Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-09-2013, 11:50   #231
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ciani, na szczęście, nie musiała sama wchodzić do nowo odkrytego pomieszczenia. Co prawda Bangus wzruszył tylko ramionami na znak, że nie zamierza się pchać do jakiejś ciemnej dziury, ale Theo wyraził swą niechętną zgodę słowami "Niech ci będzie", a Garag, chociaż nic nie powiedział, zaraz zabrał się za zapalanie lampy.

Prawdę mówiąc w pierwszej chwili w zacienionym pomieszczeniu Cieni nie zdołała niczego zobaczyć. Dopiero po chwili, gdy wszedł Garag z zapaloną lampą, można było w kącie komnaty dostrzec klęczącego, przykutego do ściany człowieka.


Przez moment trójka poszukiwaczy przygód zastanawiała się, co zrobić dalej - uwolnić, dokładnie przepytać, a może po prostu odwrócić się na pięcie i iść, zapomniawszy o więźniu.
W końcu trudno sądzić, by znalazł się tu za niewinność.

Młody mężczyzna podniósł głowę i spojrzał na nich nieobecnym wzrokiem. Dopiero po chwili powiedział zachrypniętym głosem:
- Pomóżcie mi...


Nie byliście tu w misji ratunkowej, nie przyszliście do przeklętego zamczyska po to, by kogokolwiek uwalniać. Poza tym, skąd mieliście wiedzieć, czy czasem nie był to jakiś niebezpieczny rabuś czy gwałciciel? Może to było kolejne dzieło szalonego grafa, zostawione tu na wieczną karę przez swego pana i twórcę lub po prostu skazane na zapomnienie? Czy warto było ryzykować i mu pomagać?
Decyzja należała do was, ale... musieliście ją podjąć szybko.
 
Kerm jest offline  
Stary 08-09-2013, 22:46   #232
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Pchnęła mocniej stalowe odrzwia. Łuk i strzały na nic by się tu nie zdały. Ciani na wszelki wypadek chwyciła rapier. Z mroku panującego za drzwiami cuchnęło paskudnie. Żywą istotą. A konkretnie człowiekiem. Na szczęście dość szybko znalazło się coś do oświetlenia tajemniczej komnaty za szafą. Postanowiła nie pchać się dalej naprzód zanim Garag nie wejdzie za nią z lampą. Zamknięta gołymi ścianami przestrzeń nie była zbyt przestronna. Biło stąd chłodem. I całe szczęście, bo inaczej smród byłby pewnie większy. Tak nie śmierdział nawet najbrudniejszy żebrak, z jakim miała do tej pory do czynienia. Oczy powoli oswajały się z półmrokiem, a więc potrwało trochę zanim dostrzegła w kącie jakąś postać. Poruszyła się pobrzękując, zdaje się, łańcuchem. Ciani z wysuniętym przed siebie rapierem postąpiła powoli i ostrożnie naprzód.
Do jej uszu dotarła z trudem wychrypiana prośba o pomoc.

- Ktoś ty?! - huknęła, równocześnie, z ostrzem zwróconym w stronę kąta, wędrując bokiem ku zasłonie na przeciwległej do wejścia ścianie. Zajrzała pod gruby spłowiały spłacheć materii, a potem szarpnięciem zerwała go ze ściany. Do ukrytej komnaty, przez nie myte od trzydziestu lat szybki okna, wkradło się mdłe światło pochmurnego dnia.
- Odpowiadaj, jak cię pięknie proszę - powtórzyła.
Ot, taki pech. Jak dotąd sprawy układały się o wiele łatwiej. Otwierali drzwi i szlachtowali to, co się na nich rzucało, a teraz? Nie bardzo wiedziała, co z tym fantem zrobić.
- Wody - usłyszała. - Pić.
- Daj bliżej to światło - odwróciła głowę do krasnoluda dalej tkwiącego z lampą przy wejściu. Sama podeszła do klęczącego pod ścianą mężczyzny. Sztychem rapiera wsuniętym pod brodę skłoniła go do podniesienia głowy.

Nie mógł mieć więcej niż ze trzydzieści lat. Jeśli wziąć pod uwagę oznaki dłuższego uwięzienia, może nawet znacznie mniej. Długie blond włosy wisiały w strąkach, a z wychudłej, od dawna nie golonej, brudnej twarzy patrzyły na nią nieco ponuro, przygaszone, niebieskie oczy. Ciało miał wychudzone, choć bez trudu można było dostrzec całkiem przyzwoite mięśnie. Ktoś go zdrowo w międzyczasie poobijał. Na twarzy i całej reszcie widniało sporo śladów brutalnego traktowania w różnych odcieniach barwy sinej i niebieskiej. Ostatnie gdzieś tak sprzed dwóch, trzech dni. Ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Osobiście znała kilka osób, którym chętnie by dokopała. I wcale nie musiałaby szukać zbyt daleko. Przynajmniej jednej.
Zdołała też, mimo kiepskiego oświetlenia, dostrzec podgojoną już ranę, po nożu zdaje się, na lewym boku. Góra, sprzed dziesięciu dni. Ale to nie to, a właśnie te udręczone niebieskie oczy skłoniły ją do odpięcia bukłaka. Czyżby coś na kształt litości? E tam! Skoro tu utknął, to jakoś sobie musiał na to zasłużyć. Zresztą, usprawiedliwiła się przed sobą samą, jeśli miała zamiar coś z niego wycisnąć, to lepiej, żeby się trochę przedtem napił. Tylko trochę.

- To kim właściwie jesteś? - zapytała odkorkowując pojemnik z wodą przed twarzą więźnia.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline  
Stary 17-09-2013, 14:21   #233
 
JPCannon's Avatar
 
Reputacja: 1 JPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputację
Krasnolud podszedł bliżej zgodnie z prośbą dziewczyny. Przyjrzał się rannemu człowiekowi, oceniając jego stan zdrowia. Po chwili widząc, jak Ciani odkorkowuje bukłak postanowił sam dodatkowo zachęcić mężczyznę do mówienia.

-Jestem wojennym kapłanem Teraliona. Będę w stanie sprawić byś poczuł się o wiele lepiej niż po zwykłym łyku wody, musisz jednak wcześniej wyjaśnić nam jak się tu znalazłeś i kim właściwie jesteś.

Garag musiał przyznać, że ani trochę nie ufał więźniowi. Miał wcześniej do czynienia z wieloma dziwnymi potworami, również takimi przybierającymi ludzkie kształty, udając bezbronne istoty. Krasnolud zbliżył się jeszcze o krok by spróbować wyczuć czy przypadkiem od mężczyzny nie da się wyczuć jakiejś magicznej aury.


----------------------------------------------------------------------
Wiara=8(test na wykrycie magicznej aury lub innej energii pochodzącej od mężczyzny)
 
__________________
"Miłość której najbardziej potrzebujesz to Twoja własna do siebie samego"
JPCannon jest offline  
Stary 17-09-2013, 14:59   #234
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Więzień, przynajmniej na na pierwszy rzut oka, zdawał się być najzwyklejszym na świecie człowiekiem. Żadnej magicznej aury nie zdołał wyczuć nawet tak doświadczony kapłan jak Garag.
Dalsze słowa więźnia zdawały się potwierdzać to odczucie.

- Jestem Marco. Marco Severs. Moja matka była przed laty podkuchenną w domu grafa. Uciekła razem z pozostałymi służącymi po śmierci grafa.

Marco zamilkł na chwilę, potem mówił dalej.

- Z pół roku temu złapali mnie ci spod znaku węża i sztyletu. Wiedzieli, że moja matka służyła u grafa i myśleli, że zdradziła mi wszystkie sekrety zamku. No i trzymali mnie tutaj. Ich szef, niejaki Greg, znalazł kiedyś talizman, dzięki któremu jakoś dogadał się ze szkieletami. Dlatego mnie tu trzymał. A ja nic nie wiem. Matka nigdy nie chciała rozmawiać o zamku. Do samej śmierci bladła na samo wspomnienie.

Przeniósł wzrok z Garaga na Ciani i trzymany przez nią bukłak.

- Możecie mnie uwolnić? - spytał.
 
Kerm jest offline  
Stary 19-09-2013, 00:24   #235
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Ciani z kamiennym wyrazem twarzy spoglądała na więźnia przez cały czas trwania jego krótkiej przemowy.
- Cóż… - odrzekła. - Jasne, że moglibyśmy cię uwolnić. Tylko powiedz mi z jakiego powodu. W jakim celu?
Marco spojrzał na nią z nieukrywanym zdumieniem.
- Chcecie mnie tu zostawić? - spytał. - Dlaczego?
- Bo jakoś trudno mi uwierzyć w te bajeczki, które nam opowiadasz - odpowiedziała obojętnym tonem.
- Gdybym miał za co, to już bym się dawno wykupił - odparł. - Nie wiedziałem wcześniej, nie wiem teraz.
- Nie udawaj bardziej naiwnego niż się wydajesz - westchnęła z politowaniem.
- Nie będę opowiadać rzeczy, których nie wiem. Nie znam ani planu zamku, ani jego sekretów. Znam tylko korytarz, którym mnie tu przyprowadzili i wiem, gdzie chowali łódź, żeby przepłynąć sadzawkę. Ale to sami wiecie. Nie byłem dalej.
- I mówisz, że trzymali cię tu pół roku? - zapytała, końcem ostrza rapiera przysuwając sobie pustą miskę, leżącą w zasięgu łańcucha, którym skuty był więzień.
- A który dzisiaj jest? - spytał Marco.
- No właśnie - spojrzała mu w oczy. - Który? Może trzynasty?
Podniosła blaszane naczynie.
- Pytam o miesiąc - odpowiedział. - I o dzień również, oczywiście.
- A jakie to ma znaczenie? - Ciani wzruszyła ramionami.
- To sobie policz, łaskawa pani. - Marco obrócił się i wskazał na ścianę, gdzie można było dostrzec kilka rządków ledwo widocznych kresek. - Chciałaś wiedzieć, czy to było pół roku. Mogłem się pomylić o parę dni.
- I trzymali cię tak długo mimo to, że nic nie chciałeś im powiedzieć? - mówiła wlewając do miski trochę wody.
Marco wzruszył ramionami.
- Mieli czas. Ciągle to powtarzali.
- My nie mamy tyle czasu. - Delikatnie popchnęła miskę z wodą bliżej więźnia.
Marco skinął głową na znak, że dziękuje. Podniósł miskę i zrobił dwa długie łyki.
- Nic na to nie poradzę - odpowiedział.
- Kiedy byli tu ostatnio? - zapytała.
- Parę dni temu. Mieli przyjść wczoraj. Albo dzisiaj.
- Ilu ich jest? - zadała kolejne pytanie.
- Mnie porwało pięciu. Ale zwykle odwiedzał mnie ich szef i dwóch pomagierów. Greg nie chciał sobie brudzić rąk. - Skrzywił się i potarł jeden z siniaków.
- A to skąd? - zapytała z zainteresowaniem, wskazując dość głębokie cięcie na jego boku.
- Jeden z przydupasów Grega doszedł do wniosku, że skłoni mnie do wyznań. Używał... dość ostrych argumentów.
- Pewnie wytrąciłeś biedaka z równowagi swoim uporem - skrzywiła się łotrzyca.
- Biedaka, jasne... - Marco ponownie się skrzywił. - Zatłukłbym drania, gdybym mógł.
- Jasne, jasne - potaknęła. - Pytali cię o coś konkretnego? Czego tu szukają?
Marco wzruszył ramionami.
- Tego co wszyscy. Skarbca. Wszyscy w okolicy mówią, że graf był bardzo bogaty, a do piekła nie zabrał złota ni klejnotów. Paru tych, co się tu dostali i wyszli żywi, trochę się wzbogacili. To potwierdziło legendę. A im dłużej ją powtarzano, tym stosy złota stawały się większe.
- I mówisz, że ciebie te opowieści nie skusiły?
- Kusiły, kusiły - odparł Marco. - Mieć złoto to przyjemne. Mieć dużo złota, to jeszcze przyjemniejsze. Ale na pewno bym nie poszedł sam, czy z tymi rzeźnikami spod znaku węża i sztyletu.
- Ojtam. Czemu od razu rzeźnikami? - zdziwiła się Ciani. - Nie prościej było być grzecznym i dojść do porozumienia? Spróbuj, może się jeszcze dadzą przekonać.
- Do jakiego porozumienia? - obruszył się Marco. - Jak mówię, że nic nie wiem, to nie wiem. Mam im wciskać jakieś głupoty, żeby mnie potem zabili?
- Oj Marco, Marko - potrząsnęła głową. - Pewnie będą cię tu trzymać wiecznie. Albo nie - poprawiła się z udawanym entuzjazmem. - Któregoś dnia uwierzą, że nic nie wiesz i puszczą cię wolno. No wybacz… - prychnęła z politowaniem.
- Ojej. Ty oczywiście byś została ich przewodnikiem. - W głosie Marco zadżwięczała ironia. - Jak będziesz wychodzić, to zamknij drzwi, żeby mi się tu coś nie przywlokło.
- Twoja wola. - Wzruszyła ramionami. - Pewnie niedługo przyjdą do ciebie. Może nawet sam Greg. Nie będziemy ci przeszkadzać.
- Mam nadzieję, że będziesz ginąć długą i męczącą śmiercią - odparł Marco.
- Dlaczego życzysz mi takich nieszczęść? Strasznieś buńczuczny, mój chłopcze - syknęła przez zęby. - Co wy na to panowie? Macie do niego jeszcze jakieś pytania?
Marco nie odpowiedział. Spojrzał tylko na towarzyszy dziewczyny, którzy do tej pory w milczeniu przysłuchiwali się wymianie zdań.
- Co począłbyś tu sam, jeślibyś odzyskał wolność? - wzruszyła ramionami. - Nie wyszedłbyś żywy za następny zakręt korytarza.
- Skoro tu przyszliście, to droga powrotna pewnie jest wolna - odparł. - Tylko bym się musiał spieszyć, żeby Greg mnie czasem nie dopadł.
Ciani także odwróciła się do swoich towarzyszy dając im znak lekkim skinieniem głowy.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline  
Stary 19-09-2013, 12:07   #236
 
JPCannon's Avatar
 
Reputacja: 1 JPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputację
Krasnolud przysłuchiwał się uważnie rozmowie. Jako kapłanowi który starał się pomagać innym, trudno mu było nie uwierzyć temu mężczyźnie.

-Cóż jeśli o mnie chodzi to mu wierzę. Nie ma czym walczyć i w jaki sposób nam zagrozić. Jest osłabiony i pewnie jak rzekła Ciani nie da rady stąd wyjść żyw. Sądzę jednak, że godniej jest umierać mając szansę, niż być przykutym do ściany w zamczysku pełnym potworów.

Im dłużej krasnolud mówił tym bardziej byłe pewien swych słów. Miał zamiar czekać na reakcję towarzyszy, jednak w końcu serce się w nim złamało. Podniósł swój ciężki młot i silnym ciosem trzasnął w ścianę utrzymującą łańcuchy. Nie trzeba było wiele by Garag skruszył je na tyle, aby mężczyzna mógł się uwolnić.

-Pamiętaj kto Ci życie darował, a teraz zmiataj i lepiej, żebyśmy na Ciebie więcej nie trafili. - Rzekł patrząc na Ciani, licząc na to, że te lekkie groźby i jego wcześniejsza mowa, przekonają ją dostatecznie by nie zabiła więźnia na miejscu.
 
__________________
"Miłość której najbardziej potrzebujesz to Twoja własna do siebie samego"
JPCannon jest offline  
Stary 22-09-2013, 23:16   #237
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
No i się porobiło! Wcale by się nie zdziwiła, gdyby więzień ich starych znajomych z korytarza przekształcił się teraz w jakieś monstrum i wytłukł ich wszystkich. Odczekała ze dwie chwile, ale jednak ani się nie zmienił, ani nic z niego nie wylazło. Mimo to jednak w dalszym ciągu uważała, że kapłan chyba trochę przeholował uwalniając go. Najrozsądniej byłoby go zostawić tutaj, aż do ich powrotu. Ale z drugiej strony, nikt z nich nie miał zbyt wielkiej pewności, że wrócą tą samą drogą. Właściwie nie mieli nawet pewności czy w ogóle wrócą. Skazaliby go w ten sposób na pewną i to bardzo nieprzyjemną śmierć. Garag wybrał chyba najrozsądniejszą z litościwszych możliwosci. Chociaż wciąż nie wierzyła byłemu więźniowi, nie sprzeciwiła się kapłanowi. Niechże idzie swoją drogą w diabły.

Marco przez moment spoglądał na Garaga, całkiem jakby nie wierzył własnym oczom. Po paru chwilach dopiero otrząsnął się z zaskoczenia, zawinął resztki łańcuchów wokół nadgarstków i z wypisanym na twarzy wyrazem wdzięczności skłonił się kapłanowi.
- Dziękuję bardzo - powiedział. - Dziękuję. Przez moment sądziłem, że mnie tu zostawicie.
Obrzucił spojrzeniem Ciani, jakby ta ostatnia uwaga była skierowany pod jej adresem, a potem ruszył w stronę drzwi.
Na sekundę zatrzymał się na progu, po czym obrócił się i powiedział:
- Jeszcze raz dziekuję. Uważaj na siebie - powiedział do Garaga.
Skinął głową magowi i zniknął za progiem.

Ciani mało szlag nie trafił.
- Hej, ty! Panie Marco! - huknęła za wychodzącym i ruszyła w stronę wyjścia. - Ten cały Greg, to wysoki blondyn w kolczudze z blizną na dłoni?
Marco zawrócił i wystawił głowę przez drzwi.
- Tak, a czemu pytasz?
- Nie musisz się trapić, że jeszcze go kiedyś spotkasz. Dziś rano miał mały wypadek. Moja strzała wbiła mu się w mózg - powiedziała, niemal zderzając się z nim czołem. - Byłbyś łaskaw się cofnąć? Chciałabym przejść.
- Trochę szkoda - oparł Marco, wycofując się. - Ale jak już, to lepiej, że ktoś go załatwił, niż nikt. Zatem dziękuję.
- Zawsze możesz mu napluć w jego kaprawe oczka - odparła Ciani. - A dokładniej w jedno, bo tylko tyle mu pozostało.
Marco rozłożył ręce.
- Daruję sobie. Nie wypada kopać leżącego. I nie będę tańczyć na grobie tego sukinsyna. Moja strata, ale co tam. W sumie przeżyję. A jego ludzie?
- A jego ludzi pięciu, nie, w sumie sześciu, pożegnało się z życiem.
Marco nie skomentował tej liczby.
- Mogę? - zmienił temat, wskazując na leżącą na podłodze broń truposzy.

- Poczekaj - mruknęła. - Pokaż mi te swoje obrączki - powiedziała wysupłując już z plecaka komplet wytrychów. - Poręczniej ci będzie bez nich.
Marco spojrzał nieco nieufnie na Ciani, ale (z brzękiem łańcuchów) wyciągnął ręce w jej kierunku.
- Spróbuj proszę.
Dziewczyna chwilkę manipulowała wytrychem przy obręczach. Najpierw jedną, potem drugą odrzuciła przy brzęku łańcuchów do wnętrza szafy. Syknęła krzywiąc się.
- Wdzięczny jestem. - Marco skinął głową.
- Paskudnie to wygląda - powiedziała oglądając brudne i poranione do żywego nadgarstki. - Trzeba to oczyścić.
- Jeśli się zdarzy okazja. W miasteczku na przykład. Mogę? - powtórzył, wskazując na broń szkieletów.

Ciani popatrzyła z dezaprobatą na topór i łuki bez strzał.
- A co się będziesz mnie pytać! Jest, to bierz. Specjalnego wyboru nie masz - stwierdziła i po zastanowieniu dodała. - Mi jeszcze chyba coś w nadwyżce zostało. - Wyciągnęła miecze. Jednym i drugim zakręciła próbnego młynka, po czym wybrała, jej zdaniem, lepszy i wręczyła go Marco.
- Mam jeszcze sztylet, jeśli miałbyś chęć.
- Wezmę co się da - odparł Marco, przymierzając się do zbroi, którą do niedawna nosił szkielet z szafy. - W miasteczku część przehandluję i będę mógł wrócić do siebie. A potem sprzedam dom i wyjadę jak najdalej od tego zamku. Najlepiej na koniec świata.
- Zostawiłeś dom pusty na całe pół roku? - zdziwiła się Ciani.
- Chyba nie sądzisz, że z własnej woli - mruknął Marco. - Raczej nie miałem nic do powiedzenia w kwestii wyjazdu. Mam tylko nadzieję, że będzie jeszcze stał, jak wrócę.
- Szczerze? Średnio w to bym na twoim miejscu wierzyła - skwitowała z iście sobie charakterystycznym taktem i wdziękiem.
- Pocieszyłaś mnie - odparł z przekąsem. - Ale lepiej nie mieć dachu nad głową, niż tamten. - Wskazał na drzwi celi, z której przed chwilą wyszedł.
- Wiesz, tu jest tyle złota i najróżniejszych innych cacuszek, które można by opchnąć handlarzom, albo kolekcjonerom, że pewnie mógłbyś i na dwa domy zebrać - paplała. - Tylko fakt, że sam nic nie zdziałasz, albo coś cię zeżre za następnymi drzwiami.
- Toteż nie wybieram się na zwiedzanie zamku, tylko w drogę powrotną. A to nie jest aż tak skomplikowane, żebym miał zabłądzić.
- Może i nie zabłądzisz, ale długiego życia bym ci nie wróżyła. Tu się roi od wielgachnych paskudztw. I to głodnych. - Pokręciła głową z widocznym brakiem wiary w szczęście więźnia.
- W końcu tu doszliście, prawda? A to znaczy, że droga jest wolna. I pewnie pozostanie taka jeszcze przez pewien czas. Chyba że zostawiliście coś, przed czym uciekliście? - Spojrzał na nią z zainteresowaniem.
- Nie przypominam sobie. Ale jeśli twoi prześladowcy przychodzili do ciebie w odwiedziny co kilka dni i za każdym razem musieli się przebijać przez tyle pułapek, co my dziś od rana, to na miejsce tych stworów, które wytłukliśmy po drodze przylazło już drugie tyle.
- A może mi powiesz - Marco palnął bez zastanowienia - czemu mnie zniechęcasz do tego, bym się odwrócił na pięcie i sobie poszedł? To będzie lepsze, niż siedzenie tutaj i czekanie na cud. Jeden już się ziścił i jestem wolny. Wolę nie nadwyrężać cierpliwości bogów.

Ciani przez moment patrzyła na niego, jak cielak, zanim do niej dotarło.
- No i w sumie prawda. Im dłużej będziesz tu siedział, tym większa szansa, że zostaniesz na zawsze. Niech cię bogi prowadzą, dobry człowieku! - Ukłoniła się z dygnięciem. - My się zmywamy. Chłopaki - zawołała towarzyszy. - Czas na nas. Wrota ciągle otwarte. - Żegnaj! - Zasalutowała i poprawiwszy plecak ruszyła ku drzwiom naprzeciw loszku.
- O nie! - zaprotestował Theo. - Ja potrzebuję paru godzin odpoczynku, inaczej nie będę mógł nikomu pomóc. Odpowiednio efektywnie pomóc - wyjaśnił.
- Nie będę wam przeszkadzać - stwierdził Marco. - Powodzenia.
Oddał salut mieczem i ruszył w stronę wyjścia, obciążony kilkoma kilogramami oręża.

Ciani zbliżająca się właśnie do drzwi, na dictum Theodora zawróciła w miejscu z miną, jakby właśnie ktoś zabił jej kotka.
- Marco? - spytał od niechcenia Theo. - A może byś się zatrudnił u nas? Gwarantujemy dużo niebezpieczeństw i złoto. Znaczy sprawiedliwy podział łupów.
W tym momencie Ciani zakrztusiła się z wrażenia.
Co mnie, cholera jasna, podkusiło, żeby tę szafę obmacywać tak dokładnie!, pomyślała. Nie odkryłabym loszku i zamkniętego w nim problemu. Z czystym sumieniem i spokojną głową buszowałabym dalej po zamku grafa, tłukąc potwory i zgarniając złoto.
Jak huragan wpadła na Theodora.
- Theo, co ty wyprawiasz? - wysyczała mu do ucha.
- Boisz się, że dla ciebie złota zabraknie? - odparł równie głośno Theo. - Nie sądzisz czasem, że im dalej zajdziemy, tym będzie trudniej? Im nas więcej, tym lepiej.
- Nie wierzę mu - wyszemrała. - Nie we wszystko - poprawiła się.
- Nie wierzysz, że nic nie wie o zamku?
- Też - potwierdziła, dając do zrozumienia, że nie tylko w to.
- Jak chcesz. - Theo wzruszył ramionami. - Nie będę się upierać. Co prawda ewentualnych wrogów lepiej mieć pod ręką, ale co tam.

Ciani na moment zamilkła. A nuż Theo ma rację?
Przez chwilę ciskała się po komnacie w tę i z powrotem, by na koniec z całej siły kopnąć skrzydło otwartej szafy. Drzwi trzasnęły i odskoczyły z impetem. Odwróciła się przyjmując uderzenie na bark.
- Dobra! - krzyknęła rozdrażniona. - Chcesz to idź. Chcesz to zostań z nami.
Marco obrzucił spojrzeniem Ciani, po czym powiedział:
- Serio? Nie wyglądasz na zachwyconą tym pomysłem. Wolałbym się nie narzucać. Nie mówiąc o tym, że nie chciałbym, żebyś się później rozmyśliła. Miałbym wówczas nieco większe kłopoty z opuszczeniem zamku - dorzucił z wyraźną ironią.
- O tak! - żachnęła się dziewczyna. - Zachwycona nie jestem z pewnością. Tyle, że nie zależy mi na twojej śmierci. Gdyby tak było, nie miałabym nic przeciwko, żeby wysłać cię samego do tych zas… korytarzy. - Z rozmachem wskazała załom muru. - Ale widzisz, nie zależy mi, więc lepiej byłoby, gdybyś tam nie lazł… - zbliżyła się do niego na dwa kroki, intensywnie wpatrując mu się w twarz - tylko, że za jasną cholerę nie wiem dlaczego, coś głęboko pod skórą mi siedzi i mówi, żebym ci nie wierzyła.
- I ja mam z tobą, z wami - poprawił się - iść? - zdumiał się Marco. - Chcesz mnie mieć na oku czy co?
Przez chwilę jeszcze patrzyła bez mrugnięcia, po czym poczęła potakiwać głową.
- Tak! - stwierdziła z entuzjazmem, jak gdyby dokonała właśnie epokowego odkrycia. - Otóż to! Ale mam stracha, bo za cwany jesteś jak dla mnie.
Usta zaczęły jej drgać. Przez moment starała się powstrzymać lecz po chwili, już bez skrępowania, prychnęła śmiechem.
Marco przez moment przyglądał się jej ze zdziwieniem w oczach, potem przeniósł wzrok na Theo, który rozłożył tylko bezradnie ręce.
- To - stwierdził beznamiętnie, wskazując na Ciani - już tak ma.
Marco roześmiał się.
- Zgoda. Jeśli tylko użyczycie mi kilku strzał - powiedział.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline  
Stary 23-09-2013, 09:24   #238
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po paru godzinach Theo uznał, że można ruszać dalej. Marco (dzięki pomocy towarzyszy z nowej kompanii) również pozbył się ran. Nakarmiony, napojony, przyodziany w zbroję po szkielecie i z łukiem w dłoni był gotowy, by stawić czoła niebezpieczeństwom czyhającym w zamkowych lochach i korytarzach.
Po krótkiej dyskusji zdecydowano (acz niejednogłośnie), by sprawdzić, co jest za drzwiami, które wcześniej chciała otworzyć Ciani.

Uzbrojeni po zęby, gotowi zmierzyć się z każdym niebezpieczeństwem, wpadli do komnaty i stanęli oko w oko... ze schodami.


Żadnego potwora, żadnej pułapki, tylko schody. Niestety - prowadzące w górę.
No i drzwi. Oczywiście nie te, przez które weszli.

- Idziemy do góry, czy też szukamy innych schodów? - zapytał Theo.
 
Kerm jest offline  
Stary 23-09-2013, 09:33   #239
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
- Schody są kuszące, aczkolwiek zwiedzanie pięterka zostawiłabym sobie na później - po krótkiej chwili oceniania możliwości wyboru Ciani udzieliła odpowiedzi. - A co ty Marco o tym myślisz? - zapytała nowego towarzysza.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline  
Stary 23-09-2013, 09:41   #240
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Ja? - W głosie Marco zabrzmiało niemal autentyczne zdumienie. - A co ja mam tutaj do gadania? Ja tu jestem tylko na przyczepkę - dodał.
Zmierzył spojrzeniem i schody, i drzwi.
- Ale gdybym był sam, to najpierw zwiedziłbym cały parter do końca - stwierdził.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172