Wciąż uczepiona ramienia Njoreda matka, osłupiała przyglądała się Ayse. Córka ruszyła w cień w człowiekiem, który mistrzem ich zdawał się być. Jakby kość stanęła jej w gardle, najmniejszego dźwięku z siebie nie wydała.
Wtem i Ragnar decyzję podjął... I na niego popatrzyła, nie z żale a ze szczerą troską. - Krew wrze w tobie, jak w ciele twego ojca...- wydusiła z trudem gładząc go po policzku. - Głupcem jesteś, zemsta nie jest łatwa nigdy. Nigdy. Idź... Poznaj jej smak. Poznaj ścieżki kręte i niechaj Baldur światłem zawsze właściwą drogę ci wskaże.- oczy ku niebu uniosła a usta swe spierzchnięte zbliżyła do twarzy Njoreda. - Idź synu. Idź i ty z nimi. Dbaj o nich jaki i ja dbałam. I...- te słowa już szeptem cichym jak uderzenie łzy o źdźbło trawy wypowiedziała.- Nie wracajcie. I pamiętaj, choc ty jeden... Że nie po pomstę tam ruszacie.
Odsunęła się od swych synów i w stronę mostu ruszyła, nim jednak stopę swą na desce postawiła rzekła jeszcze:Kocham was i wdzięczna Bogom jestem mimo krzywd wszystkich... Boście dla mnie darem. Oby życie wam zaś nie okazać się miało karą.
__________________ "...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys" |