Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2013, 00:22   #107
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Iwgar się ucieszył na widok małżeństwa Bardyjczyków… może nie tak bardzo jakby był z nimi Rathar ale w głębi serca się ucieszył. Najbardziej cieszyły go nietęgie miny Mikkela i Fanny jak poznawali tutejszą bezpośredniość, kulturę i rodzinną społeczność. Fakt trochę było w tym jego winy bo ich do tego nie przygotował przez te wiele miesięcy wspólnej włóczęgi. W końcu ani razu nie kąpał się przy nich i nie paradował z fujarą na wierzchu jak to Leśni Ludzie mają w zwyczaju się suszyć. Jednak w rodzinnych stronach byłoby nietaktem gdyby nie zaproponował im skorzystania z sauny…

Z początku trochę sarkał, że musiał tyle czekać na nich i nie mógł z jego druhem na wyprawę wyruszyć a ten poszedł ważne sprawy sam załatwiać no ale Radagast musiał zrozumieć, że gościna jest tam ważniejsza niż jakieś wzgórza Dol Guldur. Powiedział to żartem ale gdzieś w nim było słychać gorycz. W sercu niejednego Leśnego Człowieka ta okolica budziła niepokój… i to co się tam aktualnie działo. Koniec końców radość ze spotkania zwyciężyła i podjął gości czym chata była bogata. Może okazała nie była… bo kurnik bardziej przypominać mogła ale ciepła była. Wygodna. I po brzegi wypchana różnego rodzaju darami natury. Od grzybów, ziół, mięsiw, kiełbas, miodów i konfitur do nalewek, winiaków, pitnych miodów i gorzałek. Tego czego w tej chałupie brakowało to baby… ale jak kto jest takim wolnym duchem jak Iwgar to co począć… co począć.

Nagabywany przez Mikkela uchylił nieco rąbka tajemnicy ale nie od razu. Jako, że i Fanny iście kronikarską ciekawością się wykazywała tedy była dla niego wspaniałym orężem w walce z przyjacielem. Podrzucał jej co i rusz nowe historie tak by sama stopowała małżonka by dał spokój z tymi Rzecznymi Pannami. Tedy Leśny Człowiek opowiedział im o historii Pustelnika odnalezionego w Mrocznej Puszczy. Iwgar bowiem z jego bratem rozmawiał. Spotkany przez nich samotnik na imię miał Wulfred Szybki, może niezbyt chwalebny przydomek dla męża… ale… Wulfred był najmłodszym synem głowy klany Daredal i zaginął jakieś cztery dziesiątki lat temu. Nie zginął jak początkowo się wydawało Iwgarowi lecz został wzięty w niewolę przez orków do lochów nieszczęsnego Dol Guldur. Miał wtedy zaledwie dwadzieścia lat… ale już wtedy był jednym z najznamienitszych wojowników, świetnym myśliwym… a na koncie miał wiele chwalebnych czynów. Opowiedział też, iż klan planuje go jednak odszukać i mu pomóc.

Wspomniał też o białym jeleniu, którego upolował i co według wiedzących z jego ludu to oznaczało… a niestety zapowiadało to koniec czasu spokoju. Może niekoniecznie coś złego, ale nawet chwalebne czyny były czymś co dokonywało się w obliczu czyjejś tragedii.

Kiedy już mu się skończyły historie a ciekawość Mikkela była równie duża co Fanny opowiedział w kilku zdaniach o Rzecznych Pannach. Nie wspominał nic o szczególnej opiece jaką obdarzyły one jego klan. Nie wspomniał nic o domysłach jakie miał w głowie odnośnie dnia kiedy spotkał jedną z nich. Opowiedział tylko o tym jak Leśni Ludzie je postrzegali… i że jedna objawiła się właśnie jemu.

***

Pomimo, że po Ratharze było jeszcze widać iż rana dała mu się solidnie we znaki to nawet taki widok ucieszył Iwgara. Rzecz jasna po pierwszych uściskach i śmiechach nie oszczędził mu wypominków jak to go wystawił i nie przyjął gościny. Jak również drwin, że dla takiego niedźwiedzia to i nawet w beorningowej armii nie ma dość prowiantu bo schudł po tej zimie tak, że teraz może się z nim mierzyć wreszcie na rękę. Ten jednak wyzwania nie przyjął miast tego wepchnął mu kubek z jakąś gorzałką i co jakiś czas kazał mu pić swoje zdrowie… A Iwgar nie był z tych co za zdrowie przyjaciela by nie wypił. Było radośnie i wesoło. Bo nie mogło być inaczej..

Leśny człowiek z początku zapierał się i przysięgał, że nie ma nic ze swojej piwniczki bo prawdziwi jego przyjaciele opróżnili mu do sucha piwniczkę. Ci, którzy zamiast okładać łbem wilki przyjęli jego gościnę. Rzecz jasna miał co nieco. No bo jak w podróż im się było wybrać bez czegoś na rozgrzewkę… no bo jak nie przywiózłby jakiego domowego wyrobu druhowi. Ba… jak tylko się zwiedział o tym, że Rathar bez ducha leży to od razu po całej osadzie zioła i inne ingredienty zbierać począł by mieć czym zdrowie olbrzyma wspomóc. Ale z tymi miodami jeszcze czekał.

To o czym wcześniej już napomknął Bardyjczykom powtórzył i teraz w nico zmienionej wersji. Rozszerzonej właściwie. Ale tylko dlatego, że Fanny wreszcie zostawiła pijących mężczyzn i zajęła się jakimiś swoimi sprawami. – Oddałem Pogromcę Wilków głowie klanu Darandel. Rozpoczął od wyjaśnień bo Beorning nie był jeszcze wtajemniczony. – Bardziej mnie ten przedmiot przerażał niż był wart noszenia. Nie wiadomo co tam w nim tak naprawdę siedziało. Nie oczekiwałem nagrody… ale Darandelowie to jak się okazało hojny klan… a jako, że ten topór wspólnie znaleźliśmy tedy to dobro postanowiłem podzielić na nas wszystkich. Skłamałbym mówiąc, że sprawiedliwie się dzielić będziemy bo takiej gościny jakiej zaznałem w Osadzie Leśnych Ludzi to ciężko będzie powtórzyć. Jadło, napitek… siedzenie u boku Jarla i słuchanie toastów na swoją cześć tego po prostu nie da się powtórzyć. Ba nawet pieśń o mnie ułożyli… chciałem żeby o nas ale skromność mi wmawiano i koniec końców tylko o mnie jest. Szczerze się uśmiechnął na wspomnienie tamtego czasu. Bo była to wielce przyjemna zima… i bardzo gorąca jak na takową porę roku. Oj wiele kobiet się kładło wtedy obok niego… oj wiele. – I dodam panowie jeszcze, że takich smakowitych bab jak z tego klanu to jeszcze nie kosztowałem… oj… tego wam wypłacić nie będę mógł co mi tamtejsze białogłowy oddały.

Następnego dnia… bo ranek smacznie przechrapał zabrał się za przygotowywanie naparów dla Rathara, które jak twierdził miały napełnić ten zraniony łeb olejem jaki z niego wypłynąć musiał kiedy to w niego oberwał. No i podarował mu antałek miodu.

***

To byli pobratymcy Wszędobylskiego i to do niego należała decyzja co zrobić z poległymi. Leśny Człowiek jakby go zapytano o zdanie to był za zabraniem ich do domu Beorna. Nikt go nie pytał… ale taka właśnie była decyzja. Dwa ciała strażników tych ziem i to ubite tutaj i przez orków nie napawały optymizmem… a wręcz przeciwnie. To nie miało prawa się wydarzyć. Wiosną! Orki albo stały się bardzo bezczelne po tej zimie albo miały bardzo ważny powód aby zapuścić się tak daleko w tereny kontrolowane przez Beorningów. W pełni podzielał obawy Rathara. Iwgar postanowił też poszukać śladów. Rzeka była o tej porze lodowata więc ktokolwiek do niej wskoczył musiał bardzo szybko chcieć się z niej wydostać. Poza tym podmokły teren powinien im sprzyjać… Przeprawił się przez rzekę i poświęcił na to sporo uwagi. Nie sądził, żeby w zasadzce uczestniczyły tylko te dwa ubite orki… a o tych ścierwojadach mógł wiele powiedzieć ale nie to, że potrafiły zacierać ślady. Poza tym szukał jakichś wskazówek o czasie kiedy tu przybyli i jak wyglądała zasadzka… jednak jak wszystkich najbardziej interesował go tajemniczy zbieg.

Dziwny to był widok. Poważny i skupiony. Iwgar bez cienia uśmiechu przeczesywał niemal każdą pędź ziemi w poszukiwaniu złamanego czyjąś stopą źdźbła trawy.
 
baltazar jest offline