Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2013, 19:03   #145
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Stosy papierzysk nie ujawniły już więcej informacji na temat tego, co działo się w tym przeklętym miejscu. Wzmianki o zakatowanych dzieciach i eksperymentach, będących próbą powstrzymania "większego zła" brzmiały bardziej jak bełkot szaleńca, niż naukowe próby udokumentowania prowadzonych działań. Razem z nikłymi informacjami pojawiła się jeszcze większa ilość pytań. Kto, jak i dlaczego - niewypowiedziane słowa wisiał w powietrzu, psując i tak napiętą atmosferę pomiędzy towarzyszami. Mimo obrzydzenia, wywołanego przez znalezione notatki, i wyraźnego niezadowolenia niektórych członków grupy, znajdujących się w komnacie pergaminów nie puszczono z dymem. Jakiś sens w tym był, po co odcinać sobie ewentualną drogę ucieczki, skoro nie wiadomo co czeka na końcu tunelu którym wędrowali? Według słów Andrei nie mieli już możliwości powrotu na górę, krwawe szramy na jej twarzy i ramionach dodawały wiarygodności szalonej opowieści. Pozostawało jedynie iść dalej, ostatnią ścieżką która dawała choć cień szansy na wydostanie się na powierzchnię w jednym, nierozerwanym przez upiory kawałku.

Ruszyli przed siebie, a złowrogą ciszę podziemi przerywało tylko echo ich ostrożnym, powolnych kroków. Robiło się coraz zimniej. Mróz powrócił, zmieniając podmokłe podłoże w śliską taflę, a wydychane powietrze w kłęby pary, buchającej rytmicznie spod narzuconych pośpiesznie kapturów. Wpierw ujrzeli pojedynczą kość udową, opartą o ścianę na podobieństwo karykaturalnego kija. Tuż za nią przycupnęła pożółkła czaszka, jeszcze dalej szlak usypany z drobnych żeber zdobił skutą lodem podłogę.


Wkroczyli na morze kości, ścielących się grubym dywanem tuż pod ich stopami. Część poukładano w pedantyczne stosy pod ścianami, lecz zatrważająca większość walała się w koszmarnym nieładzie, porozrzucana byle jak, bez krzty szacunku dla istot, do których niegdyś należały. Gdzieniegdzie dostrzegali zamrożone zwłoki, którym niska temperatura nie pozwoliła na rozkład. Na wychudzonych dziecięcych twarzach swoje piętno odcisnął potworny ból i strach, a ciała nosiły ślady tortur, których nawet Aslandir nie życzyłby swojemu najgorszemu wrogowi. Część z nich nie przypominała nawet ludzi, prędzej sinoblade sterty mięsa z ostro zakończonymi kolcami połamanych kostek. Wszystkie nie żyły, żadnemu z nich nie mogli już pomóc.

Szli więc dalej, jeden za drugim, gotowi w każdej chwili do odparcia ataku. Ten jednak nie następował, otaczająca ich ciemność pozostawała cicha i martwa, coś jednak wisiało w powietrzu, czuli to. Nawet niziołkom włosy jeżyły się na karkach. Tylko Aegnor zdawał sobie w pełni sprawę z powagi sytuacji. Wyuczony dostrzegać zawirowania magii, co kilka kroków dostrzegał pełzające w kątach smugi czarnego dymu, poruszające się wbrew wszelkim prawom logiki. Cienkie nici Dhar wędrowały po ścianach, zataczając kręgi wokół wędrowców, podobne do stada drapieżników niezdecydowanych jeszcze czy warto atakować swoje ofiary od razu...a może jeszcze poczekać? Prowadzona przez Herpina dziewczyna również je dostrzegała, czerwono włosy elf nie miał co do tego wątpliwości. Nerwowo strzelała wilczymi ślepiami na boki, wzdragając się za każdym razem, gdy macka utkana z plugawej energii zbliżała się leniwie na odległość mniejszą niż trzy kroki. Milczała uparcie, starając się dotrzymać kroku reszcie, co było dość trudne z racji skrajnego wyczerpania. Z każdym kolejnym metrem oddychała coraz ciężej, a na bladym czole lśniły krople potu, sklejając kosmyki rudych włosów. Mimo tego nie pozwoliła ponownie wziąć się na ręce, warcząc an szlachcica, gdy ten spokojnym głosem proponował swą pomoc. W końcu, chcąc nie chcąc, wsparła się na jego ramieniu, szepcząc pod nosem coś, czego mężczyzna nie mógł zrozumieć. Wydawało się że kłóci się sama ze sobą. Marszczyła czoło, a spomiędzy zaciśniętych zębów wydobywał się pełen złości, cichy syk.

