Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2013, 16:53   #173
hollyorc
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Victoria!
King Arthur - Hans Zimmer - YouTube
Sława wygranym, a śmierć zwyciężonym. Tak patetycznie można by w jednym zdaniu zamknąć to co się stało. Wracali do domu, do czegoś co teraz było jego domem. Wypełnili zadanie, uratowali świat… a teraz, niczym super bohaterowie siedzieli zamknięci w puszkach samochodów podążając do domu. Wszyscy w ciszy w skupieniu. Kontemplując nad własnymi myślami, nad tym co się wydążyło, czasem co się wydarzy. Część z najemników sypała pomiędzy sobą niewybredne dowcipy… jednak nikt z drużyny jaka ostała się z Duchów. Wszyscy poważni, wszyscy skupieni. Tak samo Adam.
Kowalski nie bardzo ogarniał wydarzenia ostatnich dni. To były zaledwie dni, a on czuł się tak, jakby przeżył dekadę. Poczuł się nagle staro…
Zacisnął dłonie na kierownicy, powodując że knykcie pobielały. Cicho grająca muzyka tylko potęgowała uczucie smutku, straty i bezsilności wobec tego co nieuniknione. Wobec tego co już się stało. I to nie tylko na przestrzeni ostatnich dni.
W Kostuchu coś po raz kolejny pękło. Tym razem jednak zdecydowanie mocniej. Przebudzenie go z wieloletniego snu poważnie nadszarpnęło jego świadomością, wydarzenia kilku kolejnych dni wcale sytuacji nie poprawiły… a teraz śmierć osób, które tak szybko stały się mu bliskie, które choć tak różne, były zarazem do niego tak bardzo podobne… to było za wiele jak na umysł jednego mechanika.
Adam dojechał do mobilnego posterunku. Zamieszanie jakie powstało miało na celu ułatwienie dostania się do ich bazy. Do domu. Ktoś skinął mu głową łapiąc jego spojrzenie. Niemo wyrażał podziw? Może gratulował wykonanego zadania. Adam odpowiedział mu spojrzeniem oczu nie wyrażającym absolutnie niczego. Przeszklonym jednak przez cienką taflę łez. Kowalski trzymał się. Długo. Gdy wjechał do garażu, w którym ratował życie wartownika, jego oczy obiegły ściany budynku. Poszarpany tynk po pociskach serii, której to on sam był autorem… Tu wszystko nosiło rany. Dokładnie takie, jakie on nosił w sercu. Głębokie i w ciąż świeże.
Niczym automat udał się do swojego pokoju, odstawił laptopa, rozebrał się z przesiąkniętych potem i krwią ubrań i poszedł pod prysznic. Tam zaobserwował w sobie kolejną zmianę. Nie łapały go mdłości. Nie rzygał jak kot na wspomnienie tego wszystkiego co się wydarzyło. Miast tego złapał go atak pustego płaczu. Miał ochotę wyć do księżyca… i wył. Darł się w niebogłosy. Ktoś go usłyszał, przybiegł. W łazience pojawił się jeden z wartowników z armatą gotową do strzału. Kostuch natomiast, absolutnie nic sobie z tego nie robiąc spojrzał na niego, przepasał się ręcznikiem i wyszedł z pomieszczenia.
Po powrocie do pokoju usiadł na łóżku i otworzył flaszkę. Nalał wódki do literatki i pociągnął mocno. Zakrztusił się. Kaszlał przez kilka chwil wykręcając się z powodu smaku alkoholu jaki miał w ustach. Przepił czymś co stało w pokoju, co było chyba jego starą kawą. Potem wychylił kolejną literatkę i jeszcze jedną… a potem zapadł w płytki i niespokojny sen…

