Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2013, 09:36   #192
Sierak
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Alzur nie mógł narzekać na nadmiar szczęścia dzisiejszego wieczoru. Wizyta u lokalnego pasera pozostawiła go właściwie bez żadnych odpowiedzi za wyjątkiem nie potrzebnych mu bzdur odnośnie wykonania błyskotki. Być może sypnąłby starcowi groszem, gdyby faktycznie planował ów gadżet sprzedać, to jednak po głowie mu póki co nie chodziło. Genasi potwierdził jednak swoje podejrzenia. Broszka musiała mieć jakieś, przynajmniej sentymentalne znaczenie. Trup z którego ją zebrał był niemal odziany w złoto i na pierwszy rzut oka stać go było na spinki wyższej jakości, złote z wykończeniami z kamieni szlachetnych co najmniej. Ba! Po odciążeniu umrzyka z dóbr doczesnych sam Alzur mógł sobie pozwolić na kilka dni dostatniego życia zanim gotówka się ulotniła w lokalnych barach. Oczywiście nie było to najbardziej wartościowe znalezisko, bo to opiewało w grube tomiszcze przypięte aktualnie grubymi, skórzanymi pasami do boku genasiego. Księga zaklęć w niektórych regionach mogła przynieść góry złota, w innych śmierć za herezję. W Skuld jej szczęśliwy znalazca miał wobec niej inne plany, których realizacja ograniczała się póki co do znalezienia klucza do szyfru w którym była zapisana.

Knajpa w której znalazł się z polecenia Oswalda nie robiła zbyt pozytywnego wrażenia, chociaż Alzur ze swoim wizerunkiem w pewien sposób był nie lepszy. Ostatnio gdy przypadkiem wiatr zwiał mu kaptur z głowy, skończyło się to krzykami na całym kwartale i pogonią z kijami niemal wyjętą z kiepskiego horroru klasy B. Genasi był świadom tego, że nie wszędzie przyjmowano go z otwartymi ramionami często posądzając o konszachty z południowym sąsiadem Skuld. Dlatego też praktycznie nigdy nie rozstawał się z czymś ostrym, czym mógł w razie czego się wybronić. Także i teraz gizarma stała oparta o ścianę w zasięgu jego ręki. Z dopijania resztek piwa wyrwała go dość muskularna kobieta. Odruchowo Alzur ocenił dystans między sobą, a nią i doszedł do wniosku że w razie czego broń drzewcowa na nic mu się zda w takim ścisku.
- Jeżeli dostałaś mój opis, to raczej ciężko pomylić mnie z kimś innym - odpowiedział bez ceregieli uchylając rąbka kaptura i ukazując nieznajomej swoje oblicze.

Kobieta zmarszczyła lekko brwi lecz po chwili kopniakiem przysunęła sobie krzesło i usiadła na nim, splatając ręce na dość wyeksponowanej piersi.
- Ta... - mruknęła.
- Faktycznie niezły z ciebie dziwak...
- Twarzy i rodziny się nie wybiera, co teraz? - Odpowiedział czekając widocznie na jakiś przełom skoro kobieta postanowiła się przysiąść.
- Oswald polecił nam ciebie, mówiąc że masz pewne umiejętności które mogłyby nam się przydać... - rozmówczyni uniosła lekko brwi i rozłożyła lekko ręce, oczekująco zerkając na Alzura.
- No więc? Potrafisz rzezać mieszki? Dobrze walczysz? Biegle znasz się na tańcach egzotycznych...? Wbrew pozorom nie wszystkie organizacje stojące poza prawem to zdezorganizowane bandy głupów. Nim jednak w ogóle podejmiemy z tobą współpracę, chcemy dokładnie wiedzieć na czym stoimy.
- Całkiem nieźle walczę, a i myśleć mi się zdarza. O tańcach egzotycznych nic mi nie wiadomo - poczucie humoru rozmówczyni jakoś nie porywało błękitnolicego, ewidentnie za mało dziś wypił.
- Niezły początek - mruknęła, ściągając lekko wargi i podbierając brodę na wierzchu dłoni.
- Biorąc jednak pod uwagę że masz przy sobie gizarmę, nie jesteś raczej ulicznym rozrabiaką... Gladiator?

Cóż, Oswald czerpał zyski z kilku odgórnie określonych aktywności, jedną z których był znany było organizowanie nie do końca legalnych walk poza okiem Gildii Aren i jej zdzierczych stawek.

- Tak i nie, trochę łażę po okolicach, z moim licem łatwo zebrać w maskę, tak więc musiałem nauczyć się bronić. Gizarma zaś pozwala się bronić przed kilkoma napastnikami na raz, a uwierz mi "demona" nikt nie atakuje w pojedynkę - mówiąc to przewrócił bladoniebieskimi oczami ukazując w jak głębokim poważaniu ma miejscowe bajania.
- Nie zmienia to jednak faktu że przydałaby ci się jednak też inna broń, biorąc pod uwagę ciasnotę skuldyjskich miast... - kobieta zamyśliła się na chwilę po czym wstała, kierując się do drzwi.
- To się jednak da załatwić. Chodź za mną.

