Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-09-2013, 23:18   #21
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
- Hej, Morphusie! To ja Girdian - powiedział sucho drow wpatrując się z coraz większym politowaniem w starca.
-Czarny? Girdian? Nie.- starzec mimo, że niespełna rozumu, nie dał się zwieść próbie blefu.
- No i co zrobić z tym upierdliwym zaklęciem? - spytał Veles. O mały włos kopnąłby drowa w zadek za to, że wciął się w rozmowę, na dodatek w taki głupi sposób. - Jak je wykorzystać albo ominąć?
- Ja wiem jak. Wiem. Ale jak wam powiem to was znajdą. Dowiedzą się i zabiją. Tak jak mnie. Ja nie żyję - powiedział Morphus po czym położył się na ziemi, zaplatając sobie ręce na piersiach, tak jakby był ułożony w trumnie.

Debra odwróciła się i miotłą lekko szturchnęła drowiego niewolnika.
- Chodź - dała znak głową. - No chodź, chodź. Pójdziemy sobie. Posprzątamy. Pogadamy. Nic tu po nas słodki ty mój… - pchnęła mocniej. - Nie przeszkadzajmy panom w rozmowie.

Słodki? Shaz’zar osłupiał. Jakaś kobieta nazwała go słodkim… W życiu słyszał wiele komplementów: przystojny, odważny, zdrowe włosy i te sprawy, ale nigdy, że jest słodki.
Zaciekawiony i osłupiały dalej z wrażenia podreptał za Debrą. Nie spodziewał się, że jakaś kobieta kiedyś wyda mu polecenie, a on je spełni. To musiało być coś ważnego, w innym przypadku przecież by nie poszedł, no nie? Teraz nie był tego taki pewien.

- Nieźle musiałeś im krwi napsuć drowie, że swoi cię tu wsadzili - mruknęła, mimo palenia w plecach biorąc się na poważnie do roboty. - Hmm?
- Powiedzmy, że nie wpisywałem się w szablon “porządnego” drowa, według definicji niektórych kapłanek - odpowiedział zagadkowo. - A ciebie, jak złapali? Patrole zapuszczają się jeszcze na powierzchnię? - zapytał, podtrzymując rozmowę.
- Nie. To ja się za daleko zapuściłam - bąknęła w odpowiedzi. - Powiedzmy, że tam na powierzchni to ja nie wpisuję się w szablon “porządnego” … - zastanowiła się przez chwilę - człowieka.
- Co masz na myśli? - spytał.
- A ty co miałeś na myśli, kiedy mówiłeś o sobie? - mrugnęła, zaczepnie się uśmiechając.
- Zabijam wyznawców Lolth - odpowiedział rozbrajająco szczerze, jakby mówił o zwyczajnej czynności pokroju gotowania. - Tak, chyba głównie, dlatego.
- Uuulala… to nie masz tu łatwo, faktycznie - syknęła przez zęby. - Dawno już tak działasz?
- Praktycznie od urodzenia… - odpowiedział z lekkim wahaniem. Ile to już lat trwałą ta niekończąca się wojna z wyznawcami Pajęczej Królowej? - Taką ścieżkę obierają wyznawcy Ghaunadaura.
- Taaa?! - Debra zmarszczyła brwi. - Nie słyszałam o takim bóstwie. - Może nie było to tak całkowicie zgodne z prawdą, bo coś jej tam świtało, ale po co od razu na wstępie znajomości doszukiwać się cudzych ułomności. - I jak ci szło? - zapytała z zaciekawieniem.
- Jak dotąd całkiem nieźle - odparł z niesmakiem.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline  
Stary 16-09-2013, 17:04   #22
 
Barthirin's Avatar
 
Reputacja: 1 Barthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodze
Miała nadzieję, że nie przegina zbytnio z drążeniem tematu.
- Aż dziwne, że pozwolili ci jeszcze żyć. - Popatrzyła z niekłamanym podziwem na swego rozmówcę. - Sądzisz, ze jest jakaś szansa na wydostanie się stąd?
- Zapewne szykują coś gorszego, niż śmierć - zasępił się. - Droga ucieczki jest zawsze. Młodych wojowników w mojej drużynie uczy się, że nawet z wnętrza bazyliszka da się wydostać. Trzeba tylko mocno zapierać się nogami i zostawić po sobie możliwie jak najbardziej krwawy ślad.*
Debra mało nie prychnęła śmiechem, kiedy usłyszała o wydostawaniu się z bazyliszka. Na myśl przyszła jej bowiem jak najbardziej naturalna droga.
- U nas mówi się: Póki życia, póty nadziei. A widzisz. Zapomniałabym całkiem. - Zmieniła nagle temat. - Mówią na mnie Debra. - Przełożyła miotłę do drugiej ręki. Otrzepała prawą dłoń o ubranie i wyciągnęła ją do mrocznego elfa.
Drow spojrzał na rękę kobiety i z wahaniem wyciągnął swoją. Uścisnął dłoń, jak to czynią zwykle svirfnebliny i potrząsnął lekko.
- Shaz’zar… - powiedział sucho.
W przeciwieństwie do drowa, Debra wyszczerzyła się w uśmiechu obnażając swoje małe kły. Energicznie oddała uścisk. - Miło mi cię poznać. Jak na razie. - Mrugnęła porozumiewawczo. - Nie ma się co spinać - dodała. - Wszyscy jedziemy na tym samym wózku. - Mimo starań o zachowanie dobrego nastawienia, westchnęła jednak.
Tropiciel nie zwrócił uwagi na niecodzienny uśmiech Debry. Nie znał się na anatomii istot z powierzchni, toteż nie zauważył w tym nic dziwnego.
- Już niedługo zejdziemy z tego wózka. Niech tylko któryś z tych siłaczy pomoże zlamać mi to badziewie!
- Powodzenia życzę - Debra zerknęła na dzierżony przez elfa czyszczak. -Oby ci się udało to coś przemycić. Znasz się trochę na pająkach? - zapytała po chwili.
- Wiem wystarczająco, by je skutecznie dziabnąć - odpowiedział z uśmiechem. - Czemu pytasz?
- Widziałam wśród śmieci coś, co przypominało martwe sztuki, jak puste skorupki. - Wykrzywiła usta w obrzydzeniu. - Też to zauważyłeś? Co to było? - zapytała. - Ejże! - Nagle coś odwróciło jej uwagę od edukowania się w zakresie anatomii ośmionogów. - Co im odbiło?! - Zapytała, widząc szamotaninę i małe zbiegowisko wokół trójki współwięźniów. Pytanie było z gatunku raczej tych retorycznych, bowiem trudno byłoby oczekiwać odpowiedzi od Shaz’zara.
 
__________________
Ash nazg durbatuluk,
Ash nazg gimbatul,
Ash nazg thrakatuluk,
Agh burzum-ishi krimpatul!
Barthirin jest offline  
Stary 16-09-2013, 17:40   #23
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Veles tymczasem przyklęknął przy leżącym czarodzieju.
- Morphusie, jeszcze żyjesz - zapewnił. - A jeśli nam pomożesz, to będziemy mogli kogoś uratować. A twoje odkrycie nie zginie. Będziemy pamiętać o tobie. Zawsze.

Morphus otworzył oczy, podniósł głowę i popatrzył na Velesa.
- Vatrasie, dobry z ciebie człowiek. - powiedział, poklepując go po policzku. - Powiem ci, powiem. To co odkryłem. Odkrycie? Tak… tak już wiem. - jego oczy znów przybrały wyglądu rozumnych - Wędrowaliśmy z Girdianem, studiując drowie zwyczaje i magię, ale daliśmy się złapać. Tak jak i wy, pamiętam cie z podróży do tego miasta. Te karwasze tłumią moc i ją pochłaniają. Musisz użyć więcej siły, aby się przez nie przebić. Rozumiesz? Dwa razy bardziej się postarać. Tak, to takie proste, ale czarodzieje, którzy wyuczyli sobie dawkowanie mocy mają bardzo ciężko wpaść na taki pomysł. Rozumiesz? - powiedział powoli i cicho. Po czym poderwał się, łapiąc Velesa za kark i przyciągając do siebie. Mimo swojego wieku ciągle miał dużo siły i młody mężczyzna nie zdołał oprzeć się atakowi z zaskoczenia. Morphus wgryzł się w szyję kapłana, wyrywając spory kawałek skóry.
Veles, wyrywając się, walnął czarodzieja łokciem w pierś. I to z całej siły.

Dinin w chwili, gdy wyrzucał jakichś ochłap w otchłań spojrzał w stronę ludzkiego czarodzieja i zobaczył, że ten szepce coś do jakiegoś innego ludzia. Nie tracąc czasu podbiegł do nich, ale wtedy czarodziej rzucił się na tego drugiego, a gnom stał tylko zdziwiony przypatrując się całemu zdarzeniu.

Czarodziej nie spodziewał się takiego ciosu. Uderzenie przygniotło go do ziemi, a jego oczy załzawiły. Zwinął się w kłębek, w pozycję embrionalną i tak leżąc płakał chicho. Zdawać się mogło, że przeprasza członków rodziny oraz innych ludzi, których już nazywał z imienia.

-Coś mu zrobił?! - wydał z siebie gniewnym głosem Yalop, po czym ruszył na człowieka, który mógł znać informacje o tym, jak pokonać magię karwaszy. Gdy już do niego podbiegł skoczył na niego, okładając go swoimi małymi pięściami.
Veles miał dość. Szlam, nawiedzony czarodziej, a teraz kolejny dureń. Nie wahając się długo walnął napastnika trzymaną w ręku łopatą.
- Zwariowałeś!? - spytał.
Odskoczył o krok, gotów do dalszej walki.

- Te Kraknash! Paczaj. Ludki sie jedzom! Nie widziałem jeszcze jedzoncych siem ludków. - powiedział Crubnash zerkając na tę dziwną bójkę.
Ork zbliżył się do Velesa i pozostałych. Odezwał się z dość specyficznym wspólnym. Można powiedzieć, że z nieco zaciągał z orkowego.
- Te! Ludziku. Jak chcesz komuś w papę dać to siem może podzielisz, hę? Te gluty to się jako walka nie liczyły. Nie wrzeszczały jak lubię. Taki ten będzie darł ryja głośno.
 
