swoich "druhów" na tutejszy bazar. Oczywiście wpierw prowizorycznie się zakamuflował w swoim długim czarnym szalu. Następnie ponownie się ulotnił czym rozzłocił pół orka i lekko zdenerwował Nemet. Nim jednak zniknął przekazał elfce sakiewkę z 12 monetami które utargował za sprzedaż zdobyczy dnia uprzedniego.
Opuszczając plac targowy nieumyślnie zderzył się z przechodniem w płaszczu. Nieszczęśliwie jego szal rozwinął się.
***
Corwin wczesnym rankiem przyszedł na Bazar. Chciał jak najszybciej znaleźć swoją ukochaną. Nieszczęśliwie jednak był zbyt pobudzony i roztargniony. Tak więc tuż przed wejściem na plac targowy zderzył się z zamaskowanym osobnikiem. Czarnowłosy elf o złotych oczach i czerwonych znamionach na ramionach.
- Proszę wybaczyć. Zamyśliłem się. Nic ci nie jest?- Powiedział rycerz wyciągając przyjaźnie dłoń.
- W porządku... - Słowa wypowiedziane wolno i bez gracji. Elf nie przyjął pomocy. O własnych siłach wstał, podniósł z ziemi szal, którym obwiązał głowę i odszedł.
- Żegnam.
- Bywaj. - Odparł i odwrócił się w stronę targu.
"Co go ugryzło? Nieludzie są strasznie nie towarzyscy" Już miał udać się dalej w drogę gdy naszła go myśl. A raczej wspomnienia z nad obozowych ognisk. Jego towarzysze broni dość często opowiadali przeróżne bajki i opowiastki by umilać noce na polu bitwy. Czarno-włosy elf z czerwonymi znamionami. Postrach puszczy, niewidzialny zabójczy łowca.
- Leśny duch! - Powiedział w duchu do siebie i odwrócił się w stronę, w którą udał się elf. - Czyżby to nie były tylko bajki. To zły znak. Coś się szykuje. Muszę ostrzec Nemet! - Pobiegł w głąb, miedzy straganami.
***
-...Że ile? 15 monet! Te strzały się do niczego nei nadają. Nic mnie nie obchodzi że to dębowy drzewiec i trudno dostępny. - Targowała się ze sprzedawcą Lawia. - Nie potrzebne mi strzały, których się nie da wystrzelić. Dziewięć monet!
- Takich strzał już panienka nie dostanie. No i groty mają.
- Mówisz o tych kawałkach stalowej blachy? To nazywasz grotem. Przecież to się nawet w drzewo nie wbije, a co dopiero mowa o zbroi.
- 11 monet za 10 sztuk. Niżej nie zejdę.
- Zgoda! - Potwierdziła elfka zadowolona z utargu. - Wezmę 20 strzał. - Schowała zakup do kołczanu i wypłaciła należyte 22 monety.
"Szczęśliwie mam zapasowe groty. A o dębowe drzewce dzisiaj trudno." - Radowała się w duchu, wracając do reszty.
- Zakup się powiódł? - Zapytała dowódczyni Nemet
- Owszem.
- Więc ruszamy w drogę. Formalności i towar już załatwione. Gdzie twój chłopak?
- Nie jest moim chłopakiem. - Oburzyła się elfka. - Pewnie czeka przy bramie.
- Pięknie. Po prostu pięknie. - Narzekał ork - Dobry toważysz broni. Znika bez uprzedzenia i nie wiadomo kiedy. A jak dojdzie do starcia to też sobie gdzieś pójdzie?
- Nie martw się nie zostawi nas. Nie powinien... - Ostatnie słowa wypowiedziane były szeptem do siebie. Elfka wiedziała że działa na przekór jego planom. Wiedziała też że jest on indywiduum i to, że może nie dołączyć do walki, jest prawdopodobne.
- Stanie do walki. Nie martw się. - Powiedział bard. - Możesz uznać że to intuicja poety. - Na te słowa ork prychnął.
- Dobrze. - Podsumowała kłótnie, Nemet. - Skoro wszyscy gotowi to możemy ruszać.
Drużyna wtedy jeszcze nie wiedziała że są obserwowani. Obserwowani przez oczy pełne nadziei na zarobek.
- Nemet! - Rozległ się krzyk zza pleców całej grupy. Niespełna dziesięć metrów za nimi stał mężczyzna w płaszczu.
- Corwin!? - Słowa zaskoczenia wypowiedziane przez dowódczynię.