Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2013, 23:02   #90
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Czuł, jak część sił napływa do jego mięśni wraz ze spożytym posiłkiem. Lub czymkolwiek to było.
W sytuacjach głodowych człowiek nie zastanawiał się, co jadł, ważne, że jadł w ogóle. A taka manna z nieba w postaci wołowiny na pewno mile zaskoczyłaby księdza Netaniasza.

Idąc mrocznym - choć nie aż tak mrocznym jak te, które mieli już okazje zwiedzać - korytarzem leniwie spoglądał na oblepione zastygłą posoką poorane ściany i starał się unikać porozstawianych pułapek. Śmierć. Śmierć zwiastowała ich podróż od samego początku. Bo skąd wyszli? Z umierającego sektora. Zdychającego w brudach swej niegodziwości. Sektora pełnego ludzi, którzy w obliczu zbliżającej się śmierci próbowali ostatecznie strwonić swe dusze. Ten ostatni raz cudzołożyć. Ten ostatni raz zażyć narkotyku. Ten ostatni raz nieść przemoc. I nie szukać wybawienia.
Było ich tam wielu. A oni wyszli z sektora śmierci.

Netaniasz złapał się na tych złowrogich myślach. Myślach, które przenosiły jego umysł na inne tory. Niewrażliwe, pełne ignorancji. Myślach, sprowadzające wszystkich mieszkańców A-0677 do jednej kategorii. Nie do końca godnych wybawienia.
Przecież nie wszyscy tacy byli. Szybko przywołał obraz swojej kaplicy. Swoich wiernych. Ludzi, którzy w całym tym piekle do końca powierzyli się opiece Wszechmogącego. I właśnie o tych ludzi walczył. Nie. Złe tory. Walczył o nich wszystkich.


Zaskoczenie spadło jednak z całkiem innej strony.


Próbował przemówić do rozsądku. Wszystkim. Crucifix nie widział problemu w tym, aby po prostu obie grupy się wyminęły i pożegnały znakiem krzyża. Ale sprawy się skomplikowały. Przeciągnęły. Napięły. Pojawiło się zbyt wiele niepewności, nieufności i groźby. Prosta czynność mogła skończyć się katastrofalnie... Dla ich misji.

Przeszkoda w postaci domniemanej dwójki szczurów zaczęła wszystkim działać na nerwy. Kapłan przywołał na myśl fakt, że właśnie tacy ludzie zamordowali jego towarzysza. Bez uprzedniego osądzenia.

Ksiądz poprawił uchwyt strzelby. Miał gorącą nadzieję, że nie będzie musiał z niej już więcej korzystać. Ale byłoby to głupie, a on sam nie był aż tak naiwny. Przeszkody mają to do siebie, że lubią nigdy się nie kończyć. A problemy występują parami.


Co tym razem testował Pan? Ich cierpliwość? Dyplomację? Miłosierdzie? Może popędy samobójcze? A co jeśli, po prostu radzenie sobie z tymi problemami... najkrótszą drogą.

Nie. Najkrótsze drogi są złe. Droga na skróty nie jest przejawem Mądrości. Droga Krzyżowa nie była najkrótszą.


Ale słowa Salomona?


"Ujrzałem zmierzch Lewiatana, Smoka Straszliwego i jego upadek. Koniec jest bliski. Mkniemy ku zagładzie. Na zatracenie w ogniu kary."


Co one oznaczały? Czyżby zbliżała się godzina Pana? Ale jak, skoro na świecie pozostało tyle zła... A całe to zło wysłano na Gehennie. Cóż za ironia. Jaki był Boski plan? Lion's Army nie ustawało w swej karkołomnej pracy nawracania. Coś osiągnęli, ale to nie wystarczy.


To był ten znak? Nie ma już czasu na nawrócenia? Nie ma czasu... nie ma czasu...


I wtedy odzywa się Jonasz. Ta maszyna. Maszyny nie mają duszy. Nie wiele się różnią od zwierząt. Mogą być nieprzewidywalne. Czasem okazywać inteligencję, lub emocje. Ale nie są podobieństwem Pana.
Maszyny stworzył człowiek.
A nic co stworzył człowiek nie może być doskonałe. Nie może zasługiwać na zbawienie. Nie bez duszy.

