Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2013, 16:55   #174
hollyorc
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
***

Adam zastukał do drzwi garażu Thompsona. Głowa bolała go tak, jakby przebiegło po niej stado koni. Nie czekając na odpowiedź nacisnął klamkę i wszedł do środka. Gdy zobaczył murzyna, rzucił od tak...
- Przyszedłem uratować świat. Był trzeźwy, ogolony i zdawał się być pewien tego co mówi. Oczy miał podkrążone, jakby nie spał całą noc, od ostatniego spotkania. - Masz porządną kawę?
- Mam.
- odparł murzyn wycierając ubrudzone smarem łapy w biała chustę. - Fajnie, że wpadłeś. Już zacząłem rozbierać tego kolosa. - dodał. - Chodź za mną. Najpierw kawa, potem robota.
Gdy zapach kawy rozszedł się i dotarł do Kostucha, lekki uśmiech rozszedł się po jego zmęczonej twarzy. Gdy spróbował kilka łyków, było jeszcze lepiej. Zaraz potem przeszedł do warsztatu z kubkiem w ręku.
- Co tu mamy? I co z tego chcemy wyciągnąć? Kostuch ukucnął przy resztkach po czym niespodziewanie dodał. - Daj znać Siergiejowi gdzie jestem. Zabrałem Knighta i przyjechałem tu, nie mówiąc specjalnie co zamierzam...
- Widzę, że mamy tu jednostkę z turbo doładowaniem. Nawet mocny, 4-litrowy silnik, lekka pucha. Szczyt to elektronika, na której średnio się znam dlatego wszystko delikatnie odkładajmy na bok. Jest GPS, jakieś nadajniki, kamery, czujniki... Znasz się na tego typu rzeczach?
- Nie bardzo. Pomogę Ci ze wszystkim co dotyczy mechaniki i elektryki. Elektronika to nie moja bajka. Jeśli zestawisz mi silnik Muscle car, oraz japońską maszynkę z 3 sprężarkami i 4 komputerami, to wybiorę tę pierwszą.
Adam zamyślił się. - Silnik jest faktycznie ciekawy, można by go wykorzystać. Jeśli nie masz nic przeciwko, to po zakończeniu oględzin, chciałbym zebrać z tego... Kostuch wskazał rozbierany model - I przełożyć tam... wskazał bramę garażowa, za którą stało auto Kowalskiego. Obaj wiedzieli, że tam stoi Knight.

To co znalazł na przestrzeni kolejnych godzin przeszło jego najszczersze oczekiwania. Silnik z 2018 roku, posiadający potężny moment obrotowy, potężną ilość gratów wystarczających do zbudowania samonośnego zawieszenia, kompletną skrzynię biegów, hamulce lotnicze, turbosprężarkę, intercooler, modyfikowaną przepustnicę spalin, magnetyzery, system dodatkowego chłodzenia, przelotowy wydech połączony ze strumienicą, gaźnik recyrkulacji paliwa, całkiem ciekawie wyglądający zestaw opon, dodatkowo pancerne płyty, wzmocnione zderzaki, klatkę bezpieczeństwa i wiele innych.
Kowalski metodycznie wymontowywał wszystko rozkładając przedmioty po sporej części warsztatu. Osobno leżało to co było potrzebne do napędzenia auta, oraz przeniesienia napędu, osobno wszystko związane z opancerzeniem, a osobno z elektroniką. Autko, niczym z klocków lego zostało rozebrane prawie do zera.
Gdy zakończył pracę, zadowolony z siebie rozejrzał się wokoło. Praca jak zwykle pochłonęła go bez reszty. Poranek zmienił się w wieczór, a zjedzony na szybko kebab ze szczura wyraźnie już nie wystarczał. Głośne burczenie w brzuchu było tego ewidentnym dowodem.
- Mam dość na dziś. Zaczął Adam. - Sprowadź na jutro specjalistę od broni ciężkiej, informatyka i kilku pomocników do mechaniki. Poszalejemy sobie trochę.

***

Mike po czterech dniach od powrotu zajrzał do Kowalskiego. Przez ten czas Morgan był widziany albo gdy gdzieś biegł albo gdy z kimś rozmawiał albo gdy był pijany. Czasem lżej, czasem mocniej. Zwykle te pierwsze było preludium do tego drugiego. Teraz wyglądał inaczej. Ogolony, krótko ostrzyżony i w galowym mundurze. Wyglądał jakby szedł na paradę. Wszystko na nim lśniło, buty, klamka przy pasie... Jedyne co nie pasowało to wódka w łapie i uśmiech na gębie. Pewnie w jego mniemaniu był szelmowsko-cwaniacki ale cóż... Tak to było z uśmiechami, minami i gestami, zawsze wyglądały inaczej niż ich właściciel chciał. Wszedł do pokoju mechanika jak do siebie. Od razu usiadł za stołem i postawił flachę na stole.
- Dawaj szkło. Pijemy.
- A żeś się odjebał, jak stróż w Boże Ciało! Adam postawił dwie literatki i dwie szklanki z zapojką. - Co tam?
Michael uśmiechnął się.
- Ha! A myślałem, że to, że Twoi rodacy potrafią pić to mit.
Żołnierz nalał wódki.
- Byłem u pana i władcy Zgniłego Jabłka roszczącego sobie prawo do całych stanów. A raczej tego co z nich zostało. Zostałem namaszczony i zaprzysięgnięty nowej fladze. Teraz władam zabijakami z jego błogosławieństwem. A co u Ciebie?
- Wyrazy współczucia.
Adam poważnie stwierdził. - Ja? Zapijam smutki i dumam nad sensem istnienia. Spłaciłem zobowiązanie wobec Duchów. Zastanawiam się co dalej... Kostuch nie dokończył. Zawiesił głos czekając na to co powie Morgan.
- No jak to co. Robota dalej dla nas. Wóda, szlugi i przedwojenne laski, do tego wyzwania w robocie. Czego chcieć więcej?
- Normalnie wino, kobiety i śpiew. A za każdym rogiem koleś z glockiem starający się mnie ubić?
- I kolesie z sweet sixteen za Tobą, którzy pierwsi ich sprzątną.
- Żyć nie umierać... Co miałbym robić? Adam wychylił naczynie z gorzałką.
- Naprawiać samochody, jeździć na grubsze akcje i tam robić za przenośny warsztat. W ramach nadgodzin możesz się upijać z szefem.
- Tym ostatnim mnie ująłeś.
Kostuch łyknął zapojki i ponownie nalał sobie gorzałki do literatki. - Jeden warunek!
Morgan popchnął swoją w stronę Polaka.
- Dawaj.
- Knight zostaje mój. Nie wpieprzasz mi się w jego modyfikacje i wydajesz na nie gamble.
- Ale jest brany na akcje i rozwijany w kierunku bojowym. Ponad to nie będzie miał priorytetu w liście moich wydatków ale...
-.... Ale nie z kimś innym za kółkiem!
- Będziesz wtedy na większej ilości akcji. Naturalnie mój rozkaz jest prawem, nie będę się wpieprzał w warsztat.
- Ok. Spodziewaj się listy modyfikacji w aucie, oraz w samochodzie Lunety. Będę też potrzebował kilku nowinek... przełkniesz to?
- Jasne. Auto Lunety przechodzi na mnie. Uszereguj co potrzebujesz pod względem ważności. Stopniowo będę kupował albo po prostu dawał Ci gamble. Musimy gadać przy wódce o interesach? Polej.
Polał, wypili.
- W takim razie zespół. Dogadałem sie z Thompsonem. Będę miał u niego możliwość naprawiania i modyfikowania aut, ale potrzebuje kogoś od elektroniki, rusznikarza i kogoś od ładunków wybuchowych... Dasz radę? To muszą być dobrzy ludzie. Im będą lepsi, tym lepszy sprzęt dostaniesz w zamian.
- Od kabumów jest Corrin. Kolo z tego co widziałem jest naprawdę niezły. Z rusznikarzy mamy dwóch na stanie a od elektroniki poszukam. James chyba się na tym zna a robota mu się przyda.
- No to się dogadaliśmy.
Nalał, wypili. Nalał......

***

- No i wtedy ta farmaceutka... No wiesz jak to z farmaceutkami.
Morgana widać było, że wódka już ładnie siekła.
Rozmowa była prowadzona dalej. Przy tym samym stole… tyle, że temat się zmienił. Podobnie jak stan wódki w nie lichych rozmiarów butelce.
- Wiem... dała Ci kosza.
Z Adamem nie było lepiej. - Z nimi, Babami tak zawsze!!
- No właśnie... Z nimi źle i bez nich. A nie. Bez nich gorzej. Słuchaj Adam, potem poszliśmy do baru. Z tą barmanką. No i ona tam była to poleźliśmy do drugiego. I tam z Szybkim i resztą dalej chlejemy. Równo... Wódka szła jak nie wiem. A on na to, że jest mega szybki i każdy wymięka. A ja na to, że kuli nie uniknie. A on na to, że uniknie. Ja, że pierdoli. Wypiliśmy i wiesz co? Strzeliłem do niego. Zakład... Się nie rozwiązał bo chybiłem i postrzeliłem jakiegoś kolesia przy barze. Ledwo wyszliśmy z niego.
- Bo pić, to trzeba umić!! Szefie...
- I za to wypijmy!

Wypili.
- A teraz wypijmy na pohybel brązowym!
- Brązowym?
Mimo zdziwienia wypił.
- Jeden latynos odbił mi laskę. No ale ja nawijam, monopolizuje rozmowę, dawaj jakąś pijacką historyjkę. Może być bez strzelania do kumpli.
- Mono... co? Siakoś mi żadna do głowy nie przychodzi. Czekaj… coś sobie przypomniałem. Jest niezła. Z morałem!

Wyobraź sobie, że pewnej zimy, w świecie sprzed wojny leciał sobie wróbelek. To taki mały ptaszek, jakich było pełno w Polsce. Leci sobie, leci i potwornie mu zimno. Skrzydełka mu grabieć zaczęły, biedaczyna siły nie miał, a wietrzysko straszne i mróz trzeszczy. W końcu spadł. Wylądował prosto w krowim placku na łące. Placek był jeszcze świeży, pachnący i ciepły. Krowa musiała go zrobić przed kilkoma chwilami. Ciepło gówna rozgrzało wróbelka. Biedaczyna przestał się trząść, odtajał. Był uratowany! Z radości zaczął śpiewać. Mimo, że nie był w tym najlepszy wyśpiewywał radośnie co tylko mu ślina na dziób przyniosła. Wtem pojawił się lis. Usłyszał wróbelka, podszedł do niego, oczyścił z gówna i…. zjadł. Wisz jaki z tego morał?

Nie każdy, kto na ciebie nasra jest Twoim wrogiem, i nie każdy kto Cię z gówna wyciągnie jest Twoim przyjacielem!


Kowalski dumny z siebie i z przeprowadzonego wywodu spojrzał w końcu na rozmówcę.
Morgan, oparty na łokciach z literatką ustawioną kilka centymetrów dalej, spał siedząc przy stoliku.

***

Następny poranek był ciężki. Głowa bolała, światło boleśnie drażniło oczy, a jakikolwiek dźwięk powodował świdrowanie w uszach. Kac, pełną gębą. Adam jednak przyzwyczajony do tego stanu, powędrował na tyle szybko na ile mógł po kawę. Z napojem bogów wrócił do pokoju, oporządził się w sposób należyty, po czym udał się do miejsca gdzie wykonywał obowiązki służbowe.
Warsztat był jeszcze pusty. Oczywiście gdzieś tam, niewidoczni czaili się wartownicy, może gdzieś nieopodal był jakiś ukryty snajper zabezpieczający ich pozycję. A może była to jedynie jego wyobraźnia. Kostuch usiadł przy stole, na którym była rozłożona elektronika. Cała mechanika została już przepatrzona, a on powziął większą część decyzji co może zostać wykorzystane, a co jedynie na złom nadaje się. Została jeszcze niewielka kupka urządzeń elektronicznych, o których on nie miał bladego pojęcia.
Z braku możliwości wykonania czegokolwiek lepszego, zaczął przeglądać to, co udało im się wyciągnąć z pojazdu wroga. Jakieś twarde dyski, jakieś czujniki, i „pudełka” które dla niego mogły równie dobrze służyć za młotek… do tego mało poręczny.
Uwagę Adama przykuł jednak klucz USB. To niewielkie urządzenie pełniło kiedyś funkcje przenośnego napędu. Można na nim było w sposób dowolny transportować dane… dowolne. Od plików txt., po filmy pornograficzne i programy graficzne. Kostuch nie zastanawiając się nazbyt długo złapał za klucz i umieścił go w gnieździe swojego lapka. Wyskoczyło okno auto odtwarzania i rozpoczął się proces instalacji. Nic nie normalnego. Kilka sekund jakie Kowalski miał pozwoliły mu rzucić okiem na urządzenie. 20 TB. Ogromna pojemność mogła pomieść w zasadzie wszystko.
Pasek postępu instalacji doszedł do końca… a ekran matrycy lapka nagle stał się czarny.
Kowalski przekrzywił głowę i prychnął.
- To mi się kuźwa udało. Wirus pieprzony.
- Wypraszam sobie!
Elektroniczny głos odezwał się z głośników komputera.
Mina Adama musiała być bezcenna.
- Co jest? Powiedział do siebie i przyłożył dłonie do klawiatury komputera. Żaden klawisz, wliczając w to ten odpowiedzialny za zasilanie nie działał.
- Czy zrobiłem coś niewłaściwego? Laptop odezwał się ponownie.
- Czym jesteś? Adam był w szoku.
- Wole gdy określa się mnie mianem „kim”. Jestem SI.
- SI?
- Sztuczną Inteligencją.
- Programem?
- Widzę, że masz niewielkie pojęcie o świecie wirtualnym. Powiedzmy, że jestem bardzo rozbudowanym programem.
- Do czego służysz?
- Mój program zakłada pełnienie funkcji asystenta. Wykonuję niezbędne obliczenia, kalibracje, obliczam prawdopodobieństwo na podstawie danych.
- Jak to?
- Instalując mój program na komputerze osobistym, dałeś mi dostęp do posiadanych plików. Postaram się zatem odwołać do zrozumiałego dla Ciebie przykładu. Pamiętasz książki Johna Ringo?
- Tak.
- Pierwsze Uderzenie, Pieśń przed bitwą…
- Tak.
- Postać Michael’a O’Neail’a?
- Tak.
- A pamiętasz inteligentne przekaźniki?
- O w mordę…
- Ujął bym to inaczej, ale niech będzie.
- Możesz robić to co przekaźnik w książkach?
- Przy podłączeniu mnie do odpowiedniego sprzętu, pojazdów, czy broni… owszem.
- Poczekaj. Obecnie trwająca wojna, jest prowadzona przeciw maszynom. Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś… z V kolumny?
- Pewności mieć nie możesz. Ale mogę odpowiedzieć, że mój program został napisany przed wojną. Przez pewien czas był używany na potrzeby obliczeniowe rządu, potem zmieniałem właścicieli… po to aby dziś trafić do Ciebie.
- Wiesz, że będę to musiał sprawdzić?
- To logiczne.
- Umożliwisz mi to?
- Nie masz odpowiedniej wiedzy. Z przeprowadzonej dotychczasowej rozmowy i z zasobów tego komputera wiem, że jesteś mechanikiem, nie informatyków. Pojęcia logów, bramek, portali czy zapytań podrzędnych są Ci obce.
- Owszem. Ale wiem, komu nie są…
- W takim razie, otworzę rejestr i logi przed osobą, którą wskażesz.
- Czemu ja?
- Ponieważ to Ty na powrót powołałeś mnie do życia. A pliki, które posiadasz pozwalają mi jednoznacznie stwierdzić, że praca z tobą może być… ciekawa.

Kowalski prychnął, po czym odchylił się na stołku i zamyślił.
- Jak mam się do Ciebie zwracać?
- To zależy od Ciebie. Proces kalibracji do Twojej osobowości trwa. Ta rozmowa, a także wiedza którą już zdobyłem pozwolą mi docelowo na lepszą współpracę. Na razie się Ciebie uczę.
Kostuch kiwał głową akceptując wyjaśnienia.
- Może Thravis?
- Oczywiście, Sir.
Program odpowiedział głosem elektronicznego lokaja, postaci z komiksów i filmów Marwela. Asystenta Iron Man’a.
- R2D2?

Szereg dźwięków wydawanych przez droida przez cały cykl gwiezdnych wojen rozszedł się po garażu.
- Nie. Buckley!
- Proszę… Nie…
Coś na kształt zrezygnowania i irytacji pojawiło się w „głosie” maszyny.
[i]- Emanuel…
- … Rodriges, Moul Ep Diffirin Kaellach?
- To też czytałeś?
- Mam wiedzę na temat wszystkich plików znajdujących się w tej jednostce.

Kostuch uśmiechnął się drapieżnie.
- Wiesz masz w sobie jakąś tajemnicę.
- Zapewne nie jedną.
- Pewnie też nasza współpraca będzie się układać różnie.
- To możliwe.
- Masz w sobie coś dziwnego. Sam fakt rozmowy z Tobą, to jak paktowanie z diabłem.
- Dziękuję.
- Astaroth! To Twoje imie.
- Tak zatem będzie Barbaku!

Adam uśmiechnął się od ucha do ucha, złapał laptopa i skierował swe kroki w stronę auta.
- Choć demonie wcielony. Sprawdzimy Twą prawdomówność…
Dark Elf by *ramsesmelendeze on deviantART
 
hollyorc jest offline