Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2013, 21:02   #217
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Podróżnicy ruszyli dalej w podróż, pomimo ciężkiej pogody. Deszcz nie odpuszczał ani przez chwilę a wręcz przybierał na sile. Ziemia nasiąknięta wodą zamieniała się w błoto, i nim minęło południe nasi wędrowcy byli już nie tylko przemoczeni ale i uwaleni w błocku. Pogoda nie sprzyjała w “podleczeniu” się chorych, i widać było że niekorzystne warunki zaczynają na nich wpływać.
Dirkowi coraz ciężej Ci się szło. Czułeś jak nogi robią Ci się jak z waty, a gorączka nasila się. Kaszel stawał się coraz silniejszy i częstszy, co też dodatkowo mogło go osłabiać.
Lotarowi może i dreszcze przeszły ale on sam był rozpalony. Kroki jakie stawiał robił to z coraz większym wysiłkiem, a z jego płuc wydobywał się coraz częściej kaszel. Suchy i bolący.
Korzystając z mapy Brangda zeszliście z głównego traktu uderzając na przełaj, chcąc skrócić sobie drogę by dotrzeć przez zmierzchem. Krótkie postoje były spożytkowane by tylko nogi choć chwilę odpoczęły lub by spożyć jakiś posiłek. Im głębiej się zapuszczaliście w las, tym droga stawała się cięższa a pojawiające się na pochmurnym niebie błyskawice nie wróżyły nic dobrego.



Jakby tego było mało, zerwał się porywisty wicher, który sprawił że liście zaczęły spadać z drzew a i gałęzie się poobrywały i zaczęły spadać na ziemię. Pogoda z każdą chwilą robiła się coraz cięższa, ale trzeba było przeć na przód. ]
Ostatni etap wędrówki przez las był najtrudniejszy, bowiem do przebycia mieliście coś na kształt mokradeł. Teren stawał się tu grząski, śliski i nie trudno było o upadek. Tempo marszu od razu stało się wolniejsze, gdyż każdy musiał uważać by się nie poślizgnąć i nie wpaść w jakiś ukryty dół albo wir bagienny.
Nikt z wędrowców się nie odzywał, skupiony na swoich i towarzyszach ruchach, więc od razu zwrócił uwagę na biegnącą dwójkę małych dzieci. Nie miały więcej niż dziesięć lat, ich ubranie było poniszczone, całe w błocie tak samo jak ich twarze. Widać było, jak na ich twarzach maluje się przerażenie i strach. Początkowo chłopiec trzymał za rękę, zapewne młodszą od siebie, dziewczynkę lecz wystające konary, śliska nawierzchnia zmusiła go by ją puścił.



Za nimi powoli podążało coś dziwnego. To coś nie tyle co szło, a toczyło się, o obrzydliwa breja spływała po jego cielsku. Kroki jakie to coś stawiało dorównywało czterem krokom dorosłego mężczyzny, a im bliżej to się zbliżało tym bardzie dawało się wyczuć smród jaki ten potwór wydzielał. Przypominało to zapach jaki wydziela stęchła woda albo muł ze wstrętnego bajor. To coś machało rękami na lewo i prawo, próbując dosięgnąć uciekające ofiary.
Dziewczynka nagle upadła na ziemię, wywracając się o coś i próbowała wstać, lecz jej noga zaklinowała się. Chłopiec spojrzał na “towarzyszkę” a może siostrę. Wahanie na jego twarzy trwało sekundę a potem ruszył pomóc małej. Ani dzieci ani bestia nie zwróciła na was jeszcze uwagi, choć nie mieliście do niej dalej niż kilkadziesiąt metrów.

(zapraszam na doca)
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline