Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2013, 00:24   #235
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Ciani z kamiennym wyrazem twarzy spoglądała na więźnia przez cały czas trwania jego krótkiej przemowy.
- Cóż… - odrzekła. - Jasne, że moglibyśmy cię uwolnić. Tylko powiedz mi z jakiego powodu. W jakim celu?
Marco spojrzał na nią z nieukrywanym zdumieniem.
- Chcecie mnie tu zostawić? - spytał. - Dlaczego?
- Bo jakoś trudno mi uwierzyć w te bajeczki, które nam opowiadasz - odpowiedziała obojętnym tonem.
- Gdybym miał za co, to już bym się dawno wykupił - odparł. - Nie wiedziałem wcześniej, nie wiem teraz.
- Nie udawaj bardziej naiwnego niż się wydajesz - westchnęła z politowaniem.
- Nie będę opowiadać rzeczy, których nie wiem. Nie znam ani planu zamku, ani jego sekretów. Znam tylko korytarz, którym mnie tu przyprowadzili i wiem, gdzie chowali łódź, żeby przepłynąć sadzawkę. Ale to sami wiecie. Nie byłem dalej.
- I mówisz, że trzymali cię tu pół roku? - zapytała, końcem ostrza rapiera przysuwając sobie pustą miskę, leżącą w zasięgu łańcucha, którym skuty był więzień.
- A który dzisiaj jest? - spytał Marco.
- No właśnie - spojrzała mu w oczy. - Który? Może trzynasty?
Podniosła blaszane naczynie.
- Pytam o miesiąc - odpowiedział. - I o dzień również, oczywiście.
- A jakie to ma znaczenie? - Ciani wzruszyła ramionami.
- To sobie policz, łaskawa pani. - Marco obrócił się i wskazał na ścianę, gdzie można było dostrzec kilka rządków ledwo widocznych kresek. - Chciałaś wiedzieć, czy to było pół roku. Mogłem się pomylić o parę dni.
- I trzymali cię tak długo mimo to, że nic nie chciałeś im powiedzieć? - mówiła wlewając do miski trochę wody.
Marco wzruszył ramionami.
- Mieli czas. Ciągle to powtarzali.
- My nie mamy tyle czasu. - Delikatnie popchnęła miskę z wodą bliżej więźnia.
Marco skinął głową na znak, że dziękuje. Podniósł miskę i zrobił dwa długie łyki.
- Nic na to nie poradzę - odpowiedział.
- Kiedy byli tu ostatnio? - zapytała.
- Parę dni temu. Mieli przyjść wczoraj. Albo dzisiaj.
- Ilu ich jest? - zadała kolejne pytanie.
- Mnie porwało pięciu. Ale zwykle odwiedzał mnie ich szef i dwóch pomagierów. Greg nie chciał sobie brudzić rąk. - Skrzywił się i potarł jeden z siniaków.
- A to skąd? - zapytała z zainteresowaniem, wskazując dość głębokie cięcie na jego boku.
- Jeden z przydupasów Grega doszedł do wniosku, że skłoni mnie do wyznań. Używał... dość ostrych argumentów.
- Pewnie wytrąciłeś biedaka z równowagi swoim uporem - skrzywiła się łotrzyca.
- Biedaka, jasne... - Marco ponownie się skrzywił. - Zatłukłbym drania, gdybym mógł.
- Jasne, jasne - potaknęła. - Pytali cię o coś konkretnego? Czego tu szukają?
Marco wzruszył ramionami.
- Tego co wszyscy. Skarbca. Wszyscy w okolicy mówią, że graf był bardzo bogaty, a do piekła nie zabrał złota ni klejnotów. Paru tych, co się tu dostali i wyszli żywi, trochę się wzbogacili. To potwierdziło legendę. A im dłużej ją powtarzano, tym stosy złota stawały się większe.
- I mówisz, że ciebie te opowieści nie skusiły?
- Kusiły, kusiły - odparł Marco. - Mieć złoto to przyjemne. Mieć dużo złota, to jeszcze przyjemniejsze. Ale na pewno bym nie poszedł sam, czy z tymi rzeźnikami spod znaku węża i sztyletu.
- Ojtam. Czemu od razu rzeźnikami? - zdziwiła się Ciani. - Nie prościej było być grzecznym i dojść do porozumienia? Spróbuj, może się jeszcze dadzą przekonać.
- Do jakiego porozumienia? - obruszył się Marco. - Jak mówię, że nic nie wiem, to nie wiem. Mam im wciskać jakieś głupoty, żeby mnie potem zabili?
- Oj Marco, Marko - potrząsnęła głową. - Pewnie będą cię tu trzymać wiecznie. Albo nie - poprawiła się z udawanym entuzjazmem. - Któregoś dnia uwierzą, że nic nie wiesz i puszczą cię wolno. No wybacz… - prychnęła z politowaniem.
- Ojej. Ty oczywiście byś została ich przewodnikiem. - W głosie Marco zadżwięczała ironia. - Jak będziesz wychodzić, to zamknij drzwi, żeby mi się tu coś nie przywlokło.
- Twoja wola. - Wzruszyła ramionami. - Pewnie niedługo przyjdą do ciebie. Może nawet sam Greg. Nie będziemy ci przeszkadzać.
- Mam nadzieję, że będziesz ginąć długą i męczącą śmiercią - odparł Marco.
- Dlaczego życzysz mi takich nieszczęść? Strasznieś buńczuczny, mój chłopcze - syknęła przez zęby. - Co wy na to panowie? Macie do niego jeszcze jakieś pytania?
Marco nie odpowiedział. Spojrzał tylko na towarzyszy dziewczyny, którzy do tej pory w milczeniu przysłuchiwali się wymianie zdań.
- Co począłbyś tu sam, jeślibyś odzyskał wolność? - wzruszyła ramionami. - Nie wyszedłbyś żywy za następny zakręt korytarza.
- Skoro tu przyszliście, to droga powrotna pewnie jest wolna - odparł. - Tylko bym się musiał spieszyć, żeby Greg mnie czasem nie dopadł.
Ciani także odwróciła się do swoich towarzyszy dając im znak lekkim skinieniem głowy.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline