Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2013, 21:56   #12
vanadu
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Maximilian obudził się cały obolały. Dostał na śniadanie papkę bez smaku i znowu został pozostawiony sam sobie. Już myślał, że wszyscy o nim zapomnieli, kiedy rozległy się kroki.
- Za mną – polecił policjant, otwierając celę.
Poprowadził maga do głównego pomieszczenia, gdzie czekali już... Kazuya, Jack i... Richard (którego Jack niemal siłą tu zaciągał).
Max mimo zmęczenia uśmiechnął się do Jack’a.
- Mam nadzieję, że nie zarysowałeś mi samochodu? A poważnie, Rossi jest pod opieką? -
- Twój brat wypytywał mnie, co się stało. Nic mu nie powiedziałem - wzruszył ramionami. - Idziemy?
- Chciałbym wiedzieć, co wczoraj tam zaszło - mruknął Kazuya, wskazując drogę do wyjścia.
Kiedy wyszli poza komisariat odpowiedział.
- Zdobywałem informacje, ale uznałem, że powiedzenie, iż cię okłamałem odwróci od ciebie uwagę. Nie wiedziałem jakie u was w jednostce panują podziały. Mam wrażenie, że trochę się ośmieszyłem przed Dovem, ale z drugiej strony też się trochę dowiedziałem. Niestety nie zobaczyłem miejsca zbrodni. Dlatego mam pytanie. Czy Franklin miał swoją bransoletę i czy dam radę ją odebrać. Najlepiej teraz? To ważne. -
- Rada już przejęła miejsce zdarzenia - odparł Kazuya. - Nic, co może świadczyć o magii, tam nie zostało. Procedury...
- Rozumiem. Mam nadzieję, że nie narobiłem ci kłopotów? - Kazuya w odpowiedzi posłał mu ponure spojrzenie.
Richard szedł pochmurny za nimi.
- Musimy gdzies przedysktować zajścia - oznajmił Jack. - Chociaż może lepiej zajmijmy się bardziej naglącym problemem... - Zerknął w stronę Richarda. - Niedługo zaklęcie uciszające przestanie działać...
-Cały czas optuje za oddaniem go demonom - odparł Richard.
Lingun spojrzał na Kazuyę i pochylajac się, zapytał szeptem.
- Wiesz o tym, że Dove wie o naszym świecie? -
- Co? - detektyw popatrzył na maga zdumiony. - Chyba bardzo przeżywasz to, co się stało. To zrosumiałe... powinieneś może usiaść, uspokoić się, poukładać myśli...
- Zacytuję go kiedy mnie skuwał. “Czary ci nie pomogą. Bo jeśli to się wyda będziesz ty będziesz miał większe kłopoty.” Nie wiem jeszcze co z tym zrobić, ale pilnuj się. Chwilowo uważam, że nawet, jeśli wie to jego zdolnością są zbyt cenne. Ale nie wiem co on robi z tą wiedzą. -
- Niemożliwe. Obserwuję go już od jakiegoś czasu. - azuya uśmiechną się lekko. - Nie ma mowy, żeby wiedział o magach i magii.
- To by tłumaczyło wczesniejsze słowa. Powiedział coś w stylu, że Spierdoliłem wieloletnie starania, ale nie skończył. Po prostu pilnuj się. -
- Hmm... no dobrze... - mruknął nieprzekonany i spojrzał na Jacka. - Dobra. O co tobie znowu chodzi? Jakie zaklęcie uciszające? - zapytał.
- Ano... zwykłe? - odparł niepewnie zapytany, posyłając Richardowi ostrzegawcze spojrzenie.
- Pozwolę sobie powiedizeć, to co powiedziałem Antonowi Dove, a co zapewniło mi nockę w celi. Obecnie mamy wojnę, nie wiemy, czy można komuś zaufać czy nie. Polecam nam zacząć dzielić się tajemnicami inaczej ktokolwiek za tym stoi wygra. Do teraz, nie wiem skąd w tym wszystkim wziął się Rtichard. Jack’owi ufam, bo razem walczyliśmy, ale głównie dlatego, że moja siostra dotarła do domu. Jeśli mamy bawić się w tajemnice lepiej od razu dac sobie poderżnąć gardła. -
- Opcją B wciąz pozostaje wyjazd do Dzibuti odparł tylko Richard.
- Demony dotrą wszędzie - odparł Kazuya i ponownie skupił się na Jacku. - I zgadzam się z Lingunem. O co chodzi?
- O nic co powinno was obchodzić ani by was dotyczyło - odparł mu Richard, nie mający ochoty dzielic sie czymkolwiek a już najmniej wiedzą.
-[i] Zgadzam się. To nie ma nic wspólnego z demonami... -[i] zaczął Jack, jednak się zawahał. - A na pewno nie ma nic wspólnego z naszą obecną sytuacją.
- Ok. Nie lubię niedopowiedzianych zdań, ale jestem gotów uwierzyć na słowo. Musze dostać bransoletę Franklina, dlatego musze dotrzeć do mojego domu. Ktoś z rodziny powinien ją przejąć. Znajdziemy tam też bezpieczne miejsce na zaplanowanie dalszego kroku. Jedziecie, czy chcecie się spotkać gdzieś indziej. -powiedział, jednocześnie aktywował zaklęcie z bransolety. Wykrywanie magii, powinno być skuteczne, zwłaszcza, że wiedział iż powienien szukać zaklęcia usiszającego. Wyczuł, że jego towarzysze są niewątpliwie magami. Na budynku komendy spoczywało kilka potężnych zaklęć ochronnych. Jednak jedno, wątłe, na granicy przełamania zaklęcie, spoczywało również w kieszeni Richarda.
-Muszę coś po drodze załatwić, spotkjamy się za dwie - trzy godziny. zaproponował Richard.
- O nie! Żadnego rozdzielania się! - zaprotestował Jack.
- A co , mamy chodzic za rączkę? - parsknął druid. - Nie, dzięki.
- Możemy pojechać razem. Moja rodzina mieszka poza miastem, wiec niezaleznie od twojego celu, nie nadłożymy wiele drogi.
Nagle rozległ się cichy pomruk. Jakby ktoś, gdzieś daleko krzyczał. Richard i Jack doskonale znali ten głos...
- Hmm, wiecie co, musze iść do toalety, wracam za moment - rzucił nagle Richard.
- Pójdę go przypilnować - dodał Jack. Kazuya usiłował coś powiedzieć, jednak nie zdążył, zanim tamten odszedł.
Gdy Maxymilian został sam z Kazuyą powiedział:
- Odpuśmy. Sprawdziłem rodzaj magii, to nic co może nam zagrażać. Mówią prawdę, to bardziej w stylu kłopotliwego upokożenia, niż zagrożenie. Z innej beczki, kto nakładał zaklęcia ochronne na komisariat?
- Rada. Wolimy mieć takie miejsca bezpieczne - odparł zapytany.


- Nic nie mów o tym... Kazuya... no on by tego nie pochwalił - powiedział Jack, kiedy znaleźli się na osobności. - Daj go. Rzucę jeszcze jedno zaklęcie...
...i zapłacicie mi za to, wy... - dosłyszeli wytłumione wrzaski ducha.
- Utopic kryształ albo wrzucić na budowie w cement i tyle - burknął mag.
- Nie można... jakby nie patrzeć, to kiedyś było żywe zwierze... chyba... - dodał niepewnie, kiedy do ich uszu doleciała wiązanka wyzwisk, jakich Richard w życiu nie słyszał.
- Ale przeciez krzystał go zakonserwuje, jego stan sie nie zmieni, a my nie będziemy musieli go słuchać - zaproponował Richard.
- Nie można... jedno pęknięcie i może się uszkodzić. Poza tym, demony go z łatwością wyczują. Duchy są dla demonów jak... pączki dla policjantów.
Wzrok Richarda wiele mówił na temat tego, jak bardzo go to by zasmuciło. -Ehh, jestem zmeczony. Serio powinienem byl wyjechać...
Szybko wrócili do reszty.
- Co się dzieje? - zapytał podejrzliwie Kazuya.
- O nic, o nic... Nie zwracaj uwagi... - odparł Jack.
-Dobra. Jedzmy. Ritchard podaje pierwszy cel. - powiedział czekając, aż Jack wskaże gdzie zaparkował. - zakładam, że masz samochów, bo mój jest niestety dwóosobowy. - dodał w kierunku Hajime.
- Twój samochód odstawiłem razem z siostrą. Kazuya użycza nam swojego - wyjasnił Jack, machając kluczykami, co detektyw skwitował westchnieniem.
- Gaaah. Jedźcie... tylko bez jedzenia w samochodzie i przepisowo! - zastrzegł. - Muszę wracać do pracy, widzimy się wieczorem... - Oddalił się nadzwyczaj powoli i niepewnie.
- Regent Park, wschodnia brama - rzucił adres Richard, kiedy zmierzali w stronę pojazdu.
Kiedy Hajime odszedł, Max mruknął do Jack’a
- To jego prywatny czy służbowy samochód? -
- Prywatny... nie wiem, co by było gorsze - westchnął zapytany.
- Gorszy byłby słuzbowy, bo samochody gliniaży są domyslnie lokalizowane a Dove wiedziałby dokładnie gdzie jesteśmy. -
- Ach... ty w tym kontekście. - Jack skinął głową, po czym zwrócił się do Richarda: - A czego szukasz w parku? To trochę... niebezpieczne miejsce, szczególnie teraz.
- Muszę się z kimś ...skonsultować. Poza tym to chyba akurat teraz najmniej niebezpieczne miejsce dla mnie - odparł Richard spokojnie.
Jack westchnął cicho, jednak bez protestów otworzył samochód.
Nie jechali specjalnie długo. Było jeszcze sporo przed południem, a w odróżnieniu od Maxa, Jack i Richard w ogóle nie spali w nocy... no dobrze. Richard przespał połowę drogi, jednak jakże dwie godziny snu mają się do dnia pełnego wrażeń?
Pogoda była piękna. Świeciło słońce, wiał delikatny wiaterek. Wiele osób przyszło do praku odpocząć, albo poćwiczyć. Matki spacerowały z wózkami, właściciele wyprowadzali psy. Sielanka.
- Tak właściwie, po co tu jesteśmy? - zapytał Jack, kiedy zamykał samochód.
- Muszę znaleść duży kawałek stawu bez ludzi - odparł tylko enigmatycznie druid.
- Chyba nie zamierzasz...? - mruknął Jack.
Richard spojrzał na niego pytająco.
-...no wiesz... - wskazał jego kieszeń.
- Nie, potrzebuje z kimś porozmawiać - odpowiedział tylko Richard ruszając w stronę mapki informacyjnej przy wejściu. Nastepnie skierował sie w znalezione na mapie, odległe, puste miejsce.
- Idziemy za nim? - zapytał Maxa Jack, jednak ten zdecydował się zignorować pytającego. - Ech... no dobra... To ty tu zaczekaj, ja za nim idę...
Richard ruszył pewnym i szybkim krokiem. Chciał koniecznie i jak najszybciej odnaleść jak największy, nie zajęty przez ludzi akwen wodny, co jenak było niemożliwe o takiej godzinie, w tak piękny dzień.
Pozostawała jedna opcja. Poczekac do wieczora. Co też zrobił. Usiadł, w pozycji medytacyjnej na trawie i czekał. Może reszta uzna że to po to przyszedł i nie będzie go poganiać?
- Hej. Nie mamy czasu na takie zabawy - mruknął Jack, stając nad Richardem.
- A znasz po drodze inne jezioro? - zapytał Richard nadal w pozycji mdytacyjnej.
- Na cholerę ci jezioro?! - zdenerwował się mag. - Mamy ważniejsze sprawy na głowach!
- Potrzebuje pilnej porady co do tych kwesti, a do tego potrzebuje jeziora - wyjaśnił rzeczowo mag.
- Ech... a co ty... o tym...? - Jack rozejrzał się, poszukując kogoś spojrzeniem, jednak poza nimi dwoma, nikogo tam nie było (nikogo, kogo mógłby szukać - zwykłych ludzi było od groma). - No nie... zgubił się? - mruknął poirytowany.
- Kto? - zapytał Richard -Kogo wcieło? - zapytał zamyslony.
- Nie ma Linguna...ach... został przy bramie. Nie możemy mu kazać czekać, wracajmy!
- Ehh, jak znajdziemy staw, musimy stanąć, tio serio pilne - rzucił Richard ruszając za świeżym “kompanem”.
- Dobra. O co chodzi? - zapytał Jack, zatrzymując się.
- Muszę sie kogos poradzić, a aby go wezwać potrzebuje dużego bajora - wyjaśnił krótko mag. - A wolę poradzić się za wczasu niż po czasie
- Nimfy? - Jack wyglądał na zdumionego.
- Wielki żółw - odparł Richard ruszając w stronę samochodu. -To gdzie jedziemy później, bo zapomniałem z tego wszytskiego.
- Pójdziemy na śniadanie i omówimy, co wiemy i co powinniśmy z tym zrobić - zaproponował mag.
- Może być.

Richard i Jack, ruszyli w stronę wyjścia z parku, gdzie czekał na nich zniecierpliwiony Maxymilian.
- Wypadło mi coś pilnego – powiedział na powitanie. - Muszę iść, poradzicie sobie? – zapytał pro forma.
- Lepiej się nie rozdzielać – zaoponował Jack, jednak Lingun nie chciał tego słuchać. Skinął im głową i odszedł szybkim krokiem. - Niech to... chodźmy stąd lepiej – burknął Jack, wskazując samochód detektywa Hajime, którym przyjechali.
 
vanadu jest offline