Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2013, 09:00   #48
czajos
 
czajos's Avatar
 
Reputacja: 1 czajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwu
Podróż nie minęła niestety kompani przyjemnie, kolejny członek tej małej ekspozycji czeka już u wrót zaświatów.Po upadku z mostu to Baron Warburg namówił towarzyszy na zejście do ciała Sir Dareona. Przedzierając się przez się na dno wąwozu konie pozostawili przywiązane do samosiejek na boku traktu.

Droga na dół była trudna. Nie raz nie dwa było się trzeba wspomóc liną. Na szczęście dla Barona nie był to problem. Ten kto chociaż raz wejdzie zimą na jeden ze szczytów gór końca świata już nigdy nie zazna strachu przed wspinaczką. Dnem wąwozu płynął strumień, przedzierający się między głazami które zaścielały koryto. Co prawda deszcz zaledwie siąpił ale nurt był całkiem silny. Sir Dareon leżał przygnieciony koniem na brzegu strumienia który wzdłuż nurtu intensywnie barwił się szkarłatem. Widząc go podbiegli do niego gdyż wyglądał jakby miał szansę na przeżycie. Koń wszak jeszcze pojękiwał. Baron napiął swoje potężne mięśnie i zrzucił zwierze z nóg kompana. Niestety widok był tragiczny, górna część Dareona wyglądała na nienaruszoną, to dla tego podbiegli z nadzieją do ciała. Nogi natomiast... no cóż jedna z nóg złamana w połowie uda, uderzenie i masa spadającego na nią konia prawie ją urwała. Kawałek kości sterczał z jednego końca a drugi to sterta niekształtnego mięsa i strzaskanych kości i morze krwi. Druga noga wyglądała nieco lepiej ale kość tu także przebiła ciało rozrywając tętnicę udową, krew już nawet nie płynęła. Twarz Sir Dareona była spokojna, może upadek zabił go na miejscu a może po prostu ciepła krew wypływając z jego strzaskanych nóg podarowała mu szybką śmierć.

***

Nie było ceremonii pogrzebowych po prostu odnieśli ciało Sir Dareona pod krawędzi wąwozu i nakryli je największymi kamieniami jakie zdołali unieść. Następnie każdy z nich podarował zmarłemu chwilę milczenia i powrócili w drogę powrotną.

Będąc już na nowo w siodle Baron wygłosił pod nosem krótką modlitwę do Niezwyciężonego.

***

Dalsza część podróży minęła już spokojnie. A słysząc dźwięki pracy i ludzkie głosy kompania poczuła się wiele lepiej. Już zbyt długo przebywali głuszy za towarzyszy mając tylko siebie i głowę pełne opowieści wariatów i lunatyków, mówiące o piekielnych mocach i upiorach przeklętej ziemi. To , że okolice zamku wyglądały spokojnie i normalnie było balsamem na ich zszargane nerwy.

Wydarzenia pod bramą nie zdziwiły Barona do jego grodu też nikt nie wchodził nie pytany. Podjechał on więc pod bramy i krzyknął.

- Na wezwanie byłego Pana tych włości przybywamy! - krzyknął Baron swoim jakże donośnym głosem.

- Otwierajta tą bramę! Lorda Deepre w swej ostatniej woli nas ujął więc przybyliśmy na odczytanie testamentu i swoje ostatnie pożegnanie mu złożyć! A jak wiary nie dajecie a na swój szlachecki honor przemawiam to ześlij no tu kmiota jakiego gdyż każdy z nas list zapraszający posiada, Lordowską pieczęcią znaczony. -
 
czajos jest offline