Kerm jest offline  
Stary 16-09-2013, 18:33   #24
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
-Dlaczego go uderzyłeś? On może być naszym jedynym ratunkiem! - wydyszał Yalop, gdy się podniósł z ziemi, po spotkaniu trzeciego stopnia z łopatą. - A ty orku nie wtrącaj się, to sprawa między mną, a tym draniem, który marnuje szansę na wolność! - powiedział chwytając pewniej czyszczak w rączkach.

Ork miał chyba rację, trzeba to było przerwać bo inaczej szanse na ucieczke z tego przeklętego miejsca znikną całkowicie. Delamros rzucił łopatę na ziemię i wkroczył do akcji.
- Panowie, panowie, spokojnie, widzę, że przez tą całą sytuację przestaliście myśleć logicznie. Muszę powiedzieć i dalej nie wierze, że te słowa płyną z moich ust, ale zgadzam się z orkiem… W pewnym sensie oczywiście. Musimy się uspokoić i ochłonąć trochę, a wtedy na pewno wymyślimy jakiś konstruktywny plan działania i będziemy mogli, może, w końcu stąd jakoś uciec, na co bardzo liczę… Rozumiemy się? - popatrzył na walczących w oczekiwaniu na to, co dalej zrobią.

- Suchaj malutki ludziku. Jeszcze raz mi się wtrącisz to ci zaraz łopatom ryj rozczaskam. Nie do małego ludzika żem gadał, to mały ludzik czyma papę na kłótkę! Zrozumiał?! - powiedział ponad dwumetrowy ork nachylając się nad gnomem z łopatą.
- Właśnie, nie wtrącaj się - powiedział Delamros i oparł się o orka.
Crubnash podniósł jedną z brwi czując dotyk opierającego się o niego człowieka. Zerknął nieco zdziwiony. Nie spotkał się jeszcze nigdy z byciem dotkniętym przez człowieka w celu innym niż zadanie rany. Popatrzył z góry na Delamrosa i cicho zapytał:
- A ty lutku co robisz? Z Crubnashem się chcesz siłować? Chcesz?
- Odczep się! - Veles zwrócił się do gnoma, który go przed chwilą zaatakował. - Ugryzł mnie! - Dotknął szyi, po czym pokazał gnomowi zakrwawioną dłoń. - Miałem czekać, aż mnie zagryzie? Ciekawe, co ty byś zrobił?
Nie czekając na odpowiedź rzucił na siebie czar - leczenie drobnych ran.

Delamros szybko stanął obok orka.
- Spokojnie, chciałem tylko pokazać, że w pełni się z Tobą zgadzam, masz moje pełne poparcie - odpowiedział, po czym stanął obok niego i spojrzał w kierunku gnoma.
- No właśnie! Miał się dać zagryźć? Wracaj lepiej do roboty, a mu tu wszystko załatwimy… Prawda ogrze?
Crubnash milczał. On tu żadnego ogra nie widział.
-A skąd niby miałem wiedzieć, że cie gryzie?! Mój wzrok nie jest już taki sprawny jak dwieście lat temu!- Zripostował gnom, gdy człowiek z orkiem zaczęli na niego nastawać. -Założę się, że też byś tak postąpił wiedząc tylko tyle!*
- Słuchajcie, dajmy na razie spokój - zaproponował Veles. - Tamten elf miał rację. Jeśli się nie weźmiemy do roboty i nie sprzątniemy tego bałaganu, to nam się drowy dobiorą do zadków.
- Słusznie, na razie nie ma co, wracamy do sprzątania… Mały! Bierz łopatę! - krzyknął Delamros do gnoma i zaczął powoli sprzątać.
-Nie mały! Co najwyżej niewysoki, ale nazywam się Dinin Yalop zwany też “Niuchaczem”.- Powiedział gnom, po czym zabrał łopatę i zaczął zrzucać śmieci z klatki w otchłań.
 
Zormar jest offline  
Stary 16-09-2013, 18:34   #25
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Niewolnicy wrócili do pracy. Po walce z galaretowatymi potworami znalezionymi wśród resztek po posiłkach pająków praca poszła sprawnie i szybko. W niedługim czasie klatka została wysprzątana, a odpady znalazły się na dnie otchłani. Żaden ze sprzątających niewolników nie zwrócił uwagi, że pilnujący ich strażnik domu oddalił się, ale w niedługim czasie powrócił, tak jak to miał przykazane, ze znanym już drowim nadzorcą. W międzyczasie Morphus leżał na ziemi płacząc i przepraszając za wszystko, jednak po pewnym czasie podniósł się i snuł się po klatce, gadając do siebie od rzeczy. Opowiadał jakieś historie o magii, o drowach, badaniach. Zdawało się, że prowadził wykład, gdyż zwracał się cały czas do nie żyjącego już Girdiana. Między „wykładami” dopadała go panika o własne życie, gdyż mówił, że „oni wiedzą” albo „przyjdą i mnie zabiją”. Jednym słowem, nie pomógł pozostałym niewolnikom w ich niewdzięcznym zadaniu posprzątania klatki.
Tym razem drowi nadzorca, Istorvir, nie był sam, a z obstawą kilku strażników. Gdy zbliżył się do krat klatki otworzyły się a drużyna mrocznych elfów weszła do środka. Strażnik domu, który was pilnował wskazał na Morphusa i powiedział – To ten, panie Istorvir, to on używał magii mimo zabezpieczeń. – A na reakcję Istorvira nie trzeba było długo czekać. Podszedł do mamroczącego Morphusa zatrzymał go i powolnym ruchem wyciągnął swój adamantytowy długi miecz, który miał w pochwie na plechach. Złapał starca za ramię i szybkim poziomym cięciem otworzył jego brzuch. Wnętrzności i jucha z obrzydliwym plaskiem chlapnęły na ziemię, a w oczach starego maga dało się widzieć przerażenie, a z jego gardła wydarł się tylko cichy, zduszony i krótki odgłos zaskoczenia. Na jego nieszczęście, obłęd opuścił czarodzieja i był świadomy wszystkiego co się działo. Złapał się za rozcięty brzuch, jednak drowi nadzorca nie skończył. Wyprostował się i wyprowadził potężne kopnięcie w klatkę piersiową Morphusa. Cios był tak silny, że starca odrzuciło w tył, ale zanim upadł, drow wyprowadził kolejny cios mieczem, tym razem odcinając głowę niewolnika. Na chwilę wszystko zamarło, a jedynym dźwiękiem jaki dało się słyszeć była krew tryskająca z miejsca, gdzie kiedyś była głowa oraz cichy łoskot upadających zwłok. Istorvir wytarł ostrze o szmaty starca, schował je do pochwy, a jego czerwone oczy spoczęły na strażnikach - Zabierzcie karwasze i obroże. - wydał krótką komendę i jeden ze strażników ruszył w kierunku bezgłowego ciała, ściągnął bransolety bez większych problemów oraz podniósł z ziemi obrożę, która w momencie śmierci maga przestała jarzyć się niebieskim światłem i sama się odpięła.. Niewolnicy wiedzieli już jedno – pewnym sposobem na pozbycie się niepotrzebnej biżuterii była śmierć. Pozostawało im jednak mieć nadzieję, że nie jest to jedyny sposób na odzyskanie upragnionej wolności.
Istorvir zwrócił się do niewolników, pierwszy raz patrząc im w oczy –No, psy. Muszę powiedzieć, że mnie zaskoczyliście. Nie spodziewałem się, że przeżyjecie. Teraz jazda! - smagnął batem w powietrzu, jednak niebezpiecznie blisko ciał niewolników. – Jeśli ten staruch zdradził wam jak przebić się przez karwasze to lepiej nie używajcie magii, bo podzielicie jego los. - dodał gdy zmierzali w kierunku wyjścia z klatki. W tym momencie zza ich pleców dał się słyszeć syk i grzechotanie.


Potworne pająki

Niewolnicy odwrócili głowy a z kokonu, który cały czas stał na środku zaczęły wypełzać olbrzymie pająki. Pajęcza budowla miała kilka metrów wysokości i tyleż samo szerokości, więc mogła pomieścić kilkanaście sztuk tych potworów, aż dziw, że wyszły dopiero teraz. Niewolnicy wybiegli z klatki, jednak ciężko ranny elf nie zdążył jej opuścić. Został sam za kratami wśród kilku wygłodniałych i śmiertelnie niebezpiecznych pajęczaków. Dokuśtykał do krat i złapał je oburącz i zaczął je szarpać - Wypuście mnie, proszę! Nie chce umierać! Zrobiłem co kazaliście, proszę! Niee - krzyczał. Jednak to tylko rozbawiło strażników, którzy odwrócili się w jego stronę i obserwowali to co miało się wydarzyć. Krzyki niewolnika i jego szamotanie się zwabiło tylko pająki w jego stronę. Zbliżały się powoli i ostrożnie, badając teren swoimi odnóżami. Nagle jeden, najbliżej niewolnika, wybił się w powietrze i skoczył na elfa, dociskając go do krat. Następnie uniósł jedno z ostrych niczym brzytwy odnóży i wbił je w tył głowy nieszczęśnika, tak głęboko, że wyszło czołem, rozchlapując zawartość mózgoczaszki na podłogę przed klatką i ochlapując twarze i ubrania niewolników, którzy stali najbliżej, na szczęście dla nich, po dobrej stronie krat. Oczy elfa wywróciły się do wnętrza czaszki, a usta otwarły w niemym krzyku. Martwy został zaciągnięty w kierunku kokonu. Mroczne elfy miały niezły ubaw, bili brawo i cieszyli się z takiego zakończenia sprawy.
Niewolnicy zostali poprowadzeni tą samą drogą, którą ich tu przyprowadzono, najpierw do magazynu, gdzie zdali narzędzia. Z tego faktu niezadowolony był najbardziej Shaz’zar, który chciał nakłonić jednego z szaroskórych osiłków aby ułamali kolec czyszaka, w ten sposób tworząc broń, jednak zapora w postaci ograniczenia rozumowania okazała się zbyt ciężka do pokonania, albo po prostu brakło czasu na wyjaśnienie im co mieliby i w jakim celu zrobić. Gdzieś po drodze doszły ich nozdrzy zapachy jedzenia, pewnie z kuchni w rezydencji, a gdy zapach został przetworzony przez ich mózgi dotarło do nich, że od dawna nic nie jedli. Przypomniało im o tym głośnie burczenie w ich żołądkach oraz co gorsze – osłabienie, które przyszło wraz z brakiem pożywienia.
Gdy dotarli do klatki niewolników zostali wpuszczeni, a kraty zostały z nimi zatrzaśnięte. Po raz kolejny byli zamknięci w swoim nowym „domu”. Rozglądając się po obecnych w klatce niewolnikach nigdzie nie dostrzegli drowa, który tak gorąco ich przywitał ani żadnego członka jego bandy.
 
Lomir jest offline  
Stary 16-09-2013, 22:46   #26
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Sprzątanie, walka z galaretowymi stworami, rozmowa z magiem, ponowne sprzątanie.
Gdyby tak miał wyglądać każdy ich dzień w niewoli, to jakoś by się dało żyć. Przynajmniej większości z nich.
Biedny elf.
Ale i tak było wiadomo, że taki los dopadnie każdego z nich. Prędzej czy później.
Veles, nie da się ukryć, wolałby się znaleźć w tej drugiej kategorii. Zapewne tak, jak wszyscy. Jednak żeby tego dokonać, wolałby mieć w garści coś, co by można wykorzystać jako broń. A tu nawet solidnego kamienia nie było. A kości, które ewentualnie można by użyć jako broń, wyglądały jakoś... słabo. Co prawda taka kość udowa, złamana w dobrym miejscu lub odpowiednio podostrzona, z pewnością spełniłaby swoje zadanie, ale ze sporą dozą prawdopodobieństwa można by powiedzieć, że zrobiłaby to tylko raz, łamiąc się przy okazji.
Mimo tego Veles schował dwie będące w nieco lepszym stanie sztuki. W ostatniej niemal chwili, bowiem ledwo skończyli sprzątać pojawił się elf pełen pretensji o używanie czarów. I w sposób dobitny i krwawy demonstrując ową niechęć, tudzież udzielając słownego ostrzeżenia.
Zawsze pozostawało jednak rzucić taki czar pod nieobecność drowów.
Pytanie tylko, skąd wiedzieć, że nadeszła odpowiednia chwila?

Wydostali się z pajęczej klatki dosłownie w ostatniej chwili, tuż przed wylęgiem wielkich (i z pewnością głodnych) pająków. Na dodatek w zdecydowanie mniej licznym składzie. Nie dość, że zginął mag (na szczęście nie ostatni posiadacz tajemnicy karwaszy), to jeszcze łupem pająków padł kolejny elf - ranny i na skutek tego zbyt powolny.
Nie zdążyli się dowiedzieć, jakie polecenie miał wykonać tamten elf - czy chodziło tylko o sprzątanie klatki, czy też może o coś innego. A nuż był donosicielem? Kto wie...


Szlag by to, pomyślał Veles, gdy ponownie trafili do “swojej” klatki.
Zapach jedzenia dobitnie przypomniał (zapewne nie tylko jemu), że już od dawna nic nie jadł.
- Ciekawe, czy przegapiliśmy porę karmienia - powiedział z wisielczym humorem. - Jeśli nie, to pewnie trzeba powalczyć o coś do jedzenia. Mam nadzieję, że się przyłączycie - dodał.
 
Kerm jest offline  
Stary 16-09-2013, 23:53   #27
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Czy mogła coś zrobić?
Pewnie. Mogła mu pomóc. Może wtedy by zdążył wyjść z innymi. Mogła go dobić, zanim dopadł go pająk. Mogła spróbować dosięgnąć pająka, który go załatwił, albo któregoś z “czarnuchów” trzymających ich w szachu. Miała w ręku czyszczak. Miała czyszczak i patrzyła jak dobrze się bawią gdy konał! Cholera, mogła spróbować! Dlaczego tego nie zrobiła?! Durne pytanie. Dlaczego?

Może jej ciało, tak jak ciało człowieczego czarodzieja i nieszczęsnego elfa rozrywane byłoby teraz i pożerane przez pająki? Może zostałaby z rozprutym brzuchem tam pod klatką, ku uciesze czarnych degeneratów. Miała czyszczak. Chętnie wykastrowałaby nim chociaż jednego z nich. Zanim by ją wyflaczyli, bo wyflaczyliby na pewno. I nikt z tamtych, podobnie jak ona sama nie ruszyłby palcem. Staliby i się gapili. Jak cielęta. Jak niewolnicy. Nie było po co się oszukiwać. Już udało się czarnym zwyrodnialcom zrobić z nich zastraszonych niewolników. Z niej też. Nawet nie zaprotestowała, kiedy przyszło jej oddać narzędzia. Otrzeźwiała dopiero w klatce i dopiero wtedy zaczęła używać szarej masy, która tkwiła pod jej rogatą czaszką. Jakby obudziła się z koszmarnego snu.
I wcale nie była z tego powodu szczęśliwa. Wolałaby pozostać w stanie otępienia, który właśnie powoli mijał.

Była słaba. Od miesiąca nie zjadła nic porządnego. A forsowny marsz przez podziemia wyssał z niej całą energię. Jej ostatnie resztki straciła chyba w pajęczarni. Osunęła się pod ścianą klatki, opierając plecy o zimne kraty i gapiąc się bezsensownie w przestrzeń. Najchętniej położyłaby się teraz plackiem, zasnęła i obudziła dopiero za sto lat. Albo wcale. Niewolnica. Psiakrew! Diablica z duszą niewolnicy. Śmiechu warte. I pewnie nawet by się roześmiała, gdyby miała siłę.
Gdyby miała choćby trochę sił, to może nawet nawrzeszczałaby na Drągala. Velesa, czy jak mu tam. Jak w takiej chwili mógł myśleć o jedzeniu?
Pewnie mógł, ale po co o tym tak głośno gadał? Przez niego poczuła, jak wnętrzności zwijają się jej w jeden wielki precel. Aż jęknęła, ściśnięta przemożnym uczuciem głodu.

- Zamilcz! - syknęła przez zaciśnięte zęby. - Sadysta cholerny.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 17-09-2013 o 00:10.
Lilith jest offline  
Stary 21-09-2013, 19:31   #28
 
Barthirin's Avatar
 
Reputacja: 1 Barthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodze
Shaz'zar ruszył posłusznie za dozorcami, chcąc jak najszybciej wydostać się z klatki pająków. Stamtąd nie było żadnego wyjścia. Pozostawanie tam choćby chwilę dłużej mijało się z celem, a zważywszy na nieoczekiwanych wrogów w postaci galaretek - było całkiem niebezpieczne. Kto wie, jakie paskudy kryły się jeszcze w tej klatce? Była ona przeznaczona do trzymania pająków, a to nie wróżyło dobrze.
Gdy wyszli z zagrody przywitał ich nie kto inny, lecz główny nadzorca Istorvir. Ten, dowiedziawszy się o użyciu czarów przez obłąkanego czarodzieja, skrócił nędzne życie biedaka.
Nieszczęśnik, jakich wielu, pomyślał tropiciel patrząc na leżące truchło, Podmrok go pochłonął. Najpierw umysł, a potem ciało...
Gdy już mieli odmaszerować, okazało się, że jedyny ocalały elf z powierzchni nie wyszedł jeszcze z klatki. Reszta niewolników wkrótce dowiedziała się, co takiego skrywa tajemniczy kokon na środku wybiegu. Z wnętrza wypełzły pająki. Mnóstwo pająków. Kolorowe, ciemne, długie i mięsiste - kolekcja pochodziła zapewne nie tylko z Podmroku, ale również ze świata Nad.
Były w pewnym sensie nawet piękne, i równie pięknie zakończył życie długouchego. Przedstawienie podobało się Shaz'zarowi. Dołączył do owacji drowów, przy okazji badając kolejne granice swojej swobody.
Poszli dalej i tropiciela ogarnęło dziwne uczucie. Z jednej strony ulga, że nie udało mu się złamać czyszczaka. Na pewno odkryliby ubytek w narzędziu i sumiennie przeszukali drowa. Z drugiej strony był wściekły, że muszą przechodzić takie kontrole, zamiast zwyczajnie rzucić narzędzia na kupkę.
Trzeba było obmyślić inny plan. Shaz'zar nie zamierzał rezygnować. Teraz jednak, póki w ich klatce nie było wesołej kompanii kapo, postanowił wypocząć, by zregenerować siły. Być może już niedługo będzie musiał stawić czoło nowym wyzwaniom.
 
__________________
Ash nazg durbatuluk,
Ash nazg gimbatul,
Ash nazg thrakatuluk,
Agh burzum-ishi krimpatul!
Barthirin jest offline  
Stary 26-09-2013, 15:25   #29
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Delamros wszedł do klatki, strasznie burczało mu w brzuchu. Nie chciało mu się z nikim rozmawiać. Podszedł do Dinina i usiadł obok niego. Kolejne głośne burczenie. Przejechał palcem po swojej twarzy, gdzie były resztki mózgu elfiego niewolnika i wsadził go sobie do buzi. Niestety niezjadliwe. Wypluł głośno resztki okropnej papki. Obejrzał się w stronę Dinina, wziął do ręki koniec jego koszuli i wytarł nim sobie twarz.

Dinin od samego wydarzenia w klatce pająków nie miał w ogóle ochoty na jedzenie, pomimo dopraszającego się żołądka. Usiadł sobie na podłodze, kiedy to podlazł do niego jakiś człowiek. Był on jednym z tych, którzy razem z nim byli jako ekipa sprzątająca w klatce stawonogów. Gnom ciekawy, co też chce od niego ten typek postanowił poczekać, co też ten zrobi. To co po chwili ów człowieczyna zrobił coś, co tak zniesmaczyło gnoma, że już nie mógł dłużej powstrzymywać swoich odruchów i zwymiotował na siedzącego obok niego człowieka. Gdy już po chwili opanował się spojrzał na ochlapanego treścią żołądkową jegomościa. Jednak jedynie soki żołądkowe wydostały się na zewnątrz, gdyż żołądek gnoma od kilku lub nawet kilkunastu dni był pusty.
-Wybacz…- Wydukał cicho gnom patrząc w oczy osobnika obok siebie.
-Oj kiepściutko z Tobą kolego - powiedział Delamros i powoli wstał. Na szczęście plama wymiocin była niewielka, a jeżeli chodzi o smród… Po tylu tygodniach nie mycia się i tak wszyscy cuchnęli równie okropnie. Odszedł trochę dalej od gnoma w razie jakby ten znowu chciał wymiotować i położył się na ziemi, splatając dłonie za głową.
- Kraknash… głodny rzem. Trza było wzionć nieco z tych kościów co były w klatkach. Szpik zawsze dobry. - odezwał się ork.
- Szpik dobry...ale mięsko lepsze… pizdnijmy elfa, o! - zaproponował Kraknash.

Tymczasem nasz biedny stary już gnom podszedł do sadzawki i ochlapał odrobiną wody plamę po swoich kwasach żołądkowych z ubrania. Tak czy tak było ono strasznie brudne, ale lepiej, by nie zalatywało czymś takim, to w końcu wymiociny. Po załatwieniu tej sprawy poszedł do latryny, gdzie opróżnił pęcherz. Gdy załatwił potrzeby fizjologiczne usiadł sobie gdzieś znowu na podłodze i począł się rozglądać dookoła, czy nie ma tutaj czegoś zdatnego do zjedzenia.
Rozglądając się po klatce gnom nie dostrzegł niczego, co jeszcze zdawałoby się do jedzenia. Było trochę zepsutego jedzenia, też nie za wiele, bo przyciśnięci przez głód niewolnicy jedli i takie jedzenie. Tu jakiś czerstwy, zapleśniały kawałek chleba, tam zgniłe mięso lub grzyby.
Gnom nie mając innego wyjścia postanowił się przełamać i wziął stary chleb. Zaczął go powoli jeść odrzucając co większe kawałki pleśni. To co już wkładał do ust, to intensywnie przeżuwał, by nie połamać swoich starych już zębów. Któż wie, kiedy będą potrzebne, nieprawdaż?
Chleb był miękki jedynie w miejscach pokrytych pleśnią, a pozostałe częśći były bardzo twarde, jednak gnom uporczywie przeżuwał kawałki. Gdy przełknął pierwszy kęs od razu tego pożałował. Jego żołądek prawie natychmiast zaburczał z oburzeniem. Dinin czuł, jakby jego trzewia chciały się pozbyć tego, co im przed chwilą dostarczył, jednak udało mu się powstrzymać od zwrócenia. Chwilę później jego organizm się uspokoił, tym razem wszystko skończyło się dobrze, jednak nie można brać tego za regułę.

Debra powoli podniosła głowę. Z niechęcią otworzyła na powrót oczy i z obrzydzeniem ogarnęła wzrokiem wnętrze klatki i jej rezydentów. Kiszka. Jeśli nie zabiją jej drowy, to sprawę załatwią głód, choroba, albo tamci mili goście, jeśli w całości wrócą ze swojej wycieczki rekreacyjnej. Mogliby nie wrócić. Wcale nie byłoby jej szkoda, gdyby zorganizowano im bliskie spotkanie z takim samym gównianym szlamem, z którym miała do czynienia grupa “nowych”. Z całego serca, życzyła im pecha. Głównie Rilrae’mu, którego imiennie wymieniała w gorącej prośbie do Pani.

Plecy ciągle paliły ją po liźnięciu przez stwora. Pewnie poza sińcem miała tam jakieś drobne ubytki w skórze. Pomacała rękami wyginając się z sykiem. Dobrze, że miała na sobie skórzaną kurtę, a nie samą koszulę. Większość kwasu dotarła dość płytko i poparzyła plecy tylko w paru miejscach. Ale dziury w odzieniu, cholera, zostaną. Westchnęła ciężko. Trzeba byłoby ruszyć tyłek. Rozejrzeć się, póki miała względny spokój. Mały człowieczek z ich grupy już kombinował przy odpadkach. Wiedziała, że najważniejszą dla niej teraz sprawą będzie znalezienie czegokolwiek, co pozwoli zachować resztki sił i energii. W drodze z pożywieniem było kiepściutko, bo dostawcy niewolników, wiedząc gdzie zmierzają, oszczędzali na brańcach, jak mogli, ale przynajmniej codziennie dostawali trochę, w miarę czystej wody. Powlokła się powoli do sadzawki
 