***

Dudnienie do drzwi wyrwało go ze snu. Nie wiedział ile razy się budził i ile alkoholu wypił. Wszystko to zlało się w jeden pomącony, zamazany i nierzeczywisty obraz.
W drzwiach stał Thompson wraz z Ruskiem. Murzyn coś do niego mówił. Kowalski zogniskował wzrok i zebrał się w sobie aby cokolwiek zrozumieć.
- Adam... - powiedział podając rękę. - Stary chce abyśmy ten rozpieprzony wrak auta rozebrali i sprawdzili co ma w środku. Zapytał kto poza mną zna się na tej robocie i musiałem Cię wydać. - zaczął ciszej. - Wiem co się ostatnio stało. Zacznij coś robić stary. Nie ma co się upijać na śmierć. Wspomnienia Ciebie zabiją. Musisz to przeczekać.. - widać, że murzyn chciał pocieszyć Polaka jak się dało. – Pomóż, a później ja Ci pomogę przy waszych wozach.
Adam uśmiechnął się smutno. Łatwo było tak łatwo podejść do tematu. Łatwo było radzić komuś, kto był z boku, kto nie przeżył tego wszystkiego co on. W tak krótkim czasie. W przeciągu zaledwie kilku dni, obudzono go z trzydziestoletniego snu, nakazano adaptację do nowego stanu rzeczy, nakłoniono do współpracy z drużyną, z którą się zżył, którą cenił, tylko po to aby finalnie patrzył na śmierć ponad połowy z nich. Kowalski podszedł do lodówki przyniesionej przez murzyna. Wyjął jedno z opakowań coli, otworzył. Następnie porządnie pociągnął z flaszki, a podarek od Thompsona potraktował jako zapojkę.
- Miałem ciężki tydzień. Stwierdził przepraszająco. - Nie zasłużyłem na wakacje? Słaby uśmiech był połączony z łzą płynącą po policzku.
- Zasłużyłeś, ale po sobie wiem jak to zwykle wygląda. - powiedział murzyn. - Nie jesteś jedynym, który żył przed wojną, Adam. Nie tylko Tobie ciężko się pogodzić z tym jaki ten świat się zastało, a na co nie miało się żadnego wpływu. Pamiętaj, że zawsze możesz wpaść do mnie do warsztatu i pogadać. Mogę znaleźć innego pomocnika, ale... nie ukrywajmy nie będzie on tak dobry jak ktoś kto widział więcej fur wyjeżdżających z salonów niż taki młodzik w życiu... wraków, które teraz jeżdżą po Stanach.
- Ale jestem zajebisty...
Głos Kostucha łamał się przez wypity alkohol, a także emocje nim targające - No i co? Mam robić kolejną furę, dla ludzi którzy w nią wsiądą i w niej zginą? Kolejną trumnę? Czy ja Ci wyglądam na grabarza?
- Adam... Mówię od początku o rozebraniu auta i sprawdzeniu co ma za bebechy. Nie ma mowy o składaniu czegokolwiek, a poza tym... Ludzie giną i ty o tym wiesz. Widzę w jakim jesteś stanie więc wpadnę innym razem. Nie zapij się na śmierć i gdybyś chciał pogadać...
- Czekaj..
Adam okazał się jednak mniej pijany niż można było początkowo uważać. Cóż polska krew robiła swoje.- Powiedz mi jaki jest sens w tym wszystkim? Do czego, to co robimy jest potrzebne? Komu się przysłużymy, a komu zaszkodzimy. Po co to robimy? Kostuch machną ręką wskazując wszystko w około. Nie konkretnie, ale wystarczająco wymownie.
- Stary... Poznając ich technologię możemy wpaść na coś czego po wojnie jeszcze nie było. Jakieś modyfikacje silnika, hybrydy czy cokolwiek czego sami nie jesteśmy w stanie wyprodukować. Wiesz jak niewiele przetrwało maszyn zdolnych produkować nowe części? Większość to już używki chyba, że trafi się na magazyn. - czarnoskóry mówił o silnikach ze znajomym błyskiem w oku.
- Okej. Znajdę części, nową technologię czy cokolwiek. Po co? Twarz Kostucha stężała, a jego wzrok zdawał się ciskać gromy. Owszem był pijany, ale teraz znajdował się w tym niebezpiecznym stanie, kiedy Polak zdolny jest do wszystkiego. Agresor był zdecydowanie tym, co określało teraz mechanika. - Rozumiesz co ja do Ciebie mówię? Powiedz po co mam to robić?
Rusek przysłuchujący się z boku rozmowie nadal wyglądał na rozluźnionego. Opierał się o ścianę i dłubał wykałaczką między zębami. Aż dziw, że wszystkie się ostały. Mimo iż Siergiej dobrze grał, Adam wiedział, że z każdej chwili byłby gotów zareagować. Rozdzielić, obezwładnić, a w ostateczności poskładać kogo lub co trzeba. Ale nie o to w tym chodziło...
- Adam... - powiedział Thomson po czym westchnął. - Rozmowa z Tobą w takim stanie nie ma sensu. Za szybko przyszedłem. Pamiętaj, że w bardziej zwrotnym, szybszym i wytrzymalszym aucie łatwiej przeżyć... Jak coś odwiedź mój warsztat jak już się pozbierasz. - murzyn wyglądał na spokojnego, ale widać, że był czujny po usłyszeniu ostatnich słów Polaka.
- Czego Ty ode mnie chcesz? Adam obrócił się niespodziewanie do Ruska. - Czego wy obaj chcecie? Mam uratować świat?
Rusek obrócił się w kierunku Adama. Wyrzucił wykałaczkę na ziemię.
- Mnie do tego nie mieszaj, Kostuch. Ja tylko przyprowadziłem kolegę... - rzekł Rosjanin.
- Adam... Jak coś wiesz gdzie mnie szukać. - powiedział Thomson chyba przez chwilę zastanawiając się czy nie położyć ręki na ramieniu Polaka, ale zrezygnował.
Murzyn spojrzał na Adama ostatni raz i odszedł. Krok, dwa tyłem później obracając się i ruszając w kierunku schodów do wyjścia z bazy Duchów. Rusek dalej patrzał na Polaka, ale po chwili również ruszył ku schodom. Powoli.

Drzwi się zamknęły. On został sam.
I napłynęła cała masa nowych myśli, połączona z taką falą nieopisanych emocji, że Polak ponownie padł na swoje łóżko płacząc niczym niemowlę. W poduszkę. Nie był gotowy na to wszystko, na odpowiedzialność jaka na niego spadła, na konieczność wyrzeczenia się części człowieczeństwa. Na pogodzenie się z faktem tak wielkiej straty… nie był gotowy na to wszystko co działo się wokoło.
Usiadł po czasie, który wydawał mu się nieskończenie długi, na łóżku ponownie zadając sobie pytanie: Po co to wszystko? Ponownie nie znajdując żadnej odpowiedzi. Szedł zatem za ciosem, aż doszedł do kolejnego. Czy nie lepiej było, by gdyby się nie obudził? Gdyby zasnął w tej lodowej trumnie na dobre? Naraz jego wzrok spoczął na kaburze pistoletu. Tego, z którym ostatnio się nie rozstawał, który przyrósł do niego niczym przedłużenie ręki. Wyjął broń z pasków uprzęży, potem trzęsącymi się rękoma odbezpieczył i wprowadził pocisk do komory. Lufę przyłożył sobie do brody.

Zacisnął mocno powieki, a kolejne łzy płynęły mu po twarzy. Trząsł się niczym galareta tkwiąc w takiej pozycji. Sam nie wiedział ile to trwało. Zmienił uchwyt na rękojeści i wetknął sobie lufę w usta oddychając głęboko, starając się uspokoić. Tylko na chwilę. Na jedną chwilę aby pociągnąć za spust. Aby zakończyć to wszystko… aby na powrót zasnąć w spokoju. Aby to wszystko w końcu się zakończyło.
Within Temptation - What Have You Done (feat. Keith Caputo) - YouTube
Naraz ścieżka dźwiękowa w laptopie się skończyła, rozpoczynając zarazem nowy kawałek.

To wybiło Kostucha z równowagi. Opuścił ręce wraz z bronią. Zrozumiał, że nie da rady.
Odwrócił wzrok, patrząc nienawistnie na ekran laptopa. Na ekranie zobaczył jedynie korektory dźwięku odtwarzacza. I tapete:

Orc by *armandeo64 on deviantART

I już wiedział co musi zrobić…
 
hollyorc jest offline