Nie mieli pojęcia ile trwała wędrówka. Czas płynął powoli, przeciągając kolejne minuty w nieskończoność. Niesione pochodnie zdążyły wypalić się do końca, odpalili więc nowe. Nie musieli oszczędzać, przed zejściem do piwnicy zdążyli zaopatrzyć się w stosowne zapasy. Prowizoryczne, bo prowizoryczne, ale nie skazywały ich na błądzenie po omacku wśród mroku i kapryśność ogników stworzonych przez maga.
Tunel powoli zaczął piąć się ku górze, aż zakończył się znienacka starymi, drewnianymi wrotami, których przegniłe belki rozsypały się w proch przy najlżejszym dotyku. Ze środka powiało mrozem, równie przenikliwym co wiatr hulający na zewnątrz. Brakowało tylko śniegu i stojących nieruchomo ludzi, powtarzanego nieobecnym tonem nakazu patrzenia w niebo. Nieba również nie było, nad głowami wciąż mieli tony skał: śliskich, pokrytych lodową skorupą. Nie to przyciągnęło ich uwagę, spojrzenia wszystkich pozostałych przy życiu członków grupy jak na komendę skierowały się ku jasnej plamce, majaczące nieśmiało kilkanaście metrów przed nimi, gdzieś pod sufitem.


Nawet z tej odległości dostrzec mogli ciężki całun chmur, lśniący złotem w pierwszych promieniach słońca. Wstawał nowy dzień, budząc nadzieję w sercach i wlewając w zmęczone członki nowe pokłady siły. Jeszcze tylko kawałek...

Tuż za drzwiami blask pochodni wyłowił z mroku niewielki, prostokątny kształt, leżący nieruchomo na posadzce. Światło odbiło się od srebrnych okuć i jasnej bieli pergaminu. Otwarta księga czekała na nich tuż za granicą ognia.


Gdy podeszli do niej zadrżała, a z kart wystrzeliły chude ręce, równie blade co papier. Jedna z nich trzymała czerwony ochłap, drgający spazmatycznie między zaciśniętymi palcami. Uderzenie serca później z księgi wyłoniła się kobieca postać, bryła mięsa napuchła, zmieniając się w ludzkie niemowlę. Obie zjawy uśmiechnęły się szyderczo, zwracając pełne pogardy oczy... na Neth.


- Chcesz opuścić nas po tym wszystkim, czy nasze cierpienie pójść ma na marne? - skrzek upiora wbijał się pazurami wprost w głąb umysłu, żelaznymi okowami ściskając żywych za gardła - Koniec to tylko kwestia czasu, przeznaczenie dopadnie cię, nieważne gdzie się udasz. Śmiertelni nie ochronią tego, co do nich nie należy. Zostań

W ciemności po lewej stronie zapaliły się dwa zielone punkciki, potem kolejne i następne. Gromadziły się tuż za nimi i po bokach, drobne sylwetki czarniejsze od mroku. Wychodziły ze ścian, wyłaniały się z podłogi, pojawiały znikąd. Komnata rozjarzyła się szmaragdową poświatą, bijącą od dziesiątek oczu, wpatrzonych w jeden i ten sam punkt.
W żywych.

 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline