Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2013, 21:45   #21
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu

Nie widziała ani smutku, ani rozczarowania w oczach matki albo po prostu widzieć nie chciała. Spostrzegłszy, że bracia jej śladem ruszają, bez wahania podążyła za Szepczącym, ciekawa tego co przyniesie im los. Ayse szybko zaczęły dokuczać brak snu, wyziębienie i głód. Jej organizm był przyzwyczajony do pewnego regularnego rytmu i nagłe jego zachwianie momentalnie stało się mocnym szokiem dla dziewczyny. Jednak jakaś ponura determinacja pchała ją dalej, sprawiając, że kroczyła za mężczyzną nawet w półśnie. Nawet jeśli w jej żyłach płynęła krew gigancich potomków, to jednak pozostawała tylko człowiekiem i w końcu ciało całkiem odmówiło jej posłuszeństwa, gdy ogarnęła ją ciemność.


A w ciemności był ogień, który parzył, ale nie dawał światła. Ogień palący tak, jakby buzował w jej krwi. Miała ochotę krzyczeć, ale nie mogła otworzyć ust.
- Nie Bogów ..., czas ... zły, precz morderco. - grzmiało dookoła zwielokrotnione mrocznym echem znikąd.
Świadomość Ayse rzucała się we śnie. Coś było w mroku - coś czekało, choć nie wydawało się złe czy niebezpieczne. Nie mogła tego jednak zobaczyć, usłyszeć ani dotknąć - wszystko było ciemnością.

Wtem echo głosu matki ucichło, a czerń rozwiała się w łopocie skrzydeł i upadku piór. Jej oczom ukazała się światłość. Blask skrzył się w srebrzystym słońcu zimy, kłując oczy przyzwyczajone do ciemności sprzed chwili. Stała na środku skutego lodem jeziora, a krajobraz dookoła niknął pośród bolesnej bieli. Zrobiła krok...

Obudziła się przemarznięta, głodna i obolała. A jedyne o czym mogła myśleć to świadomość, że od teraz każdy krok może skończyć się upadkiem w mroźne łapy śmierci - niczym kroczenie po tafli lodu.


Milczała przez resztę drogi, która zdawała się nigdy nie kończyć. Całą siłę poświęcała na kolejne oddechy i kroki. Nie mówiła, nie pytała, nie protestowała, nie narzekała. Zachowywała się, jakby uleciała z niej cała siła woli. Tymczasem jednak podsycała tę małą iskrę w sercu, która mimo wszystko zagrzewała ją do dalszego wysiłku. Chciała zobaczyć góry, których jej oczy nie widziały. Chciała poznać kwiaty, których zapachu nigdy nie czuła. Nie bała się stworów gorszych od koszmarów, bo sama potrafiła stać się bestią, gdy przyszło do obrony siebie i najbliższych. Nie wypatrywała celu. Liczyło się tylko, by wytrzymać kolejny krok... Ciało odmawiało posłuszeństwa. Każdy kolejny ruch przekraczał i przesuwał dotychczasową granicę wytrzymałości. I każdy krok hartował ducha.

Gdy w końcu się zatrzymali, a Szepczący nie pozwolił jeszcze zasnąć, Ayse tylko upewniła się co do swoich przypuszczeń. Tak jak sądziła - w tej historii wedle słów starca wszystko miało swoją przyczynę. Los Asgvardów nie ograniczał się do krwiożerczego tana, który wymordował ich ród. Wzór dookoła był dużo rozleglejszy niż mogli się spodziewać. Ścieżki skryte w mrokach wyborów miały sięgać daleko w przeszłość i jeszcze dalej w przyszłość.


Po krótkim odpoczynku, który ostatnie ciepło zdawał się z ciała wyciągać, a sen z macek swych nie chciał wypuścić uśpionej świadomości, Ayse zaczęła układać w głowie plan.
- Najpierw musimy coś zjeść i nabrać sił. - odezwała się głosem schrypniętym z wysiłku i długiego milczenia.
Złapała zgrabiałymi z zimna dłońmi za łuk i dla rozgrzewki naciągnęła kilka razy cięciwę.
- Woda. Przeżyjemy jakiś czas bez jedzenia, ale nie bez wody. Łapcie wszystko, co ma jej choć odrobinę. - przesunęła dłonią po trawie ozdobionej poranną rosą i zlizała krople wody z palców. - Żujcie źdźbła trawy, liście ziół. Wszystko co da jej choć odrobinę, póki nie dotrzemy do jakiegoś źródła. - zakomenderowała.
- Będziemy musieli zorganizować też cieplejsze odzienie, ale najpierw posiłek. Musimy przetrwać drogę do świątyni. To nasza próba. I nie powinniśmy się cofać... - spojrzała po braciach, szukając oznak poparcia lub dezaprobaty.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline