Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-09-2013, 08:50   #41
 
czajos's Avatar
 
Reputacja: 1 czajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwu
Baron spojrzał na Sir Reginalda.
-To powierzchowna rana, poszło po mięśniu, ale jak chcesz jest cały twój.-
Następnie skierował się na powrót do swoich do swoich juków, wyciągnął kawał czystej szmaty i znowu zaczął obwiązywać sobie bark. Kolejny kawałek rzucił Sir Reginaldowi.
 

Ostatnio edytowane przez czajos : 11-09-2013 o 08:55.
czajos jest offline  
Stary 11-09-2013, 09:50   #42
 
zelator89's Avatar
 
Reputacja: 1 zelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwu
Davhorn chciał mieć względny spokój. Dojście do siebie musiało trochę potrwać choć w tym momencie nie spodziewał się zagrożenia. Ze snu wybudził go jęk. W jednej chwili zerwał się sięgając po miecz. Jednak stanął na chwilę i przypomniał sobie, że poprzednio zachował się tak samo, a to skutkowało niemalże zgonem. Wychylił się z chaty i ujrzał swoich towarzyszy oraz...człeka z wbitą w biodro strzałą. Pewno stało się to jakąś chwilę temu stąd ten jęk. Kolejne zagrożenie czy cenny informator?

- Co tu się wyrabia? Ustrzeliliście kolejne zagrożenie w tym bezludziu? - zwrócił się zobojętniony do towarzyszy.
 
zelator89 jest offline  
Stary 12-09-2013, 11:06   #43
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Wardur znał się z całą pewnością na czynieniu ludziom krzywdy. Potrafił wyrwać komuś rękę i zatłuc przeciwnika mokrym końcem nie pocąc się przy tym. Potrafił i więcej. Ale medyk był z niego kiepski. Nie dość, że będąc w stanie wymagającym starunku zaczął się miotać i wyrywać do kolejnej bitki, to jeszcze wlokąc resztką sił ranionego przez Ysabelle obdartusa pootwierał sobie rany, które przecie ledwie pokryły się świeżą skleiną. Czując zawrót głowy i słabość, cisnął wydającego słabe tchnienia „lunatyka” na ziemię.

- Mów o co chodzi człowieku. I to szybko, bo nie jestem coś ostatnio w nastroju- jego głos był głęboki i chrapliwy. Uderzony w ucho napastnik nie wydał głośnego dźwięku. Jęczał już słabo, słabiuteńko. Z pleców sterczała mu strzała, którą wpierw posłała Ysabelle, a później dobił wlokący „lunatyka” za kołnierz Baron. Na ustach wraku człowieka pojawiły się bąbelki krwi a to nigdy nie wróżyło niczego dobrego. Baron zaś nie przestawał w wysiłkach. Jakby ranny mógł swobodnie gadać i się wzdragał. Może liczył, że wszyscy mają w sobie tyle samozaparcia co i on. Jemu otwarte na nowo rany już przesączyły posoką białe szarpie. „Lunatyk” chrapliwie łapał powietrze...

- Możliwe pani – Reginald zapuścił żurawia tam, gdzie sznurowania koszuli opinały biust łuczniczki. Głośno przełknął ślinę nieświadom tego, że i ona to widziała. - ale tego chyba się już nie dowiemy. - Reginald wskazał na leżącego przy ogniu, przerażonego człowieka. Nie trzeba było być medykusem by stwierdzić, że trafiony w pierś człowiek umiera. Krew musiała mu powoli zalewać płuca o czym świadczyły właśnie perlące się na ustach krwawe bąbelki. Umierał i zostało mu najwyżej kilka oddechów. Może nieco więcej...- Baronie może opatrzmy mu ranę, za nim wykrwawi się na śmierć...

-To powierzchowna rana, poszło po mięśniu, ale jak chcesz jest cały twój.- powiedział Wardur odchodząc od rannego, po czym rzucił Reginaldowi szarpie. Tyle, że Reginald miał na temat ran nieco rozleglejszą wiedzę. No przynajmniej na temat tych ran, które powstawały po celnie wymierzonych pociskach. Dla brutalnego woja może i dziura po strzale Ysabelle mogła wydawać się powierzchowną, ale reszta wiedziała swoje. „Lunatyk” umierał.

Davhorn, który przespał większość „napadu lunatyka” zmożony ciężkimi przeżyciami wieczoru, spał na tyle długo, że z mieczem pojawił się dopiero, jak było po wszystkim. Może zresztą było w tym nieco planowania, wcześniej uczynił inaczej i nie wyszło mu to na dobre. Pytał czy coś go ominęło, ale odpowiedź była aż nazbyt oczywista.

Leżała na klepisku, przy ognisku i puszczała bąbelki słabnąc z każdą chwilą.

- … czemu? … myślałem... - cóż, może i ranny był myślicielem swych czasów, ale z całą pewnością wiele przed nim czasu na dalsze rozmyślania nie zostało. Krew wypełniała mu usta o wzrok mglił się. Widać było, że zbiera resztę sił na ostatnią chwilę. Jego wzrok szukał jednej, bliskiej mu twarzy. W końcu, nie wiedzieć czemu, spoczął na Ysabelle. Jakby zapomniał, że to ona wykonała na nim wyrok.... - … proszę... powiedzcie Alegrze, że nie wrócę... i że ją kocham. Ją... i nasze dzieci...

***

To były jego ostatnie słowa. Zgasł w chwili, kiedy wydyszał resztką tchu swoje wyznanie a oni nie mieli nawet okazji zapytać się kim jest Alegra i gdzie mieszka. Zresztą, było to już niemal bez znaczenia. To było tylko wyznanie trupa.

Pochowali go o świcie pod kupą kamieni kładąc na jego piersi prosty miecz uczyniony ze splecionych patyków. Ktoś mruknął „Niech Niezwyciężony przyjmie cię do swego grona”, po czym wrócili do swego obozowiska. Siąpił deszcz, jakby niebo chciało oddać brakujący lament nad umarłym. Wiedzieli, że mają o czym rozmawiać. „Lunatyk” miał pod koszulą sakiewkę a w niej kilka wyglądających na medyczne utensyliów. Jakieś nożyki, jakieś maleńkie flasze. Jakieś igły i nici. Miał również pognieciony pergamin. Który rzucał światło na jego pochodzenie...


„Drogi Panie!

W imieniu Pana na zamku Trzygłów, miłościwego Lorda Evarda z rodu Varheu upraszam Cię, byś uczynił mu grzeczność i przybył na zamek Trzygłów by objąć mego Pana opieką. Wiem, żeś jest Panie cenionym cyrulikiem, mistrzem sztuki medycznej. Proszę użycz nieco Swej wiedzy memu Panu, by pod Twą opieką mógł wrócić do zdrowia.

Oczekując Twego przybycia zapewniam, że nie pożałujesz.

Kasztelan na zamku Trzygłów, Bendict Furman.”




.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 13-09-2013, 20:50   #44
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
- Kurwa!- zaklął pod nosem sir Reginald, bynajmniej nie po rycersku. Pergamin jasno wskazywał kogo ustrzeliła lady Ysabelle. - Waszmościowie i ty jasna pani, przez przypadek zrobił nam się mały problem.

Reginald zrobił kilkusekundową pauzę by nadać większą rangę swym słowom - Pan na Trzygłowie może być niezadowolony, że milady ubiła mu cyrulika. Jego złość skupi się zapewne na nas wszystkich. Wyjścia są dwa albo papier spalimy i zapomnimy o sprawie, albo oddamy papier lordowi Evardowi, ale o człeku powiemy że znaleźliśmy go już konającego.

Było jeszcze trzecie wyjście, ale sir Reginald miał nadzieję że jego towarzysze nie są na tyle durni by powiedzieć prawdę. On sam skłaniał się za oddaniem papieru lordowi tych ziem, gdyż wiedział że im kłamstwo jest bliższe prawdy tym trudniej je udowodnić.
 
Komtur jest offline  
Stary 13-09-2013, 21:16   #45
 
zelator89's Avatar
 
Reputacja: 1 zelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwu
Kolejna śmierć na drodze Davhorna ale tym razem niesłuszna. Zastanawiał się czy nie wolałby żyć sobie spokojnie na swojej ziemi z żoną i gromadką dzieci. Wieść spokojne życie...ale chyba nie to było mu pisane. Los najemnika jest jaki jest i na jego drodze trup ściele się gęsto. Trzeba przywyknąć i nie filozofować nad marnym życiem. Tym niech zajmują się kapłani czy druidzi. Tak zawsze sobie wmawiał. Ale to nie zwalnia od myślenia...
Trzeba przyznać, że drużynie udało przynajmniej zorganizować pochówek. Skromny bo skromny ale zawsze. Być może i bogowie spojrzą przychylniej nad duszą zabitego. O ile istnieją...
Z uwagą wysłuchał słów Sir Reginalda. Trzeba było wybrnąć z niewygodnej sytuacji.

- Treść papieru znamy i możemy się go pozbyć. Sami mieliśmy okazję się przekonać, że tu jest kurewsko niebezpiecznie i można paść jak mucha. Więc może zapomnijmy, że nasza PRZEZORNA Lady ustrzeliła człeka...Ba! Zapomnijmy, że kogokolwiek widzieliśmy. Z uwagi na nasze łby!
 
zelator89 jest offline  
Stary 13-09-2013, 21:47   #46
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
- Ja pierdolę... – Westchnęła Lady, mierząc wzrokiem Reginalda i Davhorna. - Za przeproszeniem, panowie, ale myślicielską elitą to wy nie zostaniecie.

Ysabelle najwyraźniej nie była tak zmartwiona jak dwójka szlachciców. Pałaszowała sobie w najlepsze jabłko i wyglądała, jakby ją ta cała sytuacja zwyczajnie bawiła. Pozwoliła swoim słowom zapuścić korzenie w myślach tych wolniej myślących kompanów, po czym kontynuowała, biorąc pod ramię i Reginalda, i Davhorna oraz prowadząc ich poza obręb trzech ścian.

- Panowie pozwolą, że wyjaśnię. – Odezwała się, odgarniając ciemny kosmyk włosów za ucho i wskazując dłonią miejsce, w którym znajdować się miał Trzygłów. - Pół dnia drogi stąd w tamtą stronę jest cel naszej podróży. Stamtąd też lazł ten cały cyrulik.

Innym może starczyłoby wyjaśnień, żeby powiązać fakty, ale Lady zamierzała im to wyłożyć jak wiejskim głupkom.

- Ten cały lord jakmutam wyciągnął kopyta jakiś czas temu. – Kontynuowała. - W końcu zostaliśmy zaproszeni na otwarcie testamentu. Testament jest, to jest i trup. Pewnie nawet dawno pochowany. Znaczy się cyrulik robotę spartolił i przejebał u kogoś, komu na lordowskim żywocie zależało.

Swój wywód Ysabelle zakończyła promiennym uśmiechem posłanym w ich kierunku.

- Czyli nie ma się o co martwić, panowie drodzy. Sprawiedliwości stało się zadość i nikt płakać nie będzie. Chyba że ta cała Alegra, o której chuja wiemy. Tedy głowy do góry i bez smutków. Czeka nas długa jazda do Trzygłowia.

Lady jeszcze raz się uśmiechnęła, skinęła im głową zadowolona z siebie i poszła szykować się do drogi. Wioski miała serdecznie dosyć i zmiana scenerii byłaby teraz mile widziana.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline  
Stary 16-09-2013, 22:00   #47
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Świt deszczem starał się spłukać brudy nocy. Z gównianym skutkiem. Przemoknięci pakowali się pod dwoma rozłożystymi wiązami nie rozmawiając ze sobą zbyt wiele. Zwłaszcza czerniejący się opodal świeżą ziemią grób nie zachęcał do dyskusji. Może on a może zmokłe futra ubitych psów od których zalatywało, ale sprzątać ich nie miał zamiaru nikt. Siedzące na okolicznych drzewach kruki, które gromkim krakaniem budziły ich od świtu, dawały gwarancję, że ze sprzątaniem uporają się w mig.

Wyruszyli w deszczu. Reginald znalazł ścieżkę opisywaną przez szypra bez najmniejszych problemów. Znalazł również psie, rozmyte przez deszcz ślady. To wzbudziło ich czujność. Jadąc stępa rozmytym, zarośniętym traktem niemal odruchowo ustawili się w szyku i rozglądali się wypatrując zagrożenia w każdej kępie paproci.


Przyszło ze strony, której się zupełnie nie spodziewali. Most wyłonił się w chwili, kiedy jechali skrajem wąwozu. Sprawiał wrażenie solidnego, ale i tak zwolnili rozciągając szyk w długiego węża, nie chcąc jednocześnie wystawiać nadwyrężonej wiekiem konstrukcji na zbyt wielką próbę. Reginald prowadzący kawalkadę przejechał z duszą na ramieniu pierwszy. Za nim Lady Ysabelle, Sir Davhorn i Baron Wardur. Zamykający pochód Dareon od świtu miał przeczucie, że spotka go coś złego. A to kruk przysiadł na łęku jego siodła i za nic nie dało się go odpędzić a to znów jego wierzchowiec potknął się ruszając leśnym duktem. W końcu jego myśli zaczęły mimowolnie krążyć przy Szubienicznym Wzgórzu a to zwykle wróżyło mu zły dzień. Próbował nawet na siłę myśleć o piersiastej i niezwykle krągłej Adelajde, ale nie pomogło mu to wcale. Miał złe przeczucie.

Nie zawiodło go.

Trzask pękających bali usłyszał pierwszy, ale wiedział że przerażone rżenie tracącego równowagę na śliskich belkach wierzchowca usłyszeli wszyscy. Wszyscy jego towarzysze, bezpieczni już na brzegu wąwozu, spoglądali zmartwiali, jak most przechyla się powoli. Dareon zaciął konia, ale już ułamek chwili później wiedział, że nie będzie z tego nic. Chciał zeskoczyć z siodła, wyrwać nogi ze strzemion i ratować się samemu mając świadomość swej zręczności. Chciał, ale nie zdążył. Koń rzucił się w bok, strzaskał przechyloną już, lecącą w czeluść barierkę miażdżąc goleń Mire. Człek krzyknął przeraźliwie. Z bólu i świadomości, że udręczona noga zaplątała się w strzemię.

Z krzykiem na ustach runął w dół, w czeluść głębokiego na kilkadziesiąt kroków wąwozu.

Jego ciało druhowie znaleźli na dnie wąwozu. Przyciśnięte przez równie martwe, roztrzaskane na skałach ciało wierzchowca. Tym razem nie bawili się w pochówek. Zabrawszy mu wszystko co wartościowe przykryli martwe ciało kilkoma głazami by nie rozwlekły go ścierwojady. Nie było słów modlitwy. Świadomość tego, że śmierć zaczęła sięgać po nich była zbyt dojmująca.


***


Zamek wychynął spośród leśnej gęstwiny gwałtownie, choć przecie już wcześniej wiedzieli, że jest blisko. Obwieściły go ryki zwierząt i skrzęt ludzki. Jadąc wzdłuż brzegu bagnistego bajora ujrzeli osadę w której kręcili się w swoich sprawach mieszkający tu kmiecie. Kilku rybaków trudziło się z siecią, kilku młodziaków wypasało na brzegu gęsi, baby grupą młóciły pranie podśmiechując się z sobie tylko znanych dowcipów a grupka dzieciaków z wrzaskiem goniła kury drewnianymi mieczami wygrywając bój z mitycznym kuroliszkiem. Jakiś kundel pierwszy ich usłyszał i oszczekał budząc uwagę większości krzątających się na brzegu chłopków. Wnet na blankach zalśniła stal a uchylone wrota zamku zaczęły się przymykać. Do chwili w której nie ukazali się w całej krasie i dali dokładnie strażnikom zamku policzyć. Bissel nie słyszało dotychczas o szturmie wykonanym samoczwarć.

Czasu strażom starczyło na tyle, by zawrzeć wrota na głucho. I przywołać kogoś starszego. Nim dojechali pod wrota na blankach sterczało już kilku zbrojnych groźnym wzrokiem mierząc przybyszy, którzy zatrzymali się pod zamkiem. A najstarszy spośród nich, człek w sile wieku z doświadczeniem wojennym wypisanym na pobrużdżonej zmarszczkami i zarośniętej siwą szczeciną twarzy, okrzyknął ich z murów.

- Coście za jedni i po coście do Trzygłowia przybyli?

Stojący pod murami mieli dziwne przeczucie, że od tego co odpowiedzą zależeć będzie niezwykle
wiele...





[Proszę Engelbarta Kappę o nie postowanie i kontakt na GG/PW]
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 17-09-2013, 09:00   #48
 
czajos's Avatar
 
Reputacja: 1 czajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwu
Podróż nie minęła niestety kompani przyjemnie, kolejny członek tej małej ekspozycji czeka już u wrót zaświatów.Po upadku z mostu to Baron Warburg namówił towarzyszy na zejście do ciała Sir Dareona. Przedzierając się przez się na dno wąwozu konie pozostawili przywiązane do samosiejek na boku traktu.

Droga na dół była trudna. Nie raz nie dwa było się trzeba wspomóc liną. Na szczęście dla Barona nie był to problem. Ten kto chociaż raz wejdzie zimą na jeden ze szczytów gór końca świata już nigdy nie zazna strachu przed wspinaczką. Dnem wąwozu płynął strumień, przedzierający się między głazami które zaścielały koryto. Co prawda deszcz zaledwie siąpił ale nurt był całkiem silny. Sir Dareon leżał przygnieciony koniem na brzegu strumienia który wzdłuż nurtu intensywnie barwił się szkarłatem. Widząc go podbiegli do niego gdyż wyglądał jakby miał szansę na przeżycie. Koń wszak jeszcze pojękiwał. Baron napiął swoje potężne mięśnie i zrzucił zwierze z nóg kompana. Niestety widok był tragiczny, górna część Dareona wyglądała na nienaruszoną, to dla tego podbiegli z nadzieją do ciała. Nogi natomiast... no cóż jedna z nóg złamana w połowie uda, uderzenie i masa spadającego na nią konia prawie ją urwała. Kawałek kości sterczał z jednego końca a drugi to sterta niekształtnego mięsa i strzaskanych kości i morze krwi. Druga noga wyglądała nieco lepiej ale kość tu także przebiła ciało rozrywając tętnicę udową, krew już nawet nie płynęła. Twarz Sir Dareona była spokojna, może upadek zabił go na miejscu a może po prostu ciepła krew wypływając z jego strzaskanych nóg podarowała mu szybką śmierć.

***

Nie było ceremonii pogrzebowych po prostu odnieśli ciało Sir Dareona pod krawędzi wąwozu i nakryli je największymi kamieniami jakie zdołali unieść. Następnie każdy z nich podarował zmarłemu chwilę milczenia i powrócili w drogę powrotną.

Będąc już na nowo w siodle Baron wygłosił pod nosem krótką modlitwę do Niezwyciężonego.

***

Dalsza część podróży minęła już spokojnie. A słysząc dźwięki pracy i ludzkie głosy kompania poczuła się wiele lepiej. Już zbyt długo przebywali głuszy za towarzyszy mając tylko siebie i głowę pełne opowieści wariatów i lunatyków, mówiące o piekielnych mocach i upiorach przeklętej ziemi. To , że okolice zamku wyglądały spokojnie i normalnie było balsamem na ich zszargane nerwy.

Wydarzenia pod bramą nie zdziwiły Barona do jego grodu też nikt nie wchodził nie pytany. Podjechał on więc pod bramy i krzyknął.

- Na wezwanie byłego Pana tych włości przybywamy! - krzyknął Baron swoim jakże donośnym głosem.

- Otwierajta tą bramę! Lorda Deepre w swej ostatniej woli nas ujął więc przybyliśmy na odczytanie testamentu i swoje ostatnie pożegnanie mu złożyć! A jak wiary nie dajecie a na swój szlachecki honor przemawiam to ześlij no tu kmiota jakiego gdyż każdy z nas list zapraszający posiada, Lordowską pieczęcią znaczony. -
 
czajos jest offline  
Stary 17-09-2013, 10:10   #49
 
zelator89's Avatar
 
Reputacja: 1 zelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwu
A jednak przeczucie Davhorna nie zmyliło. Zastanawiał się czy jakieś fatum nie prześladuje drużyny. Biorąc udział w wyprawach wojennych słyszał różne opowieści, a najpopularniejsza była ta, w której żołdacy wykłócali się czy to bogowie niosą strzały łuczników. Bądź co bądź przeżycie podczas szturmu zależało od szczęścia. I również w tym wypadku jednemu z towarzyszy tego szczęścia zabrakło. Można by rzec, że drużyna albo była przygotowana na kolejną śmierć albo oswoili się z tą myślą na tyle, że mogli beznamiętnie ją oglądać. Zeszli do ciała bez słowa. Davhorn spoglądał na twarze swoich kompanów starając się wyczytać jakieś emocję. Być może chciał ich po prostu sprawdzić. Sprawdzić ile są w stanie jeszcze znieść dla tajemniczego wezwania.
Pogoda nie sprzyjała drużynie podczas tej wędrówki do Trzygłowa. Rzęsisty deszcz dawał się we znaki tworząc powoli breję błota pod nogami. Davhron odziany w zbroję łuskową poczuł, że co raz bardziej zaczęła go ocierać tworząc już drobne rany na ciele. Ale bądź co bądź starał się nie okazywać grymasów na twarzy. Nie przystoi, a szczególnie w towarzystwie kobiety...
W końcu ujrzeli cel swojej wędrówki. Po tych wszystkich przejściach widok pracujących ludzi i wyłaniającego się zamku dawał obraz sielanki i u niejednego wywołał by mimowolny uśmiech. Dotarli w końcu do bramy mijając po drodze pracujących ludzi. Davhorn słysząc pytanie zbrojnego lekko pochylił głowę w geście powitania, przysłuchując się Wardurowi w jego "tyradzie". Uchylił lekko kącik ust. Uważał Wardura za skutecznego woja ale za mówcę trochę nieokrzesanego. Jednak zbrojny zadziałał mu na nerwy, oczekiwał raczej gościny a nie zdziwienia, sytej strawy, wygodnego posłania, a może i jakiejś dziewki do łoża.

- Dobry człowieku myśmy zasadzkę bestyji ledwo przeżyli i towarzysza stracili! - zwrócił się w dość krzykliwym tonie do zbrojnego.
 
zelator89 jest offline  
Stary 17-09-2013, 23:08   #50
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
" Po chuj tu przyjechałem", zdawała się mówić mina sir Reginalda gdy on sam spoglądał na zamek Trzygłów. Kamienie wyglądały solidnie, ale reszta nie wiele różniła się od jego Czarnolasu. Ogólnie rzecz biorąc brud, smród i ubóstwo. Prawdopodobieństwo że się tutaj wzbogaci i osiągnie swoje cele były drastycznie małe, wręcz nikłe. Tak czy siak Reginald na razie nic nie tracił, a po burzliwych nocnych przejściach i dość mokrej podróży warto było odpocząć w miarę suchym miejscu. Szlachcic dobrym mówcą nie był, więc kompanom zostawił użeranie się ze strażą zamkową, sam jednak czujność zachowywał i w razie czego gotów był i z kuszy strzelić lub konia pogonić. Uwagę jego od czasu do czasu rozpraszała jedynie Lady Ysabelle, która prężąc się w siodle wdzięki swe uwydatniała. Od momentu gdy ubiła cyrulika, sir Reginald zastanawiał się, czy aby jego fascynacja jej osobą nie przypomina ćmy co do kaganka leci by zaraz w nim spłonąć na amen.
 
Komtur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172