Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2013, 18:34   #25
Lomir
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Niewolnicy wrócili do pracy. Po walce z galaretowatymi potworami znalezionymi wśród resztek po posiłkach pająków praca poszła sprawnie i szybko. W niedługim czasie klatka została wysprzątana, a odpady znalazły się na dnie otchłani. Żaden ze sprzątających niewolników nie zwrócił uwagi, że pilnujący ich strażnik domu oddalił się, ale w niedługim czasie powrócił, tak jak to miał przykazane, ze znanym już drowim nadzorcą. W międzyczasie Morphus leżał na ziemi płacząc i przepraszając za wszystko, jednak po pewnym czasie podniósł się i snuł się po klatce, gadając do siebie od rzeczy. Opowiadał jakieś historie o magii, o drowach, badaniach. Zdawało się, że prowadził wykład, gdyż zwracał się cały czas do nie żyjącego już Girdiana. Między „wykładami” dopadała go panika o własne życie, gdyż mówił, że „oni wiedzą” albo „przyjdą i mnie zabiją”. Jednym słowem, nie pomógł pozostałym niewolnikom w ich niewdzięcznym zadaniu posprzątania klatki.
Tym razem drowi nadzorca, Istorvir, nie był sam, a z obstawą kilku strażników. Gdy zbliżył się do krat klatki otworzyły się a drużyna mrocznych elfów weszła do środka. Strażnik domu, który was pilnował wskazał na Morphusa i powiedział – To ten, panie Istorvir, to on używał magii mimo zabezpieczeń. – A na reakcję Istorvira nie trzeba było długo czekać. Podszedł do mamroczącego Morphusa zatrzymał go i powolnym ruchem wyciągnął swój adamantytowy długi miecz, który miał w pochwie na plechach. Złapał starca za ramię i szybkim poziomym cięciem otworzył jego brzuch. Wnętrzności i jucha z obrzydliwym plaskiem chlapnęły na ziemię, a w oczach starego maga dało się widzieć przerażenie, a z jego gardła wydarł się tylko cichy, zduszony i krótki odgłos zaskoczenia. Na jego nieszczęście, obłęd opuścił czarodzieja i był świadomy wszystkiego co się działo. Złapał się za rozcięty brzuch, jednak drowi nadzorca nie skończył. Wyprostował się i wyprowadził potężne kopnięcie w klatkę piersiową Morphusa. Cios był tak silny, że starca odrzuciło w tył, ale zanim upadł, drow wyprowadził kolejny cios mieczem, tym razem odcinając głowę niewolnika. Na chwilę wszystko zamarło, a jedynym dźwiękiem jaki dało się słyszeć była krew tryskająca z miejsca, gdzie kiedyś była głowa oraz cichy łoskot upadających zwłok. Istorvir wytarł ostrze o szmaty starca, schował je do pochwy, a jego czerwone oczy spoczęły na strażnikach - Zabierzcie karwasze i obroże. - wydał krótką komendę i jeden ze strażników ruszył w kierunku bezgłowego ciała, ściągnął bransolety bez większych problemów oraz podniósł z ziemi obrożę, która w momencie śmierci maga przestała jarzyć się niebieskim światłem i sama się odpięła.. Niewolnicy wiedzieli już jedno – pewnym sposobem na pozbycie się niepotrzebnej biżuterii była śmierć. Pozostawało im jednak mieć nadzieję, że nie jest to jedyny sposób na odzyskanie upragnionej wolności.
Istorvir zwrócił się do niewolników, pierwszy raz patrząc im w oczy –No, psy. Muszę powiedzieć, że mnie zaskoczyliście. Nie spodziewałem się, że przeżyjecie. Teraz jazda! - smagnął batem w powietrzu, jednak niebezpiecznie blisko ciał niewolników. – Jeśli ten staruch zdradził wam jak przebić się przez karwasze to lepiej nie używajcie magii, bo podzielicie jego los. - dodał gdy zmierzali w kierunku wyjścia z klatki. W tym momencie zza ich pleców dał się słyszeć syk i grzechotanie.


Potworne pająki

Niewolnicy odwrócili głowy a z kokonu, który cały czas stał na środku zaczęły wypełzać olbrzymie pająki. Pajęcza budowla miała kilka metrów wysokości i tyleż samo szerokości, więc mogła pomieścić kilkanaście sztuk tych potworów, aż dziw, że wyszły dopiero teraz. Niewolnicy wybiegli z klatki, jednak ciężko ranny elf nie zdążył jej opuścić. Został sam za kratami wśród kilku wygłodniałych i śmiertelnie niebezpiecznych pajęczaków. Dokuśtykał do krat i złapał je oburącz i zaczął je szarpać - Wypuście mnie, proszę! Nie chce umierać! Zrobiłem co kazaliście, proszę! Niee - krzyczał. Jednak to tylko rozbawiło strażników, którzy odwrócili się w jego stronę i obserwowali to co miało się wydarzyć. Krzyki niewolnika i jego szamotanie się zwabiło tylko pająki w jego stronę. Zbliżały się powoli i ostrożnie, badając teren swoimi odnóżami. Nagle jeden, najbliżej niewolnika, wybił się w powietrze i skoczył na elfa, dociskając go do krat. Następnie uniósł jedno z ostrych niczym brzytwy odnóży i wbił je w tył głowy nieszczęśnika, tak głęboko, że wyszło czołem, rozchlapując zawartość mózgoczaszki na podłogę przed klatką i ochlapując twarze i ubrania niewolników, którzy stali najbliżej, na szczęście dla nich, po dobrej stronie krat. Oczy elfa wywróciły się do wnętrza czaszki, a usta otwarły w niemym krzyku. Martwy został zaciągnięty w kierunku kokonu. Mroczne elfy miały niezły ubaw, bili brawo i cieszyli się z takiego zakończenia sprawy.
Niewolnicy zostali poprowadzeni tą samą drogą, którą ich tu przyprowadzono, najpierw do magazynu, gdzie zdali narzędzia. Z tego faktu niezadowolony był najbardziej Shaz’zar, który chciał nakłonić jednego z szaroskórych osiłków aby ułamali kolec czyszaka, w ten sposób tworząc broń, jednak zapora w postaci ograniczenia rozumowania okazała się zbyt ciężka do pokonania, albo po prostu brakło czasu na wyjaśnienie im co mieliby i w jakim celu zrobić. Gdzieś po drodze doszły ich nozdrzy zapachy jedzenia, pewnie z kuchni w rezydencji, a gdy zapach został przetworzony przez ich mózgi dotarło do nich, że od dawna nic nie jedli. Przypomniało im o tym głośnie burczenie w ich żołądkach oraz co gorsze – osłabienie, które przyszło wraz z brakiem pożywienia.
Gdy dotarli do klatki niewolników zostali wpuszczeni, a kraty zostały z nimi zatrzaśnięte. Po raz kolejny byli zamknięci w swoim nowym „domu”. Rozglądając się po obecnych w klatce niewolnikach nigdzie nie dostrzegli drowa, który tak gorąco ich przywitał ani żadnego członka jego bandy.
 
Lomir jest offline