Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2013, 11:57   #135
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Festag, 32 Nachhexen
Wczesna noc


Łowczyni czarownic zaśmiała się sucho, krótko, bez radości. Najwidoczniej w jakiś dziwny sposób bawiło ją zachowanie Ekharta. Mogło być też tak, że była szalona.
- Nie powiedziałeś mi nic wielce nowego. Oprócz prochu. Teraz nie posiadam przydatnych w waszym śledztwie informacji, wiedzcie jednak, że "Czerwona Korona" jest mi znaną nazwą. To kult. To te skurwysyny zabrały mi rękę. - warknęła wściekle. - W ich sprawie będę współpracować. Spróbuję się dowiedzieć, czy proch faktycznie tu dotarł i kto mógł go odebrać. Przydałyby się tylko jakieś imiona, nawet zmyślone. Ci idioci czasami używają często jednego, myśląc, że wystarczy, że jest inne od prawdziwego.
Wbiła zastępujący jej lewą rękę hak w deskę stołu i przesunęła po niej, zostawiając głęboki ślad. Ludzie przy okolicznych stolikach spojrzeli na nią i tak jakby trochę się odsunęli.


W "Trumnie Kowala" zebrali się stosunkowo szybko, gdy słońce jeszcze nie zaczęło znikać za horyzontem. Do zmroku jednakże nie pozostawało już wiele czasu, a co gorsza - z nieba zaczynał siąpić deszcz. Na razie nie za mocno, lecz nieubłaganie, zwiastując ulewę zaraz po zapadnięciu ciemności. Mimo poobijania końską podróżą, tym razem przynajmniej mieli za sobą przespaną noc - co dawało nadzieję na nieco skuteczniejsze działania.

Hanna wyszła pierwsza, owijając się płaszczem. Kapitan wywiązał się z obietnicy i przydzielił jej dwóch strażników. Jednego rozpoznała - był to bowiem Gregor, który przywitał ją bardzo krótkim, kwaśnym uśmiechem. Nie zrobił się rozmowniejszy niż był. Drugim był jakiś młodzik, trochę za bardzo zapatrzony na służkę, a za mało na to, czego wyglądać powinien. Tauermann zaprowadził ich na przeciwną stronę ulicy, skąd było widać obie garbarnie.
- Stanie na zewnątrz to zły pomył. Pani Greta pozwoliła nam skorzystać z pokoju na piętrze na te kilka godzin.
W domu śmierdziało kotami, brudem i całą resztą doków, lecz przynajmniej nie padało na głowy, choć wilgoć pożerała powoli cały budynek. Pokoik był mały i zagracony, a niewielkie okno nie miało szyb, a tylko rybie pęcherze - mimo tego można było je uchylić, by mieć całkiem dobry widok.
Zapowiadał się jednak nudny wieczór, bo na terenie obserwowanych garbarni nie działo się zupełnie nic.

Tymczasem w karczmie zjawili się zapowiedziani kanalarze. Było ich trzech i wszyscy cuchnęli bardzo podobnie. Ubrani w powycierane, brudne skóry i płaszcze z dużą ilością dziur i łat, nie sprawiali wrażenia osób, z którymi warto się zaprzyjaźnić. Dwóch było niskich i chudych, z gęstymi, choć już siwymi brodami. Przypominali tu trochę Thomasa, choć ich rozbiegane oczka pozwalały się zastanowić nad ich uczciwością. Wyglądali na braci i nimi właśnie byli.
- Jam Gery a to mój brat Gotz. Się was poprowadzim. - drugi pokiwał głową i złapał się za plecy, krzywiąc z bólu. Averheim powinno zainwestować w świeżą krew. - Ah, to Urb. Nie jest zbyt kumaty, ale za to silny i wysoki.
Wskazał na trzymającego w jednej ręce pałkę, a w drugiej latarnię wielkoluda. Nie miał nawet płaszcza, za to łysa i kanciasta twarz potwierdzała opinię Gerego. Urb uśmiechnął się i pomachał latarnią. Z jego ust i spomiędzy niezbyt wielkiej ilości zębów doleciał zapach starych ryb.
- To com, idziem, co?




Ani myśleli kierować ich najpierw na wejścia w dokach. Wydawali się mimo tego doskonale wiedzieć co robią. Każdy z nich miał swoją latarnię, krótki miecz, a także długi kij z dziwnym zakończeniem, podobny do tych, które używane były przez ludzi zapalających latarnie. Urb nie rozstawał się przy tym ze swoją pałką, na której miał przynajmniej kilkanaście wyraźnych nacięć. Gery poprowadził do jednego z włazów.
- Trzeba się tędy, tu solidna drabina.
Przesunęli kratę, a w zasadzie zrobił to olbrzym, jedną ręką i zupełnie bez wysiłku. Gery ruszył w dół jako pierwszy, nie zważając na smród, który uderzał w nozdrza i przenikał ostatecznie przez całe ciało. Pracując w takim miejscu człowiek nie mógł pachnieć. Zeszli w ciemność, oświetlaną tylko tym słabym słońcem z trudem przebijającym się przez ciężką warstwę chmur.

Kanały w Averheim były starą, solidną robotą. Nie było tu mowy o fuszerce. Grube kamienne mury i solidne chodniki, wraz z samym kanałem przepływającym pomiędzy nimi. Blask latarni rozświetlał mroczne korytarze tylko w najbliższym otoczeniu, sami także musieli być widoczni z bardzo daleko - ale bez tego nie mieli szans zobaczyć żadnych śladów. Ukrytych przejść. Niczego.
- Szukata tu czego, hę? - Gery był raczej gadatliwy, a może ciekawski, co i rusz popatrując na swoją dziwną "wycieczkę". Zwłaszcza na Irminę. Mogło się zdarzyć, że kobiety tu na dole to on jeszcze nie widział. Mogło się też zdarzyć, że nie zbliżył się do żadnej od wieków. - Przejść? Jakby tu były, Gery dawno by je odkrył, tak? Tak? No. Mogę mieć już pod czterdziestkę, nie ślepym jednak.

Nawet jak tylko się przechwalał, to ciężko było nie przyznać mu racji. Mury faktycznie w każdym miejscu zdawały się być solidne. Co jakiś czas wisiały na nich kaganki, niektóre już wygasłe i zapalane na powrót przez kanalarzy, niektóre jeszcze dające nikłe światło. Wbite w zaprawę, podtrzymujące je pręty były jedynym uszczerbkiem w ścianach, jaki zauważyli przez dobre kilkadziesiąt minut. Gdzie szli? Cholera wiedziała. Gery prowadził znanymi swoimi ścieżkami, poprzez skrzyżowania i węzły podziemnego miasta. Cuchnęło coraz bardziej, choć niby nos powinien się przyzwyczajać. Co gorsza, z ulic ściekało do środka coraz więcej wody.
- Burza! Cza szybko, zara chodniki zaleje.
Tajnych przejść i pomieszczeń jednakże jak nie było, tak nie było. Mieli jednak trochę szczęścia. Przy jednym z węzłów zauważyli ślady stóp. I Almos i Ekhart szybko uznali, że są zbyt długie i wąskie, by należeć do człowieka, chociaż niestety były na tyle słabo zaznaczone, by coś z nich wyczytać. Tymczasem Gotz podszedł do jednego z filarów i zaczął węszyć. Skrzywił się i odsunął szybko.
- Tu podlazł, jakby się o słup ocierał. Śmierdzi wapnem palonym. Jak skończył, to polazł dalej ku dokom. Ślady widać, bo tu dużo gówna na chodniku zostało. O, patrzcie!
Zanim ktoś zdążył zobaczyć o co mu chodzi, uklęknął i sięgnął do kanału, wyciągając z niego niewielki przedmiot w kształcie gwiazdki o trzech końcach. Wyglądała na zrobioną z metalu, lecz była czarna i w świetle latarni opalizowała na zielono.
I Thomas i Irmina szybko pojęli, że do jej stworzenia użyto prawdopodobnie albo plugawej magii, albo spaczenia. Lub i tego i tego.

Mimo, że udali się za śladami, które szybko zniknęły, nie odnaleźli wskazówek mogących świadczyć o tym, że skaveny, czy cokolwiek to było, mogło ukrywać się w kanałach. Potwierdzenie, że z nich korzystali to było za mało dla śledczych, lecz lejąca się ze spływów woda zmusiła ich do zaprzestania dalszych poszukiwań. Wyszli na zewnątrz niedaleko "Białego Konia". Urb trzymał chyboczącą się drabinę, gdy wspinali się po niej, trafiając prosto pod strumień lejącej się z chmur i ulic wody. Śmierdzieli i byli przemoknięci do suchej nitki już w momencie stawiania stopy na błotnistej drodze.


Dla Hanny przez dłuższy czas nie wydarzyło się nic godnego uwagi. Pożegnała się ze strażnikami jakiś dzwon po zmroku, kiedy to już ciemność zaległa na tyle głęboka, że zupełnie nie widzieli garbarni ze swojego punktu obserwacyjnego. Deszcz zamienił się w ulewę i teraz każde podejmowane kroki wiązały się oczywiście z totalnym zmoknięciem. Greta jej co prawda nie wyganiała, lecz nie umówiła się z pozostałymi dokładnie. Mogła ich wyglądać, mogła ciągle baczyć na dwa budynki po drugiej stronie ulicy. Tak czy inaczej, musiała wyjść na deszcz, by móc zorientować się w czymkolwiek.

Kanalarze byli ciekawi co zaplanowane było na dalszą część wieczoru, ale odesłani nie sprzeciwiali się zbytnio. Deszcz lał się z nieba naprawdę mocno, dokładnie tak jak nocy, w której zaginęła Ute. Plan mieli prosty. Znów przedostać się do garbarni i czekać na ewentualne wydarzenia. Gdzieś tu też powinna być Hanna, ale bez większego zaskoczenia nigdzie jej nie widzieli. Tylko kilka latarni było zapalonych a dawane przez nie światło jak zwykle nie pomagało. Zbliżyli się do płotu od strony rozświetlonej i głośnej karczmy, starając się zachowywać ciszę. Ich wróg w ciemnościach mógł poruszać się o wiele sprawniej.
Nie przekroczyli jeszcze niezbyt wysokiej przeszkody, ani nie spróbowali wejść furtą - otwartą już po interwencji straży i tylko owiniętą pozbawionym kłódki łańcuchem, gdy od strony podwórza garbarni Altzwiga, Almos wychwycił coś jak cichy pisk. Pewnie był głośny, lecz deszcz wyciszył go na tyle, by dotarł do jego czułych uszu.
Co ciekawe, to Irmina wychwyciła poruszenie, gdzieś tam w głębi posesji. Tylko przez moment, zdając sobie sprawę, że to mogą oszukiwać ją oczy. W końcu była zmęczona, mokra i śmierdząca.
 
Sekal jest offline