Davhorn nie poczuł się jak w domu. O nie! Przywitano ich jak kmiotów co i miecza nigdy nie dzierżyli. Z początku był zły lecz złość ustąpiła gdy zbrojny zmienił ton. W końcu po dobroci weszli do środka okazując dowód swojego przybycia. Dowód na to, że powinni czuć się mile widziani. Spokój wojownika zburzył jednak widok bestii. Były bliźniaczo podobne do tych, z którymi nie potrafili się uporać, omal nie otarli się wtedy o śmierć. Spoglądał na bestie próbując dostrzec czegoś charakterystycznego...sam nie wiedział czego. Zaczynał odczuwać niepokój co wzmogło jego czujność. Nigdy nie sypiał sam. Zawsze z bronią więc chyba i w tym miejscu nie zapowiadało się, że będzie inaczej. Miał tylko nadzieję, że cel podróży uszczęśliwi jego zszargane zdrowie.
Rozsiedli się w końcu w przytulnej izbie, jedząc, pijąc i ciesząc się życiem, które stracił jeden z towarzyszy niechybnie. Niektórzy mogli by rzec, że i o ucztę zakrawało. Davhorn był cholernie wybredny. Jedynie czego mu brakowało to grajka czy minstrela, który chwalebnymi a jakże pieśniami, dodałby trochę wigoru w popijawie.
I znowu pozorny spokój i błogość ucztowania wzburzyło kolejne zdarzenie. Wyglądająca na ukrytą, wiadomość wróżyła jakieś nieszczęście. Wtedy na prawdę zaczął myśleć, że jakieś siły za tym stoją i to niekoniecznie materialne. Potraktował tę wiadomość całkiem serio co mogło świadczyć przerwanie jego mlaskania. Najpierw bestie, teraz ta wiadomość...Spojrzał na towarzyszy nie mówiąc słowa i począł jeść z powrotem. Rzucił niewyraźnie z pełnymi ustami.
- Cokolwiek się tu dzieje musimy mieć się na baczności i trzymać się razem pomimo chęci wzbogacenia. Mam cholerne wrażenie, że to może być jakaś farsa i specjalnie nas tu ściągnęli - przerwał na chwilę, wziął duży łyk piwa, po czym starając się przybrać poważny ton rzekł do towarzyszy wstając trochę pijany - Niech Niezwyciężony, którego nie ma, ma nas w swojej opiece ughhhh. |