Zormar jest offline  
Stary 26-09-2013, 15:39   #30
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Mała, pomóc ci? - spytał Veles.
Wyglądało na to, że jego rozmówczyni sprzed paru godzin oberwała mocniej, niż sądził.
Odwróciła się, nieufnie spoglądając na blondasa. Jakoś tak przywykła do traktowania z rezerwą podobnych propozycji od przygodnie spotykanych facetów.
- Zależy, jaki rodzaj pomocy masz na myśli - wychrypiała.
- Coś na plecy, coś na te dziurki w ubranku? - odparł.
Debrze rozbłysły oczy. Odruchowo spojrzała na rękę Drągala. Była cała!
- Nie boisz się, że wybebeszą cię jak tamtego wariata? - spytała asekuracyjnie.
- Czego oczy nie widzą... - stwierdził. - Rzucanie czarów nie musi być widowiskowe - dodał.
- Na co liczysz w zamian? - zadała na wszelki wypadek rzeczowe pytanie, nie zamierzając bynajmniej być uszczypliwą. Po prostu realistycznie liczyła się z faktem, iż za większość przysług kiedyś trzeba będzie odpłacić. A lepiej już na wstępie zdawać sobie sprawę, jaka będzie stawka.
Veles uśmiechnął się krzywo.
- Z pewnością nie chodzi mi o spłatę długu w naturze - odparł. - Przynajmniej nie w pospolitym tego słowa znaczeniu. Po prostu mam wrażenie, ze nie masz zamiaru poddać się biernie tamtemu drowowi. Rilaye, czy jak mu tam. Ja też nie. I wtedy wolałbym mieć przy swym boku kogoś będącego w pełni sił i zdrowia.
- Na taki układ mogę iść śmiało - mruknęła. - Co mam robić? A właściwie, co ty chcesz zrobić?
- Teraz, z tobą, czy w ogóle?
- Na razie pogadajmy o bliższych terminach. Ze mną - odparła po chwili zastanowienia.
- Wystarczy, że nie będziesz się ruszać - stwierdził. - I nie podskakuj czasem. To nie będzie boleć - zapewnił.
- Teraz, tak tu na środku? - Upewniła się.
- Jeśli chcesz, możemy schować się w jakimś tłumie. - Uśmiechnął się.
- Mnie tylko chodzi o to, żebyś za wcześnie głowy nie tracił - Mrugnęła do niego uśmiechając się półgębkiem.
- No to uważaj... - szepnął jej do ucha. - Traktado por plej malgrandaj lezoj - dodał, dotykając dłonią jej pleców. A potem powtórzył to jeszcze dwa razy.
Rany, które Debra miała w miejscu zetknięcia się z galaretą, zasklepiły się, w większości zamieniając się w jasnoróżowe blizny. Kilka z nich jeszcze ciągle dawało się we znaki dziewczynie, pieczenie jednak znacznie osłabło. Samo zaklęcie było wypowiedziane cicho i w skupieniu, cała energia przeszła z dłoni kapłana do pleców łotrzycy w żaden sposób nie ujawniając się na zewnątrz.
Debra ściągnęła łopatki i poruszyła parę razy ramionami.
- I co? Już? - zdziwiła się.
- Na razie tyle - odparł Veles. - Z resztą musisz poczekać do jutra. Chociaż... jedną dziurę mogę ci naprawić. Ripari - dodał, nie czekając na akceptację. Największe rozdarcie w koszuli dziewczyny zostało naprawione.
Debra mimo zmęczenia i niewesołej sytuacji prychnęła śmiechem.
- Jestem znowu dziewicą? - Pokazała blondasowi czubek języka.
- To byś musiała sprawdzić, ale chyba nie przy takim tłumie - odparł.
- Łatwo nie będzie - potwierdziła. - Przedstawienia za friko robić im nie zamierzam. - wysunęła brodę w kierunku straży.
Veles stłumił uśmiech.
- Chodź, wrócimy do naszych potencjalnych sojuszników - zaproponował. - Razem stawiliśmy czoło szlamowi, to i może wspólnie odeprzemy zakusy tutejszych bosów. Nie odpowiada mi bycie niewolnikiem, a bycie podwójnym niewolnikiem tym bardziej.
- Zaraz przyjdę. Muszę tylko o coś zapytać tego gruźlika. - wskazała człowieka, z którym rozmawiali przed wyjściem do pajęczarni.
Podeszła szybko do leżącego na platformie klatki mężczyzny. Nie spał. Oczy miał otwarte. Gdyby nie mrugał i nie oddychał płytko, byłby racze podobny do zasuszonego trupa, niż żywego człowieka.
Dotknęła lekko dłonią jego ramienia.
- Witaj ponownie - odezwała się. - Mówiłeś, że od wody w zbiorniku ludzie chorują. A powiedz mi skąd się ona tam bierze? Ktoś jej dolewa czy też niecka ma jakiś własny dopływ?
Gdyby tak wylać całą wodę, pomyślał Veles, to może by napłynęła czystsza. Ale do wylania byłoby tego dość dużo. A może od razu napływa tutaj taka... zepsuta, czy jak ją nazwać.
Pilnie słuchał, co ma do powiedzenia ‘tubylec’, którego wypytywała Mała.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 26-09-2013 o 18:09.
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172