A jednak spodziewał się po nim czegoś innego.
Był podobno super inteligentny. Nadczłowiek, wykorzystujący ogromny zasób wiedzy i logicznego myślenia.

I mimo wszystko wybrał najkrótszą drogę.


Kto tym razem miał racje? Czyżby Jonasz, próbujący zmanipulować Crucifixa, by pozbawił życia tamtych ludzi?
Netaniasz nauczył się jednego - nic na Gehennie nie jest takim, jakim się wydaje.

Mądrość zostanie mu objawiona w swoim czasie. Na ten moment musi zachować ich przy życiu i umożliwić kontynuowanie misji.

Bo w końcu nic co robił on sam, nie było wymierzone przeciwko Panu. To on ma tu wiarę. I najwidoczniej to on będzie musiał ubrudzić swoje ręce, by zapewnić bezpieczeństwo. Im wszystkim.


Powolne skinięcie głową. Netaniasz próbował złapać spojrzenie androida, jednak warstwa gogli uniemożliwiała mu to. Ciekawe o czym teraz myśli. Co czuje, kiedy ma świadomość, że wysyła człowieka by zabił. Triumf? Trwogę? Wstyd? Nic?

Niech myśli co zechce. Dopóki Netaniasz jest świadom swoich czynów, ten wymysł techniki nie ma nad nim przewagi.


- Wybaczcie moi drodzy, ale czas nas nagli. Nie mamy całego dnia, by stać w tym impasie - mówił tym samym łagodnym tonem, powoli zbliżając się w ich stronę. - Moi przyjaciele są śmiertelnie chorzy. Zaraza, najokropniejsza jaką oczy ludzkie mogły zobaczyć, a jakie ciało mogło nosić. Męczarnie, których nawet sam szatan nie zażyczyłby człowiekowi - przerwał, jeszcze bardziej zwalniając kroku.- Więc możecie albo po prostu przejść, unikając z nami kontaktu fizycznego, albo spróbujecie nas rozstrzelać. Ale w tym wypadku na niczym się nie wzbogacicie. Wszystkie nasze rzeczy są już oblepione tym paskudztwem - zatrzymał się. Strzelbę miał ciągle opuszczoną. Starał się trzymać na widoku. Przez chwilę namyślał się nad czymś. Przez dosłownie ułamek sekundy dźwignął jeden kącik ust w chytrym uśmieszku. Podniósł wzrok. Nie było już w nim uprzedniej łagodności. Zamieniła się miejscem z determinacją. Wziął głęboki oddech, a następnie przemówił pewnym siebie, twardym i niepodobnym sobie głosem - Więc jak robimy, umieramy, czy po prostu stąd spieprzacie?


Teraz to zrozumiał. To nie oni byli celem. To była lekcja, w jaki sposób łatwo można nim pomiatać. Wysyłać na czynienie zła. Jonasz. STRAŻNIK. Technologia. To wszystko, co ich tu otaczało, było wytworem szatana. Najgorszą zarazą. Gorszą od tej panującej w ich sektorze. W taki sposób mają zatracić człowieczeństwo. Ale on na to nie pozwoli.

Musi przemówić tym ludziom do rozsądku. Jeśli przeleje się krew, sztuczna inteligencja wygra.

A co jeśli odmówią?

Ich uwaga będzie skupiona na nim samym.
Wtedy się będzie modlił, że Ortega chwilowo zapewni mu wsparcie, aby i on mógł wypalić do nich ogniem. Że Rick strzeli pierwszy, zmuszając ich do szukania zasłony, kiedy on ruszy ze strzelbą w swych dłoniach. I nie zawaha się zabić.


W tym momencie miała mu zostać objawiona Wola Boża. W tej właśnie chwili sam Wszechpotężny pokaże mu, jaką ścieżką ma kroczyć.

I już nie będzie wątpliwości.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline