Pokręciwszy głową Galvin westchnął.
Zniknięcie wróża nie było niczym dziwnym. Mało to dziwów na świecie? A to że szpetny... Wszyscy oglądali się jakby mieli zaraz sami zamienić się w takich paskudnych brudnych wróżów. Krasnolud się tym nie przejmował. Był dalece bardziej odporny na choroby niż ludzie.
Jednak o ile sytuacja w chacie nie poruszyła go zbytnio o tyle grupa śmiałych mistrzów sztuki przetrwania rozdrażniła krasnoluda bardzo. Kaszlący, chwytający się za gardła i piersi... prawie połowa oddziału rozchorowana w najlepsze. A cholera.
A oni mieli tylko suche racje z których żadnego rosołu ani niczego innego uwarzyć nie będzie można. Ciepłe zupy z ziołami... tyle mógł zrobić. W dodatku Sver, który miał nieść zapas jedzenia też wyglądał nie najlepiej. Cóż... pozostaje więc jemu i szkapie Siobana nosić zapasy... a nie. Ta jest załadowana.. ale przecież niziołek ma jeszcze osła.
- No i żeście się załatwili panowie. Jak chcecie w takim stanie móc napierdalać? - pokręcił srebrzystowłosy krasnolud głową - No jak?
Było pewne że grupa teraz się będzie musiała rozdzielić, albo będzie musiała zwolnić. Ach cholera...
Ostatnio edytowane przez Stalowy : 17-09-2013 o 18:12.
|