Kobieta powiedziała coś jeszcze lecz Alzur, jak na mężczyznę przystało, skupił się kilka sekund na jej niemal całkowicie odsłoniętych plecach oraz spodniach, mocno opinających pełne pośladki. Szybko jednak wrócił do rzeczywistości kiedy nietypowa panna obróciła się w miejscu i wsparła dłoń na biodrze.
- Rusz się - ponagliła.
- I tak przy okazji, mówią na mnie Megara.
- Miło mi - odpowiedział niemal automatycznie, chociaż nie. To nie było automatyczne, mało która kobieta od tak mu się przedstawiała.
- W ciasnej uliczce zawsze znajdzie się jakiś sztylet, ale prowadź.
- Sztylet, kastet, garota... Nie jesteś jeszcze w tym świecie dość długo by znać sposób używania tych przedmiotów, czyż nie? - Mruknęła cicho kiedy oboje wyszli już z karczmy. Następnie skinęła na Alzura głową i lekkim krokiem skierowała się do uliczki za przybytkiem w którym jeszcze przed chwilą siedzieli.
- Pozostaje jeszcze pytanie, jak bardzo jesteś w stanie przekroczyć wąską linię dzielącą prawo od bezprawia... ?
- Jak bardzo będzie to konieczne, z przekraczaniem prawa nie mam większych problemów. Z poprzednich miejsc zamieszkania musiałem się ewakuować, wiesz jak jest... Skoro i tak wszyscy traktują cię jako zło konieczne, to po co wyprowadzać ich z błędu?
- Słuszne podejście, ale tylko jeśli kręcisz się pomiędzy wieśniakami - odparła Megara coraz bardziej zagłębiając się w labirynt skuldyjskich uliczek.
- Tutaj jednak twoja rasa przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie z chwilą gdy udowodnisz ile jesteś wart. Diablęta, assimarowie, genasi...
Uśmiechnęła się lekko i obejrzała na prowadzonego planokrwistego, przystając pod dość nędznymi drzwiami w ścianie jednej z zaniedbanych kamienic.


- Dlatego radzę ci chociaż odrobinę popracować nad podejściem - dodała i pchnęła przegniłe drewno, zagłębiając się w mrok.
- Po diablętach często ledwo widać ich korzenie, aasimarowie są cholernymi, obdarowanymi przez niebiosa świętoszkami, ale zapewne masz rację. Po prostu powiedz co mam zrobić i co będę z tego miał, a ja to zrobię. Nie ma co gdybać nad tym ile potrafię, a ile sprawiam wrażenie że potrafię bo targam broń wielkości rosłego człowieka - nie myśląc zbyt wiele zagłębił się w mrok zaraz za kobietą. Przy czym w jego przypadku był to nie tyle mrok, co świat właśnie stracił kolory ograniczając się do czerni i bieli.
I dlatego też Alzur dostrzegł napięcie mięśni na plecach Megary kiedy ta odwróciła się gwałtownie, wyrzucając nogę na wysokości głowy mieszańca. Genasi niemal instynktownie szarpnął się do tyłu, o włos unikając ciosu piętą w skroń. Kobieta zaś uśmiechnęła się lekko, ignorując fakt że jej stopa złamała jedną z desek pokrywających ściany korytarza do którego trafili.

- Nieźle - skomentowała krótko, powoli stając obiema nogami z powrotem na zakurzonej podłodze. Następnie ruszyła dalej, zupełnie jakby próba przetrącenia komuś twarzy była czymś absolutnie oczywistym.
- Zwykle pachołkowie od Oswalda w tym momencie leżeli już na ziemi, jęcząc, krwawiąc, lub w przypadku tych najmniej rozsądnych, wyciągając na mnie broń - oznajmiła lekkim tonem, kciukiem poprawiając spodnie na biodrach.

Cudnie. Kontakt Stormwinda okazał się mniszką. I to o dość specyficznym stylu bycia.

- Zwykle pachołkowie od Oswalda zapewne nie widzą w mroku jak w dzień. Spodni nie musiałaś poprawiać, chyba że szykujesz się do kolejnego kopnięcia, następnym razem po prostu powiedz - ten dzień stawał się coraz dziwniejszy, czego apogeum było spotkanie członkini zakonu tutaj, w Skuld. Zawsze to jakieś pocieszenie, że męska sylwetka Megary była efektem lat katorżniczych treningów, nie orczego ojca.
- Chwilowo nie będzie to konieczne... - mruknęła kobieta, zbliżając się do przegryzionych przez korniki drzwi i naciskając klamkę.

Nie było zgrzytu. Nie było wręcz oczekiwanego skrzypienia pordzewiałych, konających w męczarniach zawiasów. Był za to zaskakująco czysty pokój na którego środku stał niewielki stolik, a na nim skrzynka z wiśniowego drewna.

- Wstępnie mogę powiedzieć że raczej się nadajesz - oznajmiła Megara, otwierając szkatułę i wyjmując z niej mieszek oraz broszę przedstawiającą miecz ułożony wzdłuż wężowego łba.- Jeśli przyjmiesz złoto oraz ten symbol, zaczniesz odpowiadać przede mną. Nie jesteśmy wojskiem, ale będę oczekiwała od ciebie posłuszeństwa, albo chociażby szczerości aż nie udowodnisz że jesteś warto coś więcej. Mniszka obróciła się i wyciągnęła dłoń, zerkając pytająco na Alzura.
- Nie jesteśmy dilerami narkotyków. Nie szmuglujemy niewolników. Nasze dochody to handel nieoclonymi towarami, hazard, burdele i organizowanie walk dla tych którzy nie lubią ustawianych walk na górnych arenach miasta. Wstępnie, możesz trafić do każdego z tych biznesów, chociaż osobiście nie widzę cię w roli alfonsa... Zgadzasz się?

Sakiewka w jej dłoni przyjemnie zagrzechotała złotem.

- Niech będzie, tylko um... Zawsze ten cały biznes z broszami, tajemnymi symbolami kojarzył mi się z gildiami wszelkiej maści. Coś w stylu na tej ścianie znajduje się symbol węża, to oznacza że są chronieni przez gildię węża... Czy jakoś tak. W każdym razie na organizowaniu walk trochę się znam, za to mnie ścigają.
- W takim razie świetnie! - Uznała Megara, energicznie wpychając sakiewkę w ręce Alzura i ruszając w stronę drzwi.
- Kup czego ci trzeba, najedz się, napij, wyśpij... Kup sobie dziewczynę albo dodatkową broń. Nie wiem. Po prostu pojaw się jutro w porcie lepiej wyposażony niż teraz.
Stanęła w progu i wsparła się nań ramieniem.
- Dok trzynasty. Galeon "Morski Miecz". Miej przy sobie broszę i... Nie pytaj mnie, nie ja je projektowałam - burknęła, by oddalić się energicznym krokiem i zniknąć w półmroku.

Grubo ponad sto sztuk złota, przeliczył Alzur nie dowierzając szczodrości tajemniczych pracodawców. Kim byli? Tego miał się dopiero dowiedzieć, grunt że płacili i to szczodrze, on zaś potrzebował złota jak każdy. W chwili obecnej postanowił jednak posłuchać nowej przełożonej i zaopatrzyć się w kilka sztuk broni, tak na wszelki wypadek.
~ Na kobietę trochę za mało ~ pomyślał przypominając sobie, jak ostatnim razem musiał pobić wykidajłę żeby w ogóle wejść do burdelu. W środku z resztą i tak dostał takie ceny, że jedynym sposobem na zaliczenie czegokolwiek był gwałt w czasie szabrów, a potem spokojny koniec na miejskiej szubienicy. Minęło kilka minut, gdy Alzur również udał się okrytymi w mroku uliczkami Skuld poszukując wyjścia na główną aleję, z której pamiętał już jak dojść do handlarzy lewą bronią.

Genasi nie cierpiał kupować broni, sam był całkiem sprawnym płatnerzem i gdyby miał czas i miejsce, zapewne zaopatrzył by się sam. Oczywiście jak każdy kowal, tak i on cierpiał na zboczenie zawodowe wytykania wszystkich niedoskonałości prezentowanego przez sprzedawców oręża, za co z resztą czasami udało mu się wyłapać zniżkę (lub ściągnąć sobie na kark zbirów opłacanych przez co bogatszych oszustów handlujących nieczystą stalą).

Następnego dnia maszerował środkowym traktem portu zwracając na siebie uwagę wszystkiego, zaczynając od portowych majtków, kończąc na nielicznych strażnikach miejskich. Wysoki, o postawnej sylwetce mężczyzna z twarzą skrytą w połaciach kaptura przypominał bardziej weterana wracającego z długoletnich bojów niż marynarza. Gizarma zazwyczaj spoczywała w dłoni Alzura i tak było także teraz, długość drzewca zwyczajnie była nie wygodna do noszenia broni na plecach, gdzie swoją drogą przewieszony miał też słusznych rozmiarów łuk. Sztylet jak zwykle krył się w cholewie skórzanego buta w sytuacjach "nagłych wypadków". Z nowych nabytków warto było zwrócić uwagę na drewnianą, najeżoną kolcami tarczę oraz wiszące u lewego uda sejmitar i młot bojowy. Wczorajsze zakupy były bardzo owocne, a w kieszeni genasiego zostało dalej całkiem sporo złota na ewentualne doekwipowanie się.
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline