Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2013, 13:30   #38
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Teraz już nieco za późno by działać razem z Resztą i nie, nie widziałem nigdy tego drugiego. Nie mam najmniejszego pojęcia kim jest. Nie widzę jednak innych opcji niż bezpośrednia konfrontacja. Tylko takie mi dobrze wychodzą.
- Dobrze, pójdziemy tam - zapewniła go Cela. - Ja też nie ufam Reszcie, ale ufam Jasonowi. Poczekamy, aż doleci. W trójkę będziemy mieli dużo większe szanse.
- W sumie dobra… nie żebym go jakoś specjalnie lubił, ale potrafi robić ludziom siekę z mordy, nie gorszą niż mu Nigr zrobił z pleców - mruknął z uśmieszkiem. - Do tego czasu powinniśmy codziennie zmieniać hotel, z którego nie będziemy wychodzić, bo Nigr znajdzie nas w parę sekund. Jeśli zechce to w sumie i tak znajdzie… albo już znalazł, tylko… - zapętlał się w swojej gonitwie myśli Oliver, aż nie machnął ręką. - No właśnie. Pewnie już znalazł, ale czeka na nasz ruch. Możemy i tutaj zostać.
Potarła skroń, starając się zebrać myśli.
- Może wyjdziemy z Dzielnicy i poczekamy na Jasona w mieście?
- No nie wiem… ja może i je jakoś znam, ale się bardzo zmieniło i zmieniać będzie nadal. Jason w ogóle nie wychodził poza Dzielnicę przed rozłamem, więc nie wiem jak mielibyśmy się odnaleźć. Nie wiem nawet jak oni tu przybędą, bo raczej nie lotniskiem… ale wiesz, zastanawia mnie parę kwestii, skoro już przy Jasonie i Kamilu jesteśmy… - dodał, zwieszając głowę i przykładając palec wskazujący do ust.
- Wyczuwa mnie, podobnie jak ty, choć w tym smrodzie może być ciężko... - mruknęła. Zmęczenie powróciło nagle z niespodziewaną siłą. Adrenalina opadła. Albo pobiega, albo się prześpi. Wciągnęła nogi na łóżko i usiadła wygodniej, opierając plecy o wezgłowie. - No, co cię zastanawia? - Spojrzała na brata z ukosa.
- Jak właściwie Serafin i Jason się o tobie dowiedzieli? Jakim cudem z nimi byłaś?
- Lockbell - zanim zginął - korespondował z panem Kamilem na mój temat. Szukali mnie, choć chyba Jason wpadł na mnie przypadkiem już wcześniej - podobno pachnę w wyjątkowy sposób. Potem był ten marsz, Jason już mnie wtedy pilnował, pomógł mi wydostać się z tłumu - ziewnęła układając się wygodniej. - Potem policja mnie szukała, nie miałam gdzie iść i poprosiłam ich o pomoc. Tyle. Dlaczego o to pytasz?
- Mhm… - mruknął krzywiąc się. - Calvin Lockbell sporo też gadał z Nigrem.
- Ale o czym? - nie rozumiała - Oni nie byli po przeciwnych stronach barykady?
- Nie. Calvin dostał się tak daleko, tylko dzięki Nigelowi.
- Kłamiesz! - poderwała się na równe nogi. - Lockbell nie był wtyką Nigra, on walczył o prawa mutantów! A Nigr to pieprzony, sadystyczny świr! Widziałeś, co zrobił Husky'emu?! I innym mutantom?- zaczęła krążyć po pokoju, zdenerwowana. Znowu ktoś próbował mieszać jej w głowie... Jak tylko zaczynała wierzyć, że wszystko ogarnęła, kontroluje sytuację, ktoś natychmiast rozwalał jej precyzyjną konstrukcję, jednym ruchem. Komu miała ufać w tej sytuacji? Ach! Zatrzymała się gwałtownie - w końcu zrozumiała.
- Powtarzasz to, czego Nigr nakładł ci do głowy - powiedziała, już spokojniej. - Indoktrynacja i pranie mózgów, mieliśmy o metodach totalitarnych. Ale to wszystko nieprawda! Zapomnij o tym, co Nigr ci wciskał. To jego wielkie kłamstwo. On chce kontrolować mutantów, nie dla ich dobra, ale dla swoich korzyści! Ciebie też wykorzystał.
- Kontrolować? - zmrużył oko. - Nie sądzę by kiedykolwiek chciał kontrolować mutanty, on chce im pomóc, ale na bardzo, bardzo złe metody. Dzięki niemu Jason jest kim jest i ma co ma, ale nie powinien - pokręcił głową.
- Ty na prawdę nie rozumiesz?! - stuknęła go palcem w pierś. - Czy tylko udajesz, że masz sieczkę zamiast mózgu? Wykorzystał Jasona jak królika doświadczalnego! Przerobił go na tarta! Wszystko na żywca! Jak możesz próbować usprawiedliwić tego psychopatę?!
- Co? Nie usprawiedliwiam go. Tylko staram się zrozumieć. Jest zły, nienawidzę go i zasługuje na śmierć, skoro już tak bardzo chcesz to usłyszeć.
- Nic takiego nie chcę słyszeć! - przełknęła ślinę, bo nagle zaschło jej w ustach. - O co ci chodzi? Dlaczego próbujesz go zrozumieć? Uczyliśmy się o tym - żołnierze idąc na akcję odczłowieczali wrogów. A ty próbujesz go zrozumieć? - potrząsnęła głową i cofnęła się o krok, przestraszona - Wygląda, jakbyś mnie próbował przekonać.
- Co? - zdziwił się, po czym westchnął ciężko. - Dobra, nieważne. Po prostu spędziłem obok niego wiele czasu, większość życia, a potem wbił mi nóż w plecy. Chciałbym wiedzieć dlaczego, bo powody, które widać z wierzchu są według mnie niewystarczające.
- Idź już - powiedziała, nie komentując jego wypowiedzi. Nie wyglądała jednak na przekonaną, raczej na wystraszoną - Idź! - Krzyknęła.
Uniósł ręce i spuścił głowę odwracając się i wchodząc do swojego pokoju.


Cela zatrzasnęła drzwi za bratem – huk poniósł się po korytarzu. Przekręciła zamek, założyła rygiel, na koniec przesunęła fotel.
Ręce się jej trzęsły.
Oczywiście, to mogła być paranoja – miała wrażenie, że wszyscy zmówili się przeciwko niej i chcą jej do czegoś użyć. Olivierowi, na przykład, zależało na tym, żeby poszła z nim do Nigra – w sumie nie wiadomo po co. Jak dobrze patrzeć – to każdy próbował ją ostatnio do tego nakłonić. Niby go nienawidził i uważał jego czyny za okropne, a z drugiej strony „starał się zrozumieć”. Co to za pieprzenie o zrozumieniu świra? Pewnie miał syndrom sztokholmski, albo coś…
Zaczęła krążyć po pokoju – trzy kroki wzdłuż okna, zwrot, pięć wzdłuż ściany, zwrot, jeden krok, zwrot, przeskok przez łóżko, zwrot i znów wzdłuż okna.
Poza tym – skąd wiadomo, że on w ogóle JEST jej bratem, a nie kolejnym świrem nasłanym przez Nigra, żeby ją zwabić do niego nie wiadomo po co? Zahartować a potem zwabić.. znała już te numery. Wszyscy ostatnio je jej robili. Fakt, że coś powiedział, nie znaczy, że jest to prawda. Alan go co prawda postrzelili, a potem przybił do krzyża, ale to też mogło być ukartowane.. żeby Oliviera uwiarygodnić. Albo i nie, Alan też przecież był świrem, jak wszyscy ostatnio. Bała się świrów.
Dobrze , że choć ona jest normalna. Myśli przyspieszyły w jej głowie, przyśpieszyła kroku, żeby je dogonić, a może dlatego myśli przyspieszyły, że ona krążyła coraz szybciej?
Jaka paranoja, żadna paranoja, paranoja to wtedy, gdy człowiek sobie coś wmawia – a to wszystko działo się naprawdę. Straciła rodzinę, przyjaciół, szkołę, a każdy, kto się pojawiał, próbował ją oszukać. Wykorzystać.
Myśli znów przyspieszyły, jak po speedzie, i nabrały niezwykłej jasności. Zrozumiała w końcu – oni wszyscy byli w zmowie i pracowali dla Nigra, odgrywając jakieś teatrzyki na jej użytek. Sprawdzając ją i testując. Niedoczekanie ich!
Odrzuciła fotel, zarzuciła plecak na ramiona i wypadła na korytarz. Zbiegła po schodach, zatrzymując się na moment w Recepcji.
- Szkoda tracić taką piękną noc na spanie – rzuciła Murzynce za ladą i wybiegła na ulicę.


- Przepraszam, przepraszam! - od razu zakłócono jej spokój na zewnątrz. A dokładniej zrobił to jeden mężczyzna po trzydziestce. Był przeciętnego wzrostu, takiej też postury, wyróżniał się tylko długim czarnym płaszczem, który aż nadto wskazywał na to, że ukrywa mutację. - Ocelia Warat? Przepraszam bardzo, ale mógłbym chwilę zająć? Czekam już od jakiegoś czasu, wcześniej jak tu wchodziłaś bałem się podejść… - mruknął cicho.
- Przykro mi - odpowiedziała po angielsku - Myli mnie pan z kimś innym.
Minęła go i poszła dalej ulicą.
- Nie! Poczekaj! - zawołał cię nagle. - Wpakowałem cię w to wszystko, wiem kim jesteś, chciałem tylko… no nie wiem - wzruszył ramionami, mizerniejąc.
- Kolejny - pomyślała Ocelia, nie za bardzo słuchając nawet łgarstw tamtego. W dodatku w płaszczu, jak Jason… Jakby od razu spławiła Jasona w Złotych Tarasach nie doszło by do tego wszystkiego. A jeśli by nawet doszło, to bez jej udziału.
“Wpakowałem cię w to wszystko” WTF? Ciekawość pisnęła cichutko, ale zaraz zamilkła przywalona zdrową dawka instynktu samozachowawczego owiniętego grubo paranoją.
- Pomyłka koleś - mruknęła Cela . - Śpieszę się na samolot.
- Alan też chciał uciec, ale Nigel go dopadł. Przeze mnie. Proszę, nie zniosę tego więcej… - jęknął rozkładając ręce.
- Spadaj, świrze - Cela przyśpieszyła.
- Przecież wiesz, że nie przejdziesz przez lotnisko! - zawołał, nie goniąc jej.
Oczywiście, że przejdzie. Miała dokumenty.
Odetchnęła z ulgą widząc, że został z tyłu. Przyśpieszyła jeszcze bardziej, kierując się w stronę bramy Dzielnicy.
Mężczyzna nie poszedł za nią, wszedł za to do hotelu, z którego wyszła.


Po nocy o dziwo kręciło się tu mniej strażników, choć samych ludzi i mutantów było znacznie więcej.
Szła szybko, pewnym krokiem, nie oglądając się ani za siebie, ani na boki. Czuła... lekkość i radosną ekscytację. Londyn czy raczej Bruksela? Bo że Europa, to było pewne. Polska na pewno nie, musi zacząć od nowa. Postanowiła zdać się na los, sprawdzi połączenia na lotnisku i wybierze najbliższe, do którejś z europejskich stolic. Trochę ruletka. Uśmiechnęła się sama do siebie.
Aż do bramy nikt jej nie zaczepiał. Jednak już przy pierwszej bramce, jeden ze strażników powiedział coś szybko do radia, w nieznanym dla Ocelii języku i wyszedł jej na spotkanie.
- Brama jest chwilowo zamknięta, przepraszamy, musi pani poczekać… - powiedział łamliwym angielskim.
- Nie rozumiem - potrzasnęła głową, zdziwiona. - Dlaczego? I jak długo mam czekać?
- Dlatego, że nie jest otwarta. Poczekasz aż otworzą - powiedział wzdychając.
Cela już otworzyła buzię, żeby zacząć wykłócać się ze strażnikiem o sposób traktowania klientów (kupiła w końcu bilet, nie?), ale szybko ją zamknęła.
Zamiast tego przybrała zagubiony wyraz twarzy.
- Ojej - powiedziała zmartwiona. - Będą niezadowoleni, jak sie spóźnię.. serio, nic nie da się zrobić? - zajrzała strażnikowi w oczy, uśmiechając się prosząco.
- Decyzja odgórna, wybacz, ale nie wiem o co chodzi nawet - odpowiedział już milej.
Przyczepiona do jego ramienia krótkofalówka zatrzeszczała i wydobył się z niej komunikat, w niezrozumiałym dla Ocelii języku. Najwyraźniej jednak była to wiadomość, którą od razu powtórzono.
- Coś się stało? - zapytała, wskazując na krótkofalówkę .Po sekundzie przycisnęła dłoń do ust. - Jestem taka niemądra, pewnie nie wolno wam o tym mówić…
Wzruszył ramionami.
- Na razie nic się nie stało, ale ustanowili pierwszy stopień gotowości.
- Wow - Cela wyglądała na szalenie zainteresowaną i podekscytowaną tą wiadomością. - Złapała strażnika za ramię
- Co to znaczy? To musi być super mieć tak odpowiedzialną pracę!
- Całkiem fajnie… lepiej niż było w wojsku - wzruszył ramionami. - Znaczy tyle, że należy zachować ogromną czujność wobec wszystkich mutantów, w odległości pół kilometra od muru i w razie problemów zastosować odpowiednie środki regulujące porządek.
- Cały czas musisz zachować czujność... To pewnie niełatwe. - Powiedziała z podziwem. - A jak masz na imię?
"Środki regulujące porządek" ... czy to znaczy, że od razu strzelają? Poczuła, że robi się jej zimno w środku.
Zrobiła zafrasowaną minę - To będziesz tu musiał zostać, aż ten alarm odwołają?
- Kater - przedstawił się. - I tak tutaj mam wartę, ale co chwilę dziesięć minut przechodzi kolejny patrol, tuż obok. Z tyłu mam sporo innych, na wieżach, wszystko jest zabezpieczone.
Świetnie. Po prostu rewelacyjnie.
- Ja jestem Lena - posłużyła się kolejny raz wymyślony wcześniej imieniem i wyciągnęła dłoń. - Wiesz, przyszliśmy tu z moim chłopakiem, wtedy jeszcze nim był, znaczy. Mówił, że fajnie było by czegoś nowego spróbować, dla ożywienia naszego uczucia... pieprzony dupek. Wcale mu nie chodziło o uczucie, tylko.. no, szkoda gadać. Starzy mnie zabiją, jak się dowiedzą... już jestem spóźniona.
Spojrzała chłopakowi w oczy.
- Kater, tylko ty możesz mi pomóc. Bardzo cię proszę.
- Mogę? - zdziwił się. - Znaczy… nie żebym nie chciał, ale… sam nie bardzo mogę stąd wyjść dopóki jestem na służbie i szczególnie jak jest pierwszy stopień - powiedział niepewnie.
- Jak nie wrócę w ciągu godziny, starzy dadzą mi szlaban do końca życia - zajęczała Ocelia. - Na bal maturalny mnie nie puszczają i będę spalona towarzysko. Tylko ty możesz mi pomóc! Wymyśl coś, nie macie jakiegoś wyjścia służbowego stąd?
- Nie. Zmiany są wraz z dostawami, tylko wtedy strażnicy wchodzą i wychodzą. Więcej wyjść to więcej dróg ucieczki dla tych, którzy stąd wychodzić nie powinni. Najbliższa dostawa rano, ale wtedy i tak już mają otworzyć bramy. Nie wiem czy na drugim końcu jest tak samo - dodał jeszcze.
- To już po mnie - Cela spuściła głowę. - Rano mają odwołać ten alarm, tak? Dobra, sprawdzę drugie wyjście. Dzięki, Kater - wspięła się na palce i cmoknęła go w policzek. - Na razie.
Odwróciła się - sprawdzi drugą bramę, a w najgorszym razie poczeka do rana, - A czemu właściwie ten alarm ogłosili? - zapytała jeszcze, spoglądając przez ramię.
- Nie wiem, zazwyczaj to robią jak kogoś szukają, żywego lub martwego, pojedyńczej, albo paru osób.
- Wybrali sobie znakomity czas, żeby mi życie zrujnować... - mruknęła jeszcze.


Oddaliła się spokojnym krokiem od bramy. Ich szukają, czy to po prostu niefortunny zbieg okoliczności? Powinna była dopytać tego strażnika, czy często takie alarmy się zdarzają, ale nie będzie już wracać, to by podejrzanie wyglądało.
Wybierała najszersze, najbardziej ludne ulice - ukrywane się teraz po zaułkach było proszeniem się o kłopoty. Postanowiła podejść, mimo wszystko, do drugiej bramy. Choć prawdopodobieństwo, że będzie otwarta, oceniała jako nikłe. Ona w takiej sytuacji pozamykałaby wszystko. Pocieszeniem było to, że nie można Dzielnicy trzymać zamkniętej wiecznie - prędzej, czy później ją otworzą.
Przybrała głupkowato-rozradowany wyraz twarzy, żeby nie wyróżniać się z tłumu. Choć od środka zżerał ją niepokój. Czuła, jakby jej ciało było już tylko pustą, kruchą skorupą - wystarczy jeden cios, nawet niezbyt silny, a rozpadnie się na kawałki.
Nikt w centrum nie wydawał się być zmartwiony czy choćby świadomy chwilowej kwarantany. Ludzi było coraz więcej im bliżej serca, czyli skupiska tego co tam było najważniejsze. Areny i burdele. Igrzysk i seksu potrzeba było w erze, kiedy chleba nie brakowało. Oświetlone na czerwono budynki obu tych zachcianek tętniły życiem, jak przystało na serce Czerwonej Dzielnicy, która z wysokości lotu ptaka czy samolotu, wyglądała jak złowrogie, przekrwione oko Johannesburga.
Wraz z nastaniem panowania naturalnego światłą, które powoli wschodziło zza horyzontu, ludzie zaczęli zbierać się przed bramą. Mało kto był zaskoczony, czy oburzony jej chwilowym zamknięciem. Najwyraźniej byli do tego przyzwyczajeni. Tym lepiej dla Ocelii, bo najwyraźniej ten alarm, nie miał nic wspólnego z nią. Krótka kontrola, sprawnie przeprowadzona przez doświadczony personel Dzielnicy i wraz z setkami innych klientów, wylała się do miasta.
“Na prawdę powinnam przestać odnosić wszystko do siebie” pomyślała, wychodząc za bramę. Jakby tu nie mieli innych - prawdziwych - problemów, poza nią… Rozejrzała się, szukając postoju taksówek.
Znajdował się tuż za parkingiem dla klientów, który właśnie był przez wielu opuszczany.
Odczekała swoje w kolejce, niezbyt zresztą długiej, większość odwiedzających dysponowała własnymi samochodami.
- Na lotnisko - powiedziała do kierowcy, wsiadając na tylne siedzenie.
Westchnęła głęboko, rozluźniając spięte mięśnie i opierając się o zagłówek. Wreszcie. Znowu zaczynała kontrolować swoje życie Choć zdecydowanie zbyt długo to trwało; zbyt długo pozwalała innym manipulować sobą, słuchała ich rad i kłamstw. Pozwalała się wykorzystywać. Ale teraz koniec z tym - sama o siebie zadba.
Dania, Irlandia a może Szkocja? Wyobraźnia podsunęła jej obraz Jasona wspierającego czoło na jej głowie. Przez ułamek sekundy zatęskniła za nam, jego obecnością, dotykiem. Szybko zacisnęła powieki i pięści, i zdusiła w sobie to absurdalne odczucie, które pojawiło się nie wiadomo skąd. Nie wiadomo po co. To durne tęsknić do kogoś, kto człowieka pakuje w kłopoty.


Kłopoty, z których Ocelia chyba nie bardzo mogła się już wyplątać. Samochód uderzył w taksówkę bardzo precyzyjnie, jakby prowadził go zawodowy kierowca w zawodach polegających na masakrze innych wozów. Centralnie w przód, od strony pasażera. Dziewczyna zamarła. Wóz Ocelii zakręcił się z wciąż dużą prędkością i jeszcze dodatkowo pchany ogromną siłą zderzenia z rozpędzonym vanem, potknął się o krawężnik, by przewrócić na bok, a następnie na dach, po którym jeszcze sunął krótki kawałek, z okropnym zgrzytem o beton chodnika. Krzyknęła, zasłaniając głowę. Szyba, z którą zderzyła się dziewczyna pękła, raniąc ją w lewą rękę, coś nagle ją przygniotło, a coś uderzyło.




Otępiała, kątem oka, w niespecjalnie wygodnej pozycji, dostrzegła jak inny van zatrzymuje się obok i szybko wysiada z niego czwórka ludzi. Jeden od razu podszedł do kierowcy, nachylił się i oddał jeden strzał z pistoletu, prosto w jego i tak już zakrwawioną głowę. Zamknęła oczy, przerażona. Ona będzie następna, ci skurwiele nie żartowali. Zamiast kuli poczuła jednak, jak ktoś łapie ją za włosy i próbuje wyciągnąć z auta. Szarpał jej ciałem, unieruchomionym na siedzeniu.
- Kurwa! Mick, odepnij ją od pasa! Już! - warknął nie mogą z tej strony sięgnąć zapięcia, które zapewne uratowało jej życie.
„Skoro nie chcieli jej zabić, to po co taranowali samochód?” - przemknęło jej przez myśl – „Może po prostu za bardzo się przyłożyli? Lub pomylili?”
- Puść - powiedziała stanowczo, pilnując, żeby w jej głosie nie było słychać paniki. - To boli. Nie chcesz mi zrobić krzywdy.
- To byśmy ci nie wjeżdżali na ryj, nie? - spytał drugi, odpinając ją od pasa, dzięki temu pierwszy z porywaczy, mógł nieco bardziej wyciągnąć ją na zewnątrz i bez krępacji, uderzyć pięścią w twarz.
Głowa odskoczyła jej w bok. Palący ból rozlał się jak fala, obejmując całą szczękę, potem sięgając skroni, oczu, tyłu i sklepienia czaszki. Zamrugała kilka razy bardzo szybko, starając sie pozostać na krawędzi świadomości.
- Czego chcecie? - syknęła.
- Nie rzucaj się, to nie będzie bolało - powiedział ktoś jeszcze, wyciągając apteczkę. - Ale jesteście, kurwa, niedelikatni - powiedział do towarzyszy, którzy trzymali ją kurczowo, unieruchamiając.
- Pomyliliście mnie z kimś - spróbowała jeszcze raz, rozglądając się jednocześnie, żeby sprawdzić, ilu ich jest.
Czterech wysiadło z jednego furgonu i z pierwszego, tego, który w nią uderzył, wygramolił się jeszcze jeden, zdejmując kask.
- Jasna cholera! Nigdy więcej planów na szybko! - warknął podchodząc.
- Hej, hej Mick! - powiedział, ten który ją uderzył, ściskając razem jej ręce. Dopiero teraz znalazła tyle siły, żeby spróbować się wyszarpnąć.
- Przeczytaj jej, jej prawa! - dodał mężczyzna, uśmiechając się.
Drugi - bez słowa - wbił jej igłę w szyję.
Po chwili ból zaczął blednąć, odpływać, podobnie jak Ocelia.
“Dlaczego moje zdolności nie zadziałały?” zdążyła jeszcze pomyśleć, zanim poleciała w dół, w ogarniający ją mrok.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 17-09-2013 o 14:08.
kanna jest offline