Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2013, 23:52   #113
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 11:43 czasu lokalnego
Czwartek, 17 grudzień 2048
Mogadiszu, strefa rządowa, Somalia



Felix, Kane

Ciężkie buty Foxa głośno uderzały o stalową konstrukcję, gdy spieszył zbadać ciężarówkę. Metalowy podest skrzypiał i dygotał lekko, nic jednak nie wskazywało na osłabienie jego konstrukcji. Ci, którzy tu byli przed nimi, musieli szukać informacji, a nie sprzętu. Zaglądając w zakamarki magazynu najemnik dostrzegał coraz więcej szczegółów. Elektronikę. Wielką wagę, umiejscowioną w jednym miejscu podłogi. Nieznaną mu zupełnie aparaturę z taśmociągiem, na którym ciągle leżał urobek. Ktoś zatrzymał to w trakcie pracy, nie zwracając uwagi na wyniki. Wraz z włączeniem prądu zamigotał holograficzny ekranik, ale Raver nie zbliżył się, by popatrzeć. Pewne rzeczy nie miały znaczenia. Najpierw pojazd. Zbiegł po schodkach na dół i zamarł. W rogu hangaru, częściowo ukryte za kontenerem, leżało ciało. Należało do murzyna, lecz postura i rysy odbiegały od tubylczych. Prędzej już pasowały na tutejszego "prezydenta" z plakatów, choć oczywiście to nie był on. To już bardziej warte było pobieżnego chociaż zbadania.
Miał na sobie tylko bokserki i podkoszulek, odsłaniające zbite masy mięśni. Leżał jednak w tak dziwnej pozycji, że Fox podejrzewał złamania kości, może karku. W głowie miał dziurę, nie miał jednak na tyle dużej wiedzy medycznej, ani na tyle czasu, by sprawdzać co nastąpiło najpierw - strzał czy połamanie. Przy nim w każdym razie nie znalazł nic. Trup był zimny i zaczynał śmierdzieć.

Nie tracił więcej czasu. Podbiegł do pojazdu, całkiem zwyczajnego, starego modelu średniej wielkości ciężarówki. Wybrano taki pewnie po to, by nie wyróżniał się w Mogadiszu zanadto - tutaj nie spotykało się nowości rynkowych. Paka była odsunięta, odsłaniając przed najemnikiem prawie puste wnętrze. Prawie - leżały tam bowiem dwa, z braku lepszego słowa, pojemniki o podłużnym kształcie, nieco dłuższe od ludzkiego ciała. Nowoczesne trumny, jak głębiej się zastanowić - jeden bowiem został otwarty mimo nowoczesnych zabezpieczeń. Kable zostały wyciągnięte na zewnątrz, a klapa pozostała uniesiona. Był pusty, nie licząc kilku wtyczek i jakiejś siatki pełnej elektroniki. Drugi pojemnik pozostał zamknięty, choć i tu ktoś dorwał się do kabli.
Kabina kierowcy była otwarta. Kluczyków nie było w stacyjce ani za wycieraczką, lecz dojrzał całą skrzynkę, zawierającą również te do wózków widłowych, wiszącą tuż przy otwieranym do góry wyjeździe z hangaru.

O'Hara tymczasem przyglądał się podjeżdżającemu jeepowi. Siedziało na nim czterech mundurowych, każdy z bronią. Jeden ciągle gadał przez krótkofalówkę, ale nie wyglądali na takich, co chcieliby rzucać się do jakiegoś szaleńczego szturmu. Może bardziej - ciekawi? Zatrzymali się tuż przy vanie i wysiedli z wozu. Blue pracowała, lecz siedziała łatwo widoczna, zaraz po wejściu do biur. Była całkiem pochłonięta, ale wyłapała spojrzenie najemnika.
- Potrzebuję jeszcze kilka minut. I nie pytaj co tu jest, bo biorę wszystko co się da. Nawet zaszyfrowane i zbędne.
Strażnicy ciągle nie kwapili się z ruszeniem do hangaru. Rozmawiali ze sobą, pokazywali na wejście i zaglądali do vana, nie mogąc się zgodzić co do tego, czy warto ryzykować. Trwało to z kilka minut, zanim wreszcie jeden z nich rzucił znów coś do krótkofalówki, potem do towarzyszy i powoli, trzymając przed sobą karabiny automatyczne, zaczęli się zbliżać.

Nagle stało się coś zupełnie niespodziewanego. Najpierw pojawił się w oddali trudny do wychwycenia w dziennym świetle błysk, potem dym, a następnie doszedł do ich uszu stłumiony już huk eksplozji. Ziemia zadrżała lekko. Mundurowi skulili się nagle, będąc już tuż przy schodach. Nawet się nie zastanawiali. Tak wielki wybuch mógł zwiastować tylko kłopoty. Rzucili się z powrotem do jeepa, krzycząc i próbując przez radio otrzymać jakieś informacje. Zahe popatrzyła na O'Harę, ale to nie on pierwszy się odezwał. Usłyszeli podniesiony głos Wiga dobiegający ze słuchawek komunikatora.
- Ktoś przypieprzył rakietą w wielkiego czarnucha! Nie mam pojęcia czy trafił, ale coś musiało kierować pociskiem. Jak się pozbierają, dojdą do tych samych wniosków, a ja tu kurwa jestem jednym z tych białych, co nie do końca z nimi współpracują! Jaki status? Jakie rozkazy?


Valerie

Schodziła na dół, pewna swoich umiejętności, kombinezonu, a także ciszy, która stamtąd dobiegała. Nie miała pojęcia co mogło znajdować się w podziemiach meczetu i cokolwiek to było, chroniły tego kolejne drzwi. Zabezpieczone aż dwoma skomplikowanymi zamkami… tylko powiedzmy sobie szczerze, kto w tych czasach chroni cokolwiek zwykłymi zamkami i nie korzysta z elektroniki? Valerie spędziła kilka dobrych minut na pozbywaniu się tych zabezpieczeń i była pewna, że ponownie tego nie będzie się już dało używać. W środku panowała zupełna ciemność, włącznik światła jednak znajdował się tuż obok. Weszła do środka, przymykając drzwi. I otworzyła szerzej oczy.
W środku znajdował się, mający może cztery na pięć metrów, magazyn, a może raczej zbrojownia. Stały tu wojskowe skrzynie, broń ręczna, RPG, leżały jakieś ładunki wybuchowe i granaty. Wszystko starego typu, raczej rosyjskiej oraz chińskiej produkcji - lecz nasmarowane i w dobrym stanie. Poza wszelakim uzbrojeniem nie było tu nic więcej… a przynajmniej tak wydawało się na początku.
Nie bez powodu Shade została zwiadowcą.

Jeden rejon ściany zastawiony był tylko jednym lekkim stojakiem, który jak się okazało zaopatrzony był także w kółka, dzięki czemu przesuwał się bez problemów. Ściana za nim wydawała się taka sama, lecz wystarczyło odpowiednio mocno popukać, by odróżnić dźwięk. Kilka następnych minut kobieta szukała mechanizmu i znalazła go, na ścianie tuż obok, niewielki przełącznik. Nacisnęła i patrzyła jak mur wsuwa się głębiej, a potem odsuwa na bok. Jej uśmiech tryumfu szybko zniknął. Za tym fałszywym murem znajdowały się bowiem stalowe drzwi najnowocześniejszego typu, z dotykowym, holograficznym panelem dostępu. To było zdecydowanie ponad jej zdolności włamywania się.

Nagle ziemia zadrżała. Zaskoczona spojrzała w górę, lecz nie musiała się długo domyślać, gdy w komunikatorze odezwał się Wig. W miejscu, w którym była, słychać go było słabo, chociaż musiał podnosić głos, może nawet krzyczeć.
- Ktoś przypieprzył rakietą w wielkiego czarnucha! Nie mam pojęcia czy trafił, ale coś musiało kierować pociskiem. Jak się pozbierają, dojdą do tych samych wniosków, a ja tu kurwa jestem jednym z tych białych, co nie do końca z nimi współpracują! Jaki status? Jakie rozkazy?
W chwili gdy umilkł, Valerie usłyszała głosy z góry meczetu. Ktoś otwierał tylne drzwi. Raczej nie brzmieli jak ludzie szukający modlitwy.


Jeanne

Jeanne wróciła do pracy, ignorując kolejne słowa Ghediego, który znów chciał coś dodać, choć knebel oczywiście wszystko stłumił. Peter roześmiał się, ponownie wygodniej opierając się na swoim miejscu obserwacyjnym przy oknie. Teraz składał karabin, ruchami zdradzającymi pewność.
- Powiedzmy, że nie chciałbym zamienić się z nim tylko po to, by zabawiała mnie pani rozmową.
Biochemiczka spojrzała na ekran komputera. Wyszukiwarka znalazła powiązanie monacytu z jednym ze starszych patentów, teraz wygasłych i tylko dlatego dostępnych. Nie zdążyła się jednak temu przyjrzeć. Wig zaklął bowiem nagle, zeskakując z parapetu i biegnąc co sił ku niej.
- Pa….iiijjjj!
Wrzasnął i skoczył. Ale to nie był skok. Okna nagle eksplodowały, a ziemia zatrzęsła. Ciężkie ciało mężczyzny zdążyło ją przygnieść, zanim huk eksplozji uderzył w ich uszy. Rzuciło ich na ziemię, lecz fala uderzeniowa oddziałująca na ciała nie okazała się nadmiernie potężna. Za to stary budynek zatrząsł się potężnie. Tynk się posypał, duże jego fragmenty uderzyły w podłogę.
Kusz unosił się wszędzie wokół. Słyszała pisk w uszach, jakże podobny do tego, czego doświadczyła już na targu w strefie "Czerwonych". Tylko tym razem to nie oni byli celem, a plac, lub chociaż ci, co się tam gromadzili. Najemnik krzyczał już coś, najwyraźniej do komunikatora.
- Ktoś przypieprzył rakietą w wielkiego czarnucha! Nie mam pojęcia czy trafił, ale coś musiało kierować pociskiem. Jak się pozbierają, dojdą do tych samych wniosków, a ja tu kurwa jestem jednym z tych białych, co nie do końca z nimi współpracują! Jaki status? Jakie rozkazy?
Rozejrzała się nieprzytomnie. Komputer chyba przetrwał. Ghedi o dziwo również, chociaż trafiły go jakieś odłamki i krwawił. Próbował wyrwać się z więzów. Okien nie było. Połowa sprzętów została porozrzucana po całym mieszkaniu. Ona była cała, choć czuła się mocno obita po interwencji Petera, który znowu podbiegł do okna, ostrożnie się wychylając.
- Jasna cholera, nic nie widać. To był jakiś jebany nowoczesny pocisk!
Tym razem mówił już chyba do niej.
 
Sekal jest offline