Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2013, 20:13   #1
Barthirin
 
Barthirin's Avatar
 
Reputacja: 1 Barthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodze
[Warhammer IIed.] Wiatry Magii: Część I



Wiatry Magii: Część I

Gdzieś na traktach Imperium, przedpołudnie

Gościniec. Gęsty las. Zasadzka. Krzyk. Świst strzał. Ogólne zamieszanie. Kwik koni. Kurz i pył. Kłęby kurzu. Jeszcze głośniejsze krzyki i jeszcze więcej strzał. Ktoś atakuje nieuzbrojonych wędrowców i karawany kupieckie. Szczęk ostrzy i wyzwiska. Krew, krew wszędzie. Zalewa oczy, wpada do ust. Na ziemi kałuże krwi zmieszanej z piachem. Chaos i ogólny rozgardiasz. Nagle, pośrodku bitwy wybucha ogień. Ktoś cisnął kulą ognia. Do smrodu krwi i gówna dochodzi swąd palonego ciała.
Między szczękiem oręża i bezładnym chórem wrzasków daje się słyszeć krzyk. Krzyk, który niesie w sobie informację mrożącą krew w żyłach. Jedyny krzyk, który da się zrozumieć w ogólnym zgiełku. I wyraz, który słyszało niewielu żyjących, ale setki, może nawet tysiące martwych wojowników.
- Zwierzoludzie!
A potem była już tylko ciemność...

***


Ostland, rano

Obudziliście się prawie jednocześnie, niemalże jak na gwizdek. Może to przez pianie koguta na podwórku, a może przez jasną łunę słońca, wpadającą przez duże okno w izbie. Niemal od razu zauważyliście coś dziwnego. Każde z was miało zabandażowaną prawą rękę i lewą nogę. Do tego noga usztywniona była dwoma deszczułkami. Najdziwniejsze jednak było to, że kończyny nie bolały. Bolał łeb. I to mocno, jakby każdy z was wypił dzień wcześniej po beczce taniego piwa, albo pokaźną butlę samogonu, robionym na podejrzanym zacierze z suchego chleba. Pamięć też szwankowała. Nie pamiętaliście nic. Ledwie urywki. Migające obrazy, pojawiające się i znikające, jak sen, który próbuje się za wszelka cenę zapamiętać.
Oprócz was leżało tam jeszcze dwóch typów. Jednym z nich był elf rzężący coś pod nosem. Biedak majaczył, jak przez sen.
- Nie chcę... nie dotykaj... to boli... to jest złe...
Najwyraźniej był pomylony, albo miał cholernie realistyczny sen.
Ten drugi ranny - khazad - zdawał się juz nie żyć. Śmierdziało od niego, jak od umarlaka. Być może była to tylko woń typowego krasnoluda, ale fakt, że się wcale nie poruszał nie świadczył dobrze o jego zdrowiu.
Oprócz nich w pokoju nie było nikogo. A pokój mógł pomieścić znacznie więcej osób. Wzdłuż wybielonych ścian, po obu stronach pomieszczenia stał długi rząd drewnianych łóżek z cienkimi materacami, które potrafiły uszkodzić kręgosłup bardziej niż ork na sterydach. Oprócz prycz, w pokoju nie było żadnych mebli, co w połączeniu z białymi, jak śnieg ścianami i dwoma wielkimi, zakratowanymi oknami, nadawało mu ponurego, szpitalnego nastroju.
Elf dalej rzęził, a kur piał, choć dawno minęła pora budzenia. Za drzwiami, wstawionymi dokładnie na środku jednej ściany, rozległo się stukanie butów, a izbę wypełnił zapach świeżego chleba i smażonych jajek.
Od razu poczuliście się głodni... Nawet krasnolud rzucił się w spaźmie, zapewne z powodu zbliżającego się posiłku.
 
__________________
Ash nazg durbatuluk,
Ash nazg gimbatul,
Ash nazg thrakatuluk,
Agh burzum-ishi krimpatul!

Ostatnio edytowane przez Barthirin : 18-09-2013 o 20:27.
Barthirin jest offline