Apsik… apsik… apsik… no i… apsik. Tak przywitał dzionek Dirk. Trzesącą się z zimna łapką, przetarł swój kinolek i apsiknął sobie jeszcze raz. Smarknął w rękaw, przetarł załzawione oczęta i… przeklnął to miejsce solidnie.
Dirk nie lubił być chory, oj nie. Dirk nie lubił być chory, bo w tedy tracił czujność, a jak to mawiali mądrzy ludzie, percepcję. Czuł się źle, czuł się strasznie, a widząc że nie tylko on, przwidywał najgorsze. - To ten zaraziciel nas tak zrobił - zawołał wrogo, co miał sił, wskazując na pustą już chatkę. - Ja flaszeczki palącej gardło nie chcem, ale jak ino się będziecie bardzo źle, śmiertelnie jako czuli, to Dirk ma flaszeczki dwie lecznicze. Oby nie potrzebne były. I oby nie były potrzebne Dirkowi małemu. Lecz jak nie będą Dirkowi potrzebne, to Dirk da. Da, bo Dirk fajny - kaszel przerwał jego wypowiedź. Chciał coś jeszcze dodać, jednak musiał kaszlnąć ponownie. Później machnął ręką i klapnął na ziemi. - Dirkowi leźć się nie chce, ale siedzieć tu też nie można machnął ręką, po czym oparł nią swoją głowę.
Ostatnio edytowane przez AJT : 14-09-2013 o 10